Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

POV. Ryan

Stałem na przeciwko tego blond chuja zaciskając obolałe pięści. Za moje kolano tak obije mu mordę, że nawet najlepszy specjalista mu nie pomoże.

Czekałem nie cierpliwie aż ten spierdolony prezenter skończy pierdolić a sędzia rozpocznie walkę.

Spojrzałem jeszcze na Andy'ego uspokajając go najszczerszym uśmiechem jak na tą chwilę po czym wróciłem wzrokiem na przeciwnika. Rozmyślałem nad każdą możliwą taktyką, którą mógłbym pokonać chłopaka. Niby byłem pewny wygranej ale przez te kilka lat Chris się zmienił zresztą jak ja. Urósł, przybrał na masie, wyrobił się mięśniowo, więc podejrzewam iż w walce też się poprawił.

Ale grozi moim bliskim i nie wyjdę stąd póki nie będzie pluł krwią i błagał o koniec

- O to walka na którą wszyscy czekali! - krzyknął pierdolony idiota z mikrofonem - W lewym narożniku wciąż żywy Ryan Beaumontt! - ale zabawne śmieciu - Za to w prawym dobrze wam znany. Mordujący spojrzeniem, istny bóg ringu. Christian Stevens!!! - zajebie cię zaraz po nim jak zaraz nie zamkniesz jadaczki - Rozpoczynamy walkę panowie - podał nam dłonie a sędzia ustawił się na środku

Zacząłem odliczać sekundy kiedy do moich uszu dobiegł dobrze znany mi dźwięk. Chris wbiegł we mnie i zaczął okładać pięściami po twarzy następnie łapiąc mnie za głowę i sprowadzając twarz na wysokość jego nóg. Raz za razem próbował sprzedać mi kolanko ale broniłem się rękoma. Wybiegłem z nim w lewo dzięki czemu mnie puścił, więc wykorzystując jego małe rozproszenie dostał sierpowym od dołu a następnie serie uderzeń w twarz. Chłopak obronił się w pewnym momencie gardą i kopnął mnie w kolano. Odsunąłem się od niego od razu fundując sierpowe ale niestety każdy bronił. Zamachnąłem się mocniej co skurwiel wykorzystał łapiąc mnie pomiędzy nogami i podnosząc za krocze. Złapałem za swoje klejnoty zaciskając zęby by nie krzyknąć kiedy on obrócił mną w powietrzu i rzucił o ziemię - on próbował się do mnie dostać a ja broniłem się nogami - unieruchomiłem mu jedną rękę swoją stopą co wykorzystał pochylając się i uderzając pięścią w twarz. Kopnąłem go wolną nogą w mordę dzięki czemu trochę się odsunął. Niestety nie zdążyłem wstać gdy chłopak złapał moją nogę umieszczając ją sobie w zgięciu łokcia natomiast drugą napierdalał mnie równo po twarzy. Starałem się bronić przed każdym ciosem, co mniej więcej mi wychodziło do czasu póki nie stanął mi między nogami i złapał jedną rękę. Dostałem prosto w nos w wyniku czego głowa odbiła mi się od parkietu. Miałem lekkie mroczki przed oczami ale jeszcze kontaktowałem, więc przy następnej próbie uderzenia mnie, złapałem oby dwie jego ręce i nogi położyłem mu na biodrach. Podniosłem go nad ziemię następnie rzucając na podłogę, zdrową kończynę przekładając by móc teraz trzymać go nogami na brzuchu dociskając do podłogi a rękoma wyginając mu łokieć w drugą stronę. Ale chłopak przeturlał się i znów znalazł się pomiędzy moimi udami. Zaczął okładać mnie sierpowymi kiedy ja ostro się broniłem. W końcu ja się obróciłem i teraz sprzedawałem mu uderzenie za uderzeniem starając się wkładać w to ostatnie pokłady moich sił. Chłopak odwrócił się i szybko wstał ale zdążyłem kopnąć go w twarz. Cała sala krzyczała uradowana, że to jeszcze nie koniec ale mi do wiwatu nie było - jeszcze nie teraz.

Póki chodzi i oddycha nie będę zadowolony.

Kręciliśmy się w koło ringu oddychając głęboko i co jakiś czas skacząc z poprawną gardą do siebie. Blondyn wyciągnął rękę by mnie uderzyć lecz zdążyłem zrobić w porę unik kopiąc go przy tym pod żebrami. Szybko wrócił do poprzedniej pozycji po czym nie spodziewanie dostałem kopa w żebra - jestem więcej niż pewny, że mam złamane co najmniej dwa. Złapałem się za bolącą część ciała kiedy Chris znów spróbował dać mi sierpowym po twarzy. Odsunąłem się minimalnie zaraz robiąc unik gdyż chciał kopnąć mnie z pół obrotu. Chłopak jednak szybko do mnie doskoczył zostawiając swoją pięść na mojej twarzy przez co pod wpływem uderzenia aż się obróciłem. Kopnął mnie ponownie w żebro ale mimo bólu zdążyłem złapać jego nogę i wyjebać nas na ziemię. Obracałem się na parkiecie razem z nim uporczywie trzymając go na wysokości łydki co chyba nie bardzo mu się spodobało zważywszy na uderzenia jego stopą w moje ręce. Podniósł się by znów mnie zdzielić ale przerzuciłem go nad głową po czym pospiesznie wstałem. Chris wbiegł we mnie podnosząc za nogi po czym rzucił plecami o parkiet. Moje żebra odbiły się od posadzki przyprawiając mi tym nie mały ból. Ze względu, że chłopak nie mógł dostać się do mojej twarzy zaczął okładać mi - już i tak złamane - żebra.

Krzyknąłem pod wpływem rozchodzącego się po moim ciele cierpienia.

W końcu złapałem go za głowę przyciągając do siebie by móc owinąć nogi wokół jego karku. Niestety chłopak podniósł mnie i z dobre trzy razy uderzył plecami o podłogę. Nie mogąc wytrzymać takiej ilości bólu po prostu go puściłem. Blondyn złapał mnie za nogę by wykręcić mi chore kolano lecz szybko obróciłem się w drugą stronę i wstałem po czym wbiegłem w chłopaka próbując go wyjebać. Ale nie przewidziałem, że w ten sposób sam położę mu się na tacy....

Christian owinął swoje ręce w okół mojej głowy zaczynając mnie podduszać. Nie mogłem się wyswobodzić a nie docierający tlen do organizmu dawał o sobie znać. Ciemność pomału starała się zawładnąć moim umysłem kiedy całe życie zaczęło przelatywać mi przed oczami.

Mama gdy pierwszy raz jeździłem na rowerze...

Tata grający ze mną w fife...

Mikey i nasza pierwsza bójka gdy obroniłem go przed starszakami....

Brooklyn kiedy pierwszy raz go ujrzałem...

Nasz pierwszy pocałunek...

Pierwszy raz....

Pierwsze kocham...

Jego pogrzeb...

I...

Andy...

Uśmiech rozpromieniający mi dzień...

Urocze dołeczki...

Piękne niebieskie oczy zapatrzone w moje....

Pierwsze spotkanie naszych ust...

Do moich uszu dobiegł szloch i krzyki bym się poddał. W miarę możliwości spojrzałem na płaczącego Fovv'sa przytulonego między Mack'iem. Błagające spojrzenie Mikey'a oraz wystraszone Duff'a dały mi potrójnego kopa.

Wyciągnąłem rękę bliżej klatki piersiowej tego chuja po czym złapałem go za głowę starając się sprowadzić do mojego poziomu. Mimo oporu tak jak chciałem tak też się stało. Obróciłem nami przez co puściliśmy się, turlając po parkiecie. Od razu po wstaniu przyjąłem gardę kiedy chłopak starał się sprzedać mi kolanka w brzuch i twarz. Szarpnąłem go za rękę w momencie obrotu tym samym przerzucając go przez swój bark. Chłopak runął mocno o ziemię a ja szybko uklęknąłem  na jego klatce zabierając się za atak. Moja pięść tak jak zamierzałem spotykała się z jego twarzą raz za razem powodując, że po każdym kolejnym uderzeniu Chris obrywał głową o podłogę. Podczas większego zamachu zdążył się wyswobodzić stając teraz ze mną twarzą w twarz. Podniosłem gardę i powtarzałem w głowię mantrę, którą zaplanowałem na dzisiejszą walkę...

Oddech...

Biegnie, zamachuje się - unik...

Prawy sierpowy...

Oddech....

Lewy sierpowy....

Oddech...

Znów prawy....

Oddech...

Wyskok... Pół obrót... Moja noga spotyka jego twarz...

Chris upada wypluwając zęby na ring.

Leży i się nie rusza... Wszyscy czekamy na jakiś sygnał od sędzi...

- Ryan Beaumont !! Zwycięzca dzisiejszych walk!! - głos prezentera rozniósł się po sali a mimowolny uśmiech wszedł na moją twarz

- Nie!!! To nie miało się tak skończyć!! - słyszę krzyk Chris'a a za chwilę widzę jak u góry jego ludzie łapią za broń

Moi oczywiście gotowi od początku mają już wszystkich na celowniku włącznie z blondynem

- Przegrałeś pogódź się z tym i oddaj mi Harvey'a - krzyknąłem idąc w jego kierunku kiedy ten zszedł z ringu i ruszył w stronę mojej trójki

- Nie! Ja nigdy nie przegrywam! - ryknął po czym wyciągnął broń jednemu ze swoich ludzi - Żegnaj Bee mam nadzieję, że blondasek jest świetny w łóżku - spojrzał na rozpłakanego Fovv'sa  po czym wycelował we mnie bronią

W porę zdążyłem wbić się w powietrze lecz nie przewidziałem rozproszenia moich ludzi przez co Andy został sam...

Chris szybko do niego doskoczył łapiąc pod krtanią znów wystrzeliwując w moim kierunku. Tym razem dostałem w nogę ale nie przejmując się i tak już bolącą kończyną szedłem dalej. W pewnym momencie doskoczyło do mnie trzech z jego goryli z pałkami w rękach. Zaczęli mnie nimi okładać pozbawiając na chwilę Andy'ego z oczu.

Podczas zamachu złapałem kij kopiąc trzymającego w brzuch z taką siła, że odleciał do tyłu. Drugi szybko dostał pałką w głowę kiedy próbował mnie pozbawić przytomności. Niestety trzeci zdążył wyciągnąć broń i postrzelił mnie w ramię gdyż Jack doskoczył do niego kopiąc w bok dzięki minimalnie się osunął nie trafiając w głowę

- Leć ja się nim zajmę - krzyknął brunet napierdalając tamtego po mordzie

Jak kazał tak pobiegłem w stronę Chris'a z Fovv'sem.

Kątem oka widziałem jak Cobban napierdala sam dwójkę goryli by dostać się do Harvey'a i już miałem mu pomóc kiedy nagle wypierdolił pół obrót kopiąc oby dwóch jednocześnie - gdyby nie fakt, że muszę lecieć do Andy'ego stanąłbym i zaczął bić brawa.

Mając wyjebane na krwawiące części ciała oraz rozjebane kolano w ciągu kilku sekund znalazłem się na balkonie vipów dobiegając do chłopaka

- Zostaw go bo przysięgam będziesz błagał o litość - syknąłem przez zaciśnięte zęby

- Czy ty nie możesz mi chodź raz dać wygrać - oho kompleks nie kochanego dziecka się włączył

- Oddaj mi go a się poddam obiecuję - spojrzałem na wystraszoną twarz Fovv'sa dając mu do zrozumienia by na mój znak się pochylił

Zacisnąłem wyraźnie pięść co blondyn szybko zrozumiał i ugryzł tamtego chuja w rękę po czym skulił się a ja ruszyłem biegiem w Chris'a. Wybiłem się w powietrze i prostując nogi kopnąłem go wprost w splot słoneczny. Idiota wypadł przez balkon tym samym lądując na ziemi. Złapałem się poręczy by nie polecieć za nim i wspiąłem się do góry wracając do Andy'ego. Wstałem na oby dwie nogi starając się zbagatelizować ból w jednej z nóg oraz barku, następnie przytulając do siebie Fovv'sa

- Jesteś cały? - zapytałem czule

- Tak - szepnął po czym agresywnie wpił się w moje usta - Nigdy. Więcej. Mi. Tak. Nie. Rób - powiedział pomiędzy pocałunkami

Usłyszałem charakterystyczne gwizdnięcie Mikey'a, więc nie chętnie oderwałem się od blondyna i ruszyłem z nim na dół.

Klub wyglądał jak pobojowisko - niby praktycznie nikt nie odpalił broni maszynowej ale ciała walały się w każdym rogu. Pełno krwi oraz rozjebanych krzeseł. Na podłodze potłuczone szkło a ludzie pochowani po kątach

- Wracajmy - zaproponował Jack na co pokiwałem ochoczo głową

Rozejrzałem się po twarzach a kiedy napotkałem twarz Cantwell'a szybko do niego podbiegłem

- Nic ci nie jest? - zapytałem kiedy chłopak znalazł się w moich objęciach

- Rye do jasnej anielki o co tu chodziło? - zaczął płakać a ja wiedziałem, że muszę powiedzieć mu prawdę

- Wszystko opowiem ci w domu a teraz chodź - ruszyliśmy w stronę wyjścia po czym od razu wsiedliśmy do samochodów

Jechaliśmy w ciszy - każdy z nas chyba musiał odetchnąć po tych kilku godzinach - póki nie syknąłem z bólu podczas ubierania koszulki

- Rye krwawisz - zauważył Andy szybko odpinając pasy i podchodząc do mnie gdyż tym razem jechałem furgonetką

- To nic. Siadaj blondi - posłałem mu lekki uśmiech lecz mnie zbył

Rozerwał rękaw swojej bluzy następnie owijając mi go wkoło ramienia by zatamować krew

- Teraz powinno być lepiej - powiedział ale moje oczy odmawiały posłuszeństwa

POV. Andy

Siedziałem po tym wszystkim jak najdalej, zastanawiając się co by się stało gdyby Ryan nie wygrał...

Rozumiałem wszystko po za tym aspektem....

Zapewne by nas zabili ale czy na pewno wszystkich? Czułem jak patrzą na mnie czy Mikey'a...

A jestem bardziej niż pewien, że gdyby Rye zauważył te spojrzenia mimo bólu skopał by jeszcze kilka tyłków.

Moje wciąż mokre oczy zaczynały mi ciążyć przyprawiając mnie tym o mały stopień irytacji. Stwierdziłem iż dobrym sposobem na rozbudzenie jest Bee. Spojrzałem na jego poobijaną twarz przez co coś zakuło mnie w sercu. Mimo krwi, siniaków czy opuchlizny. Jego zmęczone oczy wciąż patrzały na mnie z tą samą czułością a malinowe wargi tak jak wcześniej przyprawiały mnie o dreszcze. Patrzałem jak chłopak ubiera koszulkę a za chwilę syczy z bólu. W koło ramienia od razu powstała czerwona plama krwi

- Rye krwawisz - powiedziałem szybko wstając do bruneta

- To nic. Siadaj - uśmiechnął się lecz wcale mnie to nie uspokoiło, więc postanowiłem zatamować krwawienie. Rozerwałem swoją bluzę po czym obwiązałem wkoło ramienia bruneta

- Teraz powinno być lepiej - spojrzałem w jego oczy gdy odpływał

Z początku myślałem, że zasypia ale kiedy zorientowałem się iż klatka chłopaka się nie unosi spanikowałem

- On nie oddycha!! - krzyknąłem a kierowca jak na zawołanie ruszył szybciej - Chyba nigdy nie dowiesz się co do ciebie czuję Beaumont - pokręciłem głową czując jak łzy spływają mi po policzkach

Jebać jego ludzi, jebać tego całego Chris'a!

Przylgnąłem ciałem do Rye'a następnie starając się usłyszeć chodź jedno uderzenie

- No dalej! Ogarnij się Bee! - moczyłem mu koszulkę łzami - Błagam zróbcie coś! - ostatnie co pamiętam to łapiący mnie Harvey

----------------------------------------------------------- Dzień dobry ❤ łapcie rozdział z rana ❤ ogólnie to tu macie mojego snapa 👉👉👉queen_dus02 a tu tellonym 👉👉https://tellonym.me/Beaumont02 ❤ jeśli ktoś z was chce zadać mi pytanie lub czegoś się dowiedzieć to zapraszam 🐝🌵 komy komy komy! ❤
25⭐+20💭= next ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro