Rozdział 12
POV. Andy
Mój planowany opierdol się nie powiódł - nie moja wina, że usta bruneta uzależniają - taa tak się tłumacz Fowler.
Po raz drugi obudziłem się w ramionach Ryan'a - do tamtego pokoju nie wrócę a tu mi dobrze.
Otworzyłem oczy po czym spojrzałem na - jeszcze - śpiącą twarz Beaumont'a
- Dlaczego jesteś takim idealnym dupkiem? - prychnąłem dotykając wargę bruneta kciukiem
- Szczerze nie mam pojęcia - odpowiedział i zamarłem
Czy on zawsze musi wszystko słyszeć?
Chłopak otworzył oczy ukazując mi swoje czekoladowe tęczówki w których wręcz tonąłem. Nachyliłem się do przodu po czym złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Prawie, że nie wyczuwalnie musnąłem jego wargi i wróciłem do poprzedniej pozycji
- Idiota - uśmiechnąłem się prowokująco
- Ach tak? - jego twarz rozpromieniła się a ja już wiedziałem, że tego pożałuję
W kilka sekund leżałem pod chłopakiem, który maltretował mnie łaskotkami
- Boże Ryan dość błagam - wychlipiłem przez śmiech
- Ani mi się śni - parsknął dalej mnie mordując
Wiłem się po całym łóżku nogami zrzucając pościel a rękoma uwalniając się z pod uścisku chłopaka
- Proszę już Rye - starałem się to powiedzieć jak najwyraźniej
- Ewentualnie - odparł przestając lecz wciąż zwisając nade mną
Spojrzałem zmęczony na jego twarz w momencie gdy przygryzał wargę. Podniosłem się samemu ją zachaczając. Rye złapał mnie za biodra mocno wbijając w nie swoje duże dłonie przez co z moich ust wydostał się cichy jęk. Chłopak od razu wykorzystał chwilę mojej nie uwagi pogłębiając pocałunek i dominując mnie już doszczętnie. Starałem się oddawać każdą
pieszczotę ale szybkie tępo jakie nadał brunet i moje nie rozgarnięcie mi w tym przeszkadzało. Po dłuższej chwili zabrakło nam powietrza przez co nie chętnie odsunęliśmy się od siebie
- Takie poranki mógłbym mieć codziennie - zamruczał mi tuż przy uchu a mnie przeszły ciarki
- Idziemy na śniadanie? - zapytałem na co brunet odpowiedział kręceniem głowy
- Ty idź ja muszę ogarnąć ogród - odpowiedział po czym wstał ze mnie
Ruszyłem do siebie by ubrać jakieś przyzwoite ciuchy żeby nie paradować w bokserkach.
Zszedłem do kuchni gdzie jak pojebany latał Sam wraz ze swoją mamą. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść przygotowane przez nich szybciej kanapki
- Mówiłam, że musimy wstać szybciej?! Przecież on nas udusi jak wszystko nie będzie gotowe a my mamy tylko dwie pary rąk - jak nakręcona mówiła Alex
- Jezu mamo nie marudź tylko pomóż mi z tym - odpowiedział jej równie zdenerwowany syn
- Może wam pomóc? - zaproponowałem skoro i tak nie mam nic do roboty
- Jezu spadłeś nam z nieba - z uśmiechem powiedziała kobieta podając mi naczynie
POV. Mikey
Od rana jestem ciągnięty w coraz to różniejsze miejsca przez Duff'a. Ledwo zdążyłem się ubrać a już musiałem być na zewnątrz
- Jack błagam powiedz co się dzieje jestem skołowany - jęknąłem po raz kolejny przez tępo chłopaka
- Nie marudź tylko się ruszaj - odpowiedział jak zawsze, więc jedyne co mi zostało to zatrzymanie się w miejscu z rękoma założonymi na siebie jak u pięciolatki
- Oj no nie wygłupiaj się - prychnął spoglądając na mnie
- Nie! Nigdzie się stąd nie ruszę jeśli nie powiesz mi co jest grane - tupnąłem nogą dla potwierdzenia swoich słów
- Okej jak sobie chcesz - powiedział po czym podszedł do mnie i jednym ruchem przerzucił przez swój bark niczym Shrek Fionę w tej chorej bajce
- Kurwa Duff odłóż mnie! - uderzałem go pięściami po plecach ale jego to jedynie rozbawiło
- Ani mi się śni księżniczko - zaśmiał się klepiąc mnie w tyłek
Ojj policzymy się jeszcze zobaczysz....
Dotarliśmy do mariny gdzie Jack w końcu postawił mnie na ziemię
- Przysięgam źle się to dla ciebie skończy - warknąłem mordując go wzrokiem
- Już się nie burz tylko zapraszam - powiedział otwierając przede mną furtkę
Ruszyłem przodem a chwilę później poczułem dłoń chłopaka wplatającą się w tą moją. Spojrzałem na nasze splecione palce przez co uśmiech sam wpłynął na moją twarz
- Dobra to teraz tłumacz o co chodzi - uśmiechnąłem się słodko licząc na odpowiedź
- Jaki niecierpliwy - parsknął chłopak po czym wszedł na biały jacht
- Okej teraz już nic nie rozumiem - powiedziałem zaskoczony - Zamierzasz mnie wywieść potem zgwałcić i zakopać? - podniosłem brew do góry
- Tak, coś takiego - uśmiechnął się podając mi dłoń
Gdy już bezpiecznie usiadłem Jack ruszył przed siebie.
Pogoda była fantastyczna a fakt, że jestem tu właśnie z nim jeszcze bardziej mnie zachwycała.
Minęło jakieś 40 minut kiedy znaleźliśmy się na oceanie. Wstałem i podszedłem do Duff'a od tyłu. Objąłem go rękoma w pasie po czym zacząłem składać mokre pocałunki na jego szyi
- Masz szczęście, że nikt inny nie pływa bo spowodowałbyś wypadek - mruknął jedną ręką gładząc moje dłonie a drugą sterując łodzią
- Włącz pilota - szepnąłem tuż przy jego uchu
Jak chciałem tak zrobił. Obróciłem go do siebie i brutalnie wpiłem się w jego wargi. Rękoma zjechałem na pośladki bruneta mocno je ściskając. Duff wcale nie był mi dłużny gdyż zacisnął palce na moich włosach. Przygryzłem jego wargę dzięki czemu uzyskałem dostęp by całkowicie zawładnąć w tej chwili nad chłopakiem. Próbował walczyć ale kiedy moja dłoń znalazła się na jego nagich pośladkach poddał mi się doszczętnie
- Mikey nie zaczynaj czegoś czego nie skończysz - wymruczał między pocałunkami
- To mnie powstrzymaj - zjechałem ustami na jego szyję ozdabiając ją krwisto czerwonymi śladami
Gdy skończyłem polizałem dzieło by dać mu chociaż trochę ulgi. Penis w moich rurkach nie miłosiernie mnie bolał a Jack czując, że coś mu się wbija w nogi zjechał dłońmi po moim torsie następnie przede mną klękając. Nie zdążyłem zareagować będąc zamroczony przyjemnością jego dotyku.
Nim się obejrzałem moje spodnie wraz z bokserkami leżały na ziemi a cudne usta chłopaka całowały moje podbrzusze
- O kurwa - tylko tyle byłem w stanie powiedzieć kiedy poczułem jego ciepły oddech na mojej główce
Wplątałem palce we włosy bruneta delikatnie ciągnąc za końcówki by przestał się ze mną droczyć. Nie minęła sekunda a poczułem jego usta wokół mojego penisa. Ruszał językiem doprowadzając mnie do szału ręką stymulując go przy podstawie.
Ciche jęki uciekały z moich ust gdy Jack zaczął wkładać go jak najgłębiej. Czułem gorąc rozpływający się w moim podbrzuszu co więcej gdy spojrzałem w dół ujrzałem mojego członka znikającego w ustach chłopaka. Samowolnie zaczął nabijać się na niego gardłem biorąc go do końca kiedy mój kutas zaczął pulsować od nadmiaru przyjemności
- Jack ja zaraz nie wytrzymam - ostrzegłem starając się zahamować mój orgazm
- Dojdź dla mnie kochanie - powiedział po czym zassał się na główce a ja przepadłem
Spuściłem mu się do ust nierównomiernie oddychając. Jack grzecznie wszystko połknął po czym wstał i pocałował mnie w usta. Oddałem pieszczotę nie przejmując się słonawym posmakiem
- Dziękuję - zamruczałem kiedy dał mi chwilę na oddech - Byłeś niesamowity - dokończyłem poprawiając jego wiecznie roztrzepane włosy
Chłopak w odpowiedzi posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech
- Ubieraj się zboczeńcu. Wracamy - zachichotał podchodząc do steru
Ten chłopak zawładnął całym moim ciałem i duszą przysięgam.
POV. Ryan
Wszystko było już gotowe. Ogród ozdobiony w ulubione kolory i kwiaty Cobban'a. Basen wyczyszczony oraz dopełniony wodnymi zabawkami. Jedzenie poukładane a napoje z alkoholem schładzane przy moim przenośnym barze. Prawie wszyscy goście siedzieli już na patio rozmawiając i śmiejąc się.
Usłyszałem dzwonek do drzwi, więc jako gospodarz domu ruszyłem by je otworzyć. Niestety wyprzedził mnie Andy - czemu niestety? Dlatego, że cały dzień go unikam.
Wiele razy próbował się do mnie zbliżyć ale przy gościach oraz członkach gangu jest to nie możliwe.
No bo przepraszam bardzo. Wielki pan i władca jest gejem. Przecież oni mnie wyśmieją i zrobią bunt a na to pozwolić nie mogę - do środka weszła dobrze znana mi osoba
- Nicol - krzyknąłem uradowany
- Rye - odpowiedziała rzucając mi się na szyję i całując mnie delikatnie w usta
Gdy oddałem całusa i odstawiłem ją na ziemie Andy'ego już nie było - no nic później mu to wytłumaczę.
Dochodziła 17, więc zaraz powinni być. Wszyscy już czekamy na łaskawców by wrócili do domu. Popijałem swojego drinka kiedy dostałem wiadomość od Duff'a, że wjechali pod dom. Ręką pokazałem by wyłączyli muzykę dzięki czemu wszyscy wiedzieli, że mają zamilczeć. Usłyszałem kroki zbliżające się do wejścia na patio a chwilę później zauważyłem Jack'a z Mikey'em
- Wszystkiego Najlepszego! - krzyknęliśmy a w oczach szatyna dostrzegłem łzy
Bez namysłu podszedłem do niego by już po chwili trzymać go w objęciach
- Dziękuję Ryan - wychlipiał z uśmiechem na ustach
- Kocham cię Mike - powiedziałem całując go w czoło - Wszystkiego najlepszego - dodałem podając mu małe pudełeczko
Ze świecącymi oczami oraz drżącymi dłońmi odpakowywał podarunek który po chwili ujrzał światło dzienne. Był to srerbny nieśmiertelnik z wygrawerowanym napisem '' Michael Beaumont Cobban na zawsze w naszej rodzinie''. Chłopak po raz drugi wpadł mi w ramiona
- Boże! Też cię kocham Rye. Całym sercem - oddałem uścisk po czym delikatnie się odsunąłem w końcu ma też innych gości
Uśmiechnąłem się i przepuściłem resztę.
To teraz czas znaleźć Fovv'sa.
-----------------------------------------------------------
Okej nie zabijcie mnie 😂😂 pamiętajcie ze bardzo was kocham😂❤
Po raz drugi aktywnosc = rozdział ❤
Dużo komentarzy kochani! ❤
2/?
⭐+💭= next ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro