Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Porwanie / inne + pierwszy pocałunek

Steve: Dzisiaj po raz kolejny szefowa mnie ochrzaniła , że nie zamknęłam pokoju numer 5 i pieski wyszły na korytarz.

-Ale to nie ja...-powiedziałam cichutko.

-Czyli Steve?-spytała z swoim uśmieszkiem.

-Nie...nie Steve-odparłam.

-Wiedziałam , zostaniesz dzisiaj do 21:00- chciałam coś jeszcze powiedzieć ale pomyślałam że to nie najlepszy pomysł.

Poszłam do Steve'a siedzącego z pieskami w pokoju 9.

-Zostaje dzisiaj do 21:00 , znowu ....-odparłam.

-Dlaczego?

-Zgadnij...Steve to ty nie zamknąłeś tych drzwi?

-No...no ja -powiedział z miną zbitego pieska-dziękuję że się za mną wstawiłaś-pocałował mnie.Matko! Steve mnie pocałował!!! Odwzajemniłam pocałunek cała w skowronkach.

-Kocham cię-wyszeptałam. Steve został ze mną do 21:00 , a później w ramach przeprosin zabrał na herbatę i odprowadził pod dom. Ten dzień nie był aż taki zły...


Thor: Dzisiaj po raz enty! Pomagałam Thorowi w szukaniu Lokiego, zła chodziłam ślad w ślad za moim chłopakiem.

-Thor....on za często znika, przecież jest już duży....wie jak trafić do domu.-powiedziałam znudzona podziwiając leśną naturę.

-Tylko że on beze mnie tam nie wróci- w jego głosie słyszałam zmieszanie.

Loki się znalazł , jak zawsze....gdzie był tym razem? Siedział na ławce słuchając muzyki z uśmiechem. Podeszliśmy do niego.

-Loki braciszku tu jesteś!-Przytulił go Thor-Tak się martwiłem!-mówiąc to wytrącił mu telefon z rąk.

-Thor!-krzyknął czarnowłosy i podniósł swoją własność z błota.-Super!-krzyknął.

-Chodźmy może gdzieś się przejść!-powiedział Thor i udaliśmy się do miasta.

Podczas Drogi byłam wściekła , Thor już prawie o mnie zapomniał , tak myślałam.

Loki zaciągnął go na Kebaba , Thor zamówił po jednym dla każdego.Usiedliśmy przy stoliku.

-Przepraszam panienko-zaczął-chciał coś jeszcze powiedzieć , ale zamiast tego pocałował mnie. Cała moja złość minęła.Oddałam pocałunek. 

-Fuuu....-powiedział Loki. Było by pięknie ....ale jak zwykle on!

Spojrzeliśmy sobie w oczy, Thor nawet przez chwilę zapomniał o swoim braciszku , który stroił dziwne miny , jakby miał zaraz zwymiotować...zjedliśmy a Thor i Loki odprowadzili mnie pod dom...


Loki- Wystraszona siedziałam na najprawdopodobniej innej planecie. Nawet przez myśl by mi to nie przeszło...ale jednak.

-Loki nam podpadł ...ale teraz tutaj przyjdzie i na pewno da nam to czego chcemy.-powiedział jakiś dziwny stwór trzymający w rękach miecz.

-On cię pokona ...jak wszystkich innych ...koleś ja jestem porywana przynajmniej raz na tydzień-odpowiedziałam przyzwyczajona. Mężczyzna przystawił mi ostrze do szyi , postanowiłam ż ejuż się zamknę.

Nie musiałam długo czekać na ratunek , bo mój ukochany pojawił się w mniej niż dwie godziny. Pokonał dwóch pierwszych kosmitów , ale został jeszcze ten ostatni. Mężczyzna podniósł mnie z siadu na nogi i przystawił ostre miecza do gardła. Przełknęłam ciężko ślinę.

-Zostaw ją-powiedział mój chłopak , widziałam jak się denerwuje.

-Najpierw oddaj mi to co zabrałeś! Albo ją zabiję...wybieraj-Loki wyjął z kieszeni płaszcza jakieś dziwne urządzenie i podał je mężczyźnie , ten mnie puścił i pchnął w stronę chłopaka.

-Już wszystko dobrze...-przytulił mnie. Odwzajemniłam uścisk-Zbierajmy się stąd.- Loki teleportował nas na ziemię.

-Loki...-zaczęłam-tak nie może więcej być....mogę przecież kiedyś w końcu zginąć ...albo ty możesz.

-Wiem .....przepraszam-powiedział z miną zbitego psiaka.

-Nie przepraszaj mnie tylko.....-nie dał mi dokończyć , tylko mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek.-mnie ...nie narażaj więcej-dokończyłam.

-Już nigdy ....nie pozwolę aby cię skrzywdzili-uśmiechnął się...


Bruce: Dzisiaj dostałam przepiękną 6 z chemii. A to wszystko tylko dzięki Brucowi! Zaprosiłam do mnie chłopaka od razu po szkole. Kupiłam przekąski i picolo. Postanowiłam , że trzeba to opić. Gdy chłopak przyszedł rzuciłam mu się na szyję i zaczęłam dziękować. 

-Ale ...ale za co mi dziękujesz?-spytał zaskoczony.

-Za chemię! Dostałam 6! 6 Bruce!-uśmiechnięta podałam mu kubeczek z napojem.

-Widzę ,że bardzo się cieszysz , więc ja także. Nawet kupiłaś szampana dla dzieci....nie przesadzasz? Jutro szkoła...-Zaśmialiśmy się.

Stwierdziliśmy że pouczymy się do sprawdzianu z anglika. Tym razem to moja specjalność.

-Okej a teraz powtórz za mną-powiedziałam-What do you like this movie? To pytanie do zadania 2 , odpowiedź na nie-uśmiechnęłam się. Bruce posłusznie wykonywał to co mu powiedziałam aby zrobił.

-I love you-powiedział a ja się zaśmiałam.

-I love you too-odpowiedziałam. 

I wtedy stało się coś niesamowitego , Bruce zbliżył się do mnie i złożył pocałunek na moich ustach , odwzajemniłam go , ale speszony chłopak szybko się odsunął. Jak gdyby nigdy nic chciał powrócić do rozwiązywania zadań , on i te jego różowiutkie policzki, moje także były różowiutkie.

-Kocham cię Bruce...-powiedziałam do okularnika , a on zrobił uśmiechniętą słodką minę-słyszał pan...panie chemiku?-spytałam.

-Tak...to jedyny głos którego słucham- wróciliśmy do nauk...i rozwiązywania zadań...


Bucky: Znowu z Bucky'iem wybraliśmy się na zakupy. Chłopak chyba po prostu...kocha je robić. Z uśmiechem spacerowaliśmy po sklepach.

-To dla ciebie-powiedział Buck podając mi do rąk kolejnego misia- Bakuś ...niedługo nie będę miała gdzie ich trzymać....mam w nich całe łóżko-zaśmiałam się.

-Nie szkodzi - odparł.

-Chodźmy może ...hmmm...teraz ja chcę ci zrobić prezent!-wręcz krzyknęłam. Wybraliśmy się do sklepu z ubraniami.

-Wybierz sobie jakąś bluzę ...ja kupuję-powiedziałam z uśmiechem.

-Na pewno?-spytał.

-Tak

-No dobrze ale ty wybierasz-powiedział rozpromieniony.

-Dobrze-podeszłam do pierwszego z regałów , na wieszaku wisiała ładna bordowa bluza , była wręcz idealna dla Bucky'iego.

Chłopak pokazał mi jak w niej wygląda.

-Ślicznie ci kruszynko-powiedziałam a on się uśmiechnął.

Poszliśmy do kasy , a ja zapłaciłam za bluzę. Wyszliśmy zadowoleni z zakupów.

-Dziękuję-powiedział Buck i mnie pocałował , odwzajemniłam pocałunek. To było tak niesamowite uczucie. Uśmiechnięci wyszliśmy z centrum handlowego a Buck odprowadził mnie pod dom...


lemoncheri





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro