II.2.
10. Tacierzyński?
W piątek rano Patryk zadzwonił więc do swojego biura, żeby powiedzieć, że nie pojawi się w pracy przez najbliższe dwa tygodnie i że pracę oraz dokumenty do podpisu mają mu przywozić do domu.
– Tak po prostu? Ty, naczelny pracoholik? – spytał jego zastępca.
– Tak. Coś mnie... zatrzymało w domu. Dwa tygodnie, nie więcej.
Bogdan nie mógł w to uwierzyć i siłą wyciągnął z niego prawdę. W ten sposób, jeszcze tego samego dnia, całe Legonomic Industries wiedziało, że ich prezes został ojcem. Nie mógł opędzić się od gratulacji. – To jakiś koszmar – myślał Patryk po każdym telefonie czy wiadomości, łapiąc się za głowę. – To nie może być prawda.
A jednak. „Mały Patryk" wymagał opieki, której on nie umiał ani nie chciał mu zapewnić. Przed te dwa tygodnie miała mu pomagać mama, ale co potem? – Marika wróci. Wróci, prawda?
– Jak mu dasz na imię? – spytała jego matka, podając mu zawiniątko z nakarmionym maluszkiem. Pokazała mu, jak trzymać małego, żeby mu się odbiło, a potem smyk zasnął na jego rękach. Mama zabrała mu synka i odłożyła go na łóżko Patryka w sypialni, bo nie mieli jeszcze łóżeczka. Wtedy Patryk się rozpłakał, nie wytrzymując napięcia.
– No, jak mały będzie się nazywał? – powtórzyła pytanie jego matka.
– Nie wiem, mamo. Niczego już nie wiem... Mam nadzieję, że jego matka wróci prędko, bo nie wyobrażam sobie, jak będę dalej żył – rozpaczał.
– Ale masz syna, synu. Niezależnie od tego z kim będzie mieszkał, zawsze będziesz jego ojcem, pamiętaj. – Trudno byłoby o czymś takim zapomnieć.
– A jak nie dam rady? – szlochał dalej.
– Dasz. To twój syn. I chwilowo ma tylko ciebie.
– Dobrze, że cię mam, mamo – odpowiedział Patryk, dając się jej przytulić. Powoli się uspokoił i zaczął planować całe wyzwanie logistyczne, jakim była wyprawa na zakupy dla malucha.
Patryk w jeden dzień kupił dziecku wanienkę i akcesoria do kąpieli, łóżeczko, pościel, wózek, zapas mleka, pieluch, dodatkowe butelki, smoczek i ubranka, bo Marika przywiozła ich niewiele. Zamówił też komodę na ubranka dla smyka, która miała przyjechać do domu. Wydał grubo ponad cztery tysiące złotych i złapał się za głowę.
– To dziecko mnie puści z torbami – westchnął, płacąc kolejne rachunki.
– A co ty myślałeś? Nie wiesz, że wychowanie jednego dziecka kosztuje tyle co dom, a drugiego tyle co dobry samochód? Jak myślisz, czemu z ojcem mieszkaliśmy całe życie w małym mieszkanku? – odparła jego mama z pretensją w głosie. Patryk nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale właśnie zaczynał wierzyć mamie i doceniać rodziców za ich poświęcenie. Szybko jednak te myśli zostały zastąpione przez inne, bardziej przyziemne, bo maluch zgłodniał.
– Musimy wracać, bo zaczyna się denerwować – zauważył.
– Spokojnie, przygotowałam mu butelkę na drogę – uspokoiła go mama. – Siadaj na ławce i nakarm go – poleciła mu.
Patryk usiadł na ławeczce w centrum handlowym, wyjął butelkę z torby i nakarmił synka. Zdziwił się, jak nagle wszyscy przechodzący ludzie zaczęli mu się podejrzliwie przyglądać. Niektórzy szeptali, że „co to za matka, że wysłała takie małe dziecko z ojcem na zakupy", inni kręcili głowami, a niektórzy tylko spoglądali na niego przyjaźnie. Kilka młodych kobiet się uśmiechnęło, ale to akurat nie cieszyło Patryka. Chwilowo miał zupełną awersję do młodych ładnych kobiet i nie podejrzewał, żeby prędko mu się to zmieniło.
Po karmieniu podał maluszka babci, a sam poszedł do samochodu spakować te wszystkie zakupione rzeczy. Mimo że miał duże auto, zakupy dla malucha ledwo się zmieściły.
Patryk urządził małemu tymczasowy pokój w pokoju gościnnym. Spędził resztę dnia na składaniu łóżeczka i komody, ubieraniu pościeli i układaniu ubranek w szafie. Wieczorem mama pokazała mu jak przygotować kąpiel i umyć noworodka, a o dziewiątej nakarmił go ostatni raz i położył spać do nowego łóżeczka. – I w końcu fajrant – odetchnął z ulgą.
Patryk miał ochotę pograć sobie na konsoli, ale kiedy tylko usiadł na kanapie, zasnął. Mama obudziła go i kazała mu iść do łóżka.
Tak wyglądał następny tydzień. Patryk miał wrażenie, że całe jego życie zaczęło się kręcić wokół maluszka. Nie robił nic innego, tylko pracował, kiedy mały spał, i zajmował się nim, kiedy nie spał. Wieczorami padał ze zmęczenia.
W kolejną noc z rzędu mama obudziła Patryka.
– Co się stało, czemu mnie budzisz, mamo? – spytał zaspany i zdezorientowany. Zerknął na zegar, który wskazywał kilka minut po pierwszej.
– Mały jest głodny. Obudził się.
– Przecież położyłem go spać po dziewiątej.
– To normalne. Jest malutki, musi jeść co kilka godzin.
– A wczoraj nie jadł? I przez ostatni tydzień też nie?
– Wczoraj jadł i przez ostatni tydzień też. Ja go karmiłam w nocy, ale musisz się zacząć wdrażać, Patryk. Nie będę robić wszystkiego za ciebie.
– Wszystkiego??? Przecież to jakiś koszmar – jęknął, wstając z łóżka.
– To małe dziecko. Potrzebuje twojej bliskości przez całą dobę. Czemu nie przeniesiesz sobie jego łóżeczka do swojej sypialni?
– Jeszcze nie zwariowałem, mamo – odburknął Patryk, biorąc syna na ręce. Mały od razu się uspokoił. Poszedł więc z nim do kuchni, położył w leżaczku, przygotował mieszankę i podał mu butelkę. Zaczął zastanawiać się nad tym, jak logistycznie rozplanować nocne karmienia, żeby zajmowały jak najmniej czasu i doszedł do wniosku, że tymczasowe przeniesienie łóżeczka dziecka do jego sypialni mogłoby być rozwiązaniem. – Do czego to doszło?
Drugi tydzień pobytu malucha u taty okazał się łatwiejszy niż pierwszy. Patryk zauważył, że z dnia na dzień wykonywanie rodzicielskich obowiązków jest coraz normalniejsze, choć nadal uważał, że opieka nad dzieckiem to niesamowity wysiłek, który w dodatku pochłania strasznie dużo czasu. Musiał naprawdę przeorganizować swój dzień pracy. Na szczęście, w firmie miał wszystko poukładane, nie zdarzyło się przez ten czas nic, co wymagałoby jego nagłej interwencji.
Patryk zdecydował się też mimo wszystko na wykonanie testu DNA w celu potwierdzenia lub zaprzeczenia ojcostwa. W laboratorium okazało się jednak, że to niemożliwe bez zgody matki dziecka. Zaczął więc szukać informacji w Internecie i zdecydował się zrobić taki test nieoficjalnie, tylko dla siebie, nawet jeśli na wynik trzeba było czekać prawie dwa tygodnie.
Pod koniec lutego, gdy prawie upłynęły już dwa tygodnie, od kiedy Marika podrzuciła mu synka, Patryk zaczął zastanawiać się nad rejestracją małego w urzędzie stanu cywilnego. Dowiedział się, że trzeba to zrobić w ciągu trzydziestu dni od urodzenia dziecka i że ojciec może samodzielnie zarejestrować dziecko tylko wtedy, kiedy jest mężem matki. – A co w przypadku, kiedy matka zniknęła? – Postanowił udać się z małym do urzędu i zapytać o nietypowe przypadki. Przecież, jeśli by się potwierdziło, że to jego syn, nie wyobrażał sobie, żeby nie dać mu swojego nazwiska.
28 lutego zadzwonił do niego Bogdan.
– I jak twój urlop tacierzyński, prezesie? Wracasz w poniedziałek do pracy? – spytał.
– Taki jest plan – odpowiedział. – Dziś mijają dwa tygodnie i Marika powinna wrócić po syna.
– A co, jeśli nie wróci? – spytał jego zastępca przytomnie.
– Nie strasz mnie! – opieprzył go Patryk. Prawda była taka, że jego mama zapowiedziała, że w niedzielę wraca do siebie, a to oznaczało, że od poniedziałku mógł liczyć tylko na siebie. Nie wyglądało to różowo...
– Dobra, trzymam kciuki za jej szczęśliwy powrót z wojaży, a twój z urlopu tacierzyńskiego. – stwierdził Bogdan. – Ja też – pomyślał Patryk.
– I ja też, Bogdan.
Bonusik dla biednej @AnnaKwarciska1 , która nie ma co czytać ;-)
Następny rozdział planowo, w piątek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro