Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

POV. Ryan

Od kilku dni nie wychodzę z pokoju. Nie mam ochoty jeść a spać nie mogę. Mimo, że zdecydowanie wolę sen gdyż czuję się wtedy dobrze i jest moją jedyną ucieczką to nie wytrzymuję momentu pobudki. Rzeczywistość w której jestem zmuszony żyć po prostu mnie zabija od środka.

Wszystkie moje myśli skupiają się tylko na jednej osobie, która nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Jedynym lekiem jaki jest w stanie mnie wyleczyć jest ten sam przez który pogrążyłem się w takim stanie. Najgorsze jest to, że on już wychodzi z pokoju. Pogodził się z tym iż nie jesteśmy razem a mi zostało jedynie patrzeć na niego. Osobę z którą łączyło mnie tak dużo. Teraz nie mogę go nawet dotknąć mimo, że chciałbym chociaż przytulić. Uświadomiłem sobie w ten sposób jedynie iż już nigdy nie będzie tak jak było i to boli mnie jeszcze bardziej bo ta tęsknota mnie normalnie zabija. Wykańcza psychicznie i fizycznie. Czuję się jak na przymuszonym odwyku. Nie mogę funkcjonować bez dawki normalnie ale nikt mi jej nie da bo mi szkodzi. Nie wiem czy jest coś gorszego od widoku twojej miłości która patrzy na ciebie z odrazą i obrzydzeniem.

Po raz kolejny usłyszałem kroki przy swoim pokoju a po chwili otwieranie drzwi

- Rye nie możesz tutaj tak leżeć - powiedział cicho Mike wchodząc do pomieszczenia

- Chodź przejdziemy się dobrze ci to zrobi - zaproponował Jack'ie

Cieszyłem się, że pomiędzy nimi wszystko w porządku bo doskonale wiedziałem jak Mikey przechodził ten czas bez wsparcia bruneta ale nie chciałem ich męczyć. Po prostu wolałem zostać sam

- Odpuście obydwoje - wymamrotałem przytulając się do poduszki czując jak po tych słowach do moich oczu napływają łzy

- Ale Rye.. - nie chciałem słuchać kolejnego pieprzenia na temat jak źle się zachowuję i jak nie zdrowe jest moje zachowanie

- Chcę być kurwa sam! - jebłem w nich poduszką a oni posłusznie wyszli

Wiem, że traktuję ich okrutnie ale nie marzy mi się siedzieć na zewnątrz kiedy w każdej chwili mogę go spotkać. Nie przeżył bym tego...

Po prostu nie dałbym rady się na niego nie rzucić błagając o wybaczenie...

A jego odmowa i obojętność - która jest oczywista - zabiłaby we mnie ostatnie pokłady życia jakie mi zostały.

Tak jak codziennie zasypiam sam.

Nie wiem już nawet jak ułożyć ręce.

Szukam instrukcji do snu a odnajduję tylko zimne prześcieradło.

Strach jaki w sobie mam posiada wielkie rany.

Kiedy oddzielam kołdrę od serca czuję jak mnie kaleczy twoja nieobecność.

Na prawym boku...

Sznur wspomnień, przywiązuje moje biodra do ciebie.

Na lewym boku...

Bez ciebie, wciąż nie mogę oddychać.

POV. Mikey

- Jack ja tak dłużej nie mogę - poczułem jak łzy spływają po mojej twarzy powodując, że cała bezsilność, którą w sobie nosze wychodzi na zewnątrz

- Wiem... Ale co możemy zrobić? Żaden z nas nie przechodził tego co on przechodzi po raz kolejny... Musimy dać mu czas - chłopak trzymał mnie w objęciach chcąc mnie uspokoić

- Nie! Od tego się zaczyna!  Najpierw walczy. Potem jest agresywny a na sam koniec beczy w łóżku nie chcąc nikogo widzieć. Nie pozwolę mu znowu wrócić do tego stanu gdzie błagał mnie o śmierć rozumiesz? Po śmierci jego rodziców w tym domu było istne piekło a potem jeszcze ta sytuacja z Brook'iem... On był wrakiem nie człowiekiem. Zwykłą namiastką ciała bez duszy... Musimy coś zrobić zanim to wróci. Trzeba zadzwonić po Harvey'a... - wyciągnąłem telefon od razu wybierając numer psychologa

Czekałem...

Pierwszy raz...

Drugi...

I nic w końcu wziąłem telefon bruneta i z niego zadzwoniłem...

Sygnał leci lecz bez zmian...

Już miałem jebnąć to i jechać po niego gdy odebrał

- Dzień dobry psycholog, psychiatra Harvey Cantwell w czym mogę pomóc? - odezwał się żywo a ja myślałem, że rozniosę go tylko jak przekroczy próg domu

- Możesz mi to chuja wytłumaczyć czemu nie odbierasz ode mnie? I dlaczego do jasnej anielki nie było cię u Rye'a chociaż raz w przeciągu miesiąca? - ryknąłem powodując ciszę po drugiej stronie - Harv do cholery on cię potrzebuje - powiedziałem w końcu płaczliwym tonem

- Będę za godzinę - i się rozłączył

- Nie wychowany idiota! - oddałem urządzenie Duff'owi po czym postanowiłem wyżyć się na ścianie

- Ejejej Mike spokojnie - chłopak podszedł do mnie po czym złapał moją twarz w swoje dłonie - Nie jesteś z tym sam kochanie - przybliżył się do mnie tak, że nasze usta dzieliły milimetry - Nie zostawię cię - patrzałem mu w oczy jak zaczarowany łaknąc wszystkiego co ma mi do powiedzenia - Kocham cię najbardziej na świecie i możesz na mnie liczyć - uśmiechnąłem się przez łzy następnie łącząc nasze usta w czułym pocałunku

- Też cię kocham Jack'ie - brunet ukazał swoje ząbki i przytulił mnie do siebie

- W końcu się ułoży a wtedy zabiorę cię na najlepszą randkę pod słońcem - zaśmiał się pod koniec zdania uświadamiając mi, że nasze jedyne wyjście było tylko po to by odwrócić moją uwagę od imprezy

- Nie powiem Romeo. Kolejność masz świetną - prychnąłem odsuwając się kawałek od niego - Najpierw musiałeś mnie przelecieć, żebym się doczekał randki? - zakpiłem wciąż w ramionach chłopaka

- No cóż. Muszę wiedzieć czy aby na pewno opłaca mi się z tobą wychodzić Julio - wybuchł śmiechem a ja strzeliłem mu w ramię

- Dupek - zakpiłem śmiejąc się równie głośno co on

Chciałem zatopić się w wargach bruneta lecz przerwał mi dzwonek do drzwi

- Idź otwórz. Sprawdzę jak się ma nasza księżniczka - skinąłem głową z szerokim uśmiechem na zdrobnienie jakim nazwał szefa gangu następnie ruszając do wejścia

- Ile można na ciebie czekać do... - urwałem w połowie zdania gdyż blondyn nie przyszedł sam - Co ona tu robi? - syknąłem mierząc dziewczynę wzrokiem

- Mike poznaj moją dziewczynę.. - nie dałem mu skończyć wybuchając gromkim śmiechem

- Nie bądź śmieszna Nicol. Z Rye'm ci się nie udało to bierzesz się za jego psychologa? I ja mam jeszcze wierzyć, że to szczere uczucie? - dziewczyna chciała mi przerwać lecz uciszyłem ją gestem ręki - Nic nie mów. Po prostu zamilcz. Harvey ona nie ma wstępu do tego domu - spojrzałem na tego idiotę co się z nią związał, wyczekując odpowiedzi

- Albo wejdzie ze mną albo nic tu po mnie - stwierdził powodując u mnie gorączkę

- Taki z ciebie psycholog? Przyjaciel? Twój pacjent, który ma cię za rodzinę wpadł po uszy w bagno a ty mnie szantażujesz z pomocą dla niego? Proszę bardzo wypierdalaj ale nie zdziw się jak jutro dostaniesz pismo z sądu z zakazem wykonywania zawodu, grzywną i karą pozbawienia wolności za podżeganie do samobójstwa mój drogi - skomentowałem chcąc zamknąć drzwi lecz noga blondyna mi w tym przeszkodziła

- To nie miało tak zabrzmieć Mikey... Ehh proszę ona nic nie zrobi... Obiecuję - skruszył się patrząc na mnie błagalnie

- Jeśli odezwie się chociaż zdaniem obydwoje lecicie za drzwi - wpuściłem tą jakże zakochaną parę po czym ruszyłem do salonu

- Co się dzieje z Ryan'em? - zapytał w końcu Cantwell

Zacząłem całą historię od początku ignorując wytrzeszcz oczu pustej brunetki, która i tak wiedziała w jakim świecie się znajdujemy zważywszy na jej rodziców. Nie omijałem żadnych faktów. Począwszy od zabójstwa taty Andy'ego aż po samą sytuację jaka jest teraz. Zauważyłem zachwyt jaki zapanował na twarzy idiotki kiedy wspomniałem o kłótni Randy'ego lecz starałem się nie zabić jej tak jak obiecałem póki siedzi cicho. W końcu doszedłem do dzisiejszego poranka i tak o to skończyłem swoją jakże ciekawą wypowiedź

- Od kiedy oni nie rozmawiają ani razu nie słyszałem by było dobrze. On go zniszczył, odszedł i zabrał szczęście - ściszyłem głos czując jak kolejne łzy napływają mi do oczu

- On jest w totalnej rozsypce... Wychodzi na to, że Rye wpada w chorobę dwubiegunową. Jest pomiędzy agresją a depresją. Znów będę musiał przepisać mu leki - skomentował smutno blondyn

- Jakie leki? Harvey przecież on jest nie bezpieczny! - pisnęła brunetka przez co miałem ochotę ją wywalić za drzwi - Trzeba go w psychiatryku zamknąć! - okej teraz mam ochotę ją zabić

- Ty się słyszysz idiotko? On potrzebuje pomocy a nie krat! - wstałem z krzesła tak samo jak laska

- Nicol nie sądzisz, że troszeczkę przesadzasz? Uwierz znam się na fachu ale Mike ona może mieć troszkę racji... Ryan jest teraz nie bezpieczny... Nie masz pojęcia w jakim humorze obudzi się rano... - nie wierzyłem własnym uszom

- Kim ty kurwa jesteś? Gdzie jest chłopak, który chciał za wszelką cenę pomóc innym ludziom? Co się stało z człowiekiem, który był w stanie oddać życie za Ryan'a? - krzyknąłem tracąc cierpliwość - Ta szmata groziła Andy'emu! Próbowała rozbić ich związek! - chłopak patrzał na mnie jak na chorego psychicznie po czym mi przerwał

- Przyszedłem tu do Rye'a a nie by słuchać tych oszczerstw, więc pozwól iż pójdę porozmawiać z moim przyjacielem - zaakcentował ostatnie słowo ruszając do góry

Zostałem sam w salonie z mordującą mnie wzrokiem brunetką, mając cichą nadzieję, że po rozmowie z brunetem ten idiota przejrzy na oczy...

Nadzieja matką głupich... 

-----------------------------------------------------------
Zwazywszy ze taka jedna się nad wami zlitowala i ruszyła dupe na watt 😂😂ladyjanee123 o Tb mowa 😂😂😂🙏❤mamy next 😂❤❤ mam nadzieje ze wytrzymacie jeszcze dwa rozdziały bez Randy bo potem suprajs ode mnie 😂❤❤❤komy chce takie jakieś fajne bo humor poprawiaja 😂❤❤ 35⭐+30💭= next❤
Ps. Juz napisany 😅❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro