VI.7.
49. List.
W poniedziałek rano, Patryk przypomniał sobie, że zostawił w biurku list, który przyniósł mu Kasjan Tarkowski od listonosza, jak się okazało, swojego dziadka. Ponieważ wtedy nie zwrócił na przesyłkę większej uwagi, bo miał ważne spotkanie, teraz wyjął z szuflady kopertę zaadresowaną do niego. Nadawcą był Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza, III Wydział Rodzinny i Nieletnich. Patryk od razu poczuł, jak ciarki przechodzą mu po plecach. I pomyśleć, że list przeleżał tu przez cały weekend. A gdyby zginął?
Prezes poprosił sekretarkę, żeby nikt mu nie przeszkadzał, a potem usiadł za biurkiem, otworzył kopertę i wyjął z niej pismo z sądu. Od razu zaczął czytać:
„Sąd Rejonowy dla Krakowa-Podgórza, III Wydział Rodzinny i Nieletnich zawiadamia o terminie sprawy z powództwa Patryka Pilarczyka występującego w imieniu małoletniego Pawła Pilarczyka przeciw Marice Staszak o pozbawienie praw rodzicielskich..."
Pismo nie było długie. Oprócz zawiadomienia o terminie rozprawy, która została wyznaczona na 15 czerwca na godzinę dziesiątą oraz informacji o obowiązkowym stawiennictwie osobistym, było jeszcze krótkie uzasadnienie.
Patryk był ciekaw czy zawiadomienie dostała też Marika, ewentualnie jej matka. Szybko jednak otrząsnął się z tych myśli. Tak naprawdę to nie miało znaczenia. Chodziło tylko o to, żeby nikt nie miał prawa odebrać mu Pawełka. Byłoby miło, gdyby mały mógł mieć kiedyś kontakt z matką, ale ważniejsza była dla Patryka pewność, że syn zostanie z nim.
Zaraz wybrał numer do swojego radcy prawnego, który już też otrzymał swoje zawiadomienie o sprawie.
– Dzień dobry, panie Wolski. Z tej strony Patryk Pilarczyk – przywitał się.
– Dzień dobry. Jak zwykle mnie pan ubiegł, bo właśnie miałem dzwonić – zaśmiał się radca. – Jak rozumiem, dostał już pan zawiadomienie o terminie sprawy?
– Tak, właśnie w tej sprawie dzwonię.
– To nie będzie rutynowa sprawa, panie Pilarczyk – zauważył prawnik. – Rzadko ojciec występuje o odebranie praw rodzicielskich matce. W ponad dziewięćdziesięciu procentach przypadków jest odwrotnie. Miejmy nadzieję, że sąd nie podejdzie do tej sprawy szablonowo, ale na wypadek, gdyby tak się stało, musimy mieć przygotowaną strategię i świadków. Kto jest w stanie zaświadczyć, że od 14 lutego osobiście opiekuje się pan dzieckiem?
– Moja matka, siostra, moi pracownicy oraz niania. No i pediatra z przychodni.
– Lekarka będzie najlepszym rozwiązaniem, bo nie jest z panem spokrewniona ani zależna finansowo...
– Ekhm... – Patryk odchrząknął.
– Co się stało?
– Zaczęliśmy się spotykać.
– Od kiedy?
– Od tygodnia.
– Proszę to na razie utrzymać w tajemnicy do sprawy. Dobrze by było, żeby pani mogła zeznać, że nic państwa nie łączy poza relacją lekarz-ojciec pacjenta.
– Porozmawiam z nią.
– Proszę też do mnie przyjść w środę, dziesiątego czerwca. Musimy omówić strategię przed sprawą, a wyjeżdżam na długi weekend Bożego Ciała.
– Dobrze, przyjdę. Coś jeszcze, panie mecenasie?
– Na razie nie, ale proszę mnie informować o wszelkich istotnych dla sprawy kwestiach.
– Oczywiście.
– W takim razie, do zobaczenia, panie Pilarczyk.
– Do widzenia.
Patryk się rozłączył. W pierwszej chwili miała ochotę wybrać numer Ariany, ale przypomniał sobie, że przyjmuje akurat małych pacjentów. To będzie musiało poczekać – uznał i spróbował zabrać się za pracę. W końcu robota sama się nie zrobi, a i będąc zajętym czeka się jakoś szybciej.
Patryk spróbował zadzwonić do Ariany w przerwie obiadowej, ale nie odebrała. Oddzwoniła dopiero po szesnastej, kiedy był już w domu.
– Cześć. Co się stało, że dzwonisz zaraz po weekendzie? Chcesz powtórki? – zażartowała sobie.
– Chciałbym – odpowiedział Patryk szczerze – ale to mniej sympatyczna okoliczność.
– Co się stało?
– Będę potrzebował niespokrewnionego i niepracującego u mnie świadka, żeby potwierdził w sądzie, że sam opiekuję się Pawełkiem od lutego.
– I pomyślałeś o mnie? – zgadła bez problemu.
– Tak.
– Nie ma problemu, ale pod warunkiem, że powiesz mi, co zrobiłeś z matką dziecka – zaśmiała się.
– Przecież już ci mówiłem – zdziwił się Patryk.
– A więc to nie była tylko oficjalna wersja?
– Co???
– Żartowałam. – Teraz już Ariana chichrała się jawnie. – Wybacz, nie mogłam się powstrzymać. Aż żałuję, że nie widziałam twojej miny.
– Byłaby nieciekawa – przyznał Patryk szczerze.
– Co robisz? – zmieniła nagle temat kobieta.
– Zastanawiam się, co robić przez resztę popołudnia. Pogoda się zepsuła, nie pójdę z Pawełkiem na spacer, więc pewnie potrenujemy na macie.
– Potrenujecie? Ty i maluch?
– No, te obroty, które mi pokazałaś.
– Acha, świetny pomysł. A masz ochotę na tosty na kolację?
– A chcesz je przygotować? – zażartował sobie Patryk, który chwilowo nie miał na nic ochoty, a już na pewno nie na gotowanie.
– Chętnie. Nawet przywiozę składniki.
Ari, trzeba było od razu się przyznać, że chcesz powtórkę z rozrywki – pomyślał Patryk ale odpowiedział:
– Nie mógłbym odmówić takiej propozycji. Będziemy czekali. Ale powiedz mi od razu, na którą masz jutro do pracy, żebym wiedział, ile mogę ci zająć czasu dziś wieczorem.
– Mam na ósmą, tak jak dzisiaj.
– To zdążysz się wyspać.
– Dziękuję, łaskawco. Do zobaczenia. – Ariana zachichotała i się rozłączyła.
Patryk spojrzał na Pawełka, który walczył z przewrotem z pleców na brzuch, bo podwinęła mu się rączka. Coraz bardziej się denerwował, bo nie potrafił sobie poradzić. Jego tata przypomniał sobie, co powiedziała mu pediatra na temat postepowania z dziećmi o podwyższonym napięciu mięśniowym. Delikatne masowanie, turlanie i symetryczne ruchy. I przystąpił do działania. Nie zauważył nawet, kiedy zaczął się dobrze bawić z synkiem. Pawełek, głaskany i turlany przez tatę, też miał niezły ubaw. Zaskoczyło ich dopiero przybycie Ariany.
Patryk poszedł otworzyć drzwi z maluchem na rękach. Zaskoczył go widok kobiety w skórzanych spodniach i glanach. Koszulkę jak zwykle miała jaskrawą. Tym razem wybrała t-shirt w odcieniu limonkowym. Ze względu na niepogodę narzuciła jednak na ramiona skórzaną ramoneskę.
– To z czym lubisz tosty? – spytała, pozwalając się pocałować w policzek na przywitanie.
– A jakie są opcje?
– O, panie, a czego tu nie ma? – spytała, wskazując na torbę z zakupami.
– Poproszę o ser i pieczarki – zamówił Patryk.
– Jesteś moim ziomalem – zaśmiała się Aria i powędrowała prosto do kuchni Patryka.
Szykując tosty, spytała:
– To o co chodzi z tą sprawą w sądzie?
– Już dawno temu wystąpiłem o pozbawienie matki Pawełka praw rodzicielskich za to, że go porzuciła. Chcę mieć pewność, że nikt mi go nie odbierze. Właśnie dostałem list z zawiadomieniem o rozprawie.
– A do czego ci potrzebni świadkowie?
– Pewnie będzie sprawa w sądzie, a może kilka. Muszę jakoś udowodnić, że sam zajmuję się synkiem, od kiedy Marika go u mnie zostawiła dwa dni po porodzie.
– Myślisz, że sąd mógłby mieć wątpliwości?
– Mój prawnik twierdzi, że trzeba być gotowym na wszystko.
– W takim razie to postanowione – zgodziła się Ariana. – Będę twoim świadkiem.
– Jest tylko jeden problem...
– Jaki?
– Świadek powinien być w miarę możliwości bezstronny. Będziesz umiała powiedzieć przed sądem za trzy tygodnie, że nic nas nie łączy i jestem tylko rodzicem twojego pacjenta?
Patryk spojrzał jej w oczy, które zaraz pociemniały.
– Skoro to takie ważne, to możemy nawet nie spotykać się przez najbliższe tygodnie. Przeżyję – odparła.
– Ale ja nie przeżyję – jęknął Patryk. – Poprosiłbym kogokolwiek, ale wszyscy albo są moją rodziną, albo u mnie pracują.
– Spokojnie, dam sobie radę. – Ariana nie widziała problemu. – A teraz siadaj przy stole, bo zaraz będziemy jedli.
Tosty rzeczywiście robiły się szybko. I były pyszne. Patryk trochę się rozluźnił. Już nie myślał o piśmie z sądu.
Kiedy wieczorem położył już spać wykąpanego i nakarmionego synka, a potem wpakował się pod wspólny prysznic z uroczą brunetką, zastanowił się, czy spędzałby tak samo ten wieczór, gdyby nie pewien list. I doszedł do wniosku, że niekoniecznie. Czyli nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre.
Mówiłam, że coś się będzie działo ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro