Rozdział 12
– Ugnij delikatnie kolana – powiedział niskim głosem Felix, uderzając kijkiem w moją wyprostowaną jak strunę nogę. – O, właśnie tak.
Instruktor narciarstwa, z którym umówił mnie na sobotnie popołudnie ojciec, był prawdziwą oazą spokoju z nielimitowanym pokładem cierpliwości. Sama już dawno dostałabym szewskiej pasji, trafiając na osobę mojego pokroju. Młody mężczyzna od razu zabrał mnie na niebieską trasę, ignorując moje paniczne zapytania o oślą łączkę. Dzisiaj szło mi już zdecydowanie lepiej, jednak wiele rzeczy nadal pozostawało dla mnie czarną magią (po co komu kijki?). Ciągle miałam również OGROMNY problem ze skrętem w lewo, który w większości przypadków kończył się epickim upadkiem.
Tata postanowił wybrać się wraz z panem Russellem na jedną z dopiero co otworzonych czarnych tras, gdyż oboje byli zaawansowani narciarzami, którzy lubili wyzwania i dreszczyk emocji. Na zatłoczonym stoku spotkałam również Han z mamą, które najwyraźniej zakopały już topór wojenny. Co zabawne, miały identyczne, biało-szaro kurtki z kapturem, co ewidentnie nie podobało się mojej koleżance, która poprosiła mnie przepełnionym negatywnymi emocjami szeptem o brak komentarza. Jej mama piorunowała natomiast wzrokiem jej młodszego brata, który obrał sobie za cel dźganie kijkiem każdego mijającego ich narciarza.
Powoli dotoczyłam się na dół, gdzie ponownie ustawiłam się w długiej kolejce do wjazdu na szczyt. Rozpromieniony Felix stanął zaraz za mną i rozpoczął rozmowę z innym instruktorem, który miał pod swoją opieką kilkuletnią, drobną dziewczynkę. Do jasno-różowego kasku przymocowała uszy królika, co wyglądało niezwykle uroczo.
– Siemka. – Usłyszałam męski głos nad uchem, który skutecznie odciągnął mój wzrok od małej narciarki.
– Czy ty tutaj mieszkasz? – spytałam, przewracając wymownie oczami. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie idiotyzm tego pytania.
– Jakby nie patrzeć, to tak. – Uśmiechnął się szeroko ubrany w oliwkową kurtkę Samuel, przesuwając się do przodu ze swoją deską. Poszłam w jego ślady, starając się nie wjechać w stojącą przede mną kobietę.
– To było durne pytanie, zdaję sobie z tego sprawę.
– I jak ci idzie? Widziałem, że powoli już coś łapiesz.
– Świetnie. – Westchnęłam, poprawiając grube rękawiczki. – Jeszcze trochę i będę upadać co piątym zakrętem, a nie co drugim.
– Co trzecim – wtrącił się rozbawiony Felix, wciskając swoją głowę między nas. – Dasz radę sama ogarnąć wyciąg?
– Tak, pewnie.
– Będę zaraz za tobą. Widzimy się na górze.
Bez większych problemów wjechałam na taśmę i usiadłam obok lekko zgarbionego Sama. Próbowałam jeszcze chaotycznie poprawić kijki, co finalnie oczywiście mi się nie udało i musiałam lekko zmienić pozycję.
Zarumieniony chłopak cały czas gadał, opowiadając mi o swoich największych narciarskich wpadkach. Dwa lata temu postanowił przerzucić się na deskę i to właśnie ona stała się nieodłącznym elementem jego życia.
– Nigdy wcześniej nie jeździłaś?
– Nie, nie miałam okazji. A szkoda, bo to naprawdę świetna zabawa. – Uśmiechnęłam się i poprawiłam łaskoczącą mnie w brodę kominiarkę. Intensywny wiatr zawiewał prosto w moją twarz, przez co musiałam dosyć mocno zmrużyć oczy.
– To prawda! Jeżdżę, odkąd tylko zacząłem chodzić. Nie wyobrażam sobie zimy bez stoku. Chyba, że zastąpią mi ją jakieś wakacje w tropikach, ale na razie się na to nie zapowiada. Zaczął się sezon, więc tata musi siedzieć tutaj. Może nie musi, ale zdecydowanie bardzo chce.
– Byłeś kiedyś za granicą?
– No pewnie, i to nie raz. Przykładowo trzy miesiące temu odwiedziliśmy Meksyk. A ty nie? – Zdziwił się, zapinając pod brodą porysowany kask.
– Nie przypominam sobie.
– Spójrz, Christian. I hmm... Honey?
– Honey? – Prychnęłam, nawet nie starając się zahamować swojego zażenowania. – Czy ktoś naprawdę aż tak skrzywdził swoje dziecko?
Wychyliłam się w dół i zobaczyłam dwójkę sunących jeden za drugim narciarzy. Musieli bawić się świetnie, gdyż aż tutaj było słychać ich głośne śmiechy i przekomarzania.
– To jego dziewczyna? – Spytałam, odwracając się w stronę mojego towarzysza.
– Czy ja wiem. – Rudowłosy wzruszył ramionami, opierając rękę o siedzisko. – Spędzają ostatnio razem sporo czasu, ale szczerze w to wątpię.
Skinęłam głową i wbiłam wzrok w zbliżający się koniec wyciągu. Szkoda, gdyż rozmowa z Samem wcale nie była taka zła. Sprawnie otworzyliśmy pałąk, zebrałam wszystkie rozproszone myśli do kupy, przygotowałam się do zjazdu, dotknęłam nartami ziemi i... straciłam równowagę, błyskawicznie odjechałam w stronę potężnej zaspy i wylądowałam twarzą w śniegu. Usłyszałam krzyki, pisk i dźwięk zatrzymywanego wyciągu.
– Prim, żyjesz? – Poczułam dotyk na plecach. – Prim, nie wygłupiaj się!
Narty blokowały mi możliwość ruchu, przez co zaczęłam miotać się na ziemi jak zimowa sardynka. Cudownie. Dopiero po kilku nieudanych próbach szamotania udało mi się w końcu odwrócić. Z jękiem spojrzałam na pochylającą się nade mną twarz Samuela i kilku przypadkowych świadków zdarzenia. Czym prędzej wyplułam z buzi śnieg, a chłopak ściągnął z mojej odmrożonej twarzy jego resztki. Po chwili oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
Rudowłosy pomógł mi czym prędzej odpiąć narty i po upewnieniu się, że na pewno nic mi się nie stało i wszystkie kończyny znajdują się na swoim miejscu, przeniósł mnie w bezpieczne miejsce.
– Poczekaj, wrócę po twoje narty.
– A już chciałam uciec i zamknąć się w pokoju wstydu, szkoda.
Sam zamienił jeszcze kilka słów z równie zażenowanym jak ja pracownikiem wyciągu (ubrany w zdecydowanie zbyt obcisły, szary kombinezon mężczyzna wyglądał wypisz wymaluj jak wuj Vernon) i po chwili krzesełka ruszyły, dzięki czemu lada chwila pojawił się obok mnie przerażony Felix. Jego blada skóra stała się wręcz przeźroczysta, a intensywny kolor niebieskiej kurtki tylko to podkreślał.
– Matko święta, dziewczyno, wszystko w porządku?
Zaśmiałam się i pokiwałam kilka razy głową, wyciągając spod rękawów kolejne grudki śniegu.
– Trochę boli mnie nadgarstek, ale to nic. Jestem cała i zdrowa.
– Na pewno? – Pochylił się i zmrużył swoje zimne, błękitne oczy. Z tej odległości bez problemu mogłam policzyć wszystkie piegi zdobiące jego nos i policzki. – Może zadzwonię po pomoc?
– Tak, na pewno, nie przejmuj się.
Całe szczęście okazało się, że nadgarstek jest tylko lekko stłuczony i za kilka dni powinien przestać boleć. Całą drogę do domu tata wyglądał na niesamowicie zmartwionego, jednak koniec końców zaczął śmiać się razem ze mną. W końcu nic takiego się nie stało. Ciepło, które od niego biło, było miodem na moje zmarznięte serce.
Pisałam z Samuelem do późnej nocy, nie mogąc uwierzyć w swoją niezdarność i skłonność do wypadków. Ile nieszczęść może czyhać na jedną osobę? Nie chciałam się jednak poddawać i jak najszybciej planowałam wrócić na stok. Na dobranoc obiecałam mojemu wybawcy, że już wkrótce będę śmigać jak szalona razem z nim. To właśnie narciarstwo przynosiło mi szczęście i dzięki niemu zapominałam o wszystkich swoich zmartwieniach.
To był dobry dzień.
***
– Mogę zadać ci pytanie? – Siedzieliśmy z tatą w spowitym mrokiem salonie, oglądając bajkę pt.: „Luca". Nasze twarze oświetlało jedynie słabe światło sączące się ze stojącej w kącie lampy. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej produkcji, a okazała się naprawdę ciekawa i niesamowicie zabawna. Przez fascynację chłopców sama zapragnęłam zostać właścicielką białej Vespy, którą mogłabym jeździć do szkoły czy na małe zakupy.
– Pewnie, wal śmiało. – Widziałam, że jego myśli wędrowały daleko poza film i nasz wspólny wieczór. Od samego jego początku wydawał się cichy i nieobecny.
– Czy kiedykolwiek zwątpiłeś, że nas znajdziesz? – Odłożyłam na okrągły, szklany stolik miskę popcornu i wyczekująco popatrzyłam na ojca. Moje pytanie najwyraźniej bardzo go zaskoczyło, gdyż momentalnie otworzył szerzej zmęczone oczy i głośno zakaszlał.
– Sam nie wiem – opowiedział po chwili wahania, ściszając znacząco telewizor i odkładając pilot na oparcie. – W głębi serca zawsze wierzyłem w to, że kiedyś jeszcze cię zobaczę. Bardzo chciałem utrzymywać z tobą kontakt, jednak zniknęłyście jak kamień w wodę. Z dnia na dzień. Z godziny na godzinę. Nikt nie mógł i nie potrafił mi wtedy pomóc.
– Nie bałeś się, że mama może zrobić mi krzywdę? – Zaczęłam nerwowo skubać bandaż elastyczny, który oplatał mój pulsujący nadgarstek.
– Nigdy, przenigdy bym jej o to nie posądził. – Pokiwał głową. – Bardzo cię kochała, byłaś jej oczkiem w głowie. Nasza miłość zgasła, przez co całe swoje uczucie przelała na ciebie. Gdy nagle przestała się ze mną kontaktować, byłem pewien, że stało się coś okropnego. Załamałem się. Każdej nocy dręczyły mnie koszmary, przez co oblewałem na studiach kolejne egzaminy. Było ze mną naprawdę, naprawdę źle. A tu po jakimś czasie pojawiła się pocztówka, z krótką, lecz treściwą informacją, że wyjechałyście zza granicę i świetnie się wam tam układa...
– Nigdy nigdzie nie byłyśmy – prychnęłam.
– Tego nie mogłem wiedzieć. W tamtym momencie po prostu odpuściłem. Byłem bardzo młody, zagubiony, do tego ciągle przecież studiowałem. Chyba nie do końca radziłem sobie jeszcze z dorosłością. Byłem też święcie przekonany, że wyjechałyście i rozpoczęłyście nowe, lepsze życie, w którym nie ma już dla mnie miejsca. Twoja matka zawsze marzyła o dalekich podróżach. Nie było to łatwe, ale z dnia na dzień po po prostu się poddałem.
– Nonsens. I co się nagle zmieniło?
– Coś zaskoczyło w mojej głowie. Nie chciałem być takim ojcem, potrzebowałem cię w swoim życiu. Gdy w końcu skończyłem studia i trochę się dorobiłem, wynająłem prywatnego detektywa, który po miesiącach bezowocnych poszukiwań w końcu wpadł na wasz trop. To był prawdziwy cud, bo twoja matka zmieniła nazwisko. Pogadał z kilkoma osobami, od których dowiedział się wiele przykrych i strasznych rzeczy. Dopiero wtedy zrozumiałem, że twoja matka wpadła w straszny nałóg. Wznowiłem poszukiwania na własną rękę, jednak bezskutecznie. – W jego oczach zaszkliły się łzy. – Mijały lata. Dopiero gdy jakimś cudem wpadliśmy na stronę twojej szkoły i zobaczyłem na forum twoje zdjęcie, odzyskałem nadzieję. Od razu cię poznałem. Minęło tyle lat, jednak dalej byłaś moją małą Prim. Chociaż w sumie już nie taką małą. – Uśmiechnął się. – Szukałem informacji w Internecie i na wszystkich możliwych social mediach, jednak według nich po prostu nie istniałaś.
– Nie miałam za bardzo możliwości korzystania z takich rzeczy.
– Miałem związane ręce, bo nie chciałem tak po prostu wpadać do twojej szkoły i cię zaczepiać. Przecież nawet mnie nie znałaś. Jeszcze uznałabyś mnie za jakiegoś psychopatę. Bałem się też, że twoja matka dowie się, że węszę i znowu znikniecie. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, wiem, że byłem ogromnym głupcem i popełniłem masę błędów. Mogłem zrobić tyle rzeczy! Wszystko mogło potoczyć się inaczej.
– I wtedy poznałeś Charles'a.
– Ten facet spadł mi prosto z nieba. Widział, jak pod osłoną nocy obserwowałem wasz dom. Nadal się dziwię, że nie zadzwonił na policję. A on po prostu, jakby nigdy nic, podszedł i zapukał w moją szybę. – Zaśmiał się nerwowo, poprawiając poduszki na kanapie.
– To naprawdę straszne. Mama ciągle powtarzała, że wyjechałeś i masz nową rodzinę, a ja ślepo jej w to wierzyłam. Myślałam, że nie chcesz mieć z nami kontaktu.
– Przepraszam cię, Prim. Przepraszam, że tak cię naraziłem. Nawaliłem po całości. Nienawidzę się za to, że tak długo kazałem ci czekać. Gdybym tylko wiedział... – Szybko otarł sunące po lekkim zaroście łzy.
– Tato. – Przysunęłam się i mocno go przytuliłam. Oboje zaplątaliśmy się w gruby koc. – Sprawiłeś, że w końcu mogę być w pełni szczęśliwa! To, co było, jest już nieważne. To przeszłość i nic już jej nie zmieni. Teraz budujemy swoje nowe, lepsze wspomnienia. I właśnie za to jestem ci tak ogromnie wdzięczna.
Każde wypowiedziane słowo płynęło prosto z głębi mojego serca. Dawno nie czułam się tak dziwnie. Nie umiałam w pełni oddać swoich uczuć, które rozpierały moje ciało. Czułam bezwzględną wdzięczność i nawet nie umiałam dopuścić do siebie myśli, by móc być złą na ojca. Starał się i nigdy o mnie nie zapomniał. Wierzyłam mu, chociaż dowodem były tylko i wyłącznie jego słowa. To mi jednak wystarczyło. Był moją rodziną. Prawdziwą i jedyną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro