V.7.
39. Co zrobić z frustracją?
Patryk wziął się w końcu w garść i zabrał się za pracę. To pomogło mu uspokoić buzujący testosteron i skupić się na wyzwaniu. Od kiedy pamiętał, funkcjonował w ten sposób. Tylko jasno postawiony cel pomagał mu się skoncentrować i osiągać niemożliwe. Sukces osiągnął w biznesie tylko dlatego, że nigdy się nie poddawał. Nigdy. – Przypomniał sobie swoje ostatnie niepowodzenia w życiu prywatnym i zacisnął zęby. – Czas pokazać wszystkim, kim naprawdę jesteś, Pepe. Może i nie miałeś w szkole kolegów, a rówieśnicy się z ciebie śmiali, ale to ty osiągnąłeś sukces, a nie oni. Może i nazywali cię dziwakiem, „nerdem z autyzmem", ale to ty będziesz górą.
Patryk miał teraz dwie najważniejsze sprawy w życiu. Jedną z nich nadal była firma, ale na pierwsze miejsce wtargnął szturmem jego syn i od tej pory okupował je nieprzerwanie. Prezes zamierzał zrobić wszystko, żeby Legonomic Industries przetrwało pandemiczną zawieruchę, ale przede wszystkim sprawić, żeby Paweł miał jak najlepsze życie. Już teraz widział, że jest do niego aż nadto podobny, żeby przewidywać, że mały nie będzie miał lekko w szkole. Słuch muzyczny, wyczucie rytmu, ale też nadwrażliwość na bodźce, zwłaszcza dźwiękowe. Po prostu nietypowy układ nerwowy. Ale Pawełek miał kogoś, kogo nie miał mały Patryk. Ojca świadomego swoich ograniczeń, który przychyliłby mu nieba. Bo ojciec Patryka był raczej trudnym człowiekiem. Sam ze sobą miał problemy i nie poświęcił swoim dzieciom tyle uwagi, ile potrzebowały.
Wreszcie wszystko wróciło na swoje miejsce. W pełnym skupieniu Patryk programował do południa. Już miał zrobić sobie przerwę na obiad, bo zaczynało mu burczeć w brzuchu, kiedy rozdzwonił się jego telefon.
– Halo?
– Pawełek jest chory. Płacze! Ma gorączkę! – Patryk usłyszał głos niani i w tym momencie wszystko inne przestało mieć znaczenie.
– Już jadę! – odpowiedział, po czym rozłączył rozmowę, wrzucił telefon do kieszeni i wybiegł z firmy, jakby się za nim paliło.
Dopiero z samochodu zadzwonił do Bogdana, którego poinformował o sytuacji i poprosił o wyłączenie sprzętu, zamknięcie biurka i biura.
Kilkanaście minut później był w domu. Ola chodziła podenerwowana z płaczącym Pawełkiem na rękach. Maluch był czerwony na buzi nie tylko z powodu płaczu, ale też gorączki. Patryk porwał go na ręce i próbował uspokoić, ale udało mu się to tylko połowicznie. Niewiele myśląc, wybrał numer do mamy.
Julia Pilarczyk odebrała szybko:
– Słucham, synku?
– Mamo, co robić, jak dziecko ma gorączkę?
– Masz w domu paracetamol w syropie?
– Skąd!
– To czekaj, zaraz do ciebie przyjadę i kupię po drodze.
– A może zadzwonię do lekarza?
– Oby nie było trzeba. Na razie zmocz chusteczki w zimnej wodzie i przykładaj mu kompresy do czółka. Tylko delikatnie.
– Dobrze, tak zrobię.
Patryk rozłączył się i zwrócił się do Oli:
– Chodź z nami do kuchni, musimy mu przygotować zimne okłady.
Ola podążyła za nim, ciągle zdenerwowana. Owszem, od kiedy wrócił Patryk przestała panikować, ale ciągle martwiła się o malucha. Przygotowali razem zimne okłady dla Pawełka, ale to był jedyne środek doraźny.
– Naprawdę nie masz w domu paracetamolu w syropie? – dziwiła się niania. Dla niej to było oczywiste, że Apap Baby to must have, ale ona przecież miała małego brata.
– Jakoś nigdy nie był mi potrzebny – parsknął Patryk.
– Okej, rozumiem. Poszłabym do apteki, skoro już jesteś. Pawełek musi dostać coś na gorączkę.
– Moja mama zaraz przyjedzie i przywiezie leki dla małego. W sumie nie będziesz mi już dziś potrzebna, Olu. Raczej nie wyobrażam sobie, żebym w tej sytuacji wrócił dziś do pracy.
– Spokojnie, zostanę dopóki nie przyjdzie twoja mama. Może będziesz potrzebował pomocy.
– Dziękuję.
Patryk westchnął ciężko. Ola miała rację. Nie chciał zostać sam w tej sytuacji. Słyszał, że w przypadku tak małego dziecka sytuacja z gorączką może się zmieniać dynamicznie. W zasadzie chciał od razu zadzwonić do przychodni, ale skoro mama mu kazała zaczekać, nie chciał wyjść na panikarza. Podczas kiedy on trzymał marudzącego synka na rękach, Ola przykładała do małego czółka zimne kompresy. Działali jak drużyna dla dobra malucha.
Julia Pilarczyk pojawiła się najszybciej jak potrafiła. Wbrew swoim zwyczajom, wzięła nawet taksówkę. Kiedy podała taksówkarzowi adres i wyjaśniła, dlaczego się śpieszy, nie tylko szybko zawiózł ją pod aptekę, ale też jeszcze szybciej odstawił pod dom Patryka. Bardzo uprzejmy ten młody człowiek, prawdziwy dżentelmen – pomyślała, kiedy wyskoczył z auta, żeby otworzyć jej drzwi i podać rękę. Dała mu napiwek, pożegnała się pośpiesznie i pobiegła w stronę domu, gdzie na pomoc czekali jej syn i wnuk.
Marcin odjechał spod domu brata Pauliny i od razu wybrał jej numer.
– Potrzebuje pani podwózki? – spytał żartobliwie, kiedy odebrała.
– Podwózki nie, ale przejażdżki już tak – odparła ze śmiechem.
Marcin jej zawtórował. Jego twarz sama układała się do uśmiechu, kiedy tylko myślał o niej. Omotała go, zawładnęła sercem, duszą i wszystkimi zmysłami. Była jak migdałowe macchiato i sernik, który oboje uwielbiali. Idealna. Nawet fakt, że nie mógł być do końca pewien, czyje dziecko nosi, nie zmieniał wiele w jego uczuciach względem niej. Przecież to nie była jej wina. Zabezpieczenia zawodzą, a ona dopiero co rozstała się z kimś, kiedy się poznali. Coś mu jednak mówiło, że pokocha tę miniaturkę Pauli, kiedy się urodzi. Tak samo jak pokochał ją – od pierwszego wejrzenia. Zamierzał dać dziecku swoje nazwisko, niezależnie od tego, co wykażą testy genetyczne. Chciał przecież stworzyć z nią rodzinę.
– Trzymaj się łóżka, już lecę – odpowiedział, posyłając jej jeszcze buziaka do słuchawki.
– Ty się lepiej drogi trzymaj – odpowiedziała Paulina i się rozłączyła.
Wariat – pomyślała, zamykając oczy. Ale mój.
Paulina powoli przyzwyczaiła się do obecności Marcina w swoim skomplikowanym życiu. Karol się nie odezwał więcej, uznając zapewne, że problem sam się rozwiązał, a to było jej na rękę, bo wcale nie miała ochoty go oglądać. Wyleczyła się zupełnie z dawnych marzeń o nim, a raczej o swoim wyobrażeniu Karola. W rzeczywistości były szef okazał się być kimś zupełnie innym. A Marcin... Marcin wprowadził w jej życie mnóstwo pozytywnej energii. Czuła się kochana, rozpieszczana i zaopiekowana. Traktował ją z atencją i troską, a jednocześnie patrzył na nią z takim żarem w oczach, że czuła się pożądana, nawet jeśli jej figura zaczęła już przypominać raczej gruszkę niż klepsydrę. Ciągle jednak nie umiała powiedzieć mu po prostu „tak". Wyszukiwała w swojej głowie wymówki, żeby nie zaangażować się do końca.
– Hej, kochanie – przywitał się Marcin, który miał już klucze do jej mieszkania. Buziak w czoło, potem w policzek, w końcu w usta. Długi, słodki...
Musiało jej się przysnąć, bo zupełnie nie zauważyła, kiedy przyjechał, a tu taka miła pobudka!
– Hej. – Uśmiechnęła się spod półprzymkniętych powiek.
– Poznałem dziś twoją mamę.
To ją zaskoczyło. Aż się podniosła do pozycji siedzącej i otworzyła szeroko oczy.
– Jak to???
– Zamówiła taksówkę do twojego brata. Po drodze zatrzymaliśmy się przy aptece, a potem wyjaśniła mi, że jedzie do syna, bo wnuczek jest chory.
– Pawełek jest chory?
– Na to wygląda. Kupiła Apap, więc pewnie gorączka.
– Może powinnam tam pojechać? – zmartwiła się Paula.
– Możesz zadzwonić i ewentualnie zawiozę cię później. Ale najpierw lepiej coś zjedz. – Marcin pomachał jej przed nosem papierową torebką z pączkami.
– Chcesz mnie utuczyć – prychnęła, ale oczy jej się śmiały. Jak kobieta w ciąży mogłaby się gniewać za pączki?
– Może odrobinkę, mój słodki pączusiu – stwierdził, podnosząc jej koszulkę i całując ją w brzuszek, który dopiero zaczynał się rysować, nie zdradzając jeszcze całemu światu, że ma lokatora.
– Ej, miała być przejażdżka, a nie słodkie mizianie – zaśmiała się Paula.
– Mówisz i masz – odpowiedział Marcin, który rzucił się szczupakiem na jej łóżko, przewrócił na plecy i założył ręce za głowę. – Siadaj i ujeżdżaj.
– Już gotowy? – zdziwiła się.
– Jestem gotowy, jak cię widzę, moja piękna – odparł poważnie. – A czasem już jak o tobie pomyślę – dodał ciszej.
Paulina rzuciła się na niego i zaczęła się szarpać z jego paskiem i rozporkiem w dżinsach. W końcu, udając dzikiego zwierza, zaczęła gryźć go po brzuchu, na co Marcin zareagował śmiechem, bo miał w tym miejscu łaskotki.
– Czekaj, pomogę ci – stwierdził po chwili, rozpinając pasek i zamek w spodniach.
Paula powoli zsunęła mu dżinsy i z przyjemnością spojrzała na wypełnione do granic możliwości bokserki, z których szybko uwolniła spragnionego jej dotyku, twardego i gorącego penisa. Ponieważ sama była tylko w lekkiej sukience, zdjęła majtki i usiadła na nim. Zaczęła ocierać się, przesuwając się do przodu i do tyłu, aż z gardła Marcina wydostał się głuchy jęk.
– Znęcasz się, kochanie – stwierdził z udawanym wyrzutem.
– Lubię się znęcać – odparła, przekomarzając się z nim dalej.
– I co mam z tobą zrobić? – zachichotał.
– Olej frustrację, patrz jak jest fajnie – zażartowała sobie, pozwalając, żeby zagłębił się w niej tylko jego czubek.
Marcin miał dość tej zabawy. Złapał ją za pośladki i nasunął na siebie jednym pewnym ruchem.
– Ach!
– Teraz mi lepiej – uznał.
– Mi też – musiała przyznać.
Marcin nie pozwolił się Pauli długo męczyć. Po chwili zrzucił ją z siebie, położył na brzegu łóżka i uklęknął między jej nogami. Niewiele później cieszył się jej pierwszym orgazmem. Ta kobieta była tak niewyobrażalnie namiętna, wyzwalała w nim takie pokłady energii, że musiał się hamować, żeby nie brać jej na ostro, bo ostatnie, czego by chciał, to była jej krzywda.
– Kocham cię, Paula – powiedział jej do ucha, kiedy leżeli już razem odpoczywając po pełnych uniesień chwilach.
– Ja też cię kocham – odpowiedziała.
– A przedstawisz mnie mamie?
Paulina przez chwilę nic nie odpowiedziała. Właśnie dogoniła ją karma. Miała mu powiedzieć, dlaczego jeszcze nie chce przedstawiać go mamie, ale kiedy leżeli przytuleni po nieziemskim seksie, jej argumenty mogłyby go co najwyżej sfrustrować. Samą ją frustrowały. I co ja mam z tym zrobić? Jak mam powiedzieć mamie, że związałam się z taksówkarzem, który nawet nie ma pewności czy jest ojcem mojego dziecka?
No właśnie? Co zrobić z frustracją?
Swój długi rozdział na życzenie dziś wykorzystała @eliza_boniecka :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro