Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

POV. Ryan

Otworzywszy oczy spotkałem się z blond kosmykami łaskoczącymi mój nos. Przejechałem palcami po kręgosłupie chłopaka, a on bardziej się we mnie wtulił. Uśmiechnąłem się pod nosem, zjeżdżając dłonią do nagich pośladków Fovv'sa kiedy on zaczął się niecierpliwie poprawiać

- Ktoś ma tu chyba mokre sny - zakpiłem czując sterczącą męskość blondyna na moim brzuchu

Rysowałem wzorki na tyłku Andy'ego, wsłuchując się w jego coraz bardziej nie równomierny oddech. W końcu ścisnąłem jeden pośladek doszczętnie go rozbudzając. Chłopak zamlaskał słodko następnie obdarzając mnie spojrzeniem w te nieskazitelnie niebieskie tęczówki

- Co to za macanki z rana? - uśmiechnął się uroczo po czym poprawił na moim torsie

- Trudno jest się powstrzymać gdy leżysz na mnie. W dodatku nagi - cmoknąłem go w wargi dostając w zamian cichy pomruk zadowolenia

- Trzeba było mówić, że będzie cię korcić - zaśmiał się cicho - Ubrałbym się - wystawił język niczym dziecko, któremu upiekło się sprzątać zabawki

- Ahh tak? Oh nie udawaj, iż ci to przeszkadza, bo ta twoja dolna część ciała mówi co innego - prychnąłem klepiąc go w pośladek

- A to za co? - oburzył się, podpierając na łokciach

- Za kłamanie - chytry uśmieszek wstąpił na moją twarz, rozbrajając blondyna do końca

- Mówił ci już ktoś, że jesteś napalony gorzej niż nastolatek na gazetki z playboy'a? - zakpił wstając ze mnie

- Słyszałem wiele komplementów ale takiego jeszcze nigdy - odgryzłem się z powrotem ciągnąc blondyna do siebie

- Spadaj - fuknął blisko moich ust

- Wiesz, że sprzeczności charakteru z ciałem to bardzo niebezpieczna przepaść? Na przykład teraz mówisz, iż mam sobie iść ale twoje ciało wręcz się prosi bym cię dotknął - szepnąłem, patrząc mu w oczy

- Oh zamknij się już - jęknął, atakując moje usta

Obróciłem nas tak bym mógł górować nad blondynem po czym wbiłem dłonie w jego biodra wciąż zaciekle penetrując mu podniebienie. Andy zassał się na mojej wardze przez co na chwilę straciłem kontrolę, co chłopak wykorzystał obracając nas. Zszedł ustami do mojej szyi gdzie zostawił po sobie ślad w postaci malinki następnie tworząc sobie dróżkę mokrych pocałunków po moim torsie. Doszedł aż to charakterystycznego V przy podbrzuszu.

Cały czas obserwowałem poczynania blondyna z czystą ciekawością tego co będzie dalej.

W końcu Fovv's spojrzał wymownie w moje oczy po czym zassał się na moim twardniejącym kutasie. Jęknąłem przeciągle na to uczucie, wplątując palce w jego włosy by pomóc mu w utrzymaniu tempa ale jeden nie myślący idiota wbił mi się do pokoju

- Przerwać gwałty i tym podobne poczynania seksualne, bo wchodzę - Mikey wszedł w głąb pomieszczenia i zerknął nie pewnie na naszą dwójkę

- Ty to masz wejście Cobban - prychnąłem przykrywając siebie i chłopaka, który z rumieńcami na policzkach ledwo zdążył odskoczyć od mojej męskości

- Uwierz nie ryzykował bym zobaczenia tego jak się pieprzycie, gdyby to nie było ważne - skomentował rzucając we mnie czystymi bokserkami - Mamy kolejne morderstwo i tym razem na naszym terenie - dodał kiedy wstałem, by ubrać spodnie

- Zbierz swoich chłopaków. Nie będę tego tolerował - rozkazałem, a szatyn posłusznie wyszedł

Ruszyłem do łazienki gdzie umyłem zęby w między czasie przydreptał do mnie Fovv's następnie obejmując mnie od tyłu

- Musisz jechać? - zapytał smutno, natomiast jego troskę w głosie wyczuł, by nawet sam Lucek

- Kochanie nic mi nie będzie - odpowiedziałem ogarniając twarz oraz włosy, następnie obracając się do blondyna - Wrócę jak zawsze - złożyłem czuły pocałunek na jego ustach, a ona wskoczył mi na biodra

Zaniosłem go do łóżka wciąż całując po czym delikatnie położyłem na pościeli. Sam podszedłem do szafy i do czarnych spodni, wybrałem jasną koszulkę na krótki rękawek. Z wieszaka ściągnąłem swoją skórę, a z szafy wyciągnąłem pistolet

- Kocham cię Rye - szepnął gdy otwierałem drzwi

- A ja ciebie Fovv'ie. Nie długo będę - zerknąłem na niego ostatni raz i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem szybko na dół gdzie czekała już na mnie cała ekipa - Gdzie jest Zach? - rozejrzałem się po zebranych ponownie lecz wciąż nie widziałem nigdzie młodszego

- Wciąż namierza Calum'a - wyjaśnił Jack na co jedynie skinąłem głową, ruszając w kierunku garażu

Ruszyliśmy w ciszy na przedmieścia, niestety roiło się tam wręcz od glin, więc byliśmy zmuszeni zaparkować dużo dalej oraz się rozdzielić. Wraz z Mack'iem skierowaliśmy się w kierunku miejsca morderstwa otoczeni moimi ludźmi tak, by w razie co byli w stanie nas obronić ale żeby żaden psiarz nic nie podejrzewał.

Mam swoje układy ale nie z sąsiednim FBI

- Znowu wysoki brunet - odezwał się typek w garniaku

- Ta sama metoda zabójstwa - skomentował następny

- I żadnych śladów - dopowiedział jeszcze jeden

- Są w czarnej dupie - szepnął do mnie Cobban

- Dlatego my musimy się dowiedzieć co się dzieje - wskazałem głową na funkcjonariuszy co Mike zrozumiał od razu

Skierowaliśmy się w ich kierunku - omijając zgrabnie, czerwoną taśmę informującą o tym, iż osobom trzecim wstęp wzbroniony - po czym dopadłem jednego z nich

- No co tam Tony? - położyłem dłoń na jego ramieniu, znacznie je przyciskając dzięki czemu czułem jak mężczyzna sztywnieje

- Pan Beaumont. Co Pan tu robi? - zapytał wystraszony ale tego oczekiwałem

- Przejdźmy się może - uśmiechnąłem się zapraszająco

- Coś się stało? - zagadnął kiedy znaleźliśmy się w ustronnym miejscu

- Pozbądź się stąd ludzi, bo muszę zbadać teren - objaśniłem prosto

- Wie Pan doskonale, że to nie możliwe - spojrzał na podłogę bojąc się zapewne mojej reakcji

- Hmm ciekawe jak bardzo możliwe będzie wykopanie Cię z policji za handel - podrapałem się po brodzie udając, że się nad tym zastanawiam

- Przecież dobrze Pan wie, iż musiałem zarobić. Moja córka... - zaczął ale nie chciałem tego znów słuchać

- Ależ oczywiście, że to rozumiem ale sam wiesz jaka jest nasza policja o sądach nie wspominając - po raz kolejny ukazałem swoje zęby

- Potrzebuje chociaż pół godziny - wymiękł prosząco

- Masz 10 minut - odpowiedziałem i wróciłem do szatyna

- Jak poszło - zerknął na mnie Cobban kiedy stanąłem obok

- Jak zawsze - posłałem mu zwycięskie spojrzenie na co on jedynie parsknął

Tak jak chciałem chwilę później FBI zaczęło się zbierać, dzięki czemu miałem pełne pole do popisu

- Sprawdźcie każdy szczegół - rozkazałem, a chłopcy posłusznie ruszyli do zaułka

Ciało leżało zmasakrowane na samym środku przyprawiając zapachem o odruch wymiotny. Ze względu na spalenie zwłok na całej klatce piersiowej - ktoś musiał zareagować szybciej, ugaszając je - można było po twarzy zidentyfikować ofiarę.

Jak za każdym razem był to wysoki, opalony brunet i tak jak wcześniej, pobity, zgwałcony oraz podpalony ale jedno go różniło.

Miał na torsie wycięty napis

'' Spóźniłeś się''

Przeszedł mnie nie przyjemny dreszcz na myśl, że to miałbym być ja lecz nie mogłem zrozumieć wiadomości. Jeśli była skierowana do mnie to o co chodziło? Przecież nie znam żadnej z ofiar, a tym bardziej nie wiem kto to robi. Chyba, że nie chodziło o tego człowieka, tylko zupełnie inną osobę. Starałem się zrozumieć przekaz ale nic nie światło mi w głowie. Dopiero sygnał mojego telefonu informujący o włamaniu wybił mnie z myśli...

Andy...

W niewyobrażalnie szybkim tempie doskoczył do mnie Jack dostając to samo powiadomienie, a za nim zaraz Mikey

- Do domu! Teraz! - krzyknąłem po czym całą ekipą wjebaliśmy się do samochodów

Pierwszy raz tak bardzo miałem w dupie zakazy oraz ścigający nas ogon za przekroczoną prędkość. Popędzałem kierowcę jakbym jechał na śmierć, martwiąc się o blondyna

- Jeśli coś mu się stało - pokręciłem głową, starając się wyrzucić te myśli z głowy

- Rye na pewno będzie dobrze - Mike położył mi rękę na ramieniu by dodać trochę otuchy ale to nie pomogło

Byłem w rozsypce...

Czy w moim życiu zawsze musi się coś dziać?

A zwłaszcza moim bliskim?

Najpierw rodzice...

Później Brook...

Potem Mikey...

A teraz jeszcze Andy...

Przysięgam zabiję tego typa gołymi rękoma jak będę miał taką możliwość.

Dojechaliśmy do domu gubiąc szybciej ogon za co mój kierowca dostał porządny opierdol - nie ma teraz ważniejszej rzeczy jak życie Fovv'sa.

Wpadłem do domu lecz to co w nim zastałem przyprawiło mnie o osłupienie...

Cały salon był rozjebany...

Ludzie leżeli martwi lub ledwo zipiący na ostatnich oddechach...

Wbiegłem po schodach lecz tam nie było lepiej...

Wszystkie drzwi otwarte, natomiast w każdym pokoju istny bajzel...

Jak po przejściu tornado...

Ruszyłem do nas ale nikogo tam nie zastałem po za krwią na podłodze...

Nie zauważyłem nawet gdy łzy zaczęły spływać mi po policzkach...

Poczułem ramiona wokół siebie i samoistnie płakałem coraz głośniej...

Po jakimś czasie skierowałem się do swojego gabinetu

- Mikey przeszukajcie dom - rozkazałem, a widząc jak szatyn otwiera usta szybko dodałem - W tej chwili - chłopak posłusznie wyszedł, więc zająłem się przeglądaniem kamer

Z początku było spokojnie.

Żywy dom jak zawsze i pełen ludzi.

Lecz potem huk oraz masa strzałów.

Większość mojej ekipy  - która pilnowała posiadłości - nie spodziewając się ataku nawet nie miała przy sobie broni przez co zostali skazani na szybką śmierć bez możliwości walki.

Następne nagrania, które sprawdzałem były z korytarza i reszty pomieszczeń.

W końcu odtworzyłem video z mojego pokoju.

Andy stał przy drzwiach wyraźnie wystraszony z pałką teleskopową, którą mu kiedyś pokazałem - mój chłopiec.

Do pokoju wpadł dobrze znany mi osobnik

- Calum - warknąłem, prostując się na fotelu

Andy uderzył go w tył głowy lecz ten zatoczył się jedynie po czym wkurwiony złapał blondynka za włosy i wytargał z pokoju. Odtwarzałem ten moment w nieskończoność obwiniając się coraz bardziej aż do mojego gabinetu nie wpadł Cobban

- Taylor zamknął się w pomieszczeniu szpitalnym wraz z Alex i Sam'em gdy tylko usłyszał strzały - wyjaśnił ale jedynie pokiwałem głową - Natomiast Zach schował się w garażu, zamykając go na wszystkie spusty - dodał, a ja słysząc to imię poderwałem się z krzesła

- Gdzie on jest? - zapytałem podchodząc do szatyna

- W salonie - po tych słowach puściłem się biegiem na dół

Chłopak widząc mnie zerwał się z kanapy i wtulił w mój tors

- Nic ci nie jest? - zapytałem, obejmując nastolatka

- Nie - pokręcił głową po czym się odsunął - Ale mam coś - spojrzał mi w oczy i podszedł do laptopa

- Co takiego? - zainteresowałem się ruszając do niego

- Namierzyłem go 

-----------------------------------------------------------
Przepraszam za taki nie ogar z rozdziałami ale znowu zaczyna sie psuć moje samopoczucie 😞 nie chce pisać na sile dlatego robię to mozolnie zawsze jak mam chęci ❤ mam nadzieje ze się podoba i nie widać az tak bardzo 😞😞❤ mam tez nadzieje ze wciaz mnie kochacie i mi to wybaczycie ❤ chce duzo komow bo poprawiaja humor ❤
Jako iz z pewnych względów ktore poznacie niebawem ostatni raz ( prawdopodobnie ) podbijam stawkę ❤
40⭐+35💭= next❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro