Rozdział 14
POV. Jack
Obudziłem się wtulony w twardą poduszkę - która potem okazała się ciałem szatyna.
Spojrzałem na jego spokojną twarz przez co w moim brzuchu mały chochlik robił fikołki. Mój wzrok skupił się na pełnych wargach chłopaka - w tej chwili zapragnąłem by były złączone z moimi.
Podniosłem głowę kładąc dłoń na policzku wciąż śpiącego Mikey'a. Nachyliłem się po czym złączyłem nasze usta - i co?
I nic.
Jak spał tak śpi..
Opuszkami palców zjeżdżałem niżej kiedy moje usta przyssały się do obojczyka szatyna. Jechałem po szyi, przez tors aż do bokserek - których chłopak nie miał.
Oderwałem się od jego szyi a wspomnienia zeszłej nocy uderzyły we mnie z podwójną siłą.
Zrobił to...
Boże jaki byłem głupi myśląc, że to tylko sen.
Podniosłem się do siadu czego od razu pożałowałem. Jęknąłem przeciągle przez co - w końcu - obudziłem chłopaka
- Co się dzieje aniele? - zapytał i nagle cały ból zniknął
- Tyłek mnie boli - fuknąłem niby obrażony czym rozbawiłem leżącego Cobban'a
- Sam stwierdziłeś, że jestem ogromny to mogłeś się spodziewać - parsknął całując mnie przelotnie w czoło - Kąpiel? - dodał kiedy na mojej twarzy zagościł uśmiech
- Jeśli mnie zaniesiesz - zażartowałem
Niestety - chociaż bardziej stety - Mikey nie zrozumiał żartu i faktycznie niesie mnie do łazienki
- Jesteś niemożliwy panie Cobban - skomentowałem zawieszając się dłońmi o kark szatyna
- A pan niesamowity panie Duff - odpowiedział stawiając mnie na ziemi - I cały mój - dodał po czym wpił mi się w wargi
- Nie przypominam sobie bym coś podpisywał - odparłem delikatnie się od niego odsuwając
- Ach tak? - zapytał z wyraźnym rozbawieniem na twarzy - A jeśli zrobię tak? - dodał i przejechał mi językiem po szyi zatrzymując się przy obojczyku gdzie zrobił sporych rozmiarów malinkę
- Nic nie wiem - postanowiłem bawić się w tą grę
- A tak? - tym razem złapał mnie za nagie pośladki przyciągając moje ciało do siebie przez co nasze poranne erekcje otarły się
- Niic - za jąkałem
- Tak? - zaczął zataczać kółeczka wokół mojego wejścia a drugą ręką stymulować mój nie mały problem
- Miikey! - zapiszczałem kiedy poczułem jego palca w sobie
- Nie tak powinieneś się zwracać - powiedział władczym tonem penetrując mnie coraz głębiej
- Ta.. - urwałem w połowie gdyż ktoś ewidentnie mnie przekrzyczał
- Jeśli powiesz do niego tatusiu wylecicie z domu! Wczoraj była taryfa ulgowa ale teraz nikt nie śpi. Mikey zostaw go w spokoju wiecznie napalony dzieciaku - wydarł się Ryan a moja twarz spłonęła rumieńcem
- W ogóle nie dajesz mi się bawić dupku - prychnął Mike wyciągając ze mnie swoje palce - Dokończymy później słodki dobrze? - zapytał na co pokiwałem nie śmiało głową
Od kiedy ze mnie taki nieśmiały chłopczyk? Cobban co ty ze mną robisz?
Weszliśmy pod prysznic puszczając zimną wodę by ''emocje'' z nas opadły.
Nie całe 20 minut później ubierałem już swój szary dres
- Śniadanie? - zapytał Mikey na co kiwnąłem tylko głową
Zeszliśmy na dół ale omijając wiecznie czysty salon coś mi nie pasowało.
Tym razem poduszki, które zawsze leżały na kanapach były zrzucone na podłogę a święcący wręcz stolik zajebany alkoholem. Podszedłem bliżej przez co moim oczom ukazał się śpiący Andy.
Wyglądał strasznie.
Blada buzia, podkrążone oczy i zaschnięte łzy - Ryan coś ty odjebał? To pytanie dzwoniło mi w uszach póki obok mnie nie zjawił się Cobb's
- Myślałem, że idziesz za mną, więc proponowałem różnego rodzaju śniadania a ty... O kurwa Fovv's - urwał gdy zauważył dlaczego tak stoję
- Jeśli to przez Rye'a to chyba go zabije - powiedziałem pewnie
- Promyczku żeby zabić Rye'a potrzebowałbyś kilku takich Rye'ów - odpowiedział marszcząc czoło - Ale opierdol dostanie - dodał kiedy posłałem mu mordercze spojrzenie
Mikey pochylił się nad blondynem lekko go rozbudzając
- Andy, Fovv'sik, Blondii - mówił do niego szturchając go za odkryte ramię - Kurwa Andy no wstań - przeciągnął ale przynajmniej podziałało
- Co jest Mikey? - zapytał z zamkniętymi oczami
- Co się stało? - tym razem ja się odezwałem klękając przy łóżku
- Nic... Mogę wrócić do snu? - jęknął kiedy próbował się wyprostować
- Na pewno nie tu, idź do mnie - wraz z Mikey'em zaprowadziliśmy trochę kłócącego się blondyna po czym ruszyliśmy do idioty zwanego też Beaumont'em
- Ryan dupku! Tłumacz się kurwa! - krzyknął szatyn w biurze bruneta
- Ale z czego? - zapytał jak nigdy nic
- Co żeś zrobił Andy'emu? - założyłem ręce na siebie oczekując odpowiedzi
- Nicc... - powiedział po czym spuścił wzrok na swoje dłonie
- To czemu spał w salonie a nie z tobą lub u siebie? - drążył szatyn
- U siebie się boi - wzruszył ramionami wciąż nie ujawniając nam prawdy
- Bee bo jak mamę kocham zaraz ci zajebie - ryknąłem podchodząc do biurka
- Ciesz się, że Mike nie wybaczyłby mi twojej krzywdy bo za to powinieneś nieźle oberwać Duff - prychnął rozsiadając się jak na pana przystało
- Do jasnej anielki Beaumont! Co się wczoraj odjebało? - podszedł do niego Mike wyraźnie oczekując wyjaśnień
- Nicol mnie pocałowała przy Andy'm... Dwa razy... - powiedział w końcu
- No to wytłumaczyłeś mu, że ty i Nicki to nic takiego tak? - Mikey intensywnie się w niego wgapiał - Błagam powiedz, że to zrobiłeś?! - podniósł delikatnie głos dzięki czemu Bee się ocknął
- Tak ale musiałem mu wytłumaczyć iż nie możemy się do siebie zbliżać wśród gangu - pierwszy raz widziałem tak wystraszonego Rye'a
- Co powiedziałeś?! - no to chłopak ma przejebane
- Mikey oni nie mogą wiedzieć, że ich szef jest gejem. Wiesz co by się tu działo? - spojrzał na niego z prośbą o zrozumienie, wymalowaną na twarzy
- Beaumont jebnij się w łep czasem! Oni nie mają wyboru rozumiesz? Muszą to zaakceptować inaczej ich wyjebiesz albo zajebiesz a niczego nie jestem tak pewien jak tego, że oni się panicznie ciebie boją Bee - skończył spokojnym głosem kładąc mu dłoń na ramieniu
- Mikey ja nie jestem gotowy... - powiedział załamanym głosem
- To już tłumacz nie mi Bee - przytulił go lekko po czym podszedł do mnie i wzrokiem kazał coś dodać
- Em... Przepraszam stary.. - skruszyłem się ale czego nie robi się dla tego niebieskookiego anioła?
- Jest okej Duff - uśmiechnął się sztucznie a ja wyszedłem za szatynem
- To co? Jemy? - Mikey rozpromienił się uroczo ukazując swoje białe ząbki
- Jemy - złapałem chłopaka za rękę ciągnąc w stronę kuchni
POV. Ryan
Po rozmowie z Mikey'em trochę mi się rozjaśniło ale tylko trochę.
Andy przez wczoraj nawet na mnie nie spojrzy co dopiero wysłucha chociaż wcale mu się nie dziwie...
- A mamy o czym? - zapytał głosem pełnym zawiedzenia
- Andyś proszę - spojrzałem na swoje stopy nie wiedząc co mam zrobić, żeby chłopak się zgodził
- Nie Andyś'uj mi teraz - prychnął wprowadzając nas do mojego pokoju - Masz 5 minut radzę ci się streszczać - dodał po czym usiadł na łóżku
- To nie tak jak myślisz Fovv's - zacząłem nie będąc pewien co w ogóle mam powiedzieć - Ona i ja to nic rozumiesz? Od zawsze w pewnym stopniu należała do rodziny... Wie, że wolę... Że jestem... - słowa nie chciały przejść mi przez gardło mimo, że w głowie wręcz dudniły
- Gejem - stwierdził spoglądając na swoje zadbane dłonie
- Tak Andy... Mimo to pocałowała mnie ale ja tego nie chciałem, odepchnąłem ją a resztę już znasz... To nie miało tak wyjść... Przepraszam - poddałem się chowając twarz w dłoniach
- Oh Rye - powiedział po chwili, odciągając moje dłonie z twarzy - Jesteś taki głupi wiesz? - zapytał a kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze
- Wiem - odpowiedziałem zatapiając się w niebieskich tęczówkach chłopaka po czym mój wzrok spoczął na jego idealnych wargach
- Długo jeszcze będziesz się tak patrzył czy może zaczniesz działać? - mruknął tuż przy moich ustach
Bez namysłu pochyliłem się łącząc nasze wargi w czułym pocałunku. Moje dłonie wciąż były trzymane przez Fowler'a a on lekko stał na palcach by dorównać moim ustom. Nasze splecione języki przerwało wtargnięcie do mojego pokoju
- Szefie bo.. - powiedział Steve wparowując przez drzwi
- Andy co ty robisz?! - krzyknąłem by jakoś wybrnąć z tej sytuacji
Chłopak stał nie wiedząc o co chodzi a jego oczy pomału zachodziły łzami
- Steve wyjdź zaraz do ciebie dojdę - rozkazałem po czym zamknąłem drzwi - Andy przepraszam.. Ale - nie dane mi było skończyć gdyż mała dłoń blondyna spotkała się plaskiem z moim policzkiem
- Nienawidzę cię Rye! Nie zbliżaj się do mnie rozumiesz? Nie patrz na mnie i nie oddychaj w pomieszczeniu w którym ja to robię - wycedził przez zaciśnięte zęby i opuścił pokój
- Boże czemu ja zawsze muszę wszystko zjebać?!
Sam się nienawidzę za to co zrobiłem.
A on?
On pewnie jak się określił ''truł by się powietrzem gdybym był z nim w tym samym pokoju''.
Nie mam zielonego pojęcia co zrobić...
POV. Andy
Obudziłem się doszczętnie w pokoju szatyna.
Z każdą - nawet najmniejszą - bolącą częścią ciała ruszyłem pod prysznic. Ciepła woda pomogła mi rozluźnić mięśnie oraz opróżnić umysł. Wytarłem się i ubrałem czarny dres - w którym oczywiście moje drobne ciało się topiło - Mikey'a.
Usiadłem na łóżku po raz kolejny szlochając niczym dziecko zgubione przez rodzicielkę w sklepie.
Czemu ja zawsze jestem tak naiwny?
Rani mnie a ja dalej w to brnę...
Nie potrafię odciąć się od tego człowieka nie zależnie jak bardzo bym chciał.
Porwał mnie - wybaczyłem mu.
Zranił mnie szkłem - wybaczyłem mu.
W pewien sposób mnie zdradził - wybaczyłem mu.
A teraz co? Wstydzi się mnie i też mu wybaczę? Czuje się jak dziwka. Nie daje mu dupy a pozwalam się krzywdzić. Co ze mną jest nie tak? Czy jestem masochistą?
Nie po prostu mi zależy...
Na człowieku, którego nie znam...
Nic o nim nie wiem po za tym jak się nazywa...
Tak Andy jesteś dziwką!
Wytarłem oczy i ruszyłem do kuchni - w końcu muszę coś zjeść po takiej porcji alkoholu, która o dziwo nie wyleciała z mojego żołądka.
W pomieszczeniu siedział tylko Mack co mnie uspokoiło
- I jak się czujesz Fovv'ie? - zapytał zmartwiony Jack
- Lepiej niż gorzej - kogo ja oszukuje?
- Nie widać - skomentował Mikey
Nie odpowiedziałem już na to tylko zacząłem jeść.
Kiedy kończyłem swoje jakże wykwintne śniadanie - płatki - w kuchni znalazł się Rye. Nawet na niego nie spojrzałem a byłem pewien, że wypala we mnie dziurę.
Chłopcy zmyli się tak szybko jak tylko zauważyli zmierzającego tu bruneta.
Wstałem ze swojego miejsca by odłożyć naczynia do zlewu. Odwróciłem się i chciałem ruszyć do siebie ale ciało chłopaka mi w tym przeszkodziło
- Andy proszę daj mi wyjaśnić - powiedział po czym podniósł dłoń i przejechał nią po moim policzku. Nic nie odpowiedziałem odsuwając się od jego ręki - Nie bądź taki błagam - nieźle mu idzie to aktorstwo nie powiem prawie się nabrałem
- Taki to znaczy jaki? Oziębły jak ty? Czy może tchórzliwy? - powiedziałem prawie
- Wiem, że jestem dupkiem ale próbuje to naprawić - spojrzał mi w oczy a ja od razu odwróciłem wzrok
Przepadł bym pod wpływem tych tęczówek. Wiem to
- Daruj sobie - przepchnąłem się obok i ruszyłem na schody
- Andy poczekaj - krzyknął jeszcze za mną ale miałem to gdzieś
Wszedłem do pokoju z chęcią trzaśnięcia drzwiami ale nie doczekałem się huku, więc wróciłem wzrokiem do drzwi
- Nie wyjdę stąd póki nie dasz mi dojść do głosu - powiedział stanowczym głosem na co jedynie wykręciłem oczami
- Wynoś się Ryan
-----------------------------------------------------------
Kochani przezylam! 😂😂 mam nadzieje ze steskniliscie się przez te dwa dni ❤
Tak wiec czytajcie sobie ❤
20⭐+15💭= next ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro