Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3


- To my nie idziemy teraz do Georgiego? Już nic nie rozumiem, Billyyyy. - Znudzony Stanley ciągnął się za Billem idąc w stronę jednego z osiedli.

- M-m-mówię ci po raz setny Stan, ż-że nawet nie mieliśmy iść do G-georgiego tylko do R-richiego. Spałeś ty w-w ogóle dzisiaj? - ciemnowłosy zatrzymał się czekając na swojego chłopaka.

- Są ciekawsze rzeczy do robienia niż spanie, kochanie. - Loczek uśmiechnął się.

- Błagam, n-nie mów mi że z-znów to robiłeś. Ja j-już ci nie wystarczam? - zaśmiał się Denbrough.

- Szukamy dużego miętowego domu z czarnym dachem, czy to nie ten czasem? - Stanley przerwał tę jakże cudowną rozmowę.

- A j-jakby inaczej, wchodzimy. - chłopcy ruszyli ku budynkowi.

Wchodząc przez furtkę dostrzegli śliczne podwórko ozdobione kolorowymi kwiatami pielęgnowanymi przez Maggie - matkę Toziera. Robiła to zazwyczaj rano po wyjściu męża do pracy, potem zajmowała się domem.
Trawnik tutaj był zawsze idealnie wystrzyżony a kamyczki w ścieżce równo poukładane. Skoro Eddie był perfekcjonistą, to to byłby dla niego raj.

Jedyne co tu zakłócało harmonię to chłopak, który właśnie wyszedł z domu, po tym jak zobaczył w oknie chłopców. Jego czarne włosy były roztrzepane na wszystkie strony, ubrany był w dresy i koszulkę na krótki rękaw. Okulary zamiast na nosie znajdowały się na czubku głowy. Ideał ideałów po prostu.

- S-siemasz Rich. - Bill machnął ręką chłopakowi.

- Hej? - Tozier cały czas był zdziwiony obecnością tutaj kolegi.

- U-um chcielibyśmy p-p-pogadać.

- Jasne, jasne. Eee wchodźcie.

Chwilę później Stan i Bill zostali sami w salonie podczas gdy Richie udał się w podskokach do kuchni. Przecież trzeba ładnie obsłużyć gości, nie?

- To nie ten Richie, prawda? Powiedz, że to nie ten. - Spanikowany Stanley powtarzał szeptem.

- S-słuchaj, ja wiem j-jak to brzmi ale on nie jest t-taki jak ci kiedyś m-mówiłem...

- Bill słuchaj mnie uważnie, jeśli on mi coś dosypie do tej kawy to przysięgam zabiję cię o ile sam przeżyję.

I tak Stanley całe 40 minut miał wrażenie, że posiada zawroty głowy i biegunkę, Jego chłopak raz na jakiś czas trzepnął go po głowie ale nic to nie dawało. Po przegadaniu, przyszedł czas na najważniejsze pytanie.

- R-rchie? Chcesz w-wpaść dzisiaj d-d-do mnie? G-georgie czeka na mnie i S-stana a myślę, ż-że ktoś do towarzystwa b-by się jeszcze przydał...

- Oh, w sumie czemu nie.

- W t-takim razie Stan już pójdzie b-bo musi iść na z-zakupy.

- Jakie za- A tak już idę, masz rację, tak. To pa Richie hehe. Paaa. - Po chłopaku nie było po chwili ani śladu.

***

Blondyn kręcił się po środku jednego z chodników w parku. Eddie wciąż nie odbierał a Billowi nie zostało dużo czasu do powrotu. Ma jeszcze 15 minut. W końcu usłyszał głos w słuchawce:

- Eddie Kaspbrak, słucham?

- Hej Eddie, tu Stanley.

- Stan? Hej, po co dzwonisz?

- Chciałbyś teraz do nas wpaść? Georgie chętnie spędziłby czas z kimś jeszcze.

—————————————————————-

Jestem leń PRZEOKROPNY więc stwierdziłam że druga część to będzie kolejny rozdział bo nie napisałam wystarczająco a zaraz mija tydzień od ostatniego

Średnio sprawdzane także no

Miłej pory dnia o której to czytacie
Idźcie z Arabami

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro