Rozdział 31
POV. Andy
Gdy Rye się obudził poczułem rozchodzącą się po moim ciele radość lecz nie minęła minuta kiedy moje serce rozpadło się na jeszcze drobniejsze kawałki. Moje imię w jego ustach brzmi niczym najpiękniejsza muzyka a uczucia jakie towarzyszą mu podczas wypowiadania go na głos są nie do opisania ale muszę zacząć w końcu myśleć nad tym co robię...
Siedzę skulony na łóżku rozmyślając nad swoją chujową sytuacją, mocząc pościel łzami kiedy po raz kolejny słyszę pukanie do mojego pokoju
- Andy proszę porozmawiajmy - Ryan przychodzi pod moje drzwi od samego rana co równe pół godziny, prosząc o to samo
Mam dość już odpowiadania wciąż tego samego...
Czy on może zrozumieć, że mnie boli każde jego zdanie w moim kierunku?
Że mam dość powtarzania sobie iż to jego wina.
Gdzie nawet nie znam prawdy a od razu uwierzyłem mojemu ojcu....
Nie powinno tak być, wiem o tym ale nie chce wracać to tych dni kiedy opłakiwałem mamę...
Nie chcę znów przechodzić przez to samo....
Otwierać starych ran by poznać szczegóły, które tak na prawdę nie mają najmniejszego znaczenia...
Zrobił to i koniec...
- Andy daj mi wytłumaczyć... - jego ton z każdą sekundą stawał się coraz bardziej płaczliwy
A mnie wyrzuty sumienia pomału zaczynają zjadać od środka...
Nie możesz go kochać Fovv's!
To potwór...
Morderca...
Lecz kim wtedy jestem ja?
Mama zawsze mówiła, że słowa nie wystarczą...
Liczą się czyny...
A czy chłopak nie pokazał mi wystarczająco jak mu zależy?
Czy nie przeprasza każdego dnia?
Codziennie od nowa stara się wszystko naprawić...
Kiedy ja zachowuję się jak dupek nie dopuszczając go do siebie nawet kawałek...
Boję się kolejnego rozczarowania osobą którą kocham?
Czy może mi wstyd bo nie znam całej historii a gdy poznam okaże się iż chłopak postąpił jak musiał?
Tyle pytań...
Niewiadomych...
I ja sam...
Rozdzielony pomiędzy miłością i nienawiścią do jednej osoby...
Pragnę zamknąć go w objęciach szeptając iż wszystko będzie dobrze ale z drugiej strony chcę wbić mu nóż w plecy i patrzeć jak się wykrwawia...
Tyle razy potrzebowałem mamy by mi pomogła, doradziła...
Lecz teraz kiedy moja przyszłość wisi na włosku a ja kompletnie nie wiem co robić, nie mam nikogo kto mógłby mnie naprostować...
- Kocham cię Fovv'ie - brunet musiał zsunąć się po drzwiach gdyż usiadł i zaczął cicho szlochać
Maltretuje mnie swoim bólem powodując jeszcze większe cierpienie mojego serca. Staram się być niczym kamień ale moje uczucia do chłopaka roztapiają każdy lód, który jestem w stanie stworzyć. Mogę budować mur kilka miesięcy a jedno jego spojrzenie zburzy go na amen. Mogę udawać obojętnego tak długo póki faktycznie taki nie będę lecz wystarczą jego tęczówki skierowane w moje by moje tętno na nowo przyspieszyło.
Jest niczym słońce w pochmurne dni...
Nie ważne jak dużo chmur nadleci i jak czarne one będą. Jeśli chociaż jeden promień słońca wyleci na zewnątrz od razu stwierdzisz, że jest ciepło i ładnie. Chciałbym móc go nienawidzić tak bardzo mocno jak go kocham lecz wiem iż to nie możliwe. Mogę tylko udawać, męcząc się iż tak jest ale nie ma nic silniejszego od mojej miłości do niego.
POV. Ryan
Odkąd się obudziłem minęły zaledwie 4 dni.
Dni męki i cierpienia na które nie byłem gotowy.
Dni niewyobrażalnie długie i przepełnione łzami.
Dni w których uświadomiłem sobie jak bardzo zjebałem i jak wiele straciłem.
Dni które zaczynają się tak samo i równie podobnie się kończą.
Wstaję rano - jeśli w ogóle śpię - a pierwsze co robię to idę pod drzwi blondyna przy których spędzam połowę dnia, przepraszając go i prosząc o rozmowę. Następnie zostaję ciągnięty przez Mikey'a na obiad, który sam we mnie wpycha gdyż ja nie mam siły oraz ochoty jeść. Później zaczyna się mój trening by na dobre wrócić do pracy - nie tylko mózgiem. Wszystkie papiery zrobiłem już pierwszego dnia aby choć na moment uwolnić się z pod bólu jaki towarzyszy mi w każdej możliwej chwili. Po ćwiczeniach wracam do siebie udając iż wszystko jest w porządku. Niestety siedząc w pokoju uświadamiam sobie jak pusto jest tu bez niego oraz jak nisko upadam. Boję się, że on już nie wróci i nikt mnie nie uratuje przed samym sobą. Gdy nadchodzi zmrok moje serce krwawi wypuszczając trzymane łzy na zewnątrz. A ja nie wytrzymując biegnę pod drzwi blondyna.
Dziś również tak się skończyło.
Usiadłem i zacząłem płakać pod wpływem emocji
- Potrzebuję ciebie byś mnie wyleczył, byś był... Bym mógł spokojnie żyć wiedząc, że gdy się obudzę wciąż tu będziesz. Odkąd cię nie ma pokochałem sen wiesz? Tylko wtedy jesteśmy razem jakby nic się nie stało ale kiedy nadchodzi moment wybudzenia się.. Nienawidzę rzeczywistości w jakiej się znajduję... Czasem mam ochotę zapomnieć lecz wtedy uświadamiam sobie jak wiele zmieniłeś w moim życiu i jak bardzo cię kocham. Każdy powtarza mi, że będzie dobrze... Że wszystko się ułoży ale ja nie uwierzę w to póki nie zobaczę cię w swoich objęciach. Tak dobrze czułem się przy tobie... Pomogłeś mi pogodzić się ze stratą lecz teraz sam powodujesz mój ból, zostawiając mnie samego. Tak bardzo mi ciężko kiedy nie mam cię obok... Wszystko zdaje się lepsze gdy jesteś ze mną... A teraz? Wolę siedzieć pod twoimi drzwiami wiedząc, że mnie nienawidzisz ale być przy tobie niż oglądać filmy, ćwiczyć czy cokolwiek innego. Fovv's błagam cię bo już dłużej tak nie mogę... Chcę tylko byś mnie wysłuchał.... - zalewałem się łzami siedząc na podłodze lecz nie spodziewałem się niczego nowego
W końcu około godziny później Mikey zaniósł mnie do mojego łóżka i położył się ze mną
- Spróbuj zasnąć Bee. Ja wciąż tu będę obiecuję - wtuliłem się w szatyna, próbując nie zmoczyć jego bluzki
Cobb's nucił spokojną melodię tuż nad moim uchem gładząc moje plecy w rytm. Pomału odlatywałem lecz gdzieś z tyłu wiedziałem iż to dopiero początek ale ja się nie poddam. Nie zostawię tego tak. Będę walczył by w znów było dobrze.
Przez całą noc spierałem się ze swoimi uczuciami. Z jednej strony pragnąłem siedzieć pod drzwiami blondyna pokazując jak bardzo mi zależy lecz z drugiej chciałem dać mu odsapnąć by wiedział, że szanuje jego zdanie. Ramiona Mikey'a wydawały mi się za duże a zapach, który Andy pozostawił po sobie ulotnił się z przybyciem szatyna. Noce są najtrudniejsze gdyż nie jestem w stanie udawać, że jest dobrze. Jestem zmęczony po całym dniu noszenia maski, więc gdy zapada ciemność puszczam wodzę emocjom. Pozwalam sobie na płacz, krzyk i ból. Szukam odpowiednika, który zapewni mi spokój ducha...
Dla jednych to alkohol, używki lecz ja nie zamierzam się truć...
Jedyne co mi pozostaje to treningi. Pieprzone zmęczenie nie daje mi się oddać uczuciom a pot jest moją nagrodą. Jeśli będę musiał to się wykończę podczas ćwiczeń byle by tylko nic już nie czuć.
To wszystko mnie dobija...
Od miłości po stratę...
Chcę by Andy wrócił ale na siłę go do mnie nie sprowadzę...
To jest chyba ten moment w którym muszę dać mu przestrzeń...
Zostawić tak jak chce a może coś w ten sposób zyskam?
Może on sam zrozumie iż to nie ma sensu?
Wiem, że gdzieś w głębi mnie kocha...
Widziałem to w jego oczach gdy się wybudziłem...
Przez moje ciągłe rozmyślenia nie zauważyłem nawet kiedy słońce zaczęło wschodzić informując tym ludzi iż nastał nowy dzień. Postanowiłem wziąć prysznic i zająć się dziś swoją wytrzymałością. Wstałem z łóżka a mój wzrok od razu poleciał na śpiącego szatyna. Zrobiło mi się go szkoda bo w końcu nikt nie marzy o tym by usypiać rozhisteryzowane dziecko samemu zasypiając w ubraniach. Zważywszy na godzinę stwierdziłem iż dobrym pomysłem będzie pozbycie się ciuchów chłopaka by chociaż przez pewien czas spało mu się wygodnie. Zdjąłem z niego bluzkę ze spodniami, pozostawiając go w samych bokserkach po czym przykryłem kołdrą następnie ruszając pod upragniony prysznic.
Gorąca woda idealnie odprężała moje zmęczone ciało i oczyszczała nie tylko skórę a również umysł. Pozbyłem się wszystkich nieprzyjemnych myśli zapominając o bożym świecie. Byłem tylko ja oraz ciśnienie wrzątku spadające na moją osobę. Kiedy stwierdziłem, że moja kąpiel zamieniła się w depresyjną ucieczkę od świata przyszedł czas na trening. Wyszedłem z łazienki z ręcznikiem przepasanym na biodrach lecz w pokoju nie zastałem tylko śpiącego szatyna
- Co jest do kurwy? - krzyknął Jack kiedy ja zrozumiałem o co chodzi
Mikey śpi ale ma przykryte jedynie bokserki - musiał skopać kołdrę idiota - a ja stoję w samym ręczniku...
Nagi....
To będziesz się tłumaczył Cobb's
-----------------------------------------------------------
To troszkę nam sie po komplikowało😕❤ postaram się napisać dziś cos jeszcze ale nie obiecuje ze wleci dzisiaj ❤ temat który opisuje jest dla mnie ciężki i wymaga wiele wysiłku wiec wybaczcie ten długi czas ❤❤
Komy chce dużo komow! ❤❤
30⭐+25💭= next❤
4/?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro