VI.4.
46. Sobotnie niespodzianki.
– Dzień dobry, panie Tarkowski – przywitał się grzecznie Patryk, który powoli zaczynał mieć dość tego zbiegowiska. Chciał przecież tylko spokojnie zrobić zakupy z synkiem i wrócić do domu.
– Pan prezes cię pochwalił – zauważył dziadek Kasjana. – Twierdzi, że coraz lepszy z ciebie programista i masz przed sobą przyszłość w branży.
– Pan prezes jest zbyt uprzejmy – wydukał młody, który zaczerwienił się jak burak widząc, że Aleksandra stała obok jego szefa i przyglądała mu się z zaciekawieniem. Niewiele brakowało, a dostałbyś wypowiedzenie za podrywanie laski prezesa, baranie – skarcił się w myślach.
– Skoro już się przywitaliśmy, pozwólcie, że pójdę z synkiem w swoją stronę. Muszę szybko skończyć zakupy, bo niedługo maluch zacznie się niecierpliwić. – Patryk uprzejmie wymigał się od dalszej rozmowy i pchnął wózek sklepowy do przodu. – Do widzenia w poniedziałek – zwrócił się do Oli i do Kasjana, a patrząc na listonosza przypomniał sobie, że zostawił list polecony w biurze. Trudno, z nim też zapoznam się w poniedziałek.
Kiedy Patryk z Pawełkiem zniknął w następnej alejce, Ola odchrząknęła nieznacznie, bo zaschło jej w gardle. Ten dźwięk przykuł uwagę Kasjana.
– Nie idziesz z szefem? – zdziwił się młody inżynier.
– Nie, przecież nie pracuję w weekendy. – Aleksandra wzruszyła ramionami. – Spotkaliśmy się w sklepie przypadkiem.
– Acha.
Kasjan rozejrzał się za dziadkiem, który zniknął mu z pola widzenia.
– To znaczy, że ty i on...?
– Nie.
Jednak masz więcej szczęścia niż rozumu, Tarkowski – przemknęło przez myśl Kasjanowi.
– A skoro spotkaliśmy się dziś, może dasz się zaprosić na kawę? – zaryzykował, posyłając jej swój najlepszy uśmiech.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
– Więc nie? – Młody spuścił wzrok na swoje buty.
– Czemu nie? – zaśmiała się znów Ola. – Ale pod warunkiem, że twój dziadek nie pójdzie z nami. Mam wrażenie, że mnie nie polubił.
– Skąd! – zaprotestował chłopak. – Dziadek uważa, że jesteś ekstra. Zresztą, jak myślę tam samo. – Kasjan znowu się zawstydził, a Ola, trochę wbrew sobie, uznała, że to urocze. Rumienił się jak nastolatek, a przecież musiał być od niej starszy. – Ale i tak nie zabrałbym go na randkę. Jest strasznie wścibski, jak to listonosz... – dodał, pogrążając się jeszcze bardziej.
– Wiesz co? Musisz mi koniecznie opowiedzieć, jak to się stało, że wnuk listonosza został programistą – uznała Ola, uśmiechając się sympatycznie. Coś w tym dziwnym chłopaku przypominało jej Patryka. A może programiści tak mają? – I muszę się dowiedzieć, jak to się stało, że trafiłeś do firmy Patryka Pilarczyka.
– Skoro dajesz się zaprosić na kawę, to chętnie opowiem ci wszystko od początku – ucieszył się Kasjan.
Młody programista znalazł w końcu dziadka, wrzucił mu swoje rzeczy do koszyka i poszedł z Aleksandrą do kasy. Pomógł dziewczynie zapakować zakupy, a potem uparł się, że będzie nosił jej torby. Tak obładowany wszedł razem z Olą do kawiarni.
Szybko znaleźli wolny stolik. Dziwnym trafem, to był ten sam, przy którym Ola siedziała kiedyś, czekając na pierwsze spotkanie z Patrykiem i Pawełkiem. Tak jak wtedy, zamówiła sojowe latte i wegańskie brownie, ale w przeciwieństwie do jej szefa, Kasjana to w ogóle nie zdziwiło.
– Weganka czy alergiczka? – spytał z troską.
– Alergiczka.
– To tak jak ja. – Chłopak uśmiechnął się, zamawiając americano z mlekiem owsianym i bezglutenową bezę.
– Mleko i jajka. A ty?
– Mleko i pszenica.
Ola poczuła więź z tym zabawnym młodym mężczyzną, z którym łączyło ją więcej niż mogła sobie w pierwszej chwili wyobrazić. Prawie przestała rozpaczać z powodu dzisiejszej randki swojego szefa. A może nic z tego nie wyjdzie i będę jeszcze miała szansę? – pomyślała.
– Jesteś bardzo ładna – usłyszała nagle słowa wpatrzonego w nią chłopaka.
– Dziękuję. Ty też niczego sobie – odparła uprzejmie. Taka była prawda. Kasjan Tarkowski był przystojnym młodym mężczyzną. Miał jednak jedną dużą wadę... Nie był prezesem, tylko programistą. I okazało się, że był od niej tylko o trzy lata starszy. Mało. Aleksandra Krążek lubiła dojrzałych mężczyzn z pewną pozycją zawodową.
Mimo wszystko Ola spędziła z nim w kawiarni ponad godzinę, a potem pozwoliła się odwieźć do domu z zakupami. Na koniec dała mu swój numer telefonu i podziękowała za miłe sobotnie przedpołudnie.
Kasjan wracał do siebie jak na skrzydłach. A Aleksandra wzięła się za przygotowanie obiadu, bo jej tata poszedł z maluchem na plac zabaw, a macocha była u fryzjera i kosmetyczki. Niedługo będzie wyglądała młodziej ode mnie – pomyślała dziewczyna z frustracją. Bardzo chciała już wyprowadzić się z rodzinnego domu, w którym czuła się jak piąte koło u wozu, odkąd jej ojciec ponownie się ożenił. Ale w tym celu trzeba było najpierw skończyć te studia, a potem znaleźć stałą pracę na cały etat.
Patryk dokończył zakupy w spokoju i wrócił z Pawełkiem do domu. W samą porę, bo maluch zrobił się już głodny i był zmęczony. A jednak miał już wszystko, czego potrzebował. Ubranka dla synka, zapas mleka, produkty spożywcze na cały tydzień ze szczególnym uwzględnieniem kolacji z Arianą... Złapał się na tym, że nie mógł już się doczekać wieczoru, a to nie zdarzało mu się często. Przecież lubił soboty, ich spokój i rytuały. Szybkie sprzątanie, grę na konsoli podczas drzemki Pawełka... niby to spontaniczne wizyty mamy, które miały na celu sprawdzenia, jak sobie radzi. Stop!
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk pukania do drzwi. Pawełek niecierpliwił się już coraz bardziej, podczas kiedy on walczył z rozpakowaniem zakupów. Z synkiem na rękach poszedł więc otworzyć. Na progu stała Julia Pilarczyk we własnej osobie.
– Cześć, mamo. Co cię sprowadza? Tym razem?
– Byłam w okolicy i wpadłam zobaczyć, czy nie potrzebujesz pomocy.
Tak, jasne, w okolicy...
– Właśnie próbuję rozpakować zakupy, ale Pawełek się niecierpliwi. Skoro już jesteś, może go potrzymasz? – spytał i nie czekając na odpowiedź podał jej malucha, a sam wrócił do swoich zajęć. Jego matka parsknęła tylko pod nosem coś w stylu „facet, to jednak zawsze tylko facet, zwłaszcza jak się nazywa Pilarczyk", ale zdjęła buty i poszła z wnukiem na kanapę w salonie.
Patryk tymczasem rozpakował wszystko, poukładał w kuchennych szafkach i lodówce jedzenie, odciął metki z ubranek syna i zaniósł je do komody. W pokoiku Pawełka zaraz pojawiła się Julia z maluchem na rękach.
– Nie sądzisz, że powinieneś już odstawić łóżeczko Pawełka do jego pokoiku?
– Jest jeszcze taki malutki... – zaprotestował Patryk.
– Ma już ponad trzy miesiące i przesypia noc, prawda?
– Prawda.
– A ty potrzebujesz mieć przestrzeń dla siebie... i dla kogoś jeszcze.
– Mamo!
– No co? Myślałam, że zastanę dziś u ciebie tę miłą panią pediatrę.
– Miała w piątek dyżur dobowy w szpitalu. Pewnie jeszcze śpi.
– Ale?
– Co „ale"?
– Nie baw się ze mną w głuchy telefon, synu. Widziałam, że patrzycie na siebie inaczej niż lekarz i ojciec pacjenta.
– Może po prostu oboje jesteśmy tak samo zapracowani i samotni?
– Zaprosisz ją na kolację czy ja mam to zrobić? – Pani Pilarczyk nie zwykła przebierać w środkach, jeśli celem miało być dobro ukochanych dzieci, które – jej zdaniem – zupełnie nie umiały zadbać o siebie i swoją przyszłość, przynajmniej tę rodzinną. Ale tym razem to ją spotkało zaskoczenie.
– Już ją zaprosiłem, mamo.
– I? – sarknęła Julia. – Czemu muszę cię ciągnąć za język? Jesteś zupełnie taki, jak twój ojciec! Nic sam nie powiesz – wyrzuciła mu.
– Bo to moje prywatne sprawy. Jestem wystarczająco dorosły, żeby sam ogarnąć swoje życie prywatne.
– Widzę właśnie. – Julia wiedziała lepiej.
– Nie masz już kogo strofować? Paulina wyrzuciła cię z domu? – prychnął Patryk.
– Nią się zajmę później. Na razie sobie nieźle radzi. Ten Marcin wygląda na porządnego człowieka i bardzo o nią dba.
– Tu się akurat zgadzamy. Mam rozumieć, że zeszłaś z Pauli, to teraz moja kolej? – zażartował sobie Patryk, żeby rozładować napięcie.
– Chcesz, żebym została z Pawełkiem na noc? – spytała wprost jego matka.
– Nie. Poradzę sobie. I wolałbym, żebyś nie przychodziła wieczorem. Jeszcze Ariana pomyśli sobie, że zaplanowałem nam całe życie. Przecież dopiero się poznaliśmy.
– Ale masz w planie jakąś romantyczną kolację ze świecami i winko?
Patryk roześmiał się na cały głos. Tylko jego mama mogła wymyślić coś takiego. Zaczął poważnie rozważać, czy nie znaleźć jej razem z Paulą jakiegoś starszego pana do towarzystwa, bo na ewidentnie marnowała się w tym swoim wdowieństwie. Taki romantyczny potencjał!
– Mamo, ugotuję normalną kolację. Nie zamierzam jej przestraszyć na pierwszej randce.
– Myślałam, że pierwsza już była.
– Kolacja tak, ale randka to nie była. Skończyłem z tamtym życiem, mamo. Chcę się nauczyć zdobywać kobietę powoli. I chcę taką, która polubi mnie, a nie mój portfel.
– Dobrze powiedziane, synku. Ale i tak przestaw łóżeczko Pawełka do jego pokoju. Niech się przyzwyczaja, tak będzie lepiej dla was obu – nie dawała za wygraną Julia.
– W porządku, skoro uważasz, że to nam w czymś pomoże, to zaraz je przeniosę. Ale najpierw zrobię mu mleko.
Podczas kiedy Julia karmiła wnuka, Patryk przenosił meble ze swojej sypialni do pokoju obok. Ustawił łóżeczko w takim miejscu, żeby stało daleko od grzejnika i żeby nie padało na nie bezpośrednio światło z okna, po przeciwnej stronie niż stał przewijak i komoda. W pokoju zostało jeszcze sporo miejsca, ale Patryk już zaczął myśleć o jakimś dywaniku, na którym maluch będzie mógł się bawić, kiedy już będzie siedział. Będzie siedział – uświadomił sobie nagle. – A potem raczkował, chodził, zacznie mówić. – Nagle poczuł się przerażony tym, jak szybko jego synek rośnie. Minęły ponad trzy miesiące, a on nadal nie miał żadnych wieści o jego matce.
Ciekawostka ;-) Wiecie, że niektorzy autystycy nienawidzą niespodzianek? Czują się niepewni i zagubieni, kiedy nie mogą wszystkiego sobie zaplanować lub przewidzieć. Ważne, żeby nikogo nie uszczęśliwiać na siłę <3.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro