IV.4.
28. Przyjedź do mnie.
Patryk usłyszał płacz Pauli i się zmartwił.
– Gdzie jesteś, siostra? – spytał nerwowo.
– Uuu... siebie... – chlip –... w mieszkaniu – wydukała przez łzy.
– Jesteś sama?
– Tak.
– Cała?
– Tak.
– Możesz chodzić?
– Tak. – Paulinę zdziwiły pytania brata, ale potwierdziła.
– Nie przyjadę do ciebie, bo Paweł nie może zostać sam, ale zaraz zamówię ci taksówkę. Wsiadaj w nią i przyjedź do mnie, okej?
– Po co?
– Bo przez telefon się nie dogadamy. No już. Rozłączę się z tobą i zaraz oddzwonię. Okej?
– Okej.
Patryk zakończył rozmowę i wybrał numer firmy taksówkarskiej, z której zawsze korzystał. Podał adres i telefon Pauliny oraz swój, na który taksówkarz miał przywieźć jego siostrę. Dyspozytorka potwierdziła dane i się rozłączyła. Wtedy Patryk oddzwonił do Pauli.
– Co? – spytała krótko.
– Wszystko załatwione. Taksówkarz zadzwoni, jak podjedzie pod twój blok. Zbieraj się już. Weź sobie jakieś rzeczy, bo obstawiam, że zostajesz na weekend – dodał.
Paulinie było wszystko jedno, więc potwierdziła i rozłączyła się z bratem, biorąc się za przygotowanie do wyjścia. Wiedziała, że Patryk jest jej ostatnią szansą, żeby z kimś porozmawiać przed podjęciem ostatecznej decyzji. W końcu jej lekarz spytał dziś wprost, czy chce zachować tę ciążę. Tyle wystarczyło, żeby przez jej głowę przetoczyła się batalia myśli.
Spakowała bieliznę i parę ubrań wierzchnich do małej torby, do torebki wrzuciła telefon i ładowarkę, a potem włożyła płaszcz i buty i zamknęła drzwi mieszkania kluczem. Mieszkała sama, nie miała żadnych zwierzątek poza pająkami za grzejnikiem, więc wyjście z domu na parę dni nie stanowiło żadnego problemu.
Taksówka podjechała niedługo. Jej komórka natychmiast zadzwoniła. Paulina wsiadła do taksówki, upewniwszy się, że to właściwy pojazd, a podała adres docelowy i utkwiła wzrok w telefonie, nie zwracając uwagi na kierowcę, który próbował od czasu do czasu do niej zagadać.
Kiedy wysiadła przed domem Patryka, bez słowa wręczyła kierowcy trzydzieści złotych i poszła w kierunku brata, który właśnie wyszedł jej na spotkanie i z płaczem wpadła prosto w jego ramiona.
– Co się dzieje? – spytał jej prawie od razu.
– Wejdźmy, zaraz ci wszystko opowiem – obiecała.
Paulina nie zwróciła nawet uwagi na fakt, że taksówkarz jeszcze przez chwilę stał przed domem i jej się przyglądał. Była cała w emocjach i go nie poznała. Ale on ją już tak.
Marcin nie posiadał się z radości, kiedy zobaczył, że do jego taksówki wsiadła kobieta, której szukał od dwóch tygodni po tym, jak zniknęła nad ranem z hotelowego pokoju, opłaciwszy go wcześniej. Recepcjonista był wyjątkowo nieuprzejmy i nie zamierzał mu ułatwić zadania, podając jej nazwisko i adres. A Marcin znał tylko imię Pauliny.
Niestety, ona nie tylko go nie poznała, ale też zupełnie ignorowała przez całą trasę, kiedy próbował jakkolwiek do niej zagadać. W końcu, kiedy zapłaciła mu za kurs, nie zaszczyciwszy go nawet spojrzeniem, westchnął zrezygnowany. Zamierzał tylko odprowadzić ją wzrokiem, bo znał już jej adres i telefon, ale kiedy zobaczył, jak z luksusowej willi wyszedł po nią przystojny facet w garniturze, a ona rzuciła mu się w ramiona, uznał, że nic tam po nim. Widocznie byłem dla niej tylko jednorazową zabawką – pomyślał i zdusił przekleństwo.
Takich kobiet nie spotykało się na co dzień. A przynajmniej Marcin ich nie spotykał. Paulina była piękna, inteligentna, zabawna, a jednocześnie smutna. To niezbyt częste połączenie. Był też pewien, kiedy się poznali, że właśnie się z kimś rozstała i była sama. Teraz już miał wątpliwości co do swojej wcześniejszej oceny.
Dwa tygodnie wcześniej, 27 lutego 2020.
Marcin zaprosił Paulinę do najbliższej kawiarni. Oboje zamówili sobie taką samą kawę. Migdałowe macchiato. Do tego wzięli po kawałku marcepanowego sernika. Sam ich wybór był już sporym zaskoczeniem, bo przecież nieczęsto spotyka się ludzi, którzy lubią dokładnie to samo.
– Masz dobry gust – zauważyła Paulina, uśmiechając się w końcu, kiedy kelnerka odeszła od ich stolika.
– Przez grzeczność nie zaprzeczę – odpowiedział Marcin, nie spuszczając swojej towarzyszki z oczu. Była taka śliczna w swojej naturalności, a jednocześnie widać było, że ma klasę. Nie tylko dlatego, że nosiła raczej drogie ubrania i buty. Paulina nie miała na sobie grama makijażu, a jej cera miała złoty odcień, charakterystyczny dla osób, które opalają się szybko. Jasnobrązowe włosy średniej długości nosiła związane w luźny węzeł, z którego spontanicznie wymykały się pojedyncze kosmyki. Orzechowe oczy ocienione długimi rzęsami sprawiały tak nierealne wrażenie, jakby były namalowane. I te usta. Kiedy je nerwowo oblizała, zaczerwieniły się jeszcze bardziej.
– Nie jesteś zbyt skromny – zarzuciła mu.
– A ty nie musisz być. Jesteś piękna – odpowiedział, zbierając całą swoją odwagę.
Ku jego zaskoczeniu, kobieta się roześmiała.
– Cieszę się, że udało mi się ciebie rozweselić – stwierdził wtedy.
– Masz rację, udało ci się – potwierdziła.
Najbliższe kilkadziesiąt minut spędzili, flirtując. To było bardzo obiecujące, zwłaszcza, że jeszcze niedawno Marcin nie wiedział nawet, czy kobieta przyjmie jego zaproszenie na kawę.
Kiedy wypili kawę i zjedli ciastko, Paulina sama zaproponowała mu wspólne wyjście. Marcin myślał, że chce się przejść na spacer, ale ona zaprowadziła ich do najbliższego hotelu.
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nawet zbyt szybko jak na standardy Marcina. W pokoju próbował ją pocałować, a ona nie tylko chętnie oddała pocałunek, ale też zachęciła go do jego pogłębienia. Oparła go o ścianę i zarzuciła mu ręce na ramiona, przyciskając się do niego całym ciałem. Marcin zareagował na tę jawną prowokację tak, jak zareagowałby każdy mężczyzna, całowany przez kobietę, która mu się podoba: złapał ją za tyłek i przyciągnął do siebie mocno, a potem uniósł lekko i powoli opuścił, żeby poczuła, jak na niego działa.
Paulina w szale namiętności, a może w akcie desperacji, ale nie analizowała tego, zaczęła rozpinać koszulę mężczyzny, który nagle wydał jej się bardzo atrakcyjny. Co z tego, że nie miał na sobie garnituru? Jego ramiona były silne i czuła się w nich dobrze, a spore wybrzuszenie w jego dżinsach potwierdzało tylko jej tezę, że Marcin idealnie nadawał się na klin. Podobno najlepszym lekarstwem na miłość jest nowa miłość. A nawet jeśli nawet nie miłość, to dobry seks.
Kolejnych wydarzeń nie umiała już przywołać tak łatwo. Wiedziała tylko, że znaleźli się bardzo szybko na hotelowym łóżku, gdzie Marcin rozebrał siebie i ją, a potem oboje oddali się namiętności, czerpiąc maksymalną przyjemność z idealnego dopasowania swoich ciał, o którego istnieniu nie mieli jeszcze godzinę wcześniej pojęcia.
Tego wieczoru kochali się jeszcze kilka razy. Zasnęli późno w nocy, maksymalnie wyczerpani, ale przytuleni do siebie tak, jakby łączyło ich coś większego niż dobry seks. A przynajmniej Marcin tak myślał, obejmując najcudowniejszą kobietę, jaką w życiu poznał.
Paulina zrewidowała ten pomysł, wymykając się z jego objęć nad ranem i opuszczając pokój bez słowa, kiedy jeszcze spał. Zapłaciła za pokój hotelowy, przez co poczuł się jeszcze gorzej, jak chłopak na godziny.
Znowu 12 marca 2020.
Marcinowi zrobiło się jeszcze bardziej przykro, kiedy po dwóch tygodniach bezskutecznych poszukiwań Pauliny, ona nawet go nie poznała, pędząc do innego faceta. Nie pierwszy raz się zawiodłeś, chłopie – westchnął, odjeżdżając spod imponującej willi tego gościa. – Widocznie takie kobiety zawsze szukają kogoś lepszego.
Marcin-taksówkarz. Jak Wam się podoba nowy bohater? Myślicie, że to było ich ostatnie spotkanie? ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro