Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6


Bill zaczął opowiadać o konkurencjach, których do tej pory nie było w planie. Wszystko zaczęło się komplikować.

- Hej, chwila Bill. Jeśli to miały być konkurencje dla par... - Eddie podniósł wzrok na przyjaciela.

- T-to powinniście z-zostać parą. - Odparł chłopak.

- Po co niby? Co to zmieni drogi Billu? Nic..- Richie wystrzelił nasionem arbuza prosto w twarz Denbrougha.

- On nie żartuje. Poza tym to co zrobiłeś było obrzydliwe. - Stanley wskazał na pestkę wciąż przyklejoną do twarzy jego chłopaka.

- Obrzydliwe jest to, w co chcecie nas wpakować. - Kilka pestek poleciało w Stronę blondyna.

- Możecie przestać? Jesteście wszyscy tak bardzo irytujący. - Eddie odezwał się po dłuższym milczeniu. Może niepotrzebnie...

- Ach tak, drogi Edwardo? W takim razie popatrz na to. - Richie splunął na parę jeszcze większą ilością pestek w stronę dwójki chłopaków.

- Wychodzę! - Eddie ruszył ku drzwiom wyjściowym. Na pozór niewzruszony Richie tylko wciąż siedział patrząc w sufit.

Kaspbrak złapał trampki do ręki i wyszedł z domu na boso trzaskając drzwiami. Z framugi lekko posypały się kawałki fundamentu...

- Aj, Richie. Tak tego nie załatwisz. - Załamany Stanley pokręcił głową.

- To może masz jakiś pomysł, skoro tak się wymądrzasz? - Tozier spojrzał na Urisa.

- C-czyli jednak chcesz z n-nim iść. C-co za n-n-niespodzianka. - Zaśmiał się Bill.

- A możecie ruszyć dupy i mi w tym pomóc zamiast ciągle stękać? W końcu to wasza wina. - Prychnął Rich.

***

Eddie szedł do domu wciąż bez butów na nogach. Widząc ławkę stojącą przy chodniku usiadł na niej, uprzednio spryskując płynem do dezynfekcji. Kto wie czy jacyś bezdomni na niej nie spali? Zdjął swoje brudne już skarpetki i gołe nogi włożył do butów ruszając w dalszą drogę.

Był zdenerwowany, to prawda. W końcu jak mogłby nie być, skoro właśnie dowiedział się o zapisaniu przez przyjaciół do konkursu szkolnego, którzy na dodatek chcą go zeswatać z jego kolegą z klasy. Problem w tym, że nawet mu się to podoba...

Według Eddie'go Richie był najpiękniejszą osobą jaką w życiu widział. W końcu kto może mieć tak cudowne włosy, oczy czy ten szeroki uśmiech, na widok którego ma motylki w brzuchu. No, dla niektórych są pewne „minusy". Jednym z nich był specyficzny charakter i zachowanie Toziera. Eddie jednak lubił jego żarty i sposób bycia, choć dziś już przesadził.  Wyglądał jakby w ogóle nie obchodziła go ta dla Eddie'go ważna sytuacja.

***

Po około 15 minutowym spacerze chłopak był już pod swoim domem. Wszedł i schludnie - podobnie jak w domu Billa - zdjął swoje trampki. Sonii, mamy Eddiego, nie było póki co w domu stąd też oszczędził sobie jakiekolwiek wizyty na parterze. Skierował się prosto do swojego pokoju na piętrze.

Po przekroczeniu progu odrazu znalazł się przy szafie. Otworzył ją i z małej szufladki wyjął parę idealnie białych skarpetek, które chwilę potem założył. Co jakby okazało się, że przez te paręnaście minut nabawił się jakiegoś zapalenia nerek albo ostrego przeziębienia? Było to raczej mało prawdopodobne, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Chwilę później było słychać tylko ciche westchnienie i skrzypnięcie łóżka, które naprawdę delikatnie opadło pod ciężarem Eddiego. Potem już tylko leżał, aż nie zbudziły go kroki w jego domu. A zdecydowanie nie należały one do jego matki.

—————————————————————
Praaaaawie 500 słów
I tak dobrze
Najgorszy rozdział jaki pisałam kiedykolwiek no nic reszta będzie lepsza promise
Do zobaczenia za tydzień!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro