Rozdział 48
POV. Mikey
Jak codziennie - od ślubu Randy'ego - budzą mnie jęki z pokoju obok - co prawda, nie jestem z Jack'iem wcale lepszy i pierwszy rok jest ponoć najcięższy ale nosz kurwa ile można się bzykać?
- Ryan zostaw go już, bo pewnie tak samo jak ja, blondi ma dość! - otworzyłem drzwi, krzycząc na środku korytarza
- Spierdalaj Cobban! - Bee odpowiedział, a chwilę później uderzenia w ścianę nasiliły się
- Tutaj Rye! Błagam mocniej! - co prawda na początku jęki Fovv'sa mnie bawiły lecz w tym momencie jestem w stanie odgadnąć nawet w jakiej pozycji to robią
- Kurwa miesiąc miodowy mieliście! Wy się bawiliście wtedy w podchody czy jaki chuj?! - pierdolnąłem drzwiami, schodząc po schodach w dół - Jack kochanie zbieraj się wychodzimy - skierowałem się do bruneta siedzącego w kuchni
- Aż tak dają popalić? - zapytał z troską, obejmując mnie w talii
W odpowiedzi jedynie męczęnniczo skinąłem głową po czym oparłem ją o brak chłopaka
- Mam dość z każdą minutą coraz bardziej.. Nie pamiętam kiedy się wyspałem ostatnio - mruknąłem, biorąc głębszy oddech
- Może zróbmy sobie dzisiaj wypad gdzieś co? Tylko we dwóch? - zaproponował, a ja jak najbardziej przystałem na to
Od kilku dni mam pewien pomysł i raczej dziś go zrealizuję
- Pożyczę motor Ryan'a - uśmiechnąłem się, następnie całując kącik jego ust
Razem z brunetem wróciliśmy do pokoju, w którym oby dwoje się ubraliśmy. Wcisnąłem tyłek w czarne rurki z przetarciami, a na górę założyłem luźny różowy podkoszulek oraz skórę. Ułożyłem włosy i po umyciu zębów ruszyłem do Ryan'a. Nie słysząc żadnych orgazmów, wszedłem do pokoju lecz niestety jęki wydobywały się z pod prysznica
- Na prawdę? Rye dopiero co skończyliście! Zamierzacie się pieprzyć 33 razy na godzinę?! - zapytałem, nie ukrywając irytacji
- To dopiero druga rudna podczas tej godziny! - odpyskował, dalej posuwając blondyna
- Do cholery jest dopiero dwadzieścia minut po 14! - syknąłem, uderzając głową o szafę
- Dobra czego chcesz, bo psujesz klimat - sądząc po ciągłych stękach Andy'ego, mogłem spokojnie stwierdzić, że nawet na chwilę nie przestali się rżnąć
- Uhh musisz to robić nawet gdy stoję za drzwiami? - zapytałem cierpiętniczo - Dobra nie odpowiadaj! Pożyczam Yamahę - stwierdziłem wycofując się z pokoju
- Okej... Czekaj co? - mogłem się założyć, iż teraz ma na twarzy niezły szok
- Rusz się o centymetr, a wylądujesz na kanapie z celibatem na najbliższy miesiąc mój drogi - usłyszałem ciche groźby Fovv'sa, przez co chichot wyleciał mi z ust
- Bawcie się dobrze! - parsknąłem, kręcąc głową z niedowierzania, jaki pantofel zrobił się z naszego szefa mafii, po czym opuściłem pomieszczenie
Zszedłem ponownie na dół gdzie czekał na mnie już Jack, ubrany w cholernie obcisłe rurki oraz koszulę i skórę
- Jeśli nie bzykne cię na siedzeniu to będziesz miał szczęście mój drogi - chytry uśmieszek pojawił się na mojej twarzy podczas gdy on płonął czerwienią
- A na Ryan'a marudzisz - prychnął, wychodząc na zewnątrz
Z garażu wziąłem maszynę bruneta, następnie prowadząc ją przed dom. Podałem Duff'owi kask, samemu wcześniej zakładając swój i usiadłem na motorze
- Wskakuj - chłopak posłusznie znalazł się za mną, od razu oplatając moje biodra, rękoma
Wyjechałem z posesji w akompaniamencie głośnego ryku sinika. Brunet spokojnie miział kciukiem mój brzuch przez co miałem problem ze skupieniem się ale dałem radę. Dojechaliśmy do plaży tak jak planowałem, następnie kierując się do pobliskiej pizzerii, gdyż jak zawsze nie zdążyłem zjeść w domu
- Zabierasz mnie na pizze? - Jack prychnął zabawnie na co tylko pokręciłem głową
- To tylko wstęp mój drogi - cmoknąłem go w policzek po czym otworzyłem drzwi od restauracji
Weszliśmy do środka bez zbędnych słów ruszając do stolika pod oknem
- Co dla panów? - średniego wzrostu, brunetka o nieziemskim uśmiechu, zapytała nim w ogóle wzięliśmy do rąk menu
- Tak właściwie... - zaczął chłopak nieco zmieszany, gdyż kelnerka nie odstępowała na krok mojej osoby
- Dwie porcje lassagne oraz dwie mrożone latte My Lady - puściłem oczko, uśmiechając się słodko, na co cichy chichot wyleciał jej z ust
Zerknąłem na kipiącego z zazdrości Duff'a, powstrzymując parsknięcie śmiechem
- Co to kurwa miało być? - zapytał, nie ukrywając złości
- Składałem zamówienie, a na co ci to wyglądało KOCHANIE? - podkreśliłem ostatnie słowo, denerwując tym chłopaka jeszcze bardziej
- Świetna randka Cobban... Oby tak dalej - prychnął, następnie zawieszając wzrok na oknie
- Oj Jack'ie przecież ja wolę chłopców - zaśmiałem się, łapiąc jego dłoń, którą wyrwał
- Spieprzaj teraz - fuknął urażony
- Jack... - powiedziałem słodko
- Smacznego - jak na zawołanie pojawiła się przy nas brunetka
- Dziękujemy - odpowiedziałem, wciąż patrząc na moje obrażone dziecko
Jedliśmy w ciszy, przy której chłopak ani razu nie obdarzył mnie spojrzeniem przez co pomału zaczęły męczyć mnie wyrzuty sumienia.
Nie tak wyobrażałem sobie ten dzień...
- Słoneczko nie gniewaj się już proszę - mimo moich starań, brunet pozostawał nie wzruszony
Kiedy skończyliśmy posiłek, po raz kolejny przyszła do nas dziewczyna, która od dobrych 10 minut wyczekiwała, by podejść
- Coś jeszcze dla was? - jej urokliwy głosik przyprawiał mnie już o mdłości, przysięgam
- Dla mnie nie, a dla ciebie skarbie? - skierowałem się do Jack'a, kątem oka widząc niedowierzanie na twarzy kelnerki
- Poprosimy rachunek - tak jak chciałem Duff od razu się ożywił, posyłając kobiecie zwycięski uśmiech
Po zapłaceniu wyszliśmy trzymając się za dłonie. Przystanąłem przed drzwiami, ciągnąc chłopaka do siebie, a po chwili wpiłem mu się w usta. Przejechałem językiem po jego wargach prosząc o dostęp, który bez sprzeciwu dostałem. Dokładnie badałem podniebienie bruneta, palce zaciskając na biodrach. Cichy syk uciekł z pomiędzy jego ust, powodując zadowolenie na mojej twarzy. Oderwaliśmy się od siebie z cichym mlaśnięciem, a Jack pierwsze co zrobił to zerknął na kelnerkę
- Widziałeś jej minę? Boże musimy to robić częściej. Zwłaszcza przy napalonych na ciebie laskach - prychnął, splatając nasze dłonie
- Nie bądź już taki zazdrosny - uśmiechnąłem się szeroko prowadząc chłopaka na plażę
- Ale ona się centralnie do ciebie przymilała na moich oczach! - powiedział zirytowanym głosem
Szybko odwróciłem go do siebie i złapałem jego twarz
- Jestem tylko twój słońce i na zawsze tak pozostanie - Duff pokiwał niepewnie głową, na co zamknąłem go w ramionach
Po naszej wymianie czułości w końcu doszliśmy do piasku. Spacerowałem trzymając za rękę cały mój świat i spokojnie mogłem stwierdzić, że to odpowiedni moment.
Kocham go i będę kochał zawsze, a jeśli potem jeszcze jest jakieś życie wtedy też będę go kochał...
POV. Jack
Cały tydzień rozmyślałem jak dobrze to rozegrać i nic nie przychodziło mi do głowy. Nie chciałem się bawić w Ryan'a bo to oklepane lecz z drugiej strony poruszył bym dla niego góry. Jestem w stanie oddać za niego życie, bo bez niego nie dałbym rady tu zostać. Jest moim promykiem w pochmurne dni i mimo, że nigdy nie określiliśmy czym dla siebie jesteśmy wiem, iż chce spędzić z nim resztę życia...
Tylko czy on tego chce?
Już miałem się zatrzymać, by w końcu wydusić to z siebie kiedy ubiegł mnie szatyn
- Jack ja - zaczął lecz przypadkiem wtrąciłem mu się w zdanie
- Mikey muszę - parsknęliśmy w tym samym czasie, patrząc się na siebie
- Ty pierwszy - po raz kolejny słowa wypłynęły z naszych ust, jakbyśmy czytali w swoich myślach
- Myślę, żebyśmy powiedzieli to na 3 - zaproponowałem w końcu
- Dobrze - chłopak posłał mi uśmiech, puszczając moją dłoń
- 1 - sięgnąłem do kieszeni kurtki
- 2 - Cobban uczynił to samo tyle, że do spodni
- Wyjdziesz za mnie? - staliśmy jak dęby nie wiedząc co właśnie się stało
- O mój boże!!! Zgódźcie się!! - krzyknęła jakaś dziewczyna, natomiast ta obok niej wszystko nagrywała
- Tak - szepnęliśmy w swoje usta, kiedy w koło nas zebrał się tłum gapiów, piszczącym niczym napalone nastolatki na koncertach
Ubraliśmy swoją nową biżuterię i po utwierdzeniu się, że nasz filmik zostanie nam wysłany, ruszyliśmy w dalszy spacer. Chodziliśmy przy brzegu wody, dochodząc do molo, na którym postanowiliśmy usiąść. Przy samym krańcu mostu, spuściliśmy swoje nogi w dół, by swobodnie wisiały nad morzem, a ja wtuliłem się w tors mojego - już - narzeczonego
- Tak bardzo cię kocham - powiedziałem, muskając szyję Cobban'a
- Umiesz dostrzec koniec wody? - zbił mnie z tropy tym pytaniem lecz odpowiedziałem
- Nie - spojrzałem na twarz zapatrzonego w horyzont szatyna
- Gdzieś kończy się to morze lecz nie ta woda. Wpływa różnymi strumieniami do innego zbiornika ale nigdy się nie kończy. Tak samo jak moja miłość do ciebie jest nie osiągalna namacalnie ale cię nią darze. Jest nieskończona niczym ta woda - zatopiłem się tych niebieskich tęczówkach, czując jak moje serce mięknie
- Pieprzony romantyk - zdążyłem skomentować nim zaatakowałem usta szatyna
Wiele tysięcy lat temu zostaliśmy sobie wybrani i tak właśnie musi teraz być.
My musimy być razem, a nasza miłość przetrwa wojny, ból, śmierć.
By po latach na nowo się odrodzić.
-----------------------------------------------------------
Uhuhuhu ktoś się spodziewał takiego zwrotu akcji nie samych zaręczyn bo to raczej oczywiste było 😂😂❤
Jak się podoba moi mili? ❤❤
Niespodzianka w następnym rozdziale❤ z chęcią poznam wasze sugestie 😂😂❤
45⭐+40💭= next❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro