Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

!NOTATKA KOCHANI!

Wszedłem z blondynem do centrum. Nie minęła minuta a byłem już ciągnięty za ramię do jednego ze sklepów.

Chwilę później stałem po środku Zary nie wiedząc nawet kiedy się tam znalazłem

- Rye chodź tu i zobacz tą kurtkę!! - zawołał za mną Andy gdy wciąż stałem jak słup

Ruszyłem do chłopaka a w jego rękach zauważyłem faktycznie całkiem niezłą katanę

- Weź ją. Przymierzymy - powiedziałem na co oczy blondyna automatycznie zaświeciły się

Podał mi swoją pierwszą zdobycz następnie ruszając w kierunku spodni. Chodziłem za nim jak pies na smyczy podczas gdy on się świetnie bawił przebierając ciuchy gorzej niż baba. A to za duże, to nie w tym kolorze, w tym będzie wyglądał grubo, to nie pasuje mu do oczu - po prostu jednym zdaniem. Zastrzelcie mnie!

- Andy chodź już do przymierzali jest jeszcze wiele sklepów które chciałbym odwiedzić - powiedziałem głosem męczennika ale zadziałało

Usiadłem na sofie a blondyn schował się za kotarą - na moje szczęście - nie zasłoniętą do końca. W lustrze widziałem go w całym okazaniu. Nie powinienem podglądać ale co poradzę iż ciekawiło mnie jak wygląda bez tych fatałaszków

- Rye nie jestem pewny co do tych spodni - zafukał uroczo gdy wyszedł do mnie w cholernie obcisłych, białych rurkach z dziurami a na widok jego zgrabnych nóg i  zajebistego tyłka mój kolega poruszył się a ja musiałem zagryźć wargę, żeby nie jęknąć

- Bierzemy je - skomentowałem na jednym wydechu ale blondyn nie pewny wyboru wciąż obracał się w nich i na nowo pozował przez co ledwo wytrzymywałem na tym jebanym siedzeniu - Andy do kasy już - warknąłem kiedy byłem  na skraju

Popatrzał na mnie tymi swoimi oczkami z nutą strachu więc uśmiechnąłem się pokazując, że ''wszystko jest w porządku''.

Następny był H&M w którym nawet ja rozglądałem się za czymś ciekawym. Mój wzrok zatrzymał się na jeansowej bluzie z szarym kapturem. Dalej błądziłem po sklepie szukając do tego jakiś spodni. Padło na jasne rurki z tego samego materiału co bluza tyle, że z przetarciami na nogawkach. Zabrałem ze sobą jeszcze dwie bluzy i razem z blondynem ruszyliśmy do przebieralni. Tym razem to ja robiłem za modelkę przed lustrem . Gdy skończyłem przymierzać ostatnią rzecz po sklepie rozniósł się dzwonek z mojego telefonu. Nie zważając na brak koszulki wyszedłem do Andy'ego i wyciągnąłem telefon

- Rye za ile wrócicie? Szmaty z dołu domagają się specjalnej uwagi - od razu po odebraniu głos wkurwionego Mikey'a obił mi się o uszy

- Co odjebali? - zapytałem w miarę możliwości cicho

- Wyobraź sobie, że zszedłem do nich bo hałasowali i kiedy przekroczyłem próg jeden z nich się na mnie rzucił. Kurwa się uwolniła i próbowała uciec ale skopałem mu tyłek i przykułem mocniej do krat - wyjaśnił szatyn

- Nie długo będę - powiedziałem z zamiarem rozłączenia się

- A Bee! - dodał szybko

- No? - ciekawe czy skończę te zakupy jeszcze dziś

- Lodówka świeci pustkami -roześmiał się a ja już wiedziałem kto wpieprzył mi jedzenie

- Okej Cobban okej -tymi słowami zakończyłem naszą jak mądrą konwersację

Wróciłem wzrokiem na blondyna który rumienił się aż po same uszy po czym rozejrzałem się wkoło siebie i zauważyłem, że wszystkie tęczówki są skierowane na moją osobę. Dopiero po chwili ogarnąłem iż stoję po środku sklepu w dresach i świece gołą klatą. Kobiety pożerały mnie wzrokiem a faceci zabijali zazdrością - no Beaumont oby tak dalej - pomyślałem śmiejąc się pod nosem przez co mięśnie brzucha samoistnie zaczęły się napinać. Moją padaczkę śmiechu przerwał ochrypły głos za mną

- Przepraszam bardzo młody człowieku - oho masz przejebane

Odwróciłem się przodem do mojego rozmówcy którą okazała się niska grubaska z brodawką na policzku

- Słucham? - formalność przede wszystkim Rye

- Jeśli się pan nie ubierze będę musiała panu pomóc - po tych słowach a raczej minie jaką zrobiła brunetka -  z włosami bardziej tłustymi  od mojego oleju na frytki - wybuchłem śmiechem i byłem pewny, że słychać mnie nawet na parkingu - Dosyć tego - dodała po czym ruszyła w moim kierunku...

Zwiedziliśmy każdy możliwy sklep - począwszy od tych z ciuchami do tych z meblami i dodatkami, byliśmy nawet w supermarkecie - póki po raz drugi nie spotkałem tłuściocha z H&M. Andy wciąż nie mógł złapać oddechu przez ciągły śmiech a raczej jego brak bo po moim siniaku woli dusić go w sobie

- Przestaniesz w końcu? - zapytałem podłamany

Chłopak tylko pokręcił głową na nie

- Długo będziesz się tak nade mną pastwił? - kolejne pytanie

- Dobrze ci tak - wypalił nagle wciąż chichocząc jak dziecko na widok świętego Mikołaja

- A to niby czemu? - naprawdę nie wiedziałem co takiego zrobiłem

- Karma pszczółko - wzruszył ramionami a ja o dziwo zamiast wpienienia na przezwisko poczułem przyjemnie ciepło rozchodzące się wzdłuż mojego kręgosłupa a nie to jednak siniak

- Ale czy to moja wina, że podchodziła do mnie niczym pedofil do pięciolatki? - powiedziałem fukając przy tym podobnie jak blondyn kiedy nie zgodziłem się na jordany które chciał ale za wyśmiewanie mnie stwierdziłem iż to świetna kara

- Mogłeś się ubrać albo chociaż patrzeć pod nogi to byś się nie wyjebał a ona by nie poleciała zaraz za tobą bo na ciebie to leci odkąd przekroczyłeś próg - wybełkotał znów z chichotem

- Uhh zamierzałem - tyle, że najpierw wolałem się nad tobą pastwić. Dodałem już w myślach.

Pięć godzin minęło jak 20 minut z tym urwisem ale przynajmniej uśmiech z jego twarzy nie zniknął. Co prawda po każdym sklepie praktycznie lądowałem w łazience by sobie ulżyć - chyba nigdy nie doszedłem tyle razy co dzisiaj a mój kolega nie ma już siły by się podnieść chociaż to lepiej dla mnie -  lub jak to było po H&M. W aptece aby zakupywać coraz to różniejsze leki.

Wracaliśmy załadowanym samochodem po brzegi śmiejąc się i nucąc piosenki z radia - swoją drogą Andy ma chyba najsłodszy głos pod słońcem - a 40 minutowa droga minęła nam o dobrą połowę mniej. Wysiedliśmy a chłopcy z pod drzwi wzięli się za rozpakowanie jaguara

- Ryan masz jedzenie? - od razu po przekroczeniu drzwi rzucił się na mnie Cobban

- Wiesz, że mogłeś zamówić sobie coś? - zaśmiałem się z głupoty szatyna

- Ale liczyłem, że zrobisz nam swoje popisowe danie - zamrugał oczami udając szczeniaka

- Ja też z chęcią skosztuje - dodał Fovvs

- Pomagasz mi - rzuciłem do niego kiedy siatki były niesione do salonu

- To do kuchni - wskazałem na zakupy z marketu - a reszta do mnie do pokoju - powiedziałem a mina blondyna wyrażała więcej niż raffaello - u mnie się to rozdzieli - uśmiechnąłem się słodko

Skierowałem się z zadowolonym z życia Fovv'sem do kuchni. Rozłożyłem potrzebne nam składniki na blacie a resztę pochowałem w szafkach

- To... co dobrego nam przyrządzisz? - zapytał Andy rozsiadając się na stole

- Raczej co my przyrządzimy blondi - odpowiedziałem ukazując swoje białe ząbki

- Rye myślałeś ostatnio nad remontem kuchni? Bo tak właśnie kończą się moje przygody z gotowaniem - odpyskował szczerząc się jak głupek

- Przy tym nie idzie zniszczyć kuchni - powiedziałem po czym ściągnąłem blondynka ze stołu

Stał obok mnie intensywnie patrząc co robię i co chwila zadając pytania. "A do czego to?", "A potrzebne ci to?", "Jak to smakuje?", "Co teraz robisz?", i tym podobne. Zachowywał się jak dziecko ale byłem całkiem spokojny a żeby było lepiej bawiło mnie to, do pewnego momentu kiedy nie oberwałem sosem w twarz. Miarka się przelała - dosłownie - wykorzystując fakt, że Andy "dusi się" śmiechem całe mięso wtarłem mu we włosy. Mielone spływało bo jego buzi a ze mnie skapywało na dół. Mierzyliśmy się wzrokiem potajemnie kątem oka szukając jeszcze jakiejś amunicji gdy do pomieszczenia wszedł Jack

- Chłopaki długo jeszcze bo.. - urwał w środku zdania - Co wam się stało? - zapytał i wybuchł niekontrolowanym rżeniem w naszym kierunku

- Nic wypadek przy pracy albo jak kto woli ryzyko zawodowe - odpowiedziałem podnosząc przy tym ramiona - a czego chciałeś? - dodałem bo przecież po coś przyszedł

- Cobban mi marudzi od kilku godzin i w tym momencie już nawet zaczął mnie gryźć więc błagam zróbcie już mu to żarcie - wyjaśnił po czym wrócił do szatyna

- Sprzątasz ja dokończę - zwróciłem się w kierunku Fowler'a

W ciszy kończyliśmy swoje zadania nie przeszkadzając sobie nawzajem.

Włożyłem lassagnee do piekarnika w między czasie Andy wziął prysznic a ja poszedłem w jego ślady. Po jakimś czasie nałożyłem nam gotowej kolacji natomiast blondyn zawołał ich do stołu

- Boże Rye gotuj mi częściej - bełkotał z pełną buzią Duff

- Pieprz się Jack to tylko dla mnie - odpowiedział mu szatyn na co brunet poruszył sugestywnie brwiami i szepnął mu coś na ucho. Mikey w trybie natychmiastowym zrobił się cały czerwony oraz zaczął się krztusić jedzeniem

- Nie wolno tak na uszko w towarzystwie - powiedziałem rozbawiony

- Ja tylko.. - zaczął Jack'ie lecz nie było mu dane skończyć

- Po prostu jedzmy proszę - speszony Mikey to zabawny Mikey

Jedliśmy w przyjemnej ciszy a mój wzrok co chwila lądował na Andy'm który jadł spokojnie udając, że go to nie rusza ale błysk w jego oczach i rumieńce na policzkach mówiły wszystko.

Pomału wszyscy wracali do swoich pokoi a ja wciąż intensywnie obserwowałem chłopaka

- No co? - zapytał gdy w końcu zostaliśmy sami

- Zupełnie nic - wstałem i odłożyłem naczynia - Uroczy jesteś. A te rumieńce umm - zamruczałem mu do ucha na wychodne po czym ruszyłem do siebie

To był długi dzień - pomyślałem zanim moje powieki całkiem opadły pozbawiając mnie jakiegokolwiek kontaktu ze światem.

-----------------------------------------------------------
Poczujcie moje dobre serce dodaje jeszcze w szkole na niemieckim 😂😂❤ OdbytFowlera ukradłam tekst ale teraz kradne też prawa autorskie do niego 😂😂 chciałabym aby każdy z was napisał jedno zdanie na temat FF❤moze być pochwała badz krytyka ❤ chce po prostu wiedzieć co sadzicie 🙏💗 mam dla was rowniez propozycje moi kochani ❤❤ jeśli pod książka dobijecie do 200⭐ w sobote wpadnie moj urodzinowy maraton dla was ❤ polecajcie, promujcie kochani ❤buziaki ❤
15⭐+10💭= next ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro