Rozdział 9
Pragnąłem pospać dużo dłużej przez wczorajszą sytuacje ale cóż obowiązki wzywają.
Podniosłem się z łóżka za 10 szósta a z szafy wyciągnąłem szary dres z nike. Po umyciu zębów oraz szybkiej herbacie byłem gotowy na trening. Chłopcy wraz z Cobban'em już na mnie czekali. Przeprosiłem ich szybko za spóźnienie po czym zacząłem rozgrzewkę. Nasze 30 minut biegania minęło w tak ślamazarnym - dla mnie - dziś tempie, że co chwila warczałem na chłopaków - jakby to była ich wina, iż dałem taką odległość.
Jak na marzec oraz tak wczesną godzinę słońce oślepiało nie miłosiernie w skutek czego rozdrażniłem się jeszcze bardziej - cóż ekipo dzisiaj chyba będzie wycisk. Postawiłem na typowo kondycyjny i bokserski trening. Praktycznie 3/4 czasu spędziliśmy na siłce gdzie wykańczałem ich fizycznie. Naparzanie w worki, podciąganie, przejścia z pompek w wyskok czy w poprawną gardę i sierpowy , cała masa powtórzeń a co z tym idzie - potu.
Starałem się uczyć gang by uderzali przez palce bardziej niż przez kostki ale to bardzo trudna sztuka - źle ułożenie lub wystawienie kostek i dłoń pęknięta.
Na sam koniec oczywiście został ring. Każdy zmierzył się w parze po za mną i Mikey'em - po wczorajszym napadzie furii bałem się, że mogę zrobić mu krzywdę a tego za nic w świecie nie chce.
Skończyliśmy trening dosyć późno więc po rozdzieleniu obowiązków wraz z szatynem udaliśmy się na śniadanie. O dziwo na nogach byli już praktycznie wszyscy. W spokoju jedli posiłek w przyjemnej ciszy którą ja z Cobban'em przerwaliśmy głośnym śmiechem - oczywiście jak to my zaczęliśmy się wydurniać. Po przekroczeniu progu siłowni szatyn ''wskoczył'' mi na plecy lecz skończyło się na tym, że pieprzną głową w framugę drzwi. Uderzył z taką siłą iż wypierdolił się do tyłu, tym samym ciągnąc mnie za sobą
- Coś mi się wydaje Cobban czy jakiś niemrawy dzisiaj jesteś? - zapytał Duff z tym swoim spojrzeniem pedofila
- Nie wydaje ci się przed chwila miał bliskie spotkanie z drzwiami i podłogą - zaśmiałem się na przypomnienie miny Mikey'a gdy leżał pode mną na ziemi
- Spierdalaj Jack a ty Bee zamknij buzie - powiedział po czym pokazał mi środkowy palec kiedy wciąż się z niego nabijałem
- Oj już, już księżniczko chodź zrobimy ci jedzonko - po raz kolejny wybuchłem śmiechem ale szatyn nie słuchając mnie dalej, zajadał się naleśnikami Alex
Zostałem w kuchni sam. W domu zrobiło się dziwnie cicho. Wstałem od stołu a po schowaniu naczyń do zmywarki ruszyłem do siebie. Dobrze nie wszedłem na schody a drugi raz w dzisiejszym dniu poleciałem na ziemie
- Co jest kurwa ?! - wydarłem się przez co sekundę później poczułem owijające się wokół mojej szyi napompowane ramiona
Zacząłem się wierzgać nie mogąc złapać oddechu. W końcu usłyszałem krzyk - bardziej pisk ale to nie ważne - Andy'ego. Uspokoiłem ruchy udając, że nie oddycham, uścisk poluźnił się co wykorzystałem łapiąc chuja za przedramię by złamać mu łokieć. Odwróciłem się na brzuch od razu wstając. Idiotą który myślał, że ma jakieś szanse okazał się chuj który powinien siedzieć przypięty w lochach. Zamachnąłem się i moimi adidaskami sprzedałem mu kopa w mordę. Chłopak wypluł krew następnie uderzając głową w ziemie. Po kilku sekundach zemdlał. Poleciałem biegiem do pokoju blondynka. Drzwi były zamknięte ale zza nich było słychać płacz i skomlania o pomoc. Nie mogłem wytrzymać czując to cholerne napięcie - sytuacja lubi się powtarzać. W jednej chwili wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie ze w zdwojoną siłą. Z wielkim wkurwem pierdolnąłem butem w drzwi...
Nic ....
Drugi raz - odgięły się od framugi....
Trzeci raz- zrobiłem dziurę w środku ....
Włożyłem rękę i po od kluczeniu ich wbiłem do pokoju. Widok jaki zastałem w pierwszej chwili mnie uspokoił ale w tej drugiej wiedziałem już, że się spóźniłem. Andy zaryczany z rozciętą wargą i - prawdopodobnie - raną na głowie siedział okrakiem w rozdartej koszulce na jednym z trójki ciot od jego ojca. Lustro z szafy pęknięte a porozbijane szkło wala się na podłodze. Kolana chłopaka pokaleczone lecz w ręku trzyma odłamek i raz za razem zadaje ciosy nie żyjącemu już gangsterowi
- Andy! Andy! Jestem tu! Ejejej spokojnie... - podbiegłem do chłopaka po czym od razu podniosłem go ze zwłok zabierając delikatnie broń z jego ręki - Jestem tu Andy.... - powiedziałem cicho kiedy chłopak wtulony w moją klatkę mieszał krew ze łzami - Tak bardzo przepraszam.... Nic ci nie zrobił po za tym? - zapytałem przejeżdżając opuszkami palców po głowie blondyna
- Onn... On cchciałł mniee... Rye... Jjaa - zaczął jeszcze głośniej płakać ale ja wciąż trzymałem chłopaka w objęciach mocno obejmując
- Już dobrze... - podniosłem jego pod brudek by spojrzał mi w oczy - Nie pozwolę cię skrzywdzić Andy... Nikogo z was.... - powiedziałem pewnie na co blondi tylko pokiwał głową - A teraz chodź sprawdzimy co z resztą okej? - zapytałem i znów otrzymałem kiwnięcie w zamian za odpowiedź
Ruszyłem z chłopakiem do pokoju Cobban'a. Szedłem z przodu z sygnetami na palcach. Andy natomiast podążał za mną czujnie sprawdzając tyły. Otworzyłem drzwi od pokoju Mikey'a ale nikogo tam nie było. Sprawdziliśmy z blondynem resztę domu i dopiero w socjalu znalazły się nasze zguby
- Kurwa ile można na zawał prawie zszedłem! - wydarłem japsko kiedy zauważyłem tych idiotów siedzących jak gdyby nic i popijających piwa
- Co się stało?! - podskoczył Duff od razu do nas podchodząc
- Szmaty się wydostały - skierowałem wzrok na Cobban'a który zszokowany podchodził do mnie
- Jeden nie żyje - powiedziałem wskazując głową na chłopaka za mną - Nie wiem jak z pozostałą dwójką. Jeden z nich zemdlał podczas naszej szamotaniny a co z ostatnim trudno stwierdzić - dokończyłem poprawiając sygnety - Andy zostań tu - zwróciłem się w jego stronę a on wystraszony pokręcił głową na nie - Posłuchaj mnie - złapałem go za oba policzki unosząc delikatnie jego twarz w kierunku mojej - Obiecałem, że nikt już cię nie skrzywdzi, więc tak nie będzie. Usiądź obok Sam'a dobrze? - zapytałem pokazując na szatyna siedzącego z mamą - Alex zajmij się nimi proszę a ty Steve pilnuj tego pokoju jak oka w głowie oraz powiadom A o zagrożeniu - rozkazałem na co oby dwoje pokiwali głowami - Ruszamy na polowanie panowie - zakończyłem wychodząc z pokoju
Mack podążał za mną ubezpieczając tyły oraz celując przede mnie na w razie co. Zeszliśmy na dół ale po ciele omdlałego chłopaka nie było śladu. Stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem było by sprawdzenie lochów tak, więc postąpiliśmy. Weszliśmy do jednego z podziemnych pokoi a tam o dziwo wisiał ostatni z trójki chłopak
- Co tu się odjebało śmieciu? - kopnąłem go w brzuch oczekując odpowiedzi
- Rye to ten co wczoraj się uwolnił... - powiedział Cobban
- Gdzie są twoi koledzy a w sumie jeden z nich? - zapytałem uderzając po raz kolejny ale on tylko roześmiał mi się w twarz - Nawet nie wiesz jak tego pożałujesz - pokręciłem głową z uśmiechem - Mikey weź go do red room'u i przykuj kajdanami do haka. Przyślę do was kogoś kto was zmieni a potem pójdziemy do niego razem - obydwoje pokiwali głowami a ja wróciłem wzrokiem do klęczącej dziwki - Módl się do Lucka o miejsce w piekle szmato - splunąłem po czym ruszyłem do góry sprawdzić jak się sprawy mają - Są wszyscy? - zapytałem wchodząc do salonu gdzie przetransportowali się pozostali
- Tak szefie - odpowiedział Steve
- Jeden z idiotów uciekł wasza 10 ma go wytropić rozumiemy się? - warknąłem a oni pokiwali głowami - To do roboty i to w tej chwili kurwa! - rozdarłem japsko a ich już nie było - A wy wymienić Cobban'a z Duff'em - rozkazałem na co pozostała dwójka również zniknęła za rogiem - Posprzątać pokój Andy'ego i wymienić mu drzwi, oraz ogarnijcie ten rozpieprz tutaj. Na koniec rozpalcie ognisko tam gdzie zawsze. Steve nie dopuść tam nikogo zwłaszcza blondi - rzuciłem na odchodne bo zauważyłem chłopaków zmierzających w moim kierunku
Gestem ręki pokazałem by poszli za mną tak, więc zrobili. Weszliśmy na siłkę a ja wziąłem się od razu do zawijania tasiemek na dłoniach. Chłopcy widząc moje poczynania spojrzeli zszokowani po sobie następnie wracając wzrokiem na mnie
- Co zamierzasz? - zapytał szatyn
- Jeden z tych ścierw próbował zgwałcić Andy'ego przez co on wpadł w taką panikę, że gdy wszedłem do pokoju mimo iż tamten nie żył zadawał mu cięcia dalej. On pociął sobie nogi, dłonie i nawet nie zwrócił uwagi na siebie był w tak złym stanie fizycznym ale to o psychiczny boję się bardziej... Nie daruje im tego. Skoro chcą się bawić proszę bardzo - odpowiedziałem zdejmując koszulkę oraz zawiązując dresy
- Ty chcesz go.. Rye nie przecież ty - nie dałem mu skończyć
- Wiem ale nikomu nie pozwolę skrzywdzić mojej rodziny ani nikogo więcej. Brzydzę się tego w chuj i jestem pewny, że długo tego sobie nie zapomnę nie mniej jednak przysięgam póki na ziemi chodzi ktokolwiek zagrażający waszemu bezpieczeństwu nie spocznę jeśli nie zginie w katuszach - powiedziałem na co Mikey jedynie mnie przytulił - Idziecie mi pomóc? - dodałem kiedy zamierzałem wyjść
- Gdzie ty tam i ja - stwierdził szatyn z uśmiechem
- Twoja gadka tak mnie rozczuliła, że pójdę za tobą w ogień stary - Jack poklepał mnie po plecach a ja posłałem obydwóm najszczerszy - jak na tą chwilę - uśmiech
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uwaga sceny drastyczne! Pomiń jeśli nie chcesz tego czytać!
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Staliśmy w pięciu przed wiszącą szmatą w ciszy zastanawiając się od czego zacząć. Ten tylko kręcił zrezygnowany głową z cholernym uśmiechem na twarzy
- Mam nadzieję, że jesteś wytrzymały bo to co dla ciebie mam przyszykowane wymaga czasu - powiedziałem a kiwnięciem głowy rozkazałem chłopakom by zdjęli mu spodnie - Trzymajcie tak, żeby się nie ruszał - dodałem kiedy ściągnęli go z haku
Umiejscowili chłopaka tak by klękał tuż przede mną
- Panowie który pierwszy? - zapytałem bo szczerze brzydziłem się tego nie mniej jednak oni zasługują na najgorszą kare
- Upierdol mnie a ci zęby wyrwę i język utnę na żywca - powiedział Cobban rozpinając spodnie
- Wyżej go chłopcy - rozkazałem również zdejmując jedyną część ubrania
Pierdolnąłem idiocie w plecy tak by klękał w pozycji na pieska. Złapałem za mojego kutasa wyobrażając sobie uroczą dziurkę Brook'a przed sobą na co nie małych rozmiarów kolega już stał. Spojrzeliśmy się po sobie z Cobban'em po czym zerknęliśmy na ścierwo które zaraz będzie przez nas dymane. Jego usta były zamknięte w cienką linie a oczy wystraszone. Samowolny uśmieszek wkradł mi się na twarz widząc jego minę po czym bez ostrzeżenia i jakiegokolwiek nawilżenia wszedłem w jego ohydny tył. Chłopak krzyknął z bólu dzięki czemu Cobb's dostał łatwy dostęp do jego ust. Kiedy ścierwo próbowało uciec od mojego chuja nabijał się na penisa Mikey'a lecz gdy szatyn wkładał za mocno wracał dupskiem do mnie.
Po ciasnym otoczeniu wokół mojego członka domyśliłem się, że był to hetero lub prawiczek. Pchałem tak długo póki przed moimi oczami nie pokazał się Andy w tych cholernych rurkach - w trybie natychmiastowym biała ciecz zmieszała się z krwią tego małego lachociąga.
Wyszedłem z niego a na moje miejsce od razu wszedł Jack'ie. Mikey spojrzał na rozanieloną twarz bruneta i z uśmiechem na ustach spuścił się chłopakowi do ust. Kozak nie zdążył dobrze połknąć kiedy w jego mordzie pojawił się następny kutas. Rozpychali go i jebali tak długo póki nam wszystkim się to nie znudziło. Wykorzystanego chłopaka postawiliśmy w pionie po czym odwróciliśmy tyłem do nas. Złapałem za mój wyostrzony nóż a następnie wyciąłem na jego plecach napis dziwka. Każdy z chłopaków również go oznaczył na samym końcu wbijając igły w spuchniętego penisa chłopaka.
----------------------------------------------------------
Koniec!
---------------------------------------------------------
Gdy skończyliśmy się bawić - a dokładniej czas zaczął nas gonić - wzięli go za kark karząc podążać za naszą trójką. Wyszliśmy pod lasem gdzie ognisko już się paliło. Pomachałem idiocie na pożegnanie po czym wepchnąłem w płomienie. Dźwięk skwierczącego ciała obijał mi się o uszy kiedy wracałem do domu. Nie zerkając na zebranych w salonie od razu poszedłem pod prysznic zmyć z siebie jego bród - mam nadzieję, że nie był niczym zarażony bo go wskrzeszę i zajebie po raz drugi. Po dokładnym umyciu ciała ubrany w rurki oraz różową bluzę champion'a zauważyłem siatki w pokoju - przecież mieliśmy to wczoraj rozdzielić z blondii. Zszedłem na dół gdzie wszyscy już na mnie czekali
- Andy chodź ze mną a wy zajmijcie się sobą - powiedziałem jak gdyby nic
Ruszyliśmy do mojego pokoju w krępującej ciszy - domyślam się, że po tym chłopak będzie bał się swojego cienia. Zatrzymaliśmy się przed moim pokojem po czym oby dwoje spojrzeliśmy na drzwi od pokoju blondyna. Zerknąłem na jego twarz w momencie w którym samotna łza spłynęła po jego policzku. Bez dłuższego namysłu złapałem go za rękę i pociągnąłem do mojego pokoju.
-----------------------------------------------------------
Dzień dobry wam! ❤ dedyk dla OdbytFowlera speszyl for you baby ❤
15⭐+10💭= next ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro