Rozdział 45
Pov. Andy
Obudziłem się w ramionach najwspanialszego człowieka na ziemi. Otworzyłem oczy, dzięki czemu spotkałem się z uroczym widokiem mojego - wciąż śpiącego - narzeczonego.
Gdy Ryan mi się oświadczył cały świat przestał się dla mnie liczyć. Chciałem mieć jego nazwisko jak najszybciej, by być pewnym, że to do końca życia i nikt tego nie zniszczy. Jeszcze tego samego dnia uzgodniliśmy, iż ślub ma się odbyć jak najszybciej lecz nie było żadnych wolnych sal i terminów nawet za kupę kasy jaką dysponował Bee. W końcu brunet się wkurwił i postanowił, że sami urządzimy wszystko w ogrodzie - którego nie mamy albo wtedy jeszcze nie mieliśmy.
Z początku byłem temu przeciwny ale gdy Rye pokazał mi co wymyślił...
Czas zleciał w mgnieniu oka. Wszystkie przygotowania, zamówienia, goście po prostu jedno wielkie szaleństwo ale daliśmy radę. Zdążyliśmy się uwinąć w 1,5 miesiąca i takim sposobem biorę ślub już dziś. Wszystko jest w jak najlepszym porządku ale mimo to jestem zestresowany.
Wiem, że Ryan to mężczyzna mojego życia ale boje się, iż zrobię coś okropnego co na zawsze skreśli naszą przyszłość...
Albo się ośmieszę w oczach jego rodziny...
Nie będę znał tam nikogo z wyjątkiem Mack'a i chłopaków z ekipy.
Zważywszy, że jest lato, by nie spalić twarzy oraz nie topić się w garniturach siedząc na słońcu, ceremonia zaczyna się troszkę pod wieczór.
Tak bardzo zamyśliłem się nad dzisiejszym dniem, że nie zauważyłem kiedy Ryan się obudził. Dopiero jego dźwięczny śmiech wybił mnie z rytmu
- Jezu! Ile się tak patrzałeś? - zapytałem, przewracając oczami lecz uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy
- Wystarczająco długo, by widzieć jak pokazujesz dołeczki sam do siebie - prychnąłem, dźgając go palcem w obojczyk
- O czym myślałeś? - cmoknął mnie w czoło, zjeżdżając dłonią wzdłuż moich pleców
- Denerwuje się troszeczkę - wzruszyłem lekko ramionami, bawiąc się palcami na torsie chłopaka
- Słoneczko, przecież nie ma czego. Będę tuż obok ciebie - uśmiechnąłem się, kładąc głowę na piersi Ryan'a
Brunet objął mnie mocniej, a ja wsłuchiwałem się w bicie jego serca, tak długo póki dwójka debili nie wbiegła nam do pokoju
- Andyyyy! - Duff rzucił się na łóżko, centralnie obok nas
- Czego? - zapytałem w miarę grzecznie
- Twój strój już przyszedł! - brunet podjarał się, chwile później wybuchając śmiechem razem z Rye'm
- Co jest kurwa? - wrzasnąłem, kiedy Cobban zamiast mojego garnituru przyniósł białą suknię ślubną oraz welon
- No odebraliśmy z pralni tak jak chciałeś - odpowiedział mi szatyn, starając się nie parsknąć śmiechem
Bee zabrał od niego welon, który założył na moja grzywkę, następnie łapiąc mnie za policzki i wpijając się mocno w usta
- Będziesz piękną panną młodą - mruknął, gdy odsunął się ode mnie
- Spierdalaj - fuknąłem, obrażony - Nie odezwę się do ciebie do końca życia! - usiadłem, zakładając ręce na siebie
- A na ślubie powiesz "tak" czy napiszesz na kartce? - pociągnął mnie za biodra do siebie, przez co wylądowałem na jego kolanach
Jedyną odpowiedzią, która wyszła ode mnie to uniesiony środkowy palec na przeciwko twarzy Beaumont'a. Chłopak zaśmial się krótko po czym objął ustami mój paliczek, raz za razem go zasysając. Czułem jak robię się purpurowy, gdy brunet poruszał głową, góra - dół, patrząc mi przy tym wymownie w oczy
- Dobra bo nam blondi dojdzie szybciej niż do ołtarza - prychnął Mikey, ściągając mnie z Ryan'a
- Ależ ty kurwa zabawny Cobban - fuknąłem, podchodząc do szafy z której wyciągnąłem czarne rurki oraz białą koszulę
- Widzimy się na dole - skomentował szybko Bee po czym podszedł do mnie, wcześniej zamykając drzwi. Objął mnie wokół tali, a głowę położył na moim ramieniu. Spojrzałem w obrazek jaki uformował się w lustrze, czując jak moje serce przyspiesza rytm, będąc blisko bruneta - Tak bardzo cie kocham - szepnął, składając pocałunek na moim karku
- Ja cie równie mocno - obróciłem się i szybko cmoknąłem go w usta - A teraz się ubieraj, bo dużo pracy jeszcze przed nami - ruszyłem do łazienki, w której załatwiłem szybko swoją ranną higienę oraz ubrałem rzeczy
Zszedłem do kuchni - gdyż w pokoju już nikogo nie było - gdzie stał Ryan ubrany tak samo jak ja tyle, że na odwrót z doborem kolorów
- Świetny styl kochanie - zaśmiałem się, podchodząc bliżej blatu, na którym leżał ogromny tort
- Uczyłem się od najlepszych - puścił mi oczko, następnie wracając do dyskusji z Cobban'em na temat obrączek
Po naszym późnym śniadaniu, przyjechała ekipa z jedzeniem oraz ta, która miała mi pomóc dokończyć ozdabianie podwórka.
Wszystko bazuje na trzech kolorach.
Białym - gdyż to w końcu ślub.
Granatowym - ponieważ Rye wybrał sobie taki garnitur...
No i ładnie się komponuje z bielą.
A także - błękitnym, bo ten idiota się uparł, że mam takie oczy, więc to jego ulubiony kolor i ostatecznie skończyłem dyskutować.
Jeszcze dwa tygodnie temu na całym obszarze ogrodu - w którym teraz ma odbyć się ceremonia - leżały wielkie drewniane kłody. W pierwszej chwili byłem pewny, że Ryan po prostu wyciął przeszkadzające drzewa lecz jak się później okazało, on wraz ze swoją mafią, zrobili z tego coś niewyobrażalnie pięknego. Zbudowali ławki, łuk, altankę i ścieli pozostałe drewno tak, że z zewnętrznej strony, stoją jak wierze - długie pale. Zważywszy, iż w naszym związku ja mam lepsze oko, to właśnie na mnie spadł obowiązek, udekorowania tego. Za co zabrałem się wczoraj, a przed chwilą skończyłem.
Kiedy wchodzi się na patio, zaraz na lewo stoją dwa drzewa, na których są powieszone lampki i granatowe wstążki. Po przejściu pod nimi, zostaje się wprowadzonym na drogę do ołtarza. Z obydwóch stron stoją drewniane ławki ozdobione białym materiałem oraz błękitnymi kokardami. Na palach wiszą róże i niebieskie hortensje. Ścieżkę rozprowadzają białe kamyczki - ułożone równo po obu stronach - która prowadzi pod łuk, przyozdobiony zieloną oraz niebieską roślinnością. Z samej góry zwisają wstęgi w trzech kolorach.
Żebyśmy nie musieli przenosić się do domu, gdy nastanie noc. Chłopcy na mój rozkaz zawiesili po gałęziach drzew jasne lampki choinkowe. Na środku każdego ze stołów, stoi drewniany pal, który zważywszy na nie daleką odległość od pozostałych, również ma zawieszone światełka. Oczywiście pomyślałem też o miejscu na taniec, więc w centrum, między miejscami siedzącymi, jest otoczony - stojącymi kłodami - parkiet, który również emanuje światłem i wstęgami.
Wszystko prezentuje się jak z bajki lecz właśnie o to chodzi.
O przedstawienie naszej bajki, która mimo smutnych, nie raz tragicznych momentów posiada szczęśliwe zakończenie.
Podekscytowany zakończeniem swojej pracy, pobiegłem wprost do domu, by zawołać tu mojego narzeczonego
- Ryan! - krzyknąłem, niczym dziewczynka na widok lalki, a zza rogu wyłonił się brunet - Muszę ci pokazać efekt końcowy! - złapałem go za dłoń, próbując wyciągnąć z salonu
- Jak cudownie Lise my też się załapiemy na przedpremierowe poznanie ich pomysłu - obok Ryan'a stanął wysoki mężczyzna z kobietą u boku
- Andy to Lise i Jonas. Rodzice Nicol - wyciągnąłem dłoń, by się przywitać z państwem Jonson
- Miło mi. Jeszcze Andy Fowler - uśmiechnąłem się uroczo po czym wziąłem Bee na chwilę na bok - Czy ona tu będzie? - zapytałem nie ukrywając irytacji
- To moja rodzina Fovv'ie musiałem ich zaprosić - wytłumaczył się spoglądając w moje oczy - Ale nie martw się Lise z Jonas'em wiedzą o całej sytuacji i będą trzymać ją na smyczy - dodał całując mnie szybko w usta - To jak pokażesz mi co i jak? - ukazał swoje ząbki w ten mój sposób, a ja nie mogąc odmówić po prostu pokiwałem głową
- Zapraszam państwa za sobą - skierowałem się do rodziców tej szmaty, następnie stwierdzając, że zacznę oprowadzkę od tego co dopiero skończyłem czyli parkietu
Zaprowadziłem trójkę w wybrane miejsce po czym odwróciłem się w ich kierunku, by zobaczyć te miny
- Jezusku Andyś tu jest wspaniale - brunet przyciągnął mnie do siebie, wciąż napawając się widokiem głównego elementu wesela
- Żałuję, że wzięliśmy już ślub - skomentowała pani Jonson przez co parsknąłem cicho śmiechem, widząc minę jej męża - Znaczy chciałabym, by to Andrew nam go zaplanował kochanie - cmoknęła go w policzek, dalej obserwując wszystko po klei
- To może teraz ołtarz? - zapytałem, patrząc się z twarzy na następną
- Prowadź - Ryan wskazał ręką, a ja poszedłem przed siebie
Kawałek dalej było moje dzieło, na które wszyscy wstrzymali oddech. Zastanawiałem się czy coś poprawić, bo w końcu nie tego się spodziewałem
- Nie podoba ci się? Mogę zmienić, jeśli... - nie dane mi było skończyć gdyż Bee od razu zaatakował moje usta
- Jest idealnie - uśmiechnął się czule, dzięki czemu poczułem chochliki przewracające się w moim brzuchu
- Cieszę się - szepnąłem wtulając się w chłopaka
- Możemy zobaczyć ołtarz? - cichy głos kobiety wybił mnie z rytmu wybijanego przez serce Ryan'a
- Oczywiście - ukazałem swoje dołeczki po czym trzymając za rękę mojego narzeczonego, ruszyłem na wprost
Lecz to co tam zobaczyłem, spowodowało moje całkowite zawstydzenie
- O japierdole - parsknął Beaumont na widok pieprzącego się Mack'a centralnie na środku łuku
- Michael'u Patrick'u Cobban'ie co ty wyprawiasz i to jeszcze w takim miejscu? - zbulwersowała się brunetka, zawieszając dłonie na biodrach
- Kurwa! - krzyknął wystraszony szatyn od razu wychodząc z Duff'a i ubierając spodnie
- Mogłeś go tam mocniej puknąć chłopie - wypalił Jonas lecz karcący wzrok jego małżonki stanowczo go uspokoił
- Zapraszam cię młody człowieku. Chyba musimy sobie porozmawiać - pani Jonson złapała Mikey'a za ucho następnie prowadząc w głąb domu - Ty też młodzieńcze - skierowała się do bruneta, który posłusznie poszedł za resztą
- Przynajmniej chrzest tego miejsca mamy za sobą - powiedział Rye, zerkając w moje oczy
- Oj lecz się napaleńcu - uderzyłem go w pierś, chichocząc pod nosem
- Jak przy tobie nie idzie myśleć o niczym innym - odpowiedział, idąc za mną
Kocham tego idiotę.
-----------------------------------------------------------
Słowami mojej przyjaciółki ❤ paulawww6 🙏❤ moje biedne zablakane owieczki pastor przybył na ratunek z nowym posiłkiem dla swych podopiecznych ❤ jak się podoba?! ❤
Kocham mocno ❤
40⭐+40= next ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro