Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Odpowiedziała mi głucha cisza.

Poczułem jak cała moja pewność siebie ucieka ze mnie by zostawić mnie skołowanego. Przełknąłem gulę rosnącą mi w gardle po czym powolnym ruchem złapałem za klamkę. Po cichu wszedłem do pokoju a widok jaki zastałem jednocześnie mnie dobił i rozczulił. Blondynek spał wtulony w kocyk, włosy roztrzepane ale na jego lewym policzku przyklejony był plaster.

Poczucie winy sprawiało, że czułem się coraz gorzej. Niepewnie podszedłem do łóżka po czym ręką odgarnąłem mu blond kosmyki które spadły na jego cudne ale opuchnięte od łez oczka. Chłopak poruszył się nie spokojnie czując moją rękę wciąż spoczywającą na jego głowie a następnie policzku. Andy śpiąc wtulił się w moją dłoń rozchylając przy tym wargi w cichym pomruku. Zachichotałem na jego zachowanie doszczętnie budząc chłopaka. Kiedy otworzył oczy i ujrzał mnie spłoszył się szybko wstając oraz przenosząc na koniec łóżka

- Andy przyszedłem przeprosić - powiedziałem gdyż zabolała mnie ta sytuacja jeszcze bardziej

- Idź stąd Rye... - wyszeptał nawet na mnie nie patrząc - Nie prosiłem się byś mnie porwał ale mimo to traktujesz mnie jakbym sam tego chciał - dodał wciąż unikając mojego spojrzenia

- Wiem i przepraszam... Niczemu nie zawiniłeś a ja po prostu się wyżyłem... Nie chciałem... - już trzeci raz dzisiaj przepraszam, co się ze mną dzieje? - Jakbyś chciał porozmawiać czy w końcu pojechać po jakieś rzeczy to wiesz gdzie mnie szukać - wyszedłem z pokoju od razu schodząc do siłowni

Potrzebowałem odreagować.

A gdyby tak ten kubek trafił mu w głowę? Albo co gorsza w Mikey'a? Muszę w końcu zacząć się kontrolować...

Zdjąłem bluzę po czym obwiązałem dłonie taśmą. Ruszyłem do najcięższych worków a następnie zacząłem od zwykłych uderzeń. Z każdym kolejnym czułem jak furia w moim ciele roznosi się coraz bardziej. 

W końcu zaatakowałem worek jakby był moim najgorszym wrogiem. Kopałem, sprzedawałem ciosy jak w transie. Nie mogłem się opanować, nie czułem zmęczenia a jeszcze większą potrzebę zniszczenia przedmiotu. Amok zawładnął całym moim ciałem.

Po kilkunastu może dziesięciu uderzeniach gniew zaczął odchodzić. Mój oddech unormował się a ja w spokoju liczyłem tak jak kazał mi Harvey. Doliczyłem do 9 i spokojnie mogłem stwierdzić, że już po wszystkim. Zdjąłem taśmy po czym skierowałem się w stronę kuchni po coś zimnego ale nie przemyślałem tego jak wyglądam

- Ryan coś ty robił? - zapytała się Alex uważnie skanując mnie od góry do dołu

W samych dresach nisko zawieszonych na moich biodrach, czerwone i spocone ciało, wystające żyły oraz mięśnie. Włosy przyklejone do mokrego czoła a kostki zdarte od źle związanych bandaży - no Beaumont, grecki bóg seksu - uśmiechnąłem się przez swoje myśli po czym bez odpowiedzi ominąłem kobietę by otworzyć lodówkę.

Dopiero gdy mój organizm dostał odpowiednią ilość płynów zauważyłem, że przy blacie siedzi większość osób. Alex wciąż intensywnie wgapiała się we mnie zresztą tak samo jak Sam, Jack czy nawet roześmiany Mikey. Jednak to niebieskie tęczówki zainteresowały mnie najbardziej - Andy.

Moje oczy nawet na chwilę nie przestały obserwować blondyna. Po raz kolejny uśmiech wkradł mi się na twarz kiedy policzki chłopaka pokryły czerwone rumieńce. Z mojego małego transu wyrwał mnie potworny śmiech przyjaciela

- No już Ryan bo Alex zje cię wzrokiem zanim ty Andy'ego zgwałcisz spojrzeniem - po tych słowach cała kuchnia z wyjątkiem naszej trójki pogrążyła się głupawce śmiechu

Ich konkurs na najgorsze rżnięcie przerwały kroki stające się coraz głośniejsze. Zaalarmowany Cobban z Jack'iem złapali za broń, Alex przyciągnęła syna bliżej siebie a ja złapałem blondyna za rękę by schować go za swoimi plecami. Przygotowany do ruszenia na intruza stałem między Mack'iem intensywnie licząc sekundy które zostały nam do ''przywitania gościa''. Chłopcy odbezpieczyli magazynki a zza rogu wyłoniła się blond czupryna Harvey'a

- O kurwa! Co jest chłopaki?! - wydarł się gdy w szybkim tempie doskoczyli do niego przystawiając broń do obydwu skroni

Wiem, że nie powinienem ale przez minę chłopaka zacząłem się niekontrolowanie śmiać - do tego stopnia iż moje mięśnie cholernie zaczęły pulsować i napinać się na zmianę

- Ryan idioto zrób coś! - krzyknął na mnie a ja starłem nie widzialną łzę z policzka

- Chłopaki puśćcie go - powiedziałem a blondyn od razu podszedł do mnie i przyłożył mi pięścią w brzuch lecz przez to iż mięśnie były wciąż napięte jedyne co zabolało to jego ręka

- Kurwa mać zatłukę cię osobiście Beaumont - wysyczał trzymając się za obolałą część a ja tylko go objąłem

- Miło cię widzieć Harv ale co ty tu robisz? - powiedziałem kiedy już go puściłem

- Dzwonił do mnie Mikey i powiedział, że miałeś epizod więc jestem - wyjaśnił a ja mordowałem Cobban'a wzrokiem. Hrvy podążył wzrokiem za mną a kiedy zrozumiał z kim gadał dołączył do zabijania go razem ze mną - Nie sądziłem iż osoba która chce ci pomóc również pragnie mnie zabić - dodał a mina szatyna wyrażała, że jeszcze chwila i zacznie się śmiać

- Przepraszam bardzo panowie ale już pójdę - powiedział Mikey i zniknął razem z Duff'em gdzieś za ścianą

- Chodź Harvey i tak wiem iż nie odpuścisz - ruszyłem w kierunku swojego gabinetu a blondyn tuż za mną

Rozsiadłem się wygodnie w fotelu spoglądając na niepewnie siadającego psychologa na przeciwko mnie

- Dziwnie tak siedzieć c'nie? - zaśmiałem się by rozluźnić trochę atmosferę. W końcu nie codziennie celują ci bronią w głowę

- Trochę ale teraz słucham co się stało Ryan? - zapytał od razu

- Ja... - rozpocząłem historię mojego dzisiejszego dnia mówiąc wszystkie szczegóły z wyjątkiem faktu iż naprawdę uprowadziłem Andy'ego

Blondyn uważnie mnie słuchał co chwila zapisując coś na telefonie. Skończyłem mówić a twarz zatopiłem w dłoniach by nie widzieć tego zawiedzionego wzroku który zapewne powstał w oczach psychologa.

- Rye proszę spójrz na mnie - powiedział cicho i mimo nie chęci po czasie podniosłem się by patrzeć mu w oczy - Jestem pod ogromnym wrażeniem wiesz? Jeszcze żaden z moich pacjentów nie był w stanie poradzić sobie z furią i potrzebowali leków na uspokojenie lub kaftanów by nie zrobić sobie krzywdy a tobie wystarczyła chwila ciepła, przyznanie się do winy oraz worek. Spokój jaki osiągnąłeś możesz zawdzięczać tylko sobie. Histeria w jaką wpadłeś była normalna nawet dla zdrowego człowieka ale amok z jakiego sam się wyciągnąłeś to poważna sprawa. Po prostu wow Ryan.. Wow - w jego oczach widziałem czystą dumę -Mało tego sądzę, że pomału możesz odstawiać leki. Najpierw zmniejszymy ci dawkę a po jakimś czasie całkowicie je odłączymy od ciebie - teraz to ja byłem w niemałym szoku

- Naprawdę?! - zapiszczałem prawie jak dziewczynka co nie uszło uwadze mojego blond przyjaciela bo uśmiech na jego twarzy poszerzył się

- Naprawdę Ryan - po tych słowach prawie, że przeleciałem biurko

Wtuliłem się w zaskoczonego chłopaka płacząc ze szczęścia

- Dziękuję... Tak ci dziękuję - powiedziałem i wstałem z nóg Harvey'a

- Nie mi dziękuj a sobie. Jesteś naprawdę silnym mężczyzną pamiętaj a teraz pozwól ale mam innych pacjentów dzisiaj -dodał po czym opuścił gabinet a ja żeby nie marnować czasu poleciałem wprost do pokoju Cobban'a

- Mikey! - wydarłem się wpadając przez drzwi

- Co jest Rye? - wstał pauzując grę w którą grał wraz z brunetem

- Ja.. Ja nie muszę brać już leków!! Rozumiesz?! Jestem praktycznie zdrowy!! - rzuciłem się na przyjaciela a on złapał mnie w pasie mocno obejmując

- Tak się cieszę. Boże to naprawdę świetnie ale i tak muszę pogadać z nim wiesz o tym? - zapytał odsuwając mnie lekko od siebie

- Tak, ale on powie ci to co mi. Mam pomału je odstawiać a w końcu nie będę brał ich wcale! - znów wzmocniłem uścisk a Mikey zaśmiał się przez moje zachowanie

Po którymś z kolei śmiechu Jack'a - gdy szatyn odsuwał mnie od siebie a ja wciąż go obejmowałem - postanowiłem iż to dobry moment by zaproponować Andy'emu zakupy. W zajebistym humorze ruszyłem do pokoju blondyna wchodząc bez pukania - za co dziękowałem sobie w głębi duszy.

Chłopak leżał na łóżku z ręką w bokserkach a w ręku trzymał.. moje pisemka z playboy'a?

- Boże puka się! - krzyknął cały czerwony przykrywając się po sam czubek głowy

- Ciebie mogę - powiedziałem uśmiechając się chytrze - Po drugie jak już chce się czyjeś rzeczy wypada zapytać czy wolno - dodałem odkrywając zażenowanego blondyna wciąż ukazując swoje zęby

- Przepraszam... - wydukał chowając twarz w dłonie

- Mogłeś zawsze po prosić o pomoc - dodałem siadając obok ale w odpowiedzi dostałem tylko pięścią w bark -Ała! - udawałem, że faktycznie zabolało a blondyn przekręcił tylko oczami

- Spadaj Rye - powiedział spychając mnie z łóżka

- Chciałem iść na zakupy ale skoro nie chcesz wezmę Sam'a - zakpiłem ale po jego minie wiedziałem, że już wygrałem

- Zakupy? Jakie zakupy? Wiesz bo ja.. z chęcią ci potowarzyszę. Zresztą sam wiesz jakie zakupy są nudne jak idzie się samemu - gadał jak najęty przez co wybuchłem śmiechem

- Tak wiem, więc zbieraj się - powiedziałem szczerze się uśmiechając a blondynek zeskoczył z łóżka, poprawił szybko włosy i stanął obok mnie

- Możemy iść - pokazał swoje ząbki oraz urocze dołeczki

Ruszyłem z Andy'm do mojego jaguara - wcześniej informując Cobban'a, że nas nie będzie oraz przebierając dres na wygodne jasne joggery i białą koszulkę - po czym odjechałem z posiadłości. Jechałem jak zawsze normalną prędkością jak na mnie ale po minie blondyna stwierdziłem, że było to chyba za szybko

- Andy jest okej? - zapytałem i położyłem dłoń na jego kolanie

- Mógłbyś noo.. zwolnić? - w jego oczach widziałem nutkę strachu więc przystałem na tą propozycję

Zmniejszyłem prędkość tym samym wlocząc się moim cudeńkiem ale Andy widocznie odetchnął z ulgą. Chwilę później jego policzki przybrały czerwony odcień a za wzrokiem chłopaka zauważyłem, że moja dłoń w ciągu dalszym spoczywa na jego nodze. Lekko zażenowany szybko odłożyłem rękę na kierownicę i tym razem to moja osoba próbowała się ukryć przed spojrzeniem blondyna.

Po około 20 minutach dojechaliśmy już pod centrum

- Wysiadka blondi - rzuciłem po czym opuściłem auto

Andy postąpił tak samo jak ja i dzielnie kroczył za mną do królestwa szatana - to jest do centrum handlowego ale sami wiecie jakie wojny się tam toczą kiedy są przeceny a dziś był jeden z tych właśnie momentów. 

-----------------------------------------------------------
Okej to dotrzymuje obietnicy ❤ mam nadzieje ze się spodoba ❤

15⭐+10💭= next❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro