Rozdział 34
POV. Ryan
Dopiero co wyjebałem Duff'a za próg po długiej dyskusji na temat mojego jedzenia kiedy po raz kolejny rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju
- Jack prosiłem byś dał mi kurwa spokój. Czego nie zrozumiałeś? - syknąłem odwrócony tyłem do wejścia
- Witaj Rye - usłyszałem roześmiany głos blondyna przez co natychmiast zerwałem się z łóżka
- Harvey! Gdzieś ty był tyle czasu? - uwiesiłem się na szyi chłopaka powodując jego większe rozbawienie
- Musiałem coś załatwić. Powiedz mi co się z tobą dzieje, że wkurwiony Mikey napieprza mi wiadomościami? - usiedliśmy na pościeli tak by on mógł pisać a ja swobodnie mówić
- Andy.. On... On mnie nienawidzi... - poczułem jak na wzmiankę o chłopaku łzy napłynęły mi do oczu
- Mikey wyjaśnił mi sytuację.... Rye musisz go zrozumieć... Dać mu czas... - powiedział smutno wpatrując się we mnie
- Ja po prostu już nie mogę Harvey rozumiesz? Pomału mnie to wyniszcza... - słone strumienie spływały swobodnie po mojej twarzy ukazując moją bezradną stronę, którą znają tylko nie liczni
- Ryan przykro mi to stwierdzić ale znów muszę przepisać ci leki.... - słysząc te słowa o mało nie zachłysnąłem się powietrzem - I... Sądzę, że bezpieczniej dla ciebie i twoich bliskich było by gdybyś się poddał terapii zamkniętej.... - w tym momencie poczułem się jak śmieć
- Kpisz sobie? Po stracie Brook'a było ze mną dużo gorzej a ty teraz umywasz ręce zostawiając mi jedynie psychiatryk? Powiedz mi co się zmieniło Harvey? Albo kto cię zmienił? Boże! Nie wierzę, że to powiedziałeś w ogóle - spojrzałem na niego lecz widziałem jedynie zawód - Wyjdź stąd - mój ton podniósł się o oktawę tym samym powodując ruszenie się Harvey'a z miejsca
- Rye to tylko dla twojego dobra, przecież wiesz, że.... - zaczął spokojnym głosem lecz ja miałem już dość
- Wypierdalaj! - blondyn posłusznie wyszedł zamykając drzwi dzięki czemu bezwstydnie mogłem zalać się łzami
Został mi tylko Mack....
POV. Andy
Wstałem zmęczony...
Całą noc moje myśli były zajęte przez jedną osobę...
Starałem się go znienawidzić z całych sił po to by teraz żałować iż go nie wysłuchałem...
Dlaczego zauważenie jak bardzo go kocham zajęło mi tyle czasu?
Chcę go.
Jego humorki, wady, złe dni, problemy, wszystko.
Po prostu go....
Brakuje mi każdego jednego kawałka tego dupka. Ta rozłąka utwierdziła mnie, że tak na prawdę nie potrzebuję nic po za nim. Każda kolejna minuta ciągnie się jak wieczność...
Wiem, że zjebałem ale on po części też...
Nie ma czegoś takiego jak jednostronność...
Wina leży zawsze po obu stronach.
On mnie oszukał ale może miał powód?
Może nie miał wyboru...
Żałuję każdej jednej łzy, którą musiał przeze mnie przepłakać...
Ale teraz jestem pewien trzech rzeczy...
Mianowicie, Ryan zabił moją mamę.....
Jakaś cząstka jego - nie wiadomo jak dominująca - ma problemy z agresją....
I ostatnia....
Jestem bezwarunkowo i nieodwołalnie w nim zakochany....
Nie wiem jak ale odzyskam go...
Wyszedłem z pokoju by się przejść po lesie i obmyślić plan na rozmowę z Ryan'em - bo przecież nie wejdę i nie powiem, że przepraszam iż byłem gorszym dupkiem od niego - ale z pokoju na przeciwko usłyszałem szloch...
Moje serce od razu chciało wyskoczyć z piersi słysząc co Harvey proponuję brunetowi.
Psychiatryk?
Go do reszty pojebało?
Rozumiem, że jest źle ale Bee nie potrzebuję 4 ścian i drzwi bez klamki...
Zszedłem zdenerwowany po schodach lecz w połowie minąłem wręcz wkurwionego Mikey'a
- Niech ją ktoś wyjebie za drzwi bo nie ręczę za siebie... - pierdolił coś pod nosem ale wychwyciłem właśnie to zdanie
Zaciekawiony ruszyłem do salonu gdzie spokojnie siedziała sobie jędza zwana też potocznie Nicol
- Co ty tu robisz? - wycedziłem przez zęby starając się zachować spokojny ton
- Siedzę nie widać? - odpowiedziała obojętnie
- Pytanie retoryczne... Mówi ci to coś czy zestaw małego tynkarza najpierw będzie potrzebny by coś dotarło w głąb tej twojej szarej komórki? - prychnąłem przez wyraz twarzy jaki zrobiła po tych słowach
- Wyobraź sobie tleniona dziwko, że przyszłam na wezwanie Rye'a - pewność w jej głosie przyprawiła mnie o słone łzy w kącikach
- Nie pierdol! Dobrze wiemy, że on cię nienawidzi, więc słucham po chuj tu siedzisz - na prawdę mało brakowało bym się nie powstrzymał przed zajebaniem jej na miejscu
- Posłuchaj mnie teraz uważnie - podeszła do mnie pewnym krokiem na tyle blisko bym mógł się zrzygać przez odór jej perfum - Dobrze wiem iż nie ma już waszego śmiesznego związku. Nie pozwolę po raz kolejny związać się Bee z kimś takim... Zniszczę cię w jego oczach i wszystkich domowników. Jesteś nikim i w końcu nie tylko ja to zauważę - uśmiechnęła się chytrze myśląc, że ma mnie w garści
- Zniszczyć to ty możesz sobie ryj od tony tapety szmato a nie mnie. Teraz obróć się w drugą stronę i wypieprzaj za drzwi jak na śmiecia przystało - zadowolenie nie schodziło mi z twarzy kiedy brunetka stanęła tyłem do mnie
- Harvey! Kochanie tak długo na ciebie czekałam - pisnęła ''radośnie'' rzucając się na blondyna lecz ja wiedziałem, że przegrała
Stałem z założonymi rękoma cicho się śmiejąc kiedy psycholog odsunął się od niej następnie wskazując po prostu ręką na drzwi.
W końcu kiedy suka wyszła Cantwell do mnie podszedł
- Andy tak bardzo za nią przepraszam ja nie wiem co w nią wstąpiło... Zazwyczaj jest urocza i słodka... - po ostatnich słowach wybuchłem śmiechem tak samo jak Cobban stojący w progu
- Harv błagam cię, powiedz, że nie wierzysz w jej uczucia. Jesteś psychologiem powinieneś być mądry a uwierz mi, ona nie nadaję się na nikogo po za panną lekkich obyczajów - położyłem dłoń na jego ramieniu - Mówię serio, jej zależy tylko na tym by mieć to czego nie może a w tym przypadku to nie ty a Rye, którego chciałeś wysłać do psychiatryka. Taki z ciebie przyjaciel? Wszyscy ci mówimy jaka jest Nicol a ty dalej swoje.... Bee uratował ci życie a ty tak mu się odpłacasz.... On był w stanie umrzeć za ciebie! A ty? Przemyśl czy warto niszczyć coś takiego ze względu na zwykłą lalkę - odsunąłem się od niego kiedy zakpił z moich słów
- Odezwał się ten co jebnął focha i ma go totalnie w dupie. Ja przynajmniej próbuję naprawić jego stan a ty? Przez ciebie jest z nim źle a ty prawisz mi morały? Zastanów się najpierw nad swoim zachowaniem po czym dopiero później wygłaszaj swoje przemówienia - obleciał mnie jeszcze zlodowaciałym wzrokiem następnie opuszczając dom
- On miał rację Fovv's.... Musisz z nim w końcu pogadać.... Nie musisz mu wybaczać ale chociaż poznaj jego stronę... Wiem, że wciąż go kochasz widzę to i słyszę każdej nocy - przytulił mnie lekko widząc łzy spływające po moich policzkach
- Skąd mam wiedzieć czy on w ogóle chce jeszcze na mnie patrzeć? Co mam mu powiedzieć? A jeśli to kolejny błąd? - zapytałem wciąż w ramionach szatyna
- Andy wiesz co powtarzała moja mama? - spojrzał na mnie z góry
- Że mimo orientacji masz używać gumek? - zaśmiał się przez moje słowa po czym spoważniał
- To też ale również wyjaśniła mi pewną rzecz. Kiedyś jak jeszcze żyła zapytałem dlaczego mimo bólu jaki czuję przy jej odejściu wciąż mocno ją kocham? Wydawało mi się wtedy, że jeśli coś nas boli od razu nienawidzimy powodu naszego cierpienia. Powiedziała mi wtedy iż to dlatego, że moja miłość do niej jest w stanie przezwyciężyć każdy ból. Andy miłość jest wtedy, gdy lecą ci łzy a ty nadal jesteś obok. Pragniesz czasu spędzonego z tą osobą bo bez niej dłuży się niemiłosiernie. Wystarczy jedno spojrzenie, uśmiech a ty czujesz się jak w domu. Bo w domu jest się szczęśliwym. On jest twoim domem Fovv's a ty jego. Nie ważne gdzie będziecie i w jak wielkie gówno wpadniecie... Jeśli będziecie w tym razem to mimo najgorszego bagna wejdziecie w to z uśmiechem - widziałem w jego oczach czystą dobroć
Był to jedyny członek gangu, który był dobry nawet dla wroga. Nie ważne jak źle było i jakie świństwo go spotkało.
Mikey za każdym razem kierował się jedną myślą.
Bądź dobrym człowiekiem.
A Mike właśnie taki był.
Po prostu dobry....
- Dziękuję Cobb's. Chyba powinienem z nim porozmawiać - zawiesiłem wzrok na swoje dłonie przyznając się do błędu
- Będzie dobrze Andy. Wystarczy tylko trochę wiary... I może czułości - na ostatnie słowa ułożył dłonie w charakterystyczny sposób dając mi do zrozumienia, że seks na zgodę jak najbardziej preferuję po czym wybuchając śmiechem ruszył po schodach zapewne do siebie
Po około 30 minutach przemyśleń w końcu wziąłem się w sobie i skierowałem swoje kroki na pokój bruneta.
Starałem się opanować drżenie dłoni lecz wychodziło mi to nie udanie
- Dobra Fovv's to tylko rozmowa - powiedziałem, biorąc dwa oddechy przed wejściem po czym złapałem za klamkę
W pokoju panował pół mrok lecz doskonale widziałem skuloną postać na środku łóżka.
Z początku myślałem, że chłopak śpi ale kiedy rzucił we mnie poduszką wiedziałem iż nie zdaje sobie sprawy kto wszedł przez drzwi....
A może wie ale nie chce mieć ze mną nic wspólnego?
Ogarnij się i weź się w garść!
- Rye? - błagam chociaż na mnie spójrz a minie nie pewność jutra i najpiękniejszy uśmiech pojawi się na moich ustach...
-----------------------------------------------------------
Przepraszam ze tak pozno! ❤❤❤ale juz jest ❤❤ kocham mocno ❤❤
Komy komy komy! ❤
Kto się doczekać Randy Nie może? 🙏🙏❤
35⭐+30💭= next! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro