Pierwsze spotkanie ☽ ☾
Steve Rogers- Pewnego dnia postanowiłam że wybiorę się do schroniska. Kocham pieski! Pewnym krokiem weszłam na teren budynku. Weszłam do środka i podeszłam do siedzącej za biurkiem kobiety. Nogi miała rowalone na miejscu pracy , popijając kawę czytała jakąś gazetę .
-Dzień dobry , chciałabym co jakiś czas pomóc w opiece nad zwierzętami , bardzo kocham pieski i kotki ...- kobieta przerwała mi , nadal czytając gazetę - jak szukasz kasy ...to nie tutaj - powiedziała nadal nie odwracając wzroku od gazety.
-Nie...nie ja mogę za darmo - wręcz krzyknęłam
-Dobra, Steve!- krzyknęła w stronę jakiegoś chłopaka . Głaskał właśnie jakiegoś pieska. Podszedł do nas radosnym krokiem , a jego niebieskie oczy spoczęły na szefowej.
-To....-zaczęła kobieta
-(twoje imię)- powiedziałam.
-(twoje imię ) , a to Steve . Poznajcie się , od dziś razem będziecie zajmować się tymi pchłami.- wstała z obrotowego krzesła , uprzednio zrzucając nogi z biurka. Pokierowała się w kierunku najprawdopodobniej kuchni , gdyż skończyła jej się kawa.
-Hej , jeśli chcesz to cię oprowadzę , miło mi poznać - wyciągnął dłoń w moim kierunku , uśmiechnął się promiennie pokazując swój aparat na zęby . Dzięki niemu blondyn wyglądał po prostu słodko.
Uścisnęłam jego dłoń , po czym udaliśmy się w stronę klatek ze zwierzętami. Steve przedstawił mi wszystkich milusińskich. Widać że był do nich przywiązany.
Thor Odison - Dzisiaj po szkole wybrałam się do lasku nieopodal mojego zamieszkania. Dużo ludzi tam chodziło , można by powiedzieć że to park , lecz dla miejskiej ludności był on lasem.
Chodząc ścieżkami , napotykałam się na różne zwierzęta i rośliny. Zauważyłam pięknego motyla. Niczym małe dziecko podążyłam za motylem. Z uśmiechem biegłam za owadem. Zadowolona że jeszcze nie straciłam go z pola widzenia. Biegłam dalej i dalej , aż nagle wpadłam na coś twardego. Z początku myślałam że to drzewo , jak wielkie było moje zdziwienie gdy podnosząc wzrok zauważyłam niebiesko okiego blondyna. Uśmiechnął się do mnie , wyglądał jak te słodkie kotki z neta.
-Przepraszam cię panienko!-krzyknął.- Jestem bardzo nie rozgarnięty , ponieważ szukam mojego młodszego braciszka.
-Nic się nie stało - odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.-Ile braciszek ma lat? Może pomogę ci go szukać .- zaproponowałam.
-Loki ma 15 lat , bardzo się o niego martwię.- zaśmiałam się pod nosem bo braciszek okazał się być bratem.
-Nie martw się , pomogę ci . Jestem (twoje imię), a ty?
-Thor , panienko.- bez zastanowienia pomogłam mu w poszukiwaniach. Wyglądał na naprawdę przejętego . Był dość uroczy i lekko niezdarny. Szukaliśmy braciszka chyba jakieś 2 godziny! Ale ani śladu.
-Zapewne jest już w mieście- odewał się niebieskooki.
-Nie martw się na pewno wróci , moe zadzwoń do rodziców?- mogę dać ci komórkę.
-Nie...ja nie pamiętam tego jak to się mówi...
-numeru- uśmiechnęłam się .
-Tak ...numeru , sami go znajdziemy , trochę narozrabiał , ale to mój braciszek . Muszę mu pomóc.
Udaliśmy się w stronę miasta , w między czasie rozmawiając...
Loki Laufeyson - Postanowiłam że skorzystam z tego że jestem sama w mieszkaniu , włączyłam muzykę jak najgłośniej się dało. Mogłam się założyć że sąsiad góry nieźle mnie wyklinał. Wyszłam na balkon , pogoda była ładna , czułam na sobie promienie słońca. Zadowolona przymknęłam oczy , myślę że ta chwila trwała by długo gdybym nie usłyszała huku , obok mnie.
-Ała, o hej!- naprzeciwko mnie leżał jakiś chłopak. Uśmiechnął się wstał i otrzepał.
-Hej....jak ty się tu?!-spytałam , zamiast odpowiedzi chłopak zatkał mi buzię dłonią i wepchnął do środka mieszkania.
-Co ty robisz?- spytałam wystraszona. Chłopak zamknął drzwi od balkonu i ściszył muzykę.
-Posłuchaj mnie ...-najwyraźniej czekał na moje imię.
-(twoje imię)- powiedziałam zaniepokojona.
-(twoje imię)-powtórzył- Lekko sobie nagrabiłem , nie chcę ci zrobić krzywdy , nie bój się. Po prostu musimy być cicho a delikwent sobie pójdzie.
-Okej...- powiedziałam niepewnie - Ale...on tu nie wejdzie prawda?- spytałam.
-Nie , spokojnie ...nie pozwolę na to- uśmiechnął się - Jestem Loki... - Chciał mówić dalej , ale wtedy usłyszeliśmy czyjś głos.
-Wiem że tu jesteś gnido!- Na moim balkonie ktoś stał. Loki gestem ręki pokazał żebym się nie odzywała. -jeśli nie wyjdziesz rozwalę drzwi i tak cię dopadnę. Spojrzał na mnie i zaczął kierować się do wyjścia na balkon.
-Zwariowałeś?- zatrzymałam go łapiąc za ramię.
-Załatwię to , tylko bądź cicho i z tąd nie wychodź. Zrobiłam tak jak powiedział.Schowałam się za dużą kanapą rodziców i czekałam. Zauważyłam że według niego załatwienie sprawy to przywalenie komuś ciosem w brzuch. Idiota -pomyślałam.
Nagle zauważyłam że przeciwnik trzyma w ręce ostrze , przeklnęłam pod nosem i pobiegłam w stronę balkonu. Stanęłam za przeciwnikiem i przywaliłam mu doniczką w głowę.
-Giń ty parszywa gnido- po trzech uderzeniach przeciwnik leżał nieprzytomny.
-Dobra jesteś- powiedział czarnowłosy szczerząc zęby. Przeprosił mnie za zaistniałą sytułącję i uciekł wraz z przeciwnikiem pod pachą.
Bruce Banner- Udałam się do biblioteki , kocham zapach starych książek . Podręcznik do chemii sam nie przyjdzie pod moje drzwi. A tak owy muszę wypożyczyć. Podeszłam do bibliotekarki w średnim wieku , co ja gadam była już z lekka stara.
-Wie może pani gdzie znajdę książki na temat chemii?- spytałam dodając promienny uśmiech.
-A czy ja ci wyglądam na chemika?- spytała oburzona i wróciła do zapisywania jakiś rzeczy na starym komputerze. Smutna postanowiłam poszukać działu z książkami na temat chemii sama. Po ponad pół godzinnym szukaniu , dałam sobie spokój. Już miałam wychodzić , ale zaczepił mnie jakiś chłopak. Miał okulary , piękne brązowe oczy , a gdy się odezwał zauważyłam także aparat na zęby.
-Mógł bym ci pomóc? Szukasz książki ...prawda? Ja znam się na chemii.- spytał nieśmiało.
-Tak, wiesz gdzie je znaleźć?
-Tak- udałam się w jego kierunku , razem doszliśmy do półki.
-Jakiej książki szukasz?- spytał
-Podręczniku do chemii dla (klasa do której chodzisz) klasy.- chwilę rozglądał się z zastanowieniem.-Niestety nie ma...-powiedział smutnie.
-Nic nie szkodzi- zła że zmarnowałam czas , chciałam się ulotnić tego przeklętego miejsca.
-Zaczekaj! Ja mam taką książkę!- podbiegł do mnie , wręczając mi ją.
-Dziękuję- odparłam- Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna! Jest mi bardzo potrzebna na sprawdzian.
-Nie ma sprawy , do jakiej szkoły chodzisz?- spytał.
-Do (twoja szkoła) , tutaj w okolicy.
-Naprawdę!? Ja też , a do której klasy?- Mówiąc to wyglądał jak jakaś fangirl widząca tą samą scenę ulubionego serialu, którego tak kocha.
-Do (twoja klasa + A *dop. autorki ustalmy że będziesz chodzić do np. 2a*).
-Ja także chodzę do (ta sama klasa co twoja) tylko że do D.- Po tych słowach usiedliście do biurka znajdującego się w bibliotece i chłopak pomógł ci przygotować się do sprawdzianu , ma głowę do chemii skubany...
Bucky Barnes-Tego dnia wybrałam się do wesołego miasteczka. Uchachana jak nigdy , przypomniały mi się moje szczenięce lata, gdy jako dziecko chodziłam tu z rodzicami. Miała iść ze mną (imię twojej koleżanki / przyjaciółki) , ale niestety dopadł ją katar. Szkoda że nie mogłam iść z nią , ale gdy zauważyłam tylko te kolejki górskie , budki z nagrodami i wielki diabelski młyn! Bez zastanowienia ruszyłam w jego stronę. Przed wejściem musiałam poczekać w kolejce ale warto było. Przede mną zauważyłam trzech chłopaków . Z lekka się kłócili.
-Buck! Teraz ja chcę z Stevem!- krzyczał jeden z nich.
-Tony! Ale teraz moja kolej!-odpowiedział najniższy. Poza tym nie chcę jechać sam!
-Przykro mi Bucky...- powiedział najwyższy z nich , blondyn.
-A może wcale kruszynko nie będziesz sam.- w tym momencie Tony jak mogłam wywnioskować , spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem.- Panienko, może chciałabyś towarzyszyć temu przystojniakowi podczas przejażdżki na tym diabelskim jak nazwa mówi młynie?
-Tony odwaliło ci!?-Krzyknął najwyższy.
-To jak?- Spojrzałam na zawstydzonego kruszynę.
-Jeśli się zgodzi to owszem, jak także nie mam pary.-Uśmiechnęłam się.
-Zgadza się- Tony odpowiedział za niego.
Nadeszła nasza kolej , Steve i Tony byli przed nami , a w kolejny przedział wsiedliśmy my.
Zapanowała niezręczna cisza.
-Hej , jestem (twoje imię) , miło mi że godziłeś się ze mną jechać.
Chłopak lekko się uśmiechnął a jego policzki zaróżowiały.
-Jestem Bucky - spojrzał na mnie pięknymi niebieskimi oczętami.
Po 5 minutach rozmowy młyn zatrzymał się , Tony i Steve już czekali na przyjaciela.Miałąm już iść ale poznany chłopak zatrzymał mnie.
-Może...może chcesz pochodzić z nami?- przyjęłam propozycje , resztę dnia spędziliśmy w cztery osoby .To był wspaniały dzień! Cieszę się że mogłam poznać takich niesamowitych ludzi ...a najbardziej ...Bucky'iego...
ZROBIŁAM TO! ZROBILAM!!!!! JFSGUFHIJEOUF CZEKAM NA DUMNYCH CZYTELNIKÓW XDDDD
lemoncheri
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro