Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wasza najgorsza kłótnia

Steve - Byłaś sama w domu, bo Steve musiał załatwić jakieś sprawy w Avengers Tower. Oglądałaś jakiś film, gdy nagle usłyszałaś ciche przekręcanie klucza do drzwi. Wstałaś i zobaczyłaś Rogersa. Był jakiś smutny i przygaszony.

- Co jest Steve? - zapytałaś troskliwie.

- Odejdź chce być sam - powiedział oschle, co mu się raczej nie zdarzało. Poszedł do salonu, usiadł na kanapie i przez chwilę patrzył w jeden punkt. Podeszłaś do niego i pogłaskałaś po głowie.

- Steve co się stało?

- Idź stąd!

- Nie dopóki mi nie powiesz!

- Ugh po prostu.... mija pierwsza rocznica śmierci Peggy i.... sama rozumiesz - powiedział zmieszany.

- Steve jasne, że rozumiem. Ale po co jesteś od razu taki agresywny?

- Nic nie rozumiesz.

- To mi wytłumacz. Pomogę ci przez to przejść.

- Nie! Nic nie możesz zrobić!

- Ale kochanie...

- Nie jesteś taka jak ona! Nie mogę o niej zapomnieć rozumiesz?! Właściwie nie wiem dlaczego my jesteśmy razem! Ja kocham tylko Peggy! Zrozum... i idź już sobie.

Nie sądziłaś, że usłyszysz od niego kiedyś takie słowa. Wzięłaś torebkę i wyszłaś z domu cała zapłakana.

Tony - Był weekend. Mega słoneczny dzień. Tony poszedł do Tower załatwić coś szybkiego. Jak tylko wróci mieliście iść na długi i romantyczny spacer. Czekałaś na niego jakieś 45 minut, co cię trochę zirytowało, bo mówił że zaraz przyjdzie. W końcu usłyszałaś jak ktoś wchodzi do domu. Wiedziałaś, że to Tony więc pobiegłaś do niego i od razu rzuciłaś mu się na szyję.

- Czekaj nie teraz! - powiedział oschle i odepchnął cię.

- Tony o co ci chodzi? - zapytałaś zdziwiona.

- Nie mam teraz czasu musze iść. Matko przecież to będzie przełom - powiedział sam do siebie.

Stark poszedł, a wręcz pobiegł do swojego warsztatu i zaczął coś liczyć. Poszłaś za nim nie wiedząc o co mu chodzi.

- Ehem..... Tony - lecz on nawet na ciebie nie spojrzał. Probowalaś jakoś zwrócić na siebie uwagę, ale i to nie pomagało - Tony - powiedziałaś trochę głośniej.

- Zaraz, czekaj! Siedem.... przez.... pierwiastek z trzech..... odjąć... dwadzieścia..... Matko jestem genialny!

- Tooony - powiedziałaś trochę zirytowana.

- Zaraz gdzie ja zostawiłem śrubokręt... chwila.... a może gdybym dodał jeszcze...

- Stark!!!

- Czego chcesz, nie widzisz, że pracuje!

- No właśnie! Ciągle tylko siedzisz w tym zasranym warsztacie i pracujesz!

- No nie wierzę. Kobieto! Dzięki temu warsztatowi zdobyłem miliony. Gdyby nie to nie dostała byś tych wszystkich w ciul drogich prezentów ode mnie. Nie dał bym ci pracy. Beze mnie jesteś nikim!

- Co ty powiedziałeś?! Wiesz co?! Wsadź sobie te twoje prezenty w dupę!!! - krzyknęłaś i wyszłaś cała zapłakana.

Bucky - Siedziałaś w domu, na kanapie. Nagle zobaczyłaś jak przez drzwi wchodzi Bucky, a ty niemal że odrazu pobieglas, żeby wtulić się w niego. Wyjechał na misję, która przeciągnęła się o tydzień, a ty w tym czasie odchodziłaś od zmysłów.

- Gdzie ty byłeś?! Wiesz co ja przeżywałam w tym czasie? - Brunet odwazjemnił uścisk, ale szybko odciągnął Ciebie od swojego ciała.

- Czemu się tak martwisz? Jestem potworem i nie chce żebyś martwiła się o taką osobę, jak ja.. - Odpowiedział chłodno i usiadł ma kanapie. Chwile później zrobiłam to samo.

- Kochanie, czemu się tak zachowujesz? Wiesz, że zawsze będziesz moim najdroższym skarbem i będę się martwić.. - Powiedziałaś i złapałaś Bucka za ramie, na co ten ścisnął Twoją dłoń i rzucił nią. W twoich oczach, pojawiły się łzy.

- Zostaw mnie. Nie kocham Cię i nie pokocham, rozumiesz? Taki ktoś jak ja, nie jest w stanie kochać, a ty potrzebna mi byłaś, żeby mógł choć chwile zapomnieć o tym wszystkim. Najlepiej jakbyś zapomniała o mnie i zostawiła mnie na zawsze.

- Ty... Cholerny dupku, nienawidzę Cię!! - Powiedziałaś w nerwach i poszłaś do sypialni, w której zaczęłaś pakować swoje rzeczy.

- Żegnam. - Odpowiedziałaś i trzasnęłaś za sobą drzwiami. Postanowiłaś spędzić noc u swojej przyjaciółki, a już jutro wylatywałaś do polski.

Minął już tydzień, odkąd jesteś w Polsce u swojej rodziny i starasz się zapomnieć o tym, co powiedział Ci Buck. Powiadomiłaś wszystkich w pracy, że masz pilną rzecz w swojej ojczyźnie i musisz wyjechać. Dostałaś SMS od Steva.

Od: Steveee 🇺🇸💪
- [T.I], jesli żyjesz to odpisz chociaż kropkę. Bucky się o Ciebie martwi, a my musimy przeszukiwać na jego prośby cały Nowy York, bo mu nie odpisujesz.

Do: Steveee 🇺🇸💪
- Żyje, ale przekaż mu że nie chce go znać, po tym co mi powiedział.

Od: Steveee 🇺🇸💪
- Rozumiem, jesteś zła i masz prawo. Jednak Barnes powiedział to pod wpływem złości i smutku. Wróć do nas, proszę.

Do: Steveee 🇺🇸💪
- Zastanowie się, dajcie mi jeszcze kilka dni. Narazie nie piszcie do mnie. Cześć..

Clint - Spałaś sobie smacznie do momentu, w którym nie usłyszałaś huku w twoim salonie. Wstałaś jak poparzona i pobiegłaś zobaczyć o co chodzi. Na środku zobaczyłaś jak pijany Clint leży z zakrwawioną głowa, którą rozbił wasz szklany stół. Zapaliłaś światło i lekko wkurzona stanęłaś w ramie drzwi. Spojrzałaś się morderczym wzrokiem na Bartona leżącego z rozwaloną głową, który odwrócił się do ciebie i uśmiechał.

- Widzę że misja się udała, palancie. - Powiedziałaś zirytowana.

- I jeszcze jeden! I jeszcze jeden! - Odpowiedział ledwo.

Pomogłaś mu wstać i usiąść na kanapie. Poszłaś do kuchni po apteczkę i opatrzyłaś mu ranę na głowie. Następnie posprzątałaś to co narozrabiał i położyłaś go spać na kanapie, bo nie będzie z Tobą po tym spać w jednym łóżku. Rano Clint wstał z mocnym bólem głowy spowodowanym kacem i raną. Poszedł do kuchni i zastał Ciebie pijąca kawę. Kiedy zbliżył się do ciebie żeby ucałować Twoje czoło, odchyliłaś się od niego.

- Ponowię pytanie, bo wczoraj najwyraźniej nie byłeś mi w stanie odpowiedzieć. Misja się udała? - Spytałaś twardym tonem.

- Przesadzasz.. Byliśmy to oblać i mam to tego prawo.. - Odpowiedział bez winy.

- Ach tak? A przychodzenie w środku nocy i rozwalanie stoliku, tez mam tolerować? To nie jest pierwszy raz.

- Przestań do cholery. Ty niby się tak nie zachowywałaś jak poszłaś wypić?

- Owszem, ale czas dorosnąć. Nie dla mnie, ja tego nie potrzebuje. Dla naszego dziecka, które będzie potrzebowało odpowiedzialnego ojca, a nie gówniarza. - Te słowa Clinta zamurowały.

- [T.I].. Jesteś w ciąży?... - Zapytał przerywając ciszę.

- Tak.. - Odpowiedziałaś i wytarłaś łzę, po czym wzięłaś swoją kurtkę i wyszłaś.

Bruce - Siedziałaś w domu, co chwila niecierpliwie zerkając na zegarek. Bruce miał być u ciebie już dwadzieścia minut temu, do tego nie odbierał telefonów i nie odpisywał na SMS-y. Wreszcie pogodziłaś się z faktem, że mężczyzna nie przyjdzie. Przez resztę popołudnia miałaś nieziemsko zły humor, oglądałaś telewizję, przeglądałaś internet, sprzątałaś i słuchałaś muzyki równocześnie.

Akurat, gdy wypucowałaś całe mieszkanie, tak, że aż lśniło, usłyszałaś pukanie do drzwi. Otworzyłaś i ujrzałaś Bruce'a.

- Łał, raczyłeś się zjawić... - powiedziałaś wkurzona na Hulka.

- T/I, przepraszam, zagapiłem się a poza tym... - zaczął się tłumaczyć.

- Byłeś w laboratorium? - Bardziej stwierdziłaś niż zapytałaś. W odpowiedzi pokiwał głową i spojrzał na ciebie przepraszająco - Znowu... Znowu to twoje "laboratorium" jest ważniejsze ode mnie! To już trzeci raz w tym tygodniu, a pragnę ci przypomnieć, że jest środa!

- T/I, przykro mi, wynagrodzę ci to... Obiecuję, że to już ostatni raz...

- Wczoraj też był ostatni, zapomniałeś już? A te wynagrodzenie to se wsadź w tę swoją trygonometryczną dupę! - rzekłaś wkurzona, po czym zatrzasnęłaś naukowcowi drzwi przed nosem. Po całej sytuacji twój humor pogorszył się jeszcze bardziej. Miałaś zamiar pójść do swojego pokoju wypłakać się w poduszkę, lecz nagle usłyszałaś trzask. Odwróciłaś się i ujrzałaś w drzwiach wielką, zieloną, łapę. Strach cię sparaliżował. Twój mózg mówił "UCIEKAJ KOBIETO! SPIERDALAJ, ZANIM CIĘ ZABIJE!!!" lecz nogi miałaś jak z waty.

Głośno przełknęłaś ślinę, gdy przed tobą stanął Hulk.

- Sło-słoneczko j-już zachodzi... - powiedziałaś, siląc się na odwagę - Spokojnie... - powtarzałaś, choć bardziej uspokajałaś siebie, niż jego.

Mimo twoich "Zachodzących słoneczek", bez większego powodu uderzył cię prosto w brzuch. Osunęłaś się na podłogę i zwinęłaś się z bólu. Do oczu napłynęły ci łzy. Spojrzałaś z wyrzutem na Zielonego, który zerknął na ciebie przez ułamek sekundy, po czym wyszedł z twojego domu. Zostałaś sama.

Po jakiejś godzinie do twojego mieszkania znowu wparował Bruce, tym razem w "milszej" postaci. Gdy cię zobaczył i ogarnął, co się stało, zadzwonił po pogotowie

- T/I, proszę, wybacz mi... - poprosił, gdy jechaliście karetką.

- Muszę się z tym przespać - powiedziałaś słabym głosem.

Peter - Twój Pita Paka musiał ratować Nowy Jork przed bandytami. Gdy wrócił do domu miał podkrążone oczy, czerwony nos i wypieki na policzkach, a jego ręce były zimne jak serce twojego byłego.

- Jezu, jak ty wyglądasz! Marsz pod koc! - rozkazałaś, po czym znalazłaś w szafce jeszcze trzy kołdry, którymi przykryłaś Petera. Następnie udałaś się do kuchni, gdzie przygotowałaś gorącą czekoladę. Dopilnowałaś, by ją wypił (co nie było trudne) i poszedł spać.

Opiekowałaś się Spider-manem już trzeci dzień, a jego zdrowie wciąż się nie poprawiło.

- T/I, mogłabyś podać mi pilota? - zapytał spod bunkra zbudowanego z kołder, po czym odkaszlnął.

- Przecież leży jakiś metr od ciebie -  stwierdziłaś, patrząc na niego ze zdziwieniem.

- Ale to jest tak daleko... - wyciągnął rękę, niedosięgając urządzenia.

- Proszę... - powiedziałaś, podając mu pilota. Czułaś się, jakbyś opiekowała się niepełnosprawnym dzieckiem.

Takie sytuacje powtarzały się jeszcze przez kilka dni, a Peter ciągle był tak samo chory. Trochę cię to już niepokoiło i nabierałaś podejrzeń co do choroby. Rozmyślałaś nad tym przez pół nocy, po czym zasnęłaś.

Następnego ranka obudziłaś się o jedenastej. Podniosłaś się, ogarnęłaś i poszłaś zrobić śniadanie dla siebie i Petera. Po posiłku zadzwonił twój telefon. Dzwoniła twoja przyjaciółka, aby umówić się z tobą na zakupy po południu. Sprawdziłaś godzinę. Była 13:26, do spotkania zostało ci dwadzieścia minut.

Wreszcie wyszłaś z domu, lecz gdy byłaś już kilkadziesiąt metrów od domu, zorientowałaś się, że nie wzięłaś telefonu. Jak najszybciej wróciłaś się i wbiłaś do mieszkania. Weszłaś do salonu, a twoim oczom ukazał się Peter zajadający się czipsami, grający na PlayStation i gadający z zapewne swoim kumplem. W ogóle nie wyglądał na chorego.

- Jasne, że możesz wbi...- mówił, gdy wchodziłaś do salonu.

- Ekhem - zwróciłaś na siebie jego uwagę, a on z lekko wystraszoną miną spojrzał na ciebie.

- Eee... Hej? - przywitał się niepewne, po czym sztucznie odkaszlnął.

- Jak zdrówko? - powiedziałaś tonem, który wprost kipił twoim wkurzeniem.

- Eeee - zaczął, lecz ty nie pozwoliłaś mu dokończyć.

- Od jakiego czasu jesteś zdrowy? I czemu mnie okłamujesz? Odwołaj spotkanie z tym swoim koleżką, oczekuję wyjaśnień.

- Wyzdrowiałem kilka dni temu... Ale wiesz, jak ty wspaniałe opiekujesz się innymi?

- Ehh - westchnęłaś - Wybaczam ci, ale tylko dlatego, że po misji miałeś prawo być zmęczony. Mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz, kiedy mnie okłamałeś.

Po swojej wypowiedzi zauważyłaś zmieszanie na twarzy Petera.

- Coś nie tak? - spytałaś.

- Wiesz, prawda jest taka, że nie byłem na misji... - rzekł cichutko.

Spojrzałaś na niego pytającym, a zarazem wkurzonym wzrokiem.

- Byłem na piwie z kolegami. A wtedy, gdy mieliśmy iść na zakupy wcale nie szedłem do cioci May, żeby jej pomóc, kiedy miałem ogarniać dom to grałem na kompie, a jak mówiłem, że idę pobiegać to byłem znowu na piwie, a potem MJ zmusiła mnie do rozmowy, a gdy mówiłem że...

- Czekaj, co?! Gadałeś z nią?! Mam dosyć, spadam! - Zabrałaś telefon, po czym wyszłaś z domu, głośno trzaskając drzwiami. Potem przez cały dzień twój humor był równy minus trzysta. Na szczęście pocieszała cię twoja przyjaciółka, na którą zawsze możesz liczyć.

Pietro - Pewnego dnia Pietro zabrał cię do siedziby S.H.I.E.L.D. Spotkałaś tam wszystkich Avengersów i świetnie się z nimi bawiłaś, lecz najbardziej dogadywałaś się z Clintem. Hawkeye opowiadał ci jak jest na misjach i nauczył strzelać z jego łuku. Od tamtego czasu bardzo się z nim zaprzyjaźniłaś.

Pietro kolejny raz spojrzał na ciebie z wyrzutem, gdy powiedziałaś mu, że idziesz spotkać się z Clintem i Nat.

Gdy wróciłaś było już późno. Otworzyłaś drzwi i zastałaś puste mieszkanie, co mocno cię zdziwiło, bo Pietro nie mówił, że będzie gdzieś wychodzić. Jeszcze raz, dla pewności, okrążyłaś dom, a gdy już na sto procent wiedziałaś, że jesteś sama, poszłaś oglądać telewizję.

Akurat, kiedy w horrorze psychopata miał zabijać przypadkowego przechodnia, usłyszałaś brzdęk kluczy i skrzypienie drzwi. Po dwóch obejrzanych horrorach miałaś schizę i jak najszybciej pobiegłaś do kuchni po patelnię i uderzyłaś nią niespodziewanego gościa.

- Ała, kobieto!!!! - Usłyszałaś głos Pietra - Dobrze się czujesz?!?!

- Oj, to ty...

- Tak, ja! - wrzasnął, trzymając się za głowę - Co ci odbiło?!

- No, obejrzałam parę filmów, których w nocy oglądać nie powinnam, a teraz ty się tłumacz, dlaczego tak późno wróciłeś. - Byłem w Meksyku po chilli. A tak przy okazji, to jak było w klubie?

- Ooo fajnie, że pytasz. To tak, najpierw Nat zaproponowała... Ej chwila. Przecież ci nie mówiłam, że będę w klubie - powiedziałaś, marszcząc brwi.

- No widzisz... mam... świetną intuicję - rzekł sztucznie.

- Te, Panie Lokomotywa, czy ty mnie śledziłeś?

- Tak, śledziłem cię, a czy ty, Żółwiu, nie wolisz przypadkiem Clinta ode mnie? Bo patrząc na twoje relacje z nim, wszystko na to wskazuje.

- Co? O co ci chodzi? Przecież to tylko przyjaciel.

- Mhm... - Popatrzył na ciebie z powątpiewaniem.

- Eh, weź się odczep, ok?! Ty chyba nie widzisz różnicy pomiędzy miłością a przyjaźnią! Wcześniej też miałeś takie odpały, mam już dość! Żegnam - powiedziałaś, po czym wyszłaś z domu. Tej nocy spałaś u przyjaciółki

Wade - Siedziałaś na kanapie, czekając aż twój facet wyjdzie z waszej sypialni. Robił dla ciebie niespodziankę. Byłaś mega ciekawa co przygotowywał, ale nie mogłaś wejść. Wzięłaś jakąś książkę i zaczęłaś czytać. Po chwili usłyszałaś pukanie do drzwi. Wstałaś i otworzyłaś. Stał tam.....twój były (spokojnie nie ten co cię uderzył, inny) i powiedział:

- No hej laska!

- Spieprzaj Krystian, mam faceta i to lepszego od ciebie

- Oooo.....serio? - zdziwiłaś się, nie wiedząc o co mu chodzi. Krystian podszedł do ciebie i namiętnie cię pocałował. Akurat w tym momencie wyszedł Wade, a ty szybko odsunęłaś od siebie Krystiana.

- Gotowe, cho.......Kurwa! - podbiegł do twojego byłego i wywalił go. - [T.I]! Kurwa! Co to było! Zdradzasz mnie do jasnej cholery!?

- Wade! On przyszedł i mnie pocałował! Ja cię nie zdradzam! Kocham tylko ciebie!

- Taaa.....Ciebie to trzeba pilnować, bo jak się na chwilę zostawi, to lecisz do innych, dziwko!

- Dziwko?! Co ty!!! Nie mów tak na mnie! Ja go nie kocham! Nie rozumiesz tego!

- Zdradziecka zmija! - krzyknął i wyszedł.

- A spieprzaj! Nienawidzę cie! - również krzyknęłaś i się rozpłakałaś.

Natasha - Byłaś dziś umówiona z Nat na waszą rocznice. Wystroiłaś się, umalowałaś i czekałaś na nią w parku. Zniecierpliwiona patrzyłaś co chwila na zegarek. Była 18.39, byłyście umówione na 18.30. Lekko zirytowana wysłałaś do niej SMS.

Do: Moja rudowłosa😍❤️
Gdzie jesteś? Ja już czekam.

Nie dostałaś odpowiedzi. Minęło 10 minut, potem kolejne 10 i wreszcie postanowiłaś do niej zadzwonić. Nagrałaś jej się na pocztę, zostawiłaś miliony nieodebranych połączeń i jeszcze więcej SMS'ów. Nie poddałaś się i dalej siedziałaś na tej pieprzonej ławce. Raptem lunął deszcz, a jakby tego było mało, zepsuło Ci się auto. Cała wkurzona, a zarazem smutna, rozmazana i mokra wróciłaś do domu. Rzuciłaś w kąt przemoczone buty i usiadłszy na krześle, zaczęłaś płakać. Nie mogłaś uwierzyć że Twoja dziewczyna o Tobie zapomniała. Do domu wpadła radośnie Natasha, która mocno zdziwiła się na widok, jaki zastała. Odrazu podbiegła do ciebie zatroskana.

- Kochanie co się stało?! - Zapytała.

- Co się stało?! Byłyśmy umówione na naszą rocznice, w tym pieprzony parku. Czekałam na ciebie z 30 minut, zepsuło mi się auto i zaczęło padać, więc do domu wracałam pieszo.

- Przepraszam, ale miałam misje, której nie mogłam...

- ...Zawalić? No co za niespodzianka, zawsze tak mówisz. Te misje są ważniejsze ode mnie?! - Przerwałaś rudowłosej.

- Mówiłam Ci to i będę mówić! Przecież nie mogę tak sobie z niej zrezygnować, bo wielce księżna ma zachcianki! Jesteś tak cholernie samolubna, że dziwie się, że jeszcze z Tobą wytrzymuje! - Wykrzyczała Ci w twarz.

- Wynoś się stąd i nie wracaj... - Powiedziałaś i wskazałaś jej drzwi, a chwile później usłyszałaś trzask.

Podeszłaś do lodówki i wyjęłaś cały alkohol jaki tylko miałaś. Otworzyłaś wódkę, którą odrazu wypiłaś. Przyszedł czas na dwie butelki wina, które równie szybko zniknęły. Wzięłaś do ręki whiskey, przebrałaś się (co prawda ledwo) i wyszłaś z domu nie zamykając drzwi. Błąkałaś się po waszym ulubionym parku, pijąc whiskey. Kiwałaś się na lewo i prawo, aż doszłaś do znanej Ci doskonale ławki. Ledwo widząc na oczy, zaczęłaś przeklinać to że spotkałaś Romanoff. Dopiłaś do końca trunek i zbiłaś butelkę o beton, położyłaś się na ławce i zasnęłaś jak dziecko.

Thor - Siedziałaś sobie w salonie oglądając Harrego Pottera. Mieszkałaś sama, a twoimi jedynymi przyjaciółmi był telewizor i lodówka. Nagle usłyszałaś jak drzwi od balkonu z hukiem się otworzyły i szybko pobiegłaś żeby to sprawdzić. Twoim oczom ukazał się Thor. Uśmiechnięty podszedł do ciebie i chciał cie przytulić jednak ty wściekła kopnęłaś go w.... tam gdzie nie chciał żebyś go kopnęła.

- Hej [T/I] co się stało - zapytał nadal się uśmiechając.

- Naprawdę?! Nie było Cię tu dwa lata! A ty po prostu przychodzisz i pytasz co się stało?!

- No przepraszam, ale ja też mam swoje sprawy w Asgardzie.

- Wiesz jak się martwiłam?!

- Naprawdę bardzo chciałem tu przylecieć! Codziennie o tobie myślałem a....

- To dlaczego cie tu nie widziałam?! - zapytałaś ze łzami w oczach.

- Nie bądź taką egoistką! Jestem księciem Asgardu i nigdy nie miałem czasu żeby się z tobą spotkać! Mam tyle spraw do załatwienia!

- Czyli mówisz, że nie masz dla mnie czasu?! Myślałam, że między nami coś jest, ale najwidoczniej się pomyliłam - powiedziałaś i z płaczem wyszłaś z domu.

Loki - Bóg psot i kłamstw postanowił, że dzisiaj pójdzie z tobą na romantyczną kolację. Wieczorem, ubrałaś się ślicznie i wymalowałaś. Byłaś praktycznie gotowa. Czekałaś tylko jak Loki przyjdzie do domu i pójdziecie razem do restauracji. Mężczyzna dość długo się spóźniał.

Minęły 2 godziny, a jego nadal nie było. Miałaś już dość chodzenia w sukience, więc przebrałaś się w jakieś zwykłe ciuchy i zrobiłaś sobie herbatę. Nagle ktoś wszedł do środka. Był to Loki.

- Cześć [T.I] - uśmiechnął się i usiadł na kanapie.

- Cześć - powiedziałaś oschle.

- Coś się stało?

- Tak! Mieliśmy iść na kolację

- Yyyy.....ops....tak racja....zapomniałem

- Czemu cię tyle nie było!?

- Bo.....robiłem ważne rzeczy....dla Thora

- Ta....nie kłam

- Dobra........planowałem jak podbić Midgard i te inne.

- Serio! To było ważniejsze ode mnie! Nie mam nic przeciwko abyś podbił te planety, ale zapomniałeś o mnie. Wiesz, że mi smutno się zrobiło.

- Jezu....te wasze ludzkie problemy! Zapomniałem i co......trudno....*głupia midgardzka dziewczyna* - powiedział szeptem, ale ty masz dobry słuch i to bardzo dobrze usłyszałaś.

- Głupia! Sam jesteś głupi!

- Jak śmiesz! Jestem Bogiem, a ty nikim!

- Bogiem! Pfff.....bogiem debilstwa tak!

Loki wyszedł z domu, a ty usiadlaś na podłodze i zaczęły ci spływać łzy po policzku. Nie chciałaś go widzieć. Nie dość, że zapomniał o kolacji to jeszcze obraził. Schowałaś głowę w ręce i zaczęłaś płakać.

Wanda - Wracałaś do domu, ze sklepu. Podszedł do ciebie pewien chłopak i zaczął z tobą rozmawiać. Obok ciebie zjawiła się Wanda i powiedziała:

- Słońce, chodź już do domu

- Już idę, momencik - odpowiedziałaś.

- Ok, dam ci chwilę

Rozmawiałaś jeszcze chwilę z tym chłopakiem i poczułaś coś dziwnego w głowie, jakby ktoś kazał ci iść. Skończyłaś rozmawiać i poszłaś w stronę Wandy.

- No to chodźmy - oznajmiłaś.

Po kilku minutach weszłyście do domu. Zaczęłaś wypakowywać zakupy. Dostałaś sms od tego kolesia, z którym gadałas na mieście. Uśmiechnęłaś się odczytując wiadomość. Wanda spojrzała się i nie wiedziała co tam było. Kiedy poszłaś do łazienki, dziewczyna wzięła twój telefon i sprawdziła wiadomość, było tam napisane:
,,Kocham Cię moja księżniczko....."

Wanda odłożyła telefon i usiadła. Kiedy weszłaś do pokoju, dziewczyna powiedziała:

- Czy ty mnie zdradzasz?!

- Słucham?? Nigdy w życiu!

- A co to jest? - pokazała na telefon.

- Czytałaś moje wiadomości?

- No...tak....ale to nie ważne. Co to za gościu?

- To mój dawny znajomy, spokojnie nigdy nic mnie z nim nie łączyło i jemu podoba się taka jedna dziewczyna i ja miałam mu pomóc z poderwaniem tej laski. Więc on napisał do mnie, czy tak do niej może powiedzieć. Rozumiesz?

- Nie! Nadal mam wrażenie, że mnie zdradzasz!

- Nie ufasz mi?! Czekaj....to ty byłaś! Ty weszłaś mi do głowy, abym już z nim przestała gadać i pewnie zaczęłas czytać mi w myślach. Kocham ciebie i tylko ciebie. I ja w przeciwieństwie do ciebie ci ufam!

- Zrobiłam to, bo.....po prostu.....myślałam, że zakochałaś się w tym gościu!

- Zrobiłaś to z zazdrości!

- Wcale, że nie! Ja nie jestem zazdrosna! - krzyknęła głośno i wyszła z domu trzaskając drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro