Rozdział 29
POV. Ryan
Kolejny ból rozrywa moją osobę. Tykanie zegara stało się okropnie głośne a maszyna informująca o moim tętnie irytuję mnie niemiłosiernie. Staram się myśleć o przyjemnych rzeczach lecz jedyne co przychodzi mi do głowy to rozmowa która miała miejsce przed chwilą....
Obudził mnie cichy szloch. Z braku sił nie jestem wstanie otworzyć oczu ale czuję jak moje ciało reaguje na osobę w pomieszczeniu.
Andy...
Staram się dać mu znać, że jestem tu...
Że go słyszę...
Ale on nawet nie trzyma mnie za rękę....
Serce boli mnie na myśl o tym co chłopak musi przeżywać siedząc ze mną w jednym pomieszczeniu
- Rye... Kocham cię i wiesz to ale równie mocno cię nienawidzę.... Wiem, że nie tak powinna brzmieć rozmowa ze śpiącym już 4 dzień człowiekiem ale nie będę cię oszukiwał... Wcale nie chciałem tu być.... Mikey mnie zmusił. Powiedział, że jak mnie usłyszysz szybciej się wybudzisz. Nie mam ci za złe iż to ty zabiłeś moją mamę ale nie mogę spojrzeć na ciebie wiedząc, że tak mnie oszukiwałeś.... Mówiłem ci jak wiele znaczy dla mnie moja mama... A ty mimo to nie wspomniałeś nawet słowa na ten temat... Ale obudź się... Tu jest mnóstwo ludzi, którzy tylko na to czekają.... - nastała cisza
Miałem ochotę przestać istnieć.
Nie, nie popełnić samobójstwo, nie umrzeć ale przestać istnieć.
Zamienić się w nic.
Bo właśnie tym jestem bez mojego aniołka.
Niczym...
Pragnąłem się wyrwać i biec za chłopakiem lecz moje ciało odmawiało posłuszeństwa...
No jak ty to sobie wyobrażasz kurwa?
Że po tym wszystkim wleci ci w ramiona i będzie błagał byś się obudził?
Jestem tak cholernie głupi...
Straciłem go...
Dni ciągnęły się w ślamazarnym tempie...
Siedział ze mną praktycznie ciągle Mike a blondyn nie przyszedł ani razu więcej. Z tego co codziennie opowiada mi szatyn, z chłopakiem jest z każdym dniem gorzej. Nie wychodzi z pokoju, nie chce jeść a w nocy słychać tylko stłumiony szloch.
Zniszczyłem go....
I wszystko co uważał za piękne...
Stałem się bezuczuciowym potworem...
Wisiało mi to czy ktoś na mnie czeka jeśli to nie był on..
Miałem gdzieś co będzie z innymi póki z nim było źle....
Nie interesowało mnie jak oni dadzą sobie radę.
Liczył się tylko niski, niebieskooki blondyn, który nienawidzi mnie tak bardzo jak ja go kocham...
Wpadłem w pewien rodzaj rutyny. Każdego dnia budziłem się ale z zamkniętymi oczami oraz brakiem sił by je otworzyć. Nie widziałem sensu w spotkaniu się z rzeczywistością. Póki nie czuje aż tak wielkiego bólu psychicznego jest dobrze...
Cóż co będzie później?
Nie wiem.....
POV. Andy
Gdy w zeszłym tygodniu Duff uratował nam dupy - zabijając w ten sposób mojego ojca - Ryan zemdlał już w drodze do auta - dla mnie to chyba lepiej. Nie musiałem słuchać zbędnego pieprzenia na ten temat..
Od razu po przekroczeniu bramy villi, wyskoczyłem z auta i ruszyłem wprost do siebie. Zamknąłem się w pokoju pogrążając w ponownej żałobie lecz tym razem nie była ona tylko ze względu na śmierć mojej matki a również miłości jaką darzyłem bruneta, zaufaniem którym obdarowałem jego przyjaciół oraz wierze. Wierze w dobroć, człowieczeństwo, rodzinę.
Straciłem wszystko.
Tamtego feralnego dnia stałem się pusty w środku jak i na zewnątrz. Szczerze zabiłbym się już dawno ale tak bardzo się kurwa boję krwi po tym wszystkim. Mógłbym jeszcze skoczyć na sam dół ale zawsze robiłem rzeczy niemożliwe, więc boję się, że polecę.
Nie zauważyłem nawet kiedy wpadłem w trans.
Leżę na łóżku ale tylko leżę bo nie mogę spać. Płaczę ale bezgłośnie gdyż nie chce by słyszał mnie ktokolwiek. Nie jem bo nie czuję takiej potrzeby. Gdyby Rye teraz na mnie spojrzał określił by mnie wrakiem człowieka. Nie jestem już tym samym blondynem w którym się zakochał.
Kiedy kolejnego dnia użalałem się nad sobą, tępo patrząc w sufit do mojego pokoju zawitał szatyn
- Pozwoliłem ci wejść? - mój oschły ton zmroził by nawet królową śniegu
- Przypominam ci, że w ciągu dalszym to dom Ryan'a i mój - odpowiedział obojętnie
- Czego chcesz? - zapytałem w końcu obdarzając go spojrzeniem
- Idź do niego... Proszę... Nie mogę patrzeć jak się wykańczasz... Jak on pomału umiera poddając się... Andy jeśli kiedykolwiek go kochałeś pójdziesz tam i będziesz błagał by wrócił... Gdybyś zobaczył szczęście, które dzięki tobie miał. Nigdy nie odważyłbyś się mu tego odebrać. Fovv's potrzebujecie siebie nawzajem, zwłaszcza w tym momencie - po tych słowach opuścił pokój pozostawiając mnie z wyrzutami sumienia
Poszedłem do bruneta jeszcze tego samego dnia ale nie byłem w stanie go okłamać....
Nie po tym wszystkim....
Moja mama zawsze powtarzała, że mam uważać w kim się zakocham...
Ponoć między nienawiścią a miłością jest bardzo cienka linia.
Nie wiem co będzie dalej...
Na dzień dzisiejszy jestem zmęczony...
Rye wciąż śpi i nic nie wskazuję by miał się obudzić...
A ja?
Próbuję usnąć...
Jak zwykle bez skutku.
Cholernie ciężko zasnąć, gdy ma się serce pełne smutku...
POV. Jack
Kiedy Mikey odrzucił mnie podczas akcji ratunkowej myślałem, że to ze stresu. Lecz minęło kilka dni a szatyn jak mnie odpychał tak wciąż to robi.
Wiele razy pytałem co się stało lecz w odpowiedzi dostawałem tylko
''Nic'',
''Nie mogę po prostu nie chcieć się przytulić?'',
''To coś złego iż mam ochotę pobyć sam?''
Po tych zdaniach byłem bardziej niż pewny, że o czymś nie wiem. Mikey nie chciał mi powiedzieć a Fovv's zamknął się w pokoju w ogóle nie kontaktując ze światem. Jedyną moją nadzieją był brunet. Który śpi już od około tygodnia z zerową poprawą zdrowotną.
Tak na prawdę nie wiem nic i ostatnie co mi zostało to rozmyślanie.....
POV. Mikey
Jestem rozdarty...
Z jednej strony marzę o tym by zatopić się w ramionach Jack'a lecz to co się stało...
Ja...
Ja nie jestem w stanie....
Brzydzę się sobą....
A jeśli on się dowie, nie będę miał już nikogo...
Nie mogę go stracić ale nie chce go okłamywać...
Mam totalną pustkę w głowie...
Dodatkowo jedyna osoba, która mogłaby mi w jakimś stopniu pomóc leży w śpiączce. Zadzwoniłem już do Harvey'a i przedstawiłem całą sytuację jaka miała miejsce. Tak jak myślałem Ryan będzie potrzebował ciągłej opieki lekarskiej....
Nie mamy pojęcia w którą stronę tym razem uderzy to wszystko...
Może się odciąć od ludzi, próbować zabić, albo wpaść w pracoholizm....
Codziennie płakać lub być zimnym jak lód....
A ja będę z tym sam....
Nie umiem spojrzeć w oczy Jack'owi i powiedzieć, że wszystko jest w porządku kiedy on nie wie co się stało...
Codziennie przychodzę do Bee po śniadaniu. Opowiadam jak to świetnie bawiliśmy się za dzieci. Śpiewam mu nasze ulubione piosenki. Później Sam przynosi mi obiad i jem go przy nim. Śmieje się, że jak poczuje te cuda, które tworzy Alex wstanie raz dwa. Następnie płaczę i zalewam się łzami. Wygaduję się czekając na radę, której nie dostaje. W końcu przepraszam go za to iż tyle go męczę i wracam do łóżka.
Każdego dnia powtarzam te czynności niczym mantrę jakby to miało w czymś pomóc. Chłopcy do czasu wybudzenia się bruneta mają wolne a tylko nie liczni pilnują domu. Psy zabrali ludzi z ''quiet river'' do więzienia natomiast gazety i telewizja udostępniły wiadomość o zagadkowej śmierci na farmie bogatej rodziny.
''Matka zginęła kilka lat wcześniej... Wczorajszej nocy ojciec, więc rodzi się pytanie. Co z synem? Gdzie podziewa się 18 letni, jedyny potomek Fowler'ów? ''.
Andy widząc nagłówek gazety zalał się łzami.
Mimo faktu iż jest załamany wiem, że wciąż kocha Rye'a ale na razie smutek oraz ból zaślepia prawdziwe uczucie.
Wybudź się już Ryan błagam....
-----------------------------------------------------------
Szybko wam zlatuje ❤kto się tego spodziewał? 🙏 Prosze bardzo ❤❤ 30⭐+25💭= next❤
2/?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro