Rozdział 11
Gdy o 6 zadzwonił mój budzik zamierzałem wstać na trening ale drobne ramiona oplatające mnie w pasie, szczupłe nogi wplątane w te moje i blond czupryna na mojej piersi wybiły mi ten pomysł z głowy. Napisałem do Mikey'a by dziś poprowadził chłopaków beze mnie po czym objąłem Andy'ego mocniej - jeśli było to w ogóle możliwe - wracając do krainy snów.
Jednak mój mózg miał inne plany. Poczułem jak w moich bokserkach brakuje miejsca i to był moment w którym wiedziałem, że już nie zasnę. Bawiłem się we włosach chłopaka delikatnie przesuwając się w lewo tak by móc na niego patrzeć.
Zaróżowione policzki oraz delikatnie rozchylone usta. Włosy roztrzepane po całej mojej klatce i ciche pomrukiwanie przez moje palce na plecach chłopaka.
Zacząłem się zastanawiać co takiego w nim jest, że tak na mnie działa. Był całkowitą odwrotnością Brook'a a to przecież jego kochałem nade wszystko - może w końcu pogodziłem się z jego brakiem? Może to blondyn sprawił, że w końcu osiągnąłem spokój? Obserwowałem jego spokojną twarz i już wiedziałem - przepadłem.
Dochodziła pomału 10 przez prawie cały ten czas spoglądałem na śpiącego Andy'ego z uśmiechem na ustach. W pewnym momencie zaczął się poruszać a chwilę później topiłem się w jego niebieskich tęczówkach
- Dzień dobry - powiedziałem czule
- Dzień dobry - odpowiedział z lekką chrypką w głosie
- Wyspałeś się? - zapytałem a policzki blondyna pokryły się krwistą czerwienią
- Tak a ty? - dopytał zmartwiony
- Jak nigdy - odpowiedziałem poszerzając swój uśmiech do granic możliwości - Głodny czy chcesz jeszcze poleżeć? - dodałem po chwili
- Możemy zostać - powiedział cicho i nie pewnie
- Jak sobie życzysz - uśmiechnąłem się słodko miziając plecy blondynka palcami
Leżeliśmy w ciszy napajając się tylko swoim towarzystwem. Andy mruczał za każdym razem kiedy moja dłoń pojawiła się na jego głowie za to na mojej buzi pojawiał się zadowolony uśmieszek gdy blondi bawił się palcami na moim torsie.
Zacząłem się zastanawiać co jest - lub będzie - pomiędzy nami jeśli to wszystko się rozwinie. Nie ukrywam, że dzięki Fovv'sowi mój świat w końcu nabrał kolorów. Moje emocje trzymają się na wodzy lecz gdy w grę wchodzi chłopak automatycznie zapominam o całym świecie. Jest w nim coś takiego co mnie wręcz przyciąga...
Chcę o niego dbać i zapewnić mu bezpieczeństwo. Ostatni raz czułem się tak kiedy byłem z Brook'iem...
Czy możliwe jest iż blondyn mnie leczy z wyrzutów sumienia? Z miłości do zmarłego chłopaka? Moje rozmyślenia przerwały niebieskie tęczówki wpatrujące się w moją twarz
- O czym myślisz? - zapytał cicho wciąż na mnie patrząc
- O niczym ważnym - taa tak sobie wmawiaj Beaumont
- Rye? -uwielbiam gdy wypowiada moje imię... Ciekawe jak by brzmiało podczas jego jęków?
- Hmm? - odpowiedziałem po chwili
Chłopak nie zdążył powiedzieć gdyż do pokoju wpadł zmachany Mikey
- Ryan wstawaj do chu... - urwał w połowie zdania - O kurwa! Przepraszam - krzyknął wycofując się
- Co chciałeś Mike? - zapytałem śmiejąc się z reakcji przyjaciela kiedy Andy schował zażenowany twarz w zagłębienie mojej szyi. No kto by pomyślał, że sam pakuje mi się do łóżka a jak przyjdzie co do czego to chowa się żeby go nie widzieli
- Chciałem się dowiedzieć czemu nie byłeś na treningu ale już raczej wiem - uśmiechnął się mrugając okiem po czym opuścił pokój
- Uhh dlaczego nie wyprowadziłeś go z błędu? - Andy podniósł głowę będąc równie czerwonym co pomidory w sadzie
- Bo nie miałem co wyjaśniać? - zaśmiałem się następnie wstając z chłopakiem na podłogę - Idziemy jeść Fovv'ie - pociągnąłem go za rękę sprowadzając na dół
Wszyscy domownicy byli już dawno po śniadaniu, więc siedzieliśmy w kuchni sami. Zajadałem się ulubionymi naleśnikami kiedy Andy męczył gofra na talerzu
- Może byś go tak w końcu zjadł? - mruknąłem cicho
- Co? A.. umm tak - okej nic nie czaje
- Wszystko okej Fovv's? - zapytałem lekko zdezorientowany
- Ryan dlaczego tak właściwie miałeś mieć tą całą wojnę z moim tatą? - okej tego się nie spodziewałem
- Andyś wszystko ale nie będę rozmawiał z tobą o interesach - zbyłem go wstawiając naczynia do zmywarki
No co miałem mu powiedzieć? Że w sumie zastrzeliłem mu matkę a jego ojciec zgwałcił oraz zabił mi chłopaka? Już widzę jak skaczę mi po tym w ramiona...
Boże czemu ja zawsze jestem tak naiwny...
Przez to iż opuściłem trening stwierdziłem, że dobrze będzie chociaż po napierdalać worki - przynajmniej się odstresuje.
Jak zawsze zacząłem od najcięższych worków. Później trochę wyskoków i oczywiście trochę lekkoatletyki. W końcu doszedłem do podciągnięć kiedy w pomieszczeniu znalazł się Andy
- Rye przepraszam... Masz rację nie powinienem się wtrącać - powiedział nawet na mnie nie patrząc
Boże dziękuje ci za łaskę!
- Jest okej - odpowiedziałem z uśmiechem który można było usłyszeć
- Mogę tu z tobą posiedzieć? Lub nie wiem... jakoś ci pomóc? - zapytał z lekką czerwienią na twarzy
- W sumie chodź tu - uhuhu Rye ty zwyrolu
Blondyn podszedł do mnie niepewnie po czym w końcu na mnie spojrzał - o dużo za długo. Pod jego spojrzeniem czułem jak wszystkie moje mięśnie napinają się a kutas w moich spodniach się poruszył - Wskakuj - dodałem rozkładając ramiona
- Nie rozumiem - zaczerwienił się jeszcze bardziej doskonale wiedząc o co chodzi
- Od paska na ciężarkach mam już zdartą skórę, więc zamiast z nimi po podciągam się z tobą - wyjaśniłem szybko łapiąc go pod zgięciem w kolanach przez co musiał objąć mnie nogami oraz rękoma - Grzeczny chłopiec - zamruczałem po czym podskoczyłem i zacząłem ćwiczyć z Andym tuż przy mojej twarzy
Starałem się skupić schodząc raz w dół raz w górę lecz niebieskie tęczówki zaciekle zapatrzone w moją twarz mi to uniemożliwiały. Spojrzałem w oczy Andy'ego a w nich widziałem tylko swoje odbicie. Zjechałem w dół i nagle zachciałem poczuć usta chłopaka na swoich. Bez zastanowienia się nad tym czy on w ogóle sobie tego życzy wpiłem się w słodkie wargi chłopaka. O dziwo on nie protestował a naprał na mnie jeszcze bardziej.
Zeskoczyłem na podłogę podchodząc do materacy pod ścianą by następnie ścisnąć pośladki chłopaka dzięki czemu uzyskałem dostęp by pogłębić pocałunek. Dokładnie badałem jego podniebienie swoim językiem lecz Andy nie będąc dłużnym doskonale ocierał się swoim o mój. Kiedy zabrakło nam powietrza - niechętnie - oderwałem się od niego. Zwycięski uśmiech nie schodził mi z twarzy i już miałem ponowić swoje przedwczesne zadanie gdy usłyszałem kroki zbliżające się w naszym kierunku.
Delikatnie odłożyłem Fovv'sa a do pomieszczenia wpadł nie kto inny jak Steve
- Szefie wszystko ogarnięte jutro tylko trzeba zając pana Cobban'a i przyszykować ogród - powiedział na co podziękowałem krótko i pokazałem dłonią by odszedł
Jutro jak co roku urządzam Mikey'owi imprezę niespodziankę. Za każdym razem jest gdzie indziej i każda jedna różni się od pozostałych. Popatrzałem na nic nie rozumiejącego blondyna i z uśmiechem na ustach przyciągnąłem go za biodra do siebie
- Mikey ma urodziny - wyjaśniłem a dla niego nagle wszystko stało się jasne
Andy pokiwał głową po czym stanął na palcach by wrócić do moich ust lecz ja miałem inne plany
- Jeśli nie chcesz bym wziął cię tu i teraz radzę ci tego nie robić - mruknąłem tuż przy jego uchu delikatnie gryząc jego płatek
Tak jak chciałem twarz blondyna po raz kolejny pokryła się czerwienią. Usatysfakcjonowany uśmiechnąłem się szeroko następnie opuszczając siłownie.
W końcu czeka mnie robota...
Rozsiadłem się w swoim gabinecie jak zawsze zaczynając od papierkowych bzdur. Wykreślałem numery w gazetach, które mają być wyrzucone następnie spisując artykuły z internetu by je usunęli.
Kiedy skończyłem ''bawić się'' w swoją sekretarkę zabrałem się za planowanie imprezy. Goście są ustaleni już dawno, więc teraz czeka mnie tylko poukładanie wszystkiego w całość.
POV. Andy
Nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje.
Pocałował mnie okej ale dlaczego do licha oddałem ten pocałunek a później sam zapragnąłem tego jeszcze raz? Czemu gdy zaproponował mi seks w mojej głowie pojawiło się pytanie jak bardzo dobrze by mi było? Czy ze mną jest coś nie tak? No na pewno skoro daje się całować własnemu porywaczowi...
Uhh to wszystko jest takie pokręcone...
Gdy rano wstałem w jego ramionach czułem się tak wspaniale. Przy nim w końcu jestem kochany, pożądany...
Rumienie się jak pojebany za każdym jego spojrzeniem. Nie mogę oderwać od niego wzroku...
Co to jest? Czemu tak ciężko idzie mi to przetrawić? Mamo gdzie jesteś kiedy cię potrzebuje...
Usiadłem zrezygnowany na kanapie w salonie zadręczając się swoją niewiedzą gdy do pomieszczenia wszedł uradowany od ucha do ucha Jack
- Hej Andy jest już po 15 a ja dopiero cię widzę gdzie się podziewałeś? - zapytał siadając obok mnie
- Z Rye'm się opierdalał - nie zdążyłem odpowiedzieć a zrobił to już Cobban
- Wwcale nie - zaprzeczyłem odwracając wzrok
- No już blondi nie wstydzimy się widzę przecież jak na siebie patrzycie - prychnął szatyn przez co zrobiło mi się jeszcze gorzej
- Tak? A ty z Duff'em to niby tylko w gry gracie? - w porę zjawił się Bee odsłaniając szyję Mieky'a, która była cała w malinkach
Oby dwoje zamknęli usta patrząc się po sobie to po nas by później spojrzeć z zażenowaniem na podłogę. Razem z Ryan'em wybuchliśmy śmiechem zawstydzając ich jeszcze bardziej
- To, że ty nie zdążyłeś oznaczyć Blondynki nie znaczy iż my mamy zachowywać się jak w zakonie - odpyskował Cobban następnie rzucając w bruneta poduszką
- Ach tak? - zapytał Beaumont po czym w trybie natychmiastowym znalazł się obok mnie
- Spadaj Rye - powiedziałem przypominając sobie sytuację z siłowni
Nie chciał to ja się drugi raz prosić nie będę a on niech zapomni, że mnie dotknie..
- Uważaj maluchu bo ci tatuś kare da - zaśmiał się Duff a ja razem z Bee mordowaliśmy go wzrokiem
- Nie wnikam w upodobania Mikey'a - odpyskowałem z chytrym uśmieszkiem na twarzy
- Wychodzę stąd - skomentował szatyn po czym zniknął
- Jack zrób coś dla mnie i zabierz naszą księżniczkę jutro gdzieś tak mniej więcej od 10 do 17 - poprosił Rye - Mikey ma urodziny i nie chciałbym by zorientował się szybciej niż to konieczne, że będą party - dodał na co Duff jedynie pokiwał głową by chwilę później dołączyć do szatyna.
Zostaliśmy sami w salonie przez co od razu zrobiło mi się gorąco a oddech bruneta na mojej szyi jedynie to potęgował. Odwróciłem się by poprosić o przestrzeń lecz moje wargi w tej samej chwili zostały zaatakowane przez te należące do Rye'a. Przysięgam, że jak tylko skończymy to dostanie porządny opierdol - ale najpierw wykorzystam sytuację.
-----------------------------------------------------------
Dzień dobry kochani! ❤ jest tak jak obiecalam❤ zle mi z tym ze wczoraj nie było rozdziału a ten jest za krotki jak na mnie ale byłam naprawdę zmeczona wczoraj mam nadzieje ze wybaczycie ❤❤ rozdziały będą wpadać w zależności od aktywności ❤ duzo komentujcie ! ❤❤
To zaczynamy !
1/?
⭐+💭= next
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro