Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

0

- Bartek! Zejdź na dół!- rozkaz rozszedł się głuchym echem po korytarzu, jednak jego odbiorca nie przejmował się nim. Młody chłopak dalej siedział przed komputerem i z wyraźnym znudzeniem grał w grę komputerową. Nie miał zamiaru słuchać rozkazów kogokolwiek, nawet własnej matki. Zawsze uważał, że jest wolny, więc miał prawo robić, co tylko zechciał. Z resztą, był młody. Kiedy miał popełniać głupie błędy, jak nie teraz?

Niestety jego rodzice najwidoczniej tego nie rozumieli..

- Bartek, ileż można prosić?!- zapytała z oburzeniem kobieta, która właśnie wtargnęła do pokoju chłopaka.- I mógłbyś tutaj w końcu posprzątać!- dodała, widząc wszechobecny bałagan.

Ubrania walające się na ziemi, plecak z książkami niedbale zostawiony na środku pokoju i niepościelone łóżko. Każdą kobietę taki widok przyprawiał o białą gorączkę.

- Mamo, to mój pokój, ja nie wbijam do twojego i nie każę ci robić czegoś, czego nie chcesz. Mi się tak podoba - rzucił chłopak, odkładając joysticka na biurko. Powoli obrócił się na krześle w jej kierunku i w geście ukazującym jego udawane zainteresowanie sprawą, z którą przyszła do niego matka, ułożył palce dłoni w piramidkę.

- Nie pyskuj, tylko chodź na dół. Musimy z ojcem zamienić z tobą kilka słów - odparła rodzicielka i zdecydowanym krokiem wyszła z pokoju Bartka, jednak stanęła tuż za drzwiami, dając mu wyraźny znak, że ma iść przed nią. Chłopak wywrócił więc oczyma i z niezadowoleniem podniósł swój tyłek z siedzenia, po czym wolnym, skazańczym marszem ruszył w kierunku salonu.

Doskonale wiedział, z czym wiążą się takie rozmowy. Wiedział również, że nie jest dzieckiem idealnym. Pewnie jego rodzice znów dowiedzieli się o którymś wybryku swego podopiecznego i znów będą mu tłumaczyć, że takim zachowaniem sam sobie robi krzywdę. Naprawdę miał już tego dosyć. Czy jego rodzice mieli go za debila, skoro uważali, że powtarzanie w kółko tych samych słów coś da? Czasem wolał, aby olewli go, tak samo, jak robią to rodzice jego kumpli. Oni nie mają problemów z wykładami na temat dobrego zachowania po powrocie do domu. W ogóle mogli wracać o dowolnych porach, byli wolni i korzystali z młodości. Mu tego zabraniano.

Wszyscy szkolni psychologowie i pedagogowie nazywali to buntem młodzieńczym. Idioci. Ale przynajmniej zawsze mógł się tym tłumaczyć, a jego rodzice nic nie mogli z tym zrobić.

Bartek wszedł do salonu, gdzie zobaczył postać ojca jak zwykle siedzącego w swoim ulubionym fotelu wykonanym specjalnie na zamówienie. Mężczyzna ubrany w garnitur zapewne dopiero co wrócił z pracy, co najmniej interesowało nastolatka. Ten martwił się tym, o co tym razem chodziło jego rodzicielom.

- Bartoszu, usiądź proszę - zaczął pan domu, wskazując na kanapę przed sobą. Chłopak bez oporu podszedł do mebla i usiadł na podłokietniku obitym w jasną skórę. Mina jego ojca wyraźnie wskazywała na to, że nie to miał na myśli, jednak nie odezwał się. Poczekał, aż jego małżonka stanie za oparciem fotela i dopiero wtedy ponownie zabrał głos.

- Dzwonili do nas ze szkoły. Podobno od czwartku cię w niej wie widziano. A przypominam, że mamy niedzielę - wyjaśnił starszy mężczyzna, na co Bartek wywrócił oczyma. Uważał, że dyrektor jego szkoły znów wtrąca nos w nieswoje sprawy. W końcu go powinno interesować tylko to, czy doniósł usprawiedliwienie na czas, a to zawsze robił. Może nie zawsze z oryginalnym podpisem opiekunów, ale było.

- Jestem nastolatkiem, muszę się wysypiać. Nie moja wina, że lekcje w szkole zaczynają się tak wcześnie - odmruknął niedbale.

- Jakoś miliony nastolatków na całym świecie dzień w dzień chodzą do szkoły i wielka krzywda im się nie dzieje - zauważył pan domu.

- Dobra, sory, więcej nie będę, mogę już iść?- odparł znudzony winowajca.

- Sory to nie przeprosiny - wtrąciła jego matka, przez co chłopak westchnął i zszedł z oparcia.

- Wybacz, najdroższa matulu, szalenie mi przykro, iż mój brak wyrafinowania i punktualności znów przysporzył tobie i ojcu wielu zmartwień - wyrecytował, kłaniając się w pas, po czym z tym samym znudzeniem i poirytowaniem wyprostował się.- A teraz, mogę już iść?- dodał i nie czekając na odpowiedź, wyszedł z salonu, kierując się do przestronnego korytarza. Z nowoczesnej szafy wyjął czarną, skórzaną kurtkę, którą jego matka bez potrzeby zawsze odwieszała na wieszak, na stopy wsunął czarne Nike za kostkę, po czym chwycił swoją deskorolkę i krzycząc krótkie "Wrócę wieczorem!", opuścił rodzinny dom.

Przed jazdą włączył jeszcze muzykę w telefonie, której mógł słuchać dzięki słuchawkom działającym na Bluetooth i kilkukrotnie odepchnął się lewą nogą od chodnika, tym samym wprawiając deskorolkę w ruch.

Nie musiał długo jechać, by trafić na skatepark. Gdy się na nim znalazł, zręcznie odbił tył deski od nawierzchni, wyjął słuchawki z uszu i podszedł do dwójki chłopaków rozmawiających ze sobą, by przybić z nimi grabę w geście przywitania.

- Co tak późno, skater?- zapytał jeden z nich.

- Starzy znów dostali telefon od dyra, więc czekał mnie mały wykład na temat punktualności, ale chuj tam - wyjaśnił szybko nastolatek i wjechał na rampę.

Zawsze lubił to robić. Kojarzyło mu się to z wolnością, szaleństwem, odpoczynkiem. Kiedy robił tricki, nie przejmował się nawet bólem spowodowanym wywrotką lub innym wypadkiem. Ten czas był tylko jego, był wtedy królem i panem, nie przejmował się niczym, nawet telefonem, który od dobrych kilku minut dzwonił z jego kurtki. W końcu, poirytowany wyjął dzwoniącą komórkę i przystawił ją do ucha.

- Co?- zaczął.

- Miałeś być w domu pół godziny temu - zauważyła ze zdenerwowaniem jego matka.

- Wiem, zaraz będę wracał.

- Nie zaraz, tylko już.

- Jasne - zakończył nastolatek, po czym rozłączył się, tym samym ucinając rozmowę.

Prawda była taka, że Bartek nawet nie zamierzał wracać do domu, nie teraz, kiedy dopiero co zaszło słońce. Czasem miał wrażenie, że jego rodzice są zbyt opiekuńczy i w jego mniemaniu było to bardzo trafne spostrzeżenie.

Chłopak nie przejmując się rozmową z opiekunką, podjechał do głównej rampy i zgrabnie wspiął się na jej szczyt, gdzie zajął miejsce koło swojego kolegi, następnie przyjmując papierosa, którego ten mu zaproponował.

Może to było złe, ale... co z tego? Na coś trzeba umrzeć.

Nastolatek oparł się o barierkę i zaciągając się jagodowym dymem, wsłuchał się w dźwięki obecne w parku. Ciągłe żęszenie kółek, łoskot desek odbijanych się od ramp, pisk obecny przy wykonywaniu ślizgu na railu, śmiech zadowolonych ludzi, po prostu raj dla uszu.

- Bartek, jakaś laska ci się przygląda - usłyszał, przez co otworzył oczy, ze zdziwieniem patrząc na kolegę, po czym szybko omiótł spojrzenie skatepark. Zatrzymał go dopiero na dziewczynie, która faktycznie przyglądała mu się. Uśmiechnął się do niej i puścił oczko, przez co blondynka zarumieniła się, urywając ich kontakt wzrokowy, co jeszcze bardziej rozbawiło chłopaka.

Oczywiście wiedział, że jest zaliczany do tych przystojnych i nie miał zamiaru się z tym ukrywać. Brązowe włosy z jednej strony praktycznie wygolone, z drugiej były niedbale ułożone na żel, ostre rysy twarzy podkreślały piwne oczy i wąskie usta, a wszystko było przypieczętowane kolczykiem w lewej brwi. Skórzana kurtka opinała silne ramiona wypracowane tak, jak reszta ciała na siłowni, a nisko ubrane spodnie odsłaniały dolne partie mięśni brzucha. Jednak największym atutem chłopaka był figlarny uśmieszek wysyłany do każdej dziewczyny.

Tak było i tym razem. Nastolatek już miał zsunąć się po rampie w dół, by podejść do blondynki, jednak ze swojego świata wyrwał go wibrujący telefon. Nastolatek przeklną pod nosem i wyjął telefon z kieszeni, spoglądając na wyświetlacz.

Mama.

- Cholera, muszę spadać - mruknął, patrząc na kolegę.

- Już?- zapytał drugi, podjeżdżając do nich.

- Niestety - rzucił, po czym pożegnał się ze znajomymi i wyruszył w drogę powrotną. Niestety telefon dzwonił dalej. Chłopak zatrzymał się przed przejściem dla pieszych i odebrał.

- Nie dzwoń do mnie, kiedy jadę. Chcesz, żebym miał wypadek?- podsunął z niezadowoleniem.

- Wracać to ty miałeś pół godziny temu - zauważyła kobieta.

- Wiem, będę za pięć minut.

- Mam nadzieję - tym słowem zakończyła się szybka wymiana zdań pomiędzy matką, a synem.

Niedługo po tym po domu rozszedł się trzask zamykanych drzwi. Brązowo włosa kobieta wychyliła się lekko z kuchni, gdzie właśnie nastawiała zmywarkę, by zobaczyć, czy to wyczekiwany potomek raczył w końcu wrócić do swego miejsca zamieszkania. Choć on zdawał się o tym zapominać i nie raz spędzał w domu tylko kilka godzin, jakby to był hotel.

- Spóźniłeś się - powiedziała tylko.

- Powiedziałem, że wrócę wieczorem - usłyszała z korytarza. Wiadomym było, że jej jedyny syn nawet nie zatrzyma się na dole, a zaraz zniknie za zamkniętymi drzwiami jego sypialni. Mimo to, kontynuowała, starając się choć na chwilę zwrócić na siebie uwagę potomka.

- Umawialiśmy się, że będziesz wracał przed dwudziestą drugą.

- Mhm - ledwo usłyszała pomruk, będący odpowiedzią nastolatka.

Tracąc cierpliwość, kobieta wyszła na korytarz, po chwili obserwując syna wspinającego się po schodach do pokoju.

- Bartek - powiedziała, jednak jej syn nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.- Bartek!- powtórzyła.

Na próżno.

Odpowiedział jej jedynie dźwięk zamykanych drzwi.

Krzywdził ją. Każdego dnia, każdym trzaśnięciem drzwiami, każdym zignorowaniem. Bolało ją to, że traci kontakt z synem. I czuła się winna. To było jej winą. A tak się starała. Dała synowi miłość i zrozumienie. Cierpliwość i zaufanie. Starała się z mężem, jak mogła. Mimo to, Bartek wciąż nie rozumiał, jak mama martwiła się o niego, gdy ten nie wracał nocami. Jak cierpiała, gdy na nią krzyczał. Ale rozumiała. Rozumiała, że w ten sposób jej syn wyraża siebie. Że tak wyraża emocje. Dlatego też, jedynie pokręciła głową i wróciła do sprzątania kuchni.

Bartek natomiast odpalił komputer, zostawiając deskorolkę koło łóżka i sięgając po puszkę napoju energetycznego schowanego w biurku, zręcznie wstukał hasło na klawiaturze. W końcu włączył muzykę i zalogował się na jednym z portali społecznościowych. Praktycznie od razu wyskoczyło mu okienko z powiadomieniem, więc nastolatek popijając napój, przeczytał wiadomość.

Julek, klasowy przegryw znów pytał o jutrzejszy sprawdzian z matematyki, co tylko wywołało pełne pogardy prychnięcie z ust chłopaka.

- Nic jutro nie ma kujonie, wyluzuj - odpisał, co oczywiście było nieprawdą. Test zapowiedzieli dwa tygodnie temu, ale zawsze miło było powkręcać kretynów bez kalendarza.

- A może odezwać się ktoś, kto chodzi do szkoły?- przeczytał w odpowiedzi. Uuu, czyżby pedałowi wyrosły jaja?

- Chyba śnisz palancie XDDD - odpisał dobry kolega Bartka, Maciek.

- Idź się popłacz księżniczko i przytulić misia XDD - dodał Bartek.- Albo znów zadzwoń do Wojaka, że ci smutno, bo nikt ci nie odpisuje na portalu dla pedałów - ciągnął.- Myślisz, że nie wiemy, że to ty zawsze skażysz? Ciesz się, że nie było mnie w szkole. Choć na żywo i tak się nie odezwiesz, co pedale? Kozak w necie, pizda w świecie XDD

- XDD - skomentował Piotrek.

- Dobra panowie, czat grupowy to nie miejsce na takie komentarze - do rozmowy włączyła się przewodnicząca klasy, niezwykle piękna, ale i cnotliwa Aśka.

- Dobrze mamo XD

Nagle na ekranie pojawiło się kolejne okno.

- To serio pedał na nas nadawał?- zapytał Maciek w prywatnej konwersacji.

- Pewnie tak. Kto inny by mógł?

- No w sumie racja. Ale mi to nawet lepiej

- Bo

- Bo to kolejny powód do dręczenia go XD

Przez ten komentarz na ustach Bartka pojawił się lekki uśmiech. Tak, znęcanie się nad tym pedałem było jednym z powodów, dla których lubił chodzić do szkoły. Już nie raz chowali mu plecak po różnych miejscach, zaczepiali go na zajęciach, raz nawet udało im się trafić w niego krzesłem, gdy wraz z przyjaciółmi rzucali nim między sobą. Księżniczka uciekła z płaczem. Ale i tak najlepiej wspominał wydzwanianie do Juliana na lekcjach lub udostępnienie jego numeru na portalu dla gejów i obserwowanie min nastolatka, gdy otrzymywał coraz to nowe SMSy z na pewno niecenzuralnymi propozycjami.

Samo wspomnienie wywalało kolejne prychnięcie ze strony chłopaka.

- Pa na to

Nagle w oknie pojawiło się przerobione zdjęcie Juliana z przemalowanymi w paincie włosami na kolor różowy, pełnym makijażem klauna, krótkiej spódniczce, szpilkach i smyczą na szyi.

Bartek nie wytrzymał i zaśmiał się, od razu zapisując obraz na twardym dysku.

- XDDDD - odpisał.- Weź wyślij to chłopakom XDD

- No co ty nie powiesz XDD

~¥~

Bartka obudziło uporczywe potrząsanie ramienia.

- Daj mi spokój - mruknął zaspany.

- O nie, mój drogi, wstawaj do szkoły, ale to migiem - usłyszał głos swojej matki.

- Dobra, dobra. już wstaję - warknął, doskonale wiedząc, że matka nie da mu spokoju.

Z resztą, już nie raz tak robił. Ogarniał się jak do szkoły, ale zostawał w domu, bo rodzice wcześniej wychodzący do pracy nie widzieli żadnej różnicy. Dlatego też i tym razem Bartek wstał, przeprowadził poranną toaletę i ubrany zszedł na dół.

Ojca już nie było, jednak matka chłopaka wciąż siedziała przy stole w jadalni i spokojnie piła kawę. Widząc to, nastolatek zmarszczył brwi.

- Nie spieszysz się do pracy?- zapytał, chwytając tosty leżące na blacie w kuchni.

- Nie. Wzięłam popołudniową zmianę i odwiozę cię do szkoły - te słowa uderzyły chłopaka bardziej, niż przypuszczał.

I cały plan poszedł się jebać.

- Nie musisz, sam wiem, jak tam dojść - zapewnił, choć wiedział, że było to niepotrzebne. Jego matka już nie raz odstawiała taką szopkę i nie dało się jej odwieźć od pomysłu wożenia wychowanka do placówki.

- Polemizowałabym. Pospiesz się, za dwadzieścia minut zaczynasz zajęcia - odparła kobieta nawet nie patrząc na syna, po czym ponownie upiła łyk kawy.

Wiedząc, że jest na straconej pozycji, chłopak zjadł w spokoju śniadanie i wrócił na górę po plecak. Gdy zszedł na dół, jego rodzicielka już stała przy drzwiach.

- Mam nadzieję, że uczyłeś się do testu z matematyki, który dziś masz?- zapytała, otwierając drzwi frontowe.

- Jak zawsze - mruknął posępnie nastolatek, wychodząc z domu i kierując się do samochodu stojącego na podjeździe.

Przez całą drogę matka chłopaka próbowała nawiązać z nim jakąkolwiek konwersację, ten jednak albo odpowiadał zdawkowo, albo w ogóle tego nie robił. Przez większość trasy zastanawiał się, czy iść do tej szkoły, czy jednak zrobić matce na złość i opuścić ją zaraz po tym, jak auto odjedzie z podjazdu.

Decyzję podjął dopiero pod budynkiem. Żegnając się z kobietą, Bartek zamknął drzwi od samochodu i pokierował się ku drzwiom od placówki. Słysząc jednak, jak jego matka odjeżdża, pokierował się dalej, wzdłuż ogrodzenia, przeskakując nad nim po drugiej stronie szkoły.

Miał dziś ochotę na piwo, a przecież nie mógł ignorować swoich własnych potrzeb.

Nim doszedł do sklepu, zdążył jeszcze wyciągnąć telefon i napisać do przyjaciół. Wagarowanie samemu było dosyć nudne.

- Sory stary, ale jeszcze trochę i będę nieklasyfikowany, a starzy zabiliby mnie, gdybym nie zdał do następnej klasy :/ - odpisał Maciek.

Niestety, podobne odpowiedzi mieli wszyscy inni. Dlatego też, Bartek nie miał innego wyjścia, jak kupić piwo i papierosy w żabce i samotnie udać się na jeden ze starych mostów w jego mieście. Często przesiadywał tam z kumplami, ale samotnie miejsce nie traciło uroku.

Docierając na miejsce, nastolatek usadowił się nad przejazdem kolejowym, wyciągając nogi między prętami barierki.

Dzień spędził na obserwacji pociągów przejeżdżających poniżej i wypalaniu papierosa za papierosem. Gdzieś koło południa dostał też kilka telefonów od rodziców, każdy jednak zignorował, nie chcąc słuchać ich pierdolenia o jego nieodpowiedzialności i marnowaniu sobie życia

~¥~

Do domu wrócił dopiero późnym wieczorem. Widząc stojący na podjeździe radiowóz zawahał się, czy w ogóle wracać. W końcu jednak wygrała tęsknota za deskorolką i komputerem.

Przekraczając próg, wydawało mu się, że słyszał dziwne szlochanie dobiegające z salonu. Jednak dopiero widok zalanej łzami matki uzmysłowił mu, że dobrze mu się wydawało.

- Jezu Chryste, synku, żyjesz!- cofnął się o krok, gdy matka rzuciła mu się na szyję.

- No...tak, żyję - mruknął, zupełnie nie rozumiejąc, o co jej chodzi.

Sytuacji nie wyjaśnili mu również policjanci wyglądający zza rogu, ani ojciec, stojący w drzwiach salonu. Nastolatkowi nie umknęła jednak dziwna ulga, jaka wstąpiła na twarz mundurowych, ale i jego ojca.

- O co chodzi? Po co to całe zamieszanie?- ciągnął zmieszany nastolatek.

- Jak to, o co, debilu?! Myślałam, że nie żyjesz?!

Wiedząc, że od matki niczego się nie dowie, Bartek lekko objął drżące ramiona kobiety rękoma, spoglądając na ojca.

- W twojej szkole doszło do strzelaniny. Uczeń z twojej klasy zabił kilku innych - wyznał pan domu i na Boga, Bartek jeszcze w życiu nie słyszał tylu emocji w jego głosie.

- Co? Jak to? Kto to zrobił?- chłopak nawet nie wiedział, kiedy te słowa opuściły jego usta.

- Twój kolega, Julian Dębski. Zabił pięciu uczniów, w tym Maćka, Piotrka i Ksawerego. Zabił ich, a potem siebie. Przykro mi.

- Dlatego będziesz musiał odpowiedzieć nam na kilka pytań - do rozmowy wtrącił się jeden z policjantów, Bartek jednak ich nie słuchał. Był zbyt wstrząśnięty tym, co przed chwilą usłyszał.

Na początku czuł niedowierzanie, które szybko przerodziło się w gniew. Wiedział, że Julek jest jebnięty, ale nie do tego stopnia, by latać po szkole z karabinem. W dodatku, zabijać jego przyjaciół?! Za kogo ten szczyl się uważał?!

Ale po chwili złość ustąpiła zmartwieniu. Przecież... To przez niego oni zginęli. To jego Julian nienawidził najbardziej. To..

To on był głównym celem.

To on miał zginąć.

To była jego wina.

_______________________________________

Zbieżność imion i nazwisk jest przypadkowa.

A. J. Hallen

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro