Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Dziewięć miesięcy później, lipiec 2021

– Zawiążesz mi krawat, skarbie? – spytał Patryk, posyłając buziaka kobiecie swojego życia.

– Jasne. Taki z ciebie poważny pan prezes, a sam nie umiesz wiązać – zaśmiała się Monika, która musiała wspiąć się na palcach, żeby poprawić krawat swojego narzeczonego.

– W końcu zacznę chodzić w muszkach – zażartował sobie Patryk i korzystając z okazji skradł jej buziaka.

Monia wybuchnęła śmiechem.

– Chciałabym to zobaczyć.

– A chłopcy już gotowi? – Patryk zmienił temat.

– Od pół godziny. Czekają w salonie z twoją mamą, równie eleganccy jak ich tata.

– Nie możemy się spóźnić. To wielki dzień.

– Tak, w końcu mój brat i twoja siostra się pobierają. – Monika uśmiechnęła się do Patryka promiennie. – No już, idź do dzieciaków, bo ja też muszę się przygotować.

Patryk zszedł do salonu, gdzie na kanapie jego mama czytała Pawełkowi i Kubusiowi bajkę. Dwuipółletni syn Moniki i półtoraroczny syn Patryka od pewnego czasu wychowywali się razem i traktowali się jak bracia, co oznaczało, że kochali się i kłócili mniej więcej po równo. Teraz akurat babcia ich spacyfikowała ulubioną bajką o zwierzątkach.

Patryk spojrzał na chłopców w miniaturowych garniturkach i uśmiechnął się ciepło. Są cudowni.

Niedługo później na dół zeszła też Monika. W niebieskiej sukience, z delikatnym makijażem i włosami związanymi w kok wyglądała prześlicznie. Założyła do tego sandały na szpilkach, więc różnica wzrostu między nią a Patrykiem nieco się zmniejszyła, choć ciągle była znaczna.

– Wyglądasz bosko – mruknął Patryk w jej stronę, oblizując usta. Do tej pory nie mógł się przyzwyczaić do tego, jak ona na niego działała. Wystarczył jeden jej uśmiech i z jego ciałem działy się dziwne rzeczy.

– Ty też jesteś niczego sobie – odparła, posyłając mu szelmowski uśmiech.

Moja kokietka.

Godzinę później wszyscy siedzieli w kościele i obserwowali wielkie wejście młodej pary. Marcin w klasycznym czarnym garniturze, a Paulina w przepięknej kremowej sukni, mijając gości, uśmiechali się do wszystkich. Oboje pomachali swojemu dziewięciomiesięcznemu synkowi, którego na rękach trzymała druga babcia, Maria. W kościele rozległ się śmiech małego Marcelka.

Para młoda zatrzymała się przed ołtarzem. Paulina popatrzyła na Marcina, a on na nią. I jednocześnie pomyśleli to samo.

Kocham cię.

Kocham cię.

***

Wtedy...

Pamiętnego trzydziestego dnia października Paulina otrzymała wyniki testów genetycznych. Marcin podtrzymał swoją decyzję, że nie chce poznać wyniku, więc zajrzała do koperty sama.

– Na pewno nie chcesz wiedzieć? – Chciała się upewnić.

– Nie. Skoro ty już wiesz, to spal, proszę tę kopertę. Marcelek jest mój i zawsze będzie, bo go kocham.

Paulina posłuchała narzeczonego, ale nie potrafiła długo trzymać w sobie tej tajemnicy.

– Jest twój – szepnęła Marcinowi do ucha, kiedy już prawie spał.

– Co? – spytał zaspany.

– Marcel jest twój. Nie tylko ma twoje nazwisko, ale i geny – wyjaśniła.

Marcin długo jeszcze nie mógł zasnąć po tej rewelacji. Miał ochotę krzyczeć z radości, że jego modły zostały wysłuchane i nigdy przenigdy nikt nie będzie próbował odebrać mu jego synka. Wtedy też, po dłuższym zastanowieniu odpowiedział:

– Dziękuję, że mi to powiedziałaś.

***

Teraz...

Wesele trwało w najlepsze.

Kilka dobrych godzin później, kiedy minęła już północ i najmłodsi dawno spali pod czujnym okiem babci Julii, Marcin poprosił do tańca swoją nowopoślubioną żonę, a Patryk swoją narzeczoną. Po chwili dwie pary wirowały w rytm muzyki, jakby się w niej zatracając, ale tak naprawdę zatraceni byli tylko w sobie.

– Kocham cię, Paulino – powiedział Marcin do żony. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, że jesteś moją żoną i mamą naszego synka.

– A ja kocham ciebie, mój mężu – odpowiedziała Paula, której wzruszenie kilka razy odbierało mowę tego dnia, ale na to oświadczenie Marcina po prostu musiała odpowiedzieć.

W tym samym czasie Patryk wpatrywał się w tańcu w niebieskie oczy swojej wybranki. Kiedy wirowali razem, świat wokół jakby się zatrzymywał. Mężczyzna pochylił się, żeby pocałować narzeczoną, a potem zanurzył nos w jej szyję.

– Uwielbiam cię, Moniu – wymruczał jej do ucha.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że na pierwszą randkę zaprosiłeś mnie do tańca – odpowiedziała mu Monika.

– A ja wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście – stwierdził Patryk.

***

Wtedy...

Tego pamiętnego przedostatniego dnia października Patryk poświęcił trochę pieniędzy i wykorzystał jedną znajomość, żeby dać Monice możliwość tańca na prawdziwej scenie. Przecież o tym marzyła. Został sponsorem bankrutującego przez pandemię teatru, a potem poprosił o otwarcie tylko dla nich zamkniętego obiektu na jeden wieczór. Puścił na scenie muzykę i poprosił Monikę do tańca. Nigdy nie widział w niczyich oczach tyle wdzięczności i... miłości. Od tamtej pory taniec był ich sekretnym językiem, którym przekazywali sobie uczucia.

***

Teraz...

– Wiesz, że zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia? – spytał ją, kiedy tańczyli walca na weselnym parkiecie.

– Wtedy trudno mi było w to uwierzyć, ale teraz już wiem – odparła.

***

Dwa miesiące wcześniej.

Patryk oświadczył się Monice w maju, w drugą rocznicę ich poznania się. Zamieszkali razem, a raczej Monia z Kubusiem wprowadzili się do Patryka. Od tamtej pory oboje byli coraz szczęśliwsi. Najbliżsi twierdzili, że promienieją. Oni odpowiadali, że po prostu mieli szczęście, bo oboje trafili na odpowiednią osobę.

Joanna nie miała problemu z opieką nad dwójką dzieci za konkretną podwyżką, z której się bardzo ucieszyła, więc Monika mogła wrócić do treningów tanecznych ze swoją dawną grupą, która przyjęła ją z otwartymi ramionami. Patryk stwierdził, że jego ukochana może robić wszystko, co tylko zechce, a przede wszystkim to, co ją uszczęśliwia. Kibicował jej, a czasem sam uczestniczył w ćwiczeniach, choć – oczywiście – rozciąganie wolał praktykować w sypialni. Dopóki nie poznał się bliżej z tą piękną tancerką, nie miał pojęcia, że kobieta może być tak elastyczna...

Detektyw Marta Szuka w końcu znalazła Marikę... na Instagramie. Po wielu miesiącach poszukiwań dostarczyła Patrykowi zdjęcia brazylijskiej modelki w zaawansowanej ciąży, w objęciach pierwszoligowego piłkarza. Marika była opalona, trochę rozjaśniła włosy i zmieniła nazwisko na Pereira, ale Patryk nie miał wątpliwości, że to była ona. Jak również, że ani nie zamierzała wrócić do Polski, ani on by sobie tego nie życzył. Jego syn miał już matkę, która go pokochała i nigdy by nie porzuciła.

***

Teraz...

Kiedy nad ranem, po weselu Pauli i Marcina Patryk zasypiał w hotelowym pokoju obok swojej przyjaciółki, partnerki i narzeczonej, pomyślał sobie, że może jednak nie jest aż takim uczuciowym nieudacznikiem za jakiego się miał. W końcu jeszcze przed czterdziestką miał prawdziwą rodzinę. Prawdziwą i trwałą, bo opartą na miłości.



Tak kończy się historia Patryka, prezesa-taty, któremu w końcu udało się znaleźć swoje szczeście i jeszcze uszcześliwić kogoś innego, tak przy okazji :-). 

Don't cry for them ;-).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro