I.2.
2. Impreza integracyjna.
Patryk zacierał ręce z zadowolenia, kiedy praktycznie wszyscy członkowie grupy tanecznej, w tym interesująca go ślicznotka, zgodzili się zostać na jego imprezie. Tylko jedna kobieta wymówiła się koniecznością powrotu do męża i dzieci, co zostało skwitowane niewybrednymi żartami ze strony jej kolegów. Prezes usiadł z gośćmi przy swoim stole, do którego obsługa imprezy dołożyła zaraz dodatkowe krzesła i ławkę, i poprosił, żeby mu opowiedzieli o swojej drodze zawodowej. Był bardzo ciekaw, jak zostaje się profesjonalnym tancerzem i czy da się z tego utrzymać.
– No, takich kokosów, jak pan, to się nie zarobi, chyba że ktoś zostanie światową gwiazdą – odpowiedział mu kierownik zespołu – ale nie narzekamy, prawda?
– Nie, skąd, kierowniku – odpowiedział mu drugi z mężczyzn, po czym wybuchnął śmiechem.
– Mam rozumieć, że dobrze zrobiłem, zostając inżynierem? – spytał Patryk.
– Jak widać, pan jest teraz prezesem, a my występujemy za chlebem. A jakie studia pan skończył?
– Skończyłem automatykę i robotykę na politechnice. – Prezes uśmiechnął się do swoich gości. – Mówcie mi po imieniu, proszę. Patryk jestem.
– Tomasz – przywitał się kierownik.
– Wiktor.
– Joanna.
– Wiesiek.
– Wojtek.
– Łukasz.
– Zuzanna.
– Patrycja, Patryku. – Uśmiechnęła się brunetka, szczerząc zęby. – No tak, Patryk i Patrycja – zrozumiał jej wesołość prezes.
– Monika – przedstawiła się na końcu ślicznotka, którą sobie upatrzył. – Kurde, to już druga tego dnia. – Przypomniał sobie upierdliwą hostessę. – Prześladuje mnie to imię?
– Bardzo mi miło was poznać – odpowiedział, patrząc jednak przez dłuższą chwilę tylko na tę Monikę.
Patryk Pilarczyk spędził miły wieczór w towarzystwie bardzo towarzyskich członków zespołu „Par Excellence", dowiadując się między innymi, że większość z nich zaczynała w dzieciństwie od zajęć tanecznych w domach kultury, tak jak on. Kiedy jednak on chodził potem na zajęcia z robotyki dla nastolatków, oni uczęszczali do szkół tanecznych i baletowych, żeby w końcu trafić na studia o tym profilu. Dowiedział się też, że inspiracją do ich spektakli stał się kanadyjski Cirque du Soleil. Patryk słyszał co nieco o tej grupie. Była przecież znana na całym świecie.
– Jestem przekonany, że zyskacie z czasem taką samą sławę. Jesteście świetni – stwierdził.
– To miłe z twojej strony.
Nieubłaganie zbliżała się godzina dwudziesta druga, a Patryk był coraz bardziej napalony na śliczną tancerkę, Monikę, ale ani odrobinę nie przybliżył się do niej przez ten czas. Postanowił, że zapyta ją o plany i numer telefonu, kiedy już się będą żegnać. Nie chciał tego robić przy całej jej grupie.
Kiedy przyszła odpowiednia pora, a konferansjer zapowiedział ze sceny zakończenie imprezy, Patryk podziękował swoim gościom za występ jeszcze raz i obiecał, że odprowadzi ich do bramy.
– Chętnie, ale musimy zabrać jeszcze swoje rzeczy i sprzęt z namiotu – odpowiedział kierownik zespołu.
Kiedy artyści pakowali swoje rzeczy do busa, prezes przyglądał im się z zaciekawieniem. Rzeczywiście, było widać, że współpracę mieli opanowaną do perfekcji. Działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Jak zespół. – Zupełnie tak, jak moja firma – pomyślał z dumą.
Za kierownicą busa usiadł Tomasz, który widocznie był nie tylko kierownikiem zespołu, choreografem i ogniwem spajającym grupę, ale także kierowcą, tragarzem i głównym organizatorem przedsięwzięcia. Po prostu, człowiek-orkiestra.
– Zostaw mi swoją wizytówkę – poprosił Patryk.
– Z największą przyjemnością, panie kolego – odpowiedział tamten, podając mu czarny kartonik, na którym fluorescencyjne napisy informowały o tym, jak najlepiej kontaktować się z zespołem.
Młody prezes przyjrzał się wizytówce z rozbawieniem, a potem podał mu swoją.
– A to dla was.
– Och, dzięki. Znaczy, możemy prosić o sponsoring? – spytał, puszczając do niego oko.
– Za jakiś czas możecie próbować – odparł. – Najlepiej, jak już Toyota zacznie mi płacić.
– A więc, to firmowe święto jest dlatego, że dostałeś kontrakt? – zrozumiał Tomasz.
– W rzeczy samej.
– No, to moje gratulacje.
– Dziękuję.
Tomasz zwrócił się wtedy do swoich ludzi:
– Kto zabiera się ze mną?
Zgłosiło się siedem osób. Pożegnali się nawzajem i zapakowali do busa. Zostały tylko dwie kobiety. Serce Patryka szarpało się z radości, bo jedną z nich była właśnie Monika. Drugą była ta Patrycja, która naśmiewała się ze zbieżności ich imion.
Niedługo po Patrycję przyjechała koleżanka. Kobieta pożegnała się, twierdząc, że dwudziesta druga to za wcześnie na zakończenie imprezy. Próbowała nawet wyciągnąć Monikę i Patryka razem z nimi, ale on cieszył się tylko z tego, że w końcu porozmawia sam na sam ze ślicznotką, nawet jeśli ona stwierdziła, że powinna po prostu zaczekać na transport do domu.
– Ktoś po ciebie przyjeżdża czy wracasz taksówką? – spytał Patryk, chcąc być dżentelmenem.
– Jedno i drugie – zaśmiała się kobieta. Patryk nie zrozumiał.
– Dasz mi swój numer telefonu? – spytał w końcu, zbierając całą odwagę.
– Nie bardzo.
– Czemu? Masz męża? – spytał wprost. Wolał, żeby to było jasne.
– Nie. Męża nie mam – odpowiedziała zażenowana.
– A chłopaka?
– Też nie. Ale mam kogoś innego, kto teraz na mnie czeka, więc wybacz – wykręciła się. – O, już przyjechała moja taksówka.
Patryk nie pytał więcej. „Mam kogoś" była dla niego wystarczająco wymowne, zwłaszcza, że Monika przywitała się z kierowcą taryfy buziakiem w policzek i przytulasem. – A niech to szlag! – zaklął, zaciskając dłonie w pięści i stukając nimi o siebie. Syknął, bo zabolało, ale to go trochę otrzeźwiło. – Alkohol. Muszę się napić, bo nie wytrzymam! – zdecydował i pobiegł w kierunku ostatniego stołu, z którego obsługa zgarniała właśnie butelki.
– Zostało jeszcze jakieś piwo? – spytał hostessy, która stała tyłem do niego. Odwróciła się. To była ta namolna blondyna.
– Niestety, już nie. Ale znam dobry bar, gdzie jest go sporo. Jak postawisz mi drinka, to cię tam zabiorę, przystojniaku – odpowiedziała.
Patryk rozważył za i przeciw. Mógł pojechać z nią do tego baru, napić się tak, jak chciał, a przede wszystkim, zapomnieć o kobiecie, na którą się napalił jak głupi. Blond Monika była ładna i chętna. – Co mi szkodzi się zabawić? – pomyślał i po chwili miał już odpowiedź.
– Kończę tę pracę, zapraszam cię na drinka – powiedział.
– Super!
Monika zabrała Patryka do jednego z barów, w których nigdy nie bywał. Trzydziestosiedmiolatek nie miał pojęcia, jak wiele było w Krakowie miejsc, w których nie bywał, dopóki nie zaczął ich odwiedzać. Chwilami czuł się tak, jakby ominęła go cała młodość, spędzona na nauce, pracy i innych obowiązkach. A teraz po prostu dobrze się bawił.
– Czemu pracujesz jako hostessa? – spytał ją w pewnym momencie, kiedy już wypili po drinku i wyciągnęła go na parkiet.
– Chcę być modelką. Regularnie chodzę na kastingi, ale rzadko udaje się załapać inną pracę niż ta. Jednak trzeba próbować, prawda?
– Jak ze wszystkim – uznał. – Świat należy do wytrwałych.
– Ty musisz coś o tym wiedzieć. Jesteś prezesem dużej firmy.
– Owszem. Firma kosztowała mnie lata ciężkiej pracy od podstaw, ale było warto.
– Jesteś bogaty?
– A co to za pytanie?
– Tak tylko. Przecież nie będę z tobą rozmawiała o robotach – odpowiedziała, a Patryk pomyślał, że musiała trochę podsłyszeć z jego rozmowy z tancerzami przy stole.
– Chcesz zobaczyć mój dom? – spytał Patryk, śmiejąc się. Dziewczyna może nie była zbyt subtelna, ale wydała mu się bystra i spostrzegawcza. A przede wszystkim była ładna i miała zgrabny tyłek.
– Jasne. Całego chcę cię zobaczyć.
– To może zbierajmy się stąd? W domu też mam drinki – stwierdził, czując, że zabawa z blond Moniką może się zakończyć przyjemnie dla nich obojga.
Nie wiem czy obstawiacie, robicie jakieś zakłady, czy co, ale jestem ciekawa, co sobie myślicie :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro