Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

POV. Jack

Gdy Beaumont wyszedł Mikey zwołał cały zespół A by ruszyli w ślady bruneta

- Myślisz, że go znajdzie? - zapytałem kiedy zostaliśmy sami a szatyn nie wykonywał już telefonów za chłopakami

- Miejmy nadzieję inaczej cienko widzę Rye'a bez leków - powiedział zakłopotany

- Jak to? Przecież jest z nim już lepiej - stwierdziłem patrząc uważnie na Cobban'a

- Ehh chodzi o to, że depresja nie przemija Jack. Ona chowa się z tyłu głowy ale wciąż tam jest. Wraca w najmniej odpowiednim momencie ze zdwojoną siłą. A Bee po za depresją miał jeszcze poważne problemy z agresją... Nie tylko w stosunku dla innych ale również dla siebie. Wiele nocy przesiedziałem pilnując by czegoś nie odjebał. Bywały momenty gdy potrzebował bliskości a za chwilę jednak samotności której nie mogłem mu dać bo bałem się, że wrócę i już go nie będzie. Jest cholernie zakochany a ostatni raz kochał właśnie Brooklyn'a... Dopiero teraz po prawie 3 latach sobie wybaczył ale jeśli coś stanie się Fovv'sowi jestem pewny iż tego Ryan nie wytrzyma - przytuliłem go mocno próbując dodać mu otuchy

- Będzie dobrze skarbie. Nie pozwolimy by znowu się to stało - szepnąłem a Mikey odsunął się ode mnie

- Dziękuję Jack'ie nie wiem co bym zrobił gdybym znowu był z tym sam - uśmiechnąłem się po czym połączyłem nasze usta w czułym pocałunku

- Już nigdy cię nie zostawię - odpowiedziałem opierając swoje czoło o to szatyna

- Kocham cię - spojrzał mi w oczy pełen miłości

- A ja ciebie jeszcze mocniej - odparłem czując jak bardzo przepadłem dla tego chłopaka

- Proszę pana już jesteśmy - odchrząknął Nick

Tak zdążyłem poznać imiona wszystkich ale pamiętam tylko nie liczną mniejszość

- Idźcie do salonu zaraz dołączymy - rozkazał Cobban a on posłusznie zniknął

- Pan? - zakpiłem pod nosem - Dlaczego oni się ciebie tak słuchają? - zapytałem roześmiany

- Wiedzą, że jeśli powiem Rye'owi iż było inaczej będą mieli przejebane - wzruszył ramionami w momencie gdy ja starałem się nie parsknąć śmiechem

Weszliśmy do pokoju gdzie faktycznie stał cały oddział bruneta

- Chłopaki kilka godzin temu Fovv's wyszedł z domu. Zważywszy na okoliczności Ryan wyszedł go poszukać lecz z sms'a jakiego dostałem wiem iż wciąż go nie znalazł. Podzielcie się na dwie ekipy, jedna wyjdzie szukać blondyna a druga zostanie ze mną - zadecydował po czym chwilę później dał dokładne namiary na Beaumont'a

Zostałem w salonie z połową A którzy nie bardzo wiedzieli co mają robić

- W tym czasie zabezpieczcie się w broń - powiedziałem w ich kierunku

- A kim ty jesteś żebyśmy się ciebie słuchali? - prychnął jeden, więc podszedłem do niego

- Szwagrem waszego szefa - patrzałem na niego z góry gdyż był dużo ode mnie niższy - Więc czy nie wyraziłem się jasno? - zapytałem mordując go wzrokiem - Macie przygotować broń i to teraz - powiedziałem przez zęby a chłopak ciężko przełknął ślinę

- Już się robi - spuścił wzrok następnie wychodząc z salonu

- Co tu miało miejsce przed chwilą? - do pomieszczenia wpadł roześmiany Mikey

- Nudzili się, więc kazałem im ogarnąć broń - wzruszyłem ramionami łapiąc szatyna za biodra

- Porządziłeś trochę, moja kolej - uśmiechnął się przebiegle ciągnąc mnie do pocałunku nad którym od razu przejął kontrolę

Dałem się zdominować szatynowi już w każdym aspekcie mojego życia. Ale nie żałuję i kocham go. Cholernie mocno

- Chodźmy na siłownie - rzucił w końcu gdy mieliśmy przerwę na oddech

Ruszyliśmy pewnym krokiem trzymając się za ręce. Będąc w środku ściągnąłem z siebie bluzę tak samo jak Cobban. Ubraliśmy rękawice po czym weszliśmy na ring

- Do 3 kochanie - uśmiechnąłem się i przybiłem w rękę Mikey'a

Rozpoczął się nasz trening. Okładałem szatyna po brzuchu a on mnie po twarzy - oczywiście z umiarem. Żaden z nas nie chciał drugiemu zrobić krzywdy.

Złapałem Cobb'sa pod kolanami i położyłem na ziemi tak by nie mógł się ruszyć

- Jeden do zera - cmoknąłem go w usta następnie wstając

Drugą rundę zaczął oburzony chłopak. Dostałem kopa w mostek po czym Mikey przyszpilił mnie do klatki. Owinął swoje dłonie wokół mojej szyi i wpił się w moje usta. Kiedy chciałem pogłębić pocałunek dostałem w krocze

- Jeden do jednego skarbie - uśmiechnął się a ja wstałem

Przyszedł czas na ostateczny wynik, więc nie wiele myśląc wleciałem w chłopaka tym samym znów powalając go na ziemię. Usiadłem na nim okrakiem od razu atakując jego wargi. Szatyn przygryzł mi usta a ja na chwilę straciłem kontrolę. Mikey obkręcił nas tak, że ja teraz leżałem a on nade mną górował

- Dwa do jednego - zaśmiał się ściągając rękawice

- Oszukiwałeś - prychnąłem wstając

Ubraliśmy koszulki następnie wychodząc z pomieszczenia. Mikey złapał za telefon by zadzwonić do Beaumont'a lecz ten nie odebrał

- Może znalazł Fovv'sa i gadają teraz? - powiedziałem by uspokoić chłopaka

- Może tak..

POV. Mikey

Brunet nie odbierał za każdym kolejnym razem a ja denerwowałem się coraz bardziej.

Powinienem kazać mu poczekać na resztę....

To Bee ale mogło być ich kilku jak w moim przypadku...

Albo jebnął go samochód gdy nie patrzał na drogę...

Lub ktoś komu zrobił niezłe piekło spotkał go samego po drodze...

Tyle nie wiadomych przez co odchodzę od zmysłów. Zbliża się 1 w nocy a chłopaków jak nie było tak nie ma

- Jack coś musiało się stać - powiedziałem w końcu

- Z każdą kolejną minutą myślę o tym samym - odparł ściskając mocniej moją dłoń by dodać mi otuchy

- Idź po chłopaków proszę - kiedy chłopak wstał ja postanowiłem się przebrać

Gotowy złapałem za swojego glock'a po czym ruszyłem na dół. Po raz kolejny dzisiejszej nocy w salonie czekali na mnie pozostali

- Szef nie daje oznak życia od kilku godzin panowie. Tak, więc ruszamy na poszukiwania. Dominic weź z chłopakami 3 nasze psy a reszta broń - połowa ekipy posłusznie ruszyła do garażu w między czasie postanowiłem porozmawiać z Duff'em - Zostań i dasz mi znać jeśli wrócą - skierowałem się na jego tęczówki

- Nie ma opcji, że puszczę cię samego. Dobrze wiesz jak się poznaliśmy - troska w jego głosie wydała mi się urocza ale to nie moment na ckliwe chwile

- Kochanie nie idę sam i dam sobie radę. Pamiętaj, że kiedyś cię nie miałem - uśmiechnąłem się czule

- Ale teraz masz - szedł dalej w zaparte mocno trzymając mnie za rękę

- Wrócę Jack'ie obiecuję - pocałowałem jego usta po czym ruszyłem do chłopaków

- Wszystko gotowe Panie Cobban - powiedział Dom a ja skinąłem głową

- Podzielicie się na 3 drużyny. Macie ich znaleźć - rozkazałem następnie odchodząc

Szedłem w stronę miejsca gdzie spotkałem kiedyś Rye'a jak wracał do villi. Trzymając w ubezpieczeniu broń na w razie co - chociaż szczerze wątpię by ktoś o 2 w nocy z cywili miał w planach spacerki. Zwłaszcza, że każdy wie ile gangów tu grasuje.

Stwierdziłem iż dobrym pomysłem będzie ponowne zadzwonienie do bruneta, więc tak też zrobiłem. Sygnał za sygnałem gdy nagle usłyszałem dobrze znaną mi piosenkę z telefonu Rye'a. Wszedłem w zaułek a tam urządzeniem bawił się bezdomny

- Skąd masz ten telefon? - wrzasnąłem wkurwiony

- Oon tu tylko leżał... Błagam nie rób mi krzywdy - starszy pan skulił się pod wpływem mojego głosu, więc postarałem się opanować emocje

- Przepraszam. Widziałeś tu kogoś przed sobą? - zapytałem już w miarę spokojnie

- Tylko jak jakiś samochód odjeżdżał - wyjaśnił siadając prosto

- A jakaś marka? Kolor? Duży? Mały? - moje zmartwienie sięgało zenitu

- Było ciemno a tutaj jak sam widzisz nic nie widać - odpowiedział oddając mi telefon

- Dobrze dziękuję - powiedziałem ruszając z powrotem na drogę - Boże Bee w coś ty się wpakował? - postanowiłem zadzwonić do Jack'a lecz dostałem - prawdopodobnie - kopa w plecy

Nim zdążyłem sięgnąć po broń ktoś jebnął mi w brzuch przez co sam się skuliłem

- Co jest do kurwy? - wyprostowałem się a moją osobę otaczało 4 dryblasów

Świetnie Cobban masz przejebane....

Stwierdziłem, że jeśli wyjmę broń jeszcze bardziej sobie przejebie, więc przybrałem formę do ataku

- Nie szarp się bo będzie bolało - odrzekł jeden z nich

- Raczej któregoś z was jeśli ośmieli się mnie dotknąć - odpowiedziałem a w zamian usłyszałem śmiech

Nie wiele sobie z tego robiąc jebnąłem dwóm kopa z pół obrotu dzięki czemu upadli na ziemię

- Sam tego chciałeś - powiedział ten który zaproponował mi nie szarpanie się

Ruszył w moim kierunku od razu sprzedając mi sierpowego lecz nie byłem mu dłużny oddając w prost w mostek. Napierdalaliśmy się równo raz kopiąc a następnie bijąc nie mniej jednak wygrywałem. Co niestety zauważył ten drugi i nim się obejrzałem znów dostałem kopa na plecy. Upadłem pod wpływem uderzenia

- Szef cię chce to będzie miał - pobity wyprostował się a ja nagle poskładałem całą układankę

- Kurwa co on znowu wymyślił? - chciałem się podnieść ale w odpowiedzi dostałem tylko butem w twarz - Przepraszam Jonky - po tych słowach odleciałem 

-----------------------------------------------------------
Dzień dobry duszyczki ❤ zastanawiam się po co wgl czekam na ilość gwiazdek skoro dla was to zaden problem 😂😂😂😂 kolejne tajemnicze porwanie ale dopiero w 27 rozdziale dowiecie się o co chodzi ❤🙏te osoby które wiedza lub się domyślają to cicho sza ! 🙏🙏  miłego czytania ❤ komy komy no i komy! ❤❤🙏🙏
30⭐+25💭= next ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro