Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

POV. Andy

Obudziłem się nad ranem wtulony w Rye'a. Do pokoju wpadały delikatne promienie słoneczne z czego wywnioskowałem, że jest na prawdę wcześnie. Odsunąłem się - na miarę możliwości - od bruneta po czym położyłem wyżej tak iż nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Skanowałem wzrokiem jego cudną miodową cerę, przyłapując się co chwila na obserwowaniu jego malinowych ust - mimo siniaków oraz zadrapań wciąż wyglądał jak młody bóg. Gęste brązowe włosy lekko opadały na jego niewinną twarz a długie i czarne rzęsy nadawały cienia wystającym kościom policzkowym. Podniosłem dłoń na wysokość jego twarzy po czym delikatnie opuszkami palców przejechałem po policzku chłopaka następnie układając jeden z niesfornych kosmyków na głowie Ryan'a. Czułem się tak bardzo szczęśliwy gdy patrzałem jak on po prostu śpi, że to nie do opisania. Bee zamruczał cicho kiedy moja dłoń głaskała jego włosy w równym tempie przez co cichy chichot wyleciał z moich ust

- Cieszę się, że cię rozbawiłem - powiedział z chrypką w głosie powodując ciarki na moim ciele

- Nie chciałem cię obudzić - odpowiedziałem wciąż bawiąc się na głowie bruneta

- Lubię gdy budzę się przy tobie - otworzył swoje czekoladowe oczka a ja nagle zapomniałem jak się oddycha - Lubię też to jak na ciebie działam - chytry uśmieszek pojawił się na jego twarzy kiedy na moich policzkach pojawiła się krwista czerwień - Ooo ale te rumieńce wręcz kocham - cmoknął mój nos po czym parsknął śmiechem

- Jesteś dupkiem Ryan - założyłem ręce na siebie olewając zachowanie chłopaka

- Tak, tak wiem blondi - złapał mnie za biodra i pociągnął do siebie tym samym sprawiając, że przylgnąłem całym ciałem do - nagiego - torsu Rye'a

- Ryan pszczoło miodna! Puszczaj mnie w tej chwili! - krzyknąłem gdy poczułem zbliżające się palce chłopaka do miejsc moich łaskotek

- Zależy co z tego będę miał - uśmiechnął się w ten swój sposób po czym kontynuował - Wiesz, nie ma nic za darmo - puścił mi oczko coraz szybciej dostając się do moich słabych punktów

- Dobrze, dobrze co sobie łaskawy pan życzy? - prychnąłem na jednym wydechu

- Pocałuj mnie - powiedział wprost jak gdyby nic lekko ściszając ton głosu i patrząc mi głęboko w oczy

Mógłbym napawać się tą chwilą w nieskończoność....

Tylko on i ja....

To spojrzenie było tak pełne namiętności...

Nasz kontakt wzrokowy był niczym zakazany owoc....

Niby nie dostępny dla ludzkości, niosący za sobą ból i cierpienie lecz nie dla nas. To my byliśmy bogiem w ogrodzie a nasze uczucie jabłkiem dla tych wszystkich co są przeciwko nam....

Karmiłbym się dalej tym uczuciem nie dosytu między nami gdyby nie jeden tak cholernie gorący ruch bruneta. Wystarczyło, że przygryzł wargę a następnie przejechał językiem po ostrych końcach swoich śnieżno-białych zębów, bym stracił nad sobą panowanie. Gwałtownie wpiłem się w usta chłopaka nie przejmując się specjalnie czułością. Można powiedzieć, że wręcz brutalnie nadawałem szybkie tępo temu pocałunkowi. Złapałem za włosy Rye'a ciągnąc go za końcówki dzięki czemu w kilka sekund leżałem całym ciałem na brunecie. Nie myślałem zbytnio co mu jest i czy coś go boli.

To był impuls...

Chwila tylko dla nas....

Usiadłem okrakiem na podnoszącym się do siadu Beaumont'cie po czym zrzuciłem z łóżka kołdrę zastając go - na szczęście - w samych bokserkach. Otarłem się swoim krokiem o - już pokaźną - erekcję chłopaka przez co chwilę później poczułem duże dłonie zaciskające się na moich pośladkach. Ciche jęki zaczęły uciekać nam z ust gdy maltretowaliśmy siebie nawzajem uprawiając tak na prawdę suchy seks. Nie byłem w stanie skupić się lub pomyśleć o czymkolwiek innym...

Ryan zawładnął całym moim ciałem oraz umysłem....

Brunet zjechał ustami na moją szyję zasysając się na niej w momencie gdy ja brałem oddech. Poczułem pieczenie a za chwilę ulgę kiedy język chłopaka liznął dopiero co zrobioną malinkę

- Koniec tego dobrego - zaśmiałem się wstając

Niby z jednej strony chciałem to zrobić ale z drugiej...

Jednak fakt, że mógłbym zrobić mu krzywdę wydawał się bardziej przekonujący niż moja chcica

- O nie, nie, nie! Wracaj tu! Twój tyłek wygląda zbyt samotnie bez moich rąk na nim po za tym nie możesz zostawić mnie z tym - wskazał głową na swoją nabrzmiałą erekcję ale nawet nie spojrzałem w tamtym kierunku

- Chyba musisz polecieć na ręcznym kochanie - cmoknąłem do niego w powietrzu starając się nie wybuchnąć śmiechem

- Pożałujesz tego Fowler... W końcu wyjdę z tego łóżka a wtedy będziesz błagał bym przestał. Potrzebujesz twardej ręki wiesz? Szczególnie między nogami - prychnął sięgając po kołdrę

Podszedłem do łóżka całując to naburmuszone dziecko w czoło

- Obiecałem, że nie wypuszczę cię z łóżka przez tydzień pamiętasz? - zapytałem czule patrząc się w sfochowane oczy bruneta

- Pamiętam - uśmiechnął się i złączył nasze usta w delikatnym i krótkim pocałunku

- Rye... Musimy pogadać - powiedziałem trochę ostrzej niż planowałem

- Tak wiem ale... - nie dane mu było skończyć ponieważ do pomieszczenia wpadł nagle Mikey

- Boziu Bee w końcu się wybudziłeś - uśmiechnął się szeroko szatyn idąc - dość dziwnie - w naszą stronę

- Nie wierzę - wybuchł nagle śmiechem Beaumont patrząc to na Cobban'a to Jack'a - Dałeś mu się zdominować? Japierdole Duff witaj w rodzinie - wyciągnął rękę w kierunku zadowolonego bruneta wciąż dusząc się śmiechem

- Ja chyba czegoś nie rozumiem - odezwałem się w końcu patrząc jak mina zażenowanego Mikey'a zmienia się w dorodnego pomidora

- Wyobraź sobie Andyś, że nasz wspaniały Cobban dał się wypieprzyć pierwszy raz w życiu i to nie byle komu a Jack'owi - wytłumaczył mi niby Rye ale wciąż nie wiedziałem co w tym takiego śmiesznego

- No okej gratki Mike, ale co w tym śmiesznego? - zapytałem powodując, że tym razem to nawet szatyn zaczął się śmiać

- Boże Bee jak już będziecie mieli to za sobą chce być pierwszym, który pozna szczegóły - na myśl o tym , że Rye miałby mówić komuś o naszym seksie, samoistnie rumieńce wpełzły mi na twarz

- Ej dobra nie zawstydzaj mi mojej cnotki okej? - brunet uśmiechnął się uroczo ale nie tym razem

Pokazałem mu środkowy palec - tak wiem dojrzale w chuj - po czym wyszedłem z pokoju

- Nie będzie mnie obrażał przy mojej szanownej osobie - prychnąłem ruszając do siebie

W końcu od dobrych dwóch dni nie widziałem się z prysznicem....

POV. Ryan

Kiedy Andy wyszedł podobnie postąpił Jack tyle, że pod pretekstem obudzenia Harvey'a - w końcu muszę mu wytłumaczyć dlaczego ktoś chciał go zabić...

- Mikey.. - postanowiłem wykorzystać chwilę by porozmawiać z szatynem

- Tak Bee? - spojrzał na mnie oczekując odpowiedzi

- Ja.. ZakochałemsięwAndy'm - powiedziałem na jednym wydechu

- Co? Możesz powtórzyć? Tylko wolniej Rye proszę - uśmiechnął się dodając mi pewności siebie

- Zakochałem się w Andy'm - wydukałem powoli, patrząc się na swoje dłonie

- No wiem i co z tym? - odpowiedział jak gdyby nigdy nic

- Nie wiem co robić... - wróciłem wzrokiem w oczy szatyna szukając w nich wsparcia

- Rye Pieprzona Perfekcja Beaumont nie wie co robić? Stary to serio poważne - zaśmiał się siadając na łóżku

- Nie jest mi do śmiechu Cobban - spojrzałem w sufit następnie chowając twarz w dłoniach

- O co chodzi Bee? - zapytał przejęty ściągając moje ręce tak bym patrzał na niego

- Nie mogę z nim być - poczułem jak moje oczy zachodzą łzami

- Ryan kto tu rządzi?- patrzał mi głęboko w oczy doszukując się w nich odpowiedzi

- No ja - powiedziałem prawie nie słyszalnie

- Więc kogo boją się najbardziej? - kolejne pytanie to chyba znaczy, że musi być kolejna odpowiedź

- No.. Niby mnie - prychnąłem widząc zmarszczone czoło Mikey'a

- A kochasz go? - najłatwiejsze pytanie jakie mógł zadać

- No oczywiście, że tak! - prawie krzyknąłem powodując w ten sposób cichy śmiech szatyna

- No to zrozum w końcu kurwa, że to nie są cuda, wymysły, czy pieprzona gwiazdka z nieba. Stary to wszystko jest banalnie proste. Pod jednym warunkiem... Że naprawdę go kochasz - podniósł głos mocniej ściskając moje ręce

- Tyle, że mamy jeden mały problem Mike... Chce żeby on żył a przy mnie jak sam wiesz jest to ryzykowne i graniczy z cudem - spuściłem głowę uwalniając skumulowane łzy na światło dzienne

- On jest tego wart stary. Warty, każdego lęku, który cię zżera. Wart wszystkiego, od A do pierdolonego Z, jest twoim pierdolonym alfabetem. Wybacz sobie w końcu. Pozwól sobie żyć. Daj się ponieść ten jeden raz... Niech w końcu to twoje szczęście będzie na pierwszym miejscu Bee - wytarł moje łzy i posłał mi uśmiech, który odwzajemniłem

Może jedna szczera rozmowa wszystko by zmieniła?

- Masz rację Mikey - wtuliłem się w chłopaka - Powiem im jak tylko będę mógł wyjść z łóżka - dodałem ciszej po czym odsunąłem się od szatyna

- Ryan - naszą przyjemną ciszę przerwał zmieszany głos Jack'a - Harv do ciebie - wpuścił blondyna następnie wychodząc razem z Cobban'em do korytarza

- Jak się czujesz? - zapytał uśmiechając się niepewnie

- Dobrze nawet a ty? - nie pytałem go o zdrowie a bardziej stan psychiczny

- Lepiej niż było - odpowiedział pół szeptem rozumiejąc moje pytanie

- Harvey tak mi przykro... Nie chciałem narazić cię na niebezpieczeństwo - spuściłem głowę a chłopak złapał mnie za rękę

- Ryan ejejej... Wróciłeś po mnie to jest dla mnie najważniejsze - wstał po czym zamknął mnie w uścisku

- Jak się domyślam pewnie chcesz wyjaśnień? - blondyn pokiwał głową i wygodniej rozłożył się na krześle - To od początku - zacząłem opowiadać historię swojego życia pomijając tylko szczegóły zabójstw, których dokonałem oraz fakt z porwaniem Andy'ego. Blondyn uważnie mnie słuchał ani razu mi nie przerywając - Więc teraz wiesz już wszystko - zakończyłem swoją wypowiedź patrząc na jego twarz doszukując się każdej emocji przechodzącej mu po buzi

- O kurwa - wybuchłem śmiechem na tak trafne opisanie mojego życia - I do tego jeszcze miałeś depresje a wciąż żyjesz? - patrzał na mnie jakbym był kosmitą - Jestem w szoku - jakbym nie zauważył - To znaczy, że jeśli ktoś będzie chciał mnie zaatakować a ja wspomnę twoje nazwisko to raz dwa się odwali? - spojrzał na mnie niczym dziecko na słodycze

- Tak Harvey, raczej tak - jebłem sobie mentalnego face palma i wróciłem do chłopaka - Dalej mam do ciebie przyjeżdżać? - zapytałem po dłużej chwili

- Oczywiście, że tak Ryan - przytulił mnie po czym obiecał iż wróci jutro

Po wyjściu Harvey'a był u mnie jeszcze Taylor by poinformować mnie o moim stanie zdrowia i od razu sprawdzić jak się czuje. Okazało się, że mam trzy złamane żebra z czego dwa wbiły mi się w płuco. Moje kolano musiało przejść rekonstrukcję chrząstki a jako dodatek miałem również lekki wstrząs mózgu - nieźle Bee. Mimo wszystko wstałem z łóżka po czym ruszyłem pod prysznic. Ciepła woda doskonale odprężała moje wszystkie mięśnie oraz koiła ból wyrządzony przez tamtych skurwieli.

W momencie gdy moje myśli zaczęły krążyć wokół Fovv'sa, stwierdziłem iż to dobry moment by wyjść z łazienki. Z ręcznikiem oplecionym na biodrach wszedłem do swojego pokoju od razu zauważając blondynka na łóżku. Skanował moje - wciąż mokre - ciało uważnie wzrokiem po czym wstał szybko podchodząc do mnie. Czułem jak kropelki wody spadają z mojej mokrej grzywki i lecą w dół przez tors zatrzymując się na ręczniku. Andy przejechał dłonią po moich żebrach zatrzymując się na piersi

- Chodź ubiorę ci opatrunek - uśmiechnął się niewinnie, pchając mnie delikatnie na łóżko

Kucnął między moimi nogami i zapatrzony w mój brzuch zakładał bandaże. Gdy już wszystko było na miejscu wstał oraz spojrzał mi w oczy

- Rye wiem, że nie chcesz ale ja nie mogę się dłużej ukrywać. Chcę móc trzymać cię za rękę przy innych. Chcę cię całować nie martwiąc się czy ktoś zaraz nas zobaczy. Pragnę cię w każdy możliwy sposób i nie wytrzymam jeśli dalej będziemy musieli się bawić w jakieś tajemnice - powiedział podając mi bieliznę bym mógł się ubrać

- Wiem Andy i - nie dał mi skończyć

- Rozumiem jeśli nie jesteś gotowy dlatego pozwól mi dziś ostatni raz z tobą spać a jutro dam ci już spokój... Nie będę wymuszał na tobie miłości - spuścił wzrok, więc natychmiast podniosłem dwoma palcami jego pod brudek i wpiłem się w jego usta

- Andy w miłości nie chodzi o całowanie, trzymanie się za dłonie, o randki czy nawet o seks. Chodzi o to, aby być z kimś, kto sprawia, że jesteś szczęśliwy. O to, aby być z kimś kto akceptuje w tobie wszystko. Tu chodzi o bycie sobą przy tej osobie dzięki czemu ona też może być sobą w pobliżu ciebie. A ja... Ja jestem tak cholernie szczęśliwy z tobą blondi... Twoje oczy powodują, że nie jestem w stanie logicznie myśleć a ten uśmiech... Jezu gdybym miał wybrać ostatnią rzecz, którą chciałbym zobaczyć przed śmiercią to jest to właśnie on. Twoje małe lecz tak kochane rączki sprawiają, że mam dreszcze na całym ciele. Mógłbym słuchać cię godzinami bo tak bardzo uwielbiam twój głos. A za pooglądanie ciebie śpiącego oddałbym wszystko co mam.... Andy ja... Ja cię kocham.... - złapałem jego dłonie w swoje po czym spojrzałem w jego zaszklone oczka - Nie ma dla mnie teraz ważniejszej osoby na tym świecie niż ty - chłopak kiwnął głową i złączył nasze usta w najbardziej czułym pocałunku ze wszystkich, które do tej pory miały miejsce

- Kocham cię Rye - wyszeptał cichutko patrząc się w moją klatkę nie pewnie kładąc dłonie na moich biodrach, więc przysunąłem się do niego bardziej

- Wtul się we mnie słońce - poprosiłem - teraz jesteś mój

-----------------------------------------------------------
Ponad 2000 tys słów ale moment na który wszyscy czekaliscie (oczywiscie po za seksami) ❤ niech każdy skomentuje swoje ulubione zdanie w tym rozdziale ❤ ogolne mam nadzieje ze pani wiecznie nie zadowolona w końcu jest usatysfakcjonowana 😂😂 half_gone_ o tobie mowa 😂😂❤
25⭐+20💭= next ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro