Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

POV. Andy

Obudziłem się z niemałym bólem głowy. Otworzyłem oczy, a skrępowane nadgarstki dały o sobie znać. Nie wiedziałem co tu robię oraz dlaczego tu jestem. Jedyne czego byłem pewien to tego jak cholernie się boję.

Siedziałem na ziemi między pudłami. Ze względu na brak światła oraz ograniczoną widoczność nie mogłem stwierdzić jak duże jest to pomieszczenie. Mogłem zgadywać ale jedyną zgodną odpowiedzią był - magazyn. Nie mam pojęcia jak długo tu siedzę i którą mamy godzinę lecz ze względu na mój burczący brzuch oraz odwodniony organizm domyśliłem się, że około 12 godzin na pewno.

Kiedy usłyszałem strzały w domu wiedziałem, iż mam przejebane. Ryan'a nie było zresztą tak jak Mikey'a i Jack'a. Ostatnią deską ratunku był Zach lecz ze względu na rozpierdol na dole w ogóle nie myślałem o wyjściu z pokoju. Złapałem za kij, który pokazał mi kiedyś Bee i schowałem się za drzwiami. Na korytarzu było słychać tylko uderzanie - z czego wywnioskowałem iż ktoś butem otwiera pomieszczenia. Kroki stawały się coraz głośniejsze, a mój oddech znacznie przyspieszył. W końcu i u mnie znalazł się włamywacz. Ruszyłem na niego po czym sprzedałem jedno uderzenie w tył głowy.

Niestety za lekkie.

Chłopak odwrócił się w moim kierunku z mordem w oczach następnie złapał mnie za włosy i wyszarpał z pokoju. Z początku szamotałem się z nim, by mieć jakiekolwiek szanse na ucieczkę lecz chyba wkurwiłem tak Calum'a jeszcze bardziej.

Dostałem w twarz.

Poczułem metaliczny posmak w ustach, a chwilę później po raz kolejny zostałem uderzony. Tym razem straciłem przytomność i obudziłem się już tutaj. Znam swojego - kolejnego - porywacza doskonale. Pracował dla mojego ojca przez dobre 5 lat, aż w końcu Rye zabrał go do siebie za pobicie Mikey'a. Wtedy udało mu się uciec ale podejrzewam, że tym razem nie będzie miał tyle szczęścia. Pogrążony w myślach nawet nie zauważyłem, iż ktoś się zbliża

- Już się obudziłeś mała dziwko? - sarkastyczny ton głosu mojego oprawcy wyciągnął mnie z mojej głowy

- Na twoim miejscu zastanowił bym się nad tonacją oraz słownictwem w moim kierunku - uśmiechnąłem się chytrze patrząc mu wprost w oczy

- Myślisz, że Beaumont po ciebie przyjdzie? - wybuchł niekontrolowanym śmiechem - Zostałeś sam. Na mojej łasce. Więc radzę ci przemyśleć każde następne zdanie - plunął obok mnie, wywyższając się

- Ale ty jesteś głupi - prychnąłem wywiercając dziurę w jego twarzy - Rye nie długo tu będzie, a wtedy módl się by nie był wkurwiony do granic możliwości - pokręciłem rozbawiony głową

- Posłuchaj szmato - kucnął przy mnie i złapał za moją koszulkę - Nawet, jeśli uda mu się nas namierzyć to będzie już dawno po tobie - wymierzył mi liścia po czym wstał - Chłopaki podnieście go - rozkazał, a dwójka goryli, która kiedyś należała do mojego ojca, wykonała polecenie

Wiedziałem, że Bee tak tego nie zostawi ale cholernie się bałem. Nie było go teraz. Bratt trzymał mnie twardo, kiedy ten dupek zbliżał się do mnie z miną pedofila. W końcu przystanął obok mnie i złapał za moją twarz. Próbowałem się wyrwać lecz silne ramiona wokół mojego ciała mi to uniemożliwiły. Calum wepchnął język do moich ust, następnie obmacując moje ciało przez materiał ubrań. Nie oddawałem pocałunku, natomiast słone łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Po jakimś czasie chłopak się odsunął i wciąż z tym samym przerażającym uśmiechem. Pochylił mnie nad jednym z pudeł po czym uderzył w pośladki

- Nie waż się mnie dotykać! - krzyknąłem wierzgając nogami jak zezłoszczone dziecko

- Zamknij mordę! Jedyne co ci wolno to jęczeć z przyjemności, gdy już w ciebie wejdę - zaśmiał się psychicznie i zabrał się za zdejmowanie moich spodni

- Kurwa błagam cię! - piszczałem niemo prosząc boga o wyrozumiałość

- Powiedziałem coś! - uderzył mnie czymś w tył głowy przez co pojawiły mi się mroczki przed oczami

- Dotknij go jeszcze raz, a odetnę ci ręce

POV. Ryan

- Namierzyłem go - chłopak wyświetlił na ekranie laptopa mapę, na której widniała jedna czerwona kropka

- Gdzie są? - zerknąłem na niego wyczekująco

- W starym magazynie na granicy Fowler'a - wyjaśnił wpisując coś w klawiaturę

- Chłopcy bierzcie broń. Daje wam 5 minut na ogarnięcie się - rozkazałem po czym pocałowałem Zach'a w czoło - Dziękuję - szepnąłem i zerwałem się do garażu

W pomieszczeniu zastałem wszystkich przygotowujących się na akcję. Zastanawiałem się jak przeprowadzić wtargnięcie, by nie zaszkodzić Fovv'sowi ale poczułem dłoń na ramieniu

- Rye spokojnie. Wiem nad czym myślisz i sądzę, że dobrym pomysłem byłoby wybicie strażników, a potem po cichu się tam wślizgnąć - Cobban uśmiechnął się pocieszająco

- Dziękuję Cobb's - przytuliłem szybko chłopaka po czym wziąłem swoją broń i stanąłem na przeciwko ekipy - Panowie tak jak obmyślił Mikey. Zdejmiemy czatujących i wejdziemy po cichu na teren magazynu. Na mój znak dopiero zaczniecie strzelać - chłopcy pokiwali głową następnie pakując się w furgonetki

Wyjechaliśmy razem z grupą A oraz B zostawiając posiadłość pod kontrolą D i E - będę musiał zrobić C godne pożegnanie ale to potem. Łamaliśmy każdy możliwy przepis na drodze, pędząc w kierunku miejsce gdzie znajduję się mój skarb. Miałem cichą nadzieję, że się nie spóźnimy po raz kolejny. W końcu znaleźliśmy się na terenie Fowler'a lecz zatrzymaliśmy się dużo przed magazynem. Razem z moją dziesiątką ruszyliśmy - rozdzieleni - na strażników. Gdy jeden z nich próbował uciec Mikey go dopadł wbijając mu nóż w szyję. Chłopcy obeszli budynek znajdując jeszcze jedno wejście, więc zostawiłem kilku na czatach, a reszcie kazałem wejść od dwóch stron. Już w środku słyszałem płacz mojego blondyna przez co się we mnie zagotowało. Wybiliśmy jeszcze tych pilnujących drzwi oraz osoby najbliżej nas po czym ruszyliśmy na przód. Miałem zamiar zabić go bez ostrzeżenia ale widząc jak pochyla się nad Andy'm i szarpię się z jego spodniami, cały plan poszedł w dupę.

Zginie powolnie oraz boleśnie przysięgam

- Powiedziałem coś! - Calum złapał za pręt po czym uderzył nim blondyna przez co głośne wołania chłopaka ucichły

- Dotknij go jeszcze raz, a odetnę ci ręce - wyszedłem na przód, a moi chłopcy zaraz za mną

- Beaumont? - szatyn podskoczył odsuwając się kawałek od Fowler'a

- Twój najgorszy koszmar - uśmiechnąłem się ruszając w jego kierunku

- Podejdź jeszcze krok, a pożegnasz się z blondynką - złapał Andy'ego za włosy, następnie umieszczając rękę na jego szyi

- Nie słuchałeś? Powiedziałem, że masz go nie dotykać - warknąłem i wymierzyłem pistoletem w jego stopę, którą postrzeliłem dzięki czemu Fovv'ie dostał szansę na ucieczkę

Chwilę później trzymałem moje słoneczko w ramionach

- Tak się bałem - wychlipiał w moją koszulkę

- Już dobrze aniołku - pocałowałem go w czoło po czym obróciłem się do Jack'a - Zajmij się nim - brunet złapał go za ramiona i pociągnął do siebie, natomiast ja ruszyłem na tamtego idiotę - Daje ci dwie opcje - kopnąłem go w brzuch gdyż wciąż leżał - Każdy z nas cię wypieprzy ale będziesz mógł żyć - oczywiście skłamałem lecz on nie musi o tym wiedzieć - Lub zmierzysz się ze mną ale nie obiecuję, że przeżyjesz - zaśmiałem się wiedząc, iż chłopak nie ma szans

- Spierdalaj - plunął pod moje nogi na co jedynie pokręciłem głową jeszcze bardziej rozbawiony

- Zła odpowiedź - podniosłem go za szmaty po czym uderzyłem głową w tą jego. Chłopak pod wpływem siły cofnął się do tyłu lecz zdążyłem pierdolnąć mu kopa na mordę, dzięki czemu się znów wyjebał - Bierzcie go sobie panowie - parsknąłem, a moja ekipa złapała go i zaczęła rozbierać

Odwróciłem się, zmierzając w kierunku mojego skarba. Idąc słyszałem ryk Calum'a, gdy któryś z chłopaków najprawdopodobniej w niego wszedł. Położyłem dłoń na plecach Andy'ego przez co się wzdrgnął nie wiedząc, że to ja ale kiedy się obrócił, szybko wpadł w moje ramiona

- Nic ci nie jest blondi? - szepnąłem w jego włosy

- Nie - odpowiedział równie cicho

Złapałem za jego uda następnie go podnosząc przez co musiał opleść mnie nogami wokół talii

- Wracamy do domu - Fovv's wtulił się we mnie bardziej, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi - Mikey przypilnuj, by go zabili jak już skończą. Macie wolną rękę. Przyślę wam później jeszcze jeden samochód - Cobban pokiwał głową po czym razem z Jack'iem ruszyli do reszty

Skierowałem się do najbliższej furgonetki następnie sadzając - nie zadowolonego z rozłąki - blondyna na fotelu. Obszedłem auto do o koła i szybko wskoczyłem na miejsce kierowcy

- Wszystko będzie już dobrze słońce - położyłem dłoń na tej jego, widząc wciąż wystraszoną twarz Andy'ego

Włączyłem silnik i odjechałem w stronę domu. Blondi podczas jazdy zdążył zasnąć z wycięczenia, dzięki czemu miałem chwilę do namysłu.

Nie mogę dłużej żyć z faktem, że jestem z nim oficjalnie lecz jednak nie jesteśmy określeni co do tego. Blondyn jest pod każdym względem mój ale nie wszyscy o tym wiedzą. Chcę go tylko dla siebie i chcę byś był bezpieczny.

Nawet już wiem co muszę zrobić.

Jazda minęła mi nie wyobrażalnie szybko dzięki swoim przemyśleniom. Spojrzałem na anielską twarz Andy'ego czując jak topnieje pod wpływem tego obrazka. Wyszedłem cicho z samochodu po czym wziąłem na ręce moją królewnę. Ruszyłem do domu w którym o dziwo był porządek i ani jednej rzeczy wskazującej na wcześniejszy bajzel. Udałem się do naszego pokoju, a Fovv'ie w ciągu dalszym spał. W tym pomieszczeniu też było posprzątane - Alex zasłużyła na większy hajs.  Położyłem blondyna na łóżku po czym samemu ułożyłem się obok. Chłopak wtulił się we mnie powodując, że w końcu spokojny zasnąłem, mając cały swój świat w ramionach. 

-----------------------------------------------------------
Po raz kolejny nie jestem zadowolona lecz znów zostawiam wam opinie ❤ dodaje rozdział zgodnie z obietnica ❤ mam nadzieje ze sie podoba ❤
Stawkę jednak obniżam ze wzgledow osobistych dowiecie się za kilka rozdzialow ❤
35⭐+30💭=next

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro