To była moja wina
Daryl Dixon x czytelnik
(T.i.) - twoje imię
Lekkie pyłki piachu unosiły się w powietrzu po odjeździe Zbawców. Ta noc była traumą dla tych, którzy postanowili zadrzeć z Negan'em.
Byli rozbici, załamani, złamani. Łzy polały się niczym strumień tego felernego dnia. Szok jakiego doznali gdy byli świadkami jak dwoje ich przyjaciół umiera na ich oczach odbiło się echem w ich umysłach. To już nie było to samo.
Każdy z nich był dotknięty tą tragedią. Może niektórzy z nich trzymali się i starali się być twardzi, ale gdy poczucie winy oplata twoją szyję niczym sznur, który odbiera ci drogocenny dopływ tlenu, silna wola może nie wystarczyć. Świadomość że to ty jesteś powodem czyjejś śmierci może być miażdżącym uczuciem, zwłaszcza gdy zależało ci na tej osobie.
W takiej sytuacji był Daryl. Siedział na zaschniętej ziemi z spuszczoną głową by nie pokazać swojego załamania, nie pokazać łez ani bólu w oczach. Wielu rzeczy w życiu żałował, ale tego żałował najbardziej. Nie było słów by opisać jak źle się z tym czuł. Jak bardzo czuł się winny śmierci swojego przyjaciela.
(T.i.) siedziała niedaleko od Daryl'a. Dziewczyna wytarła rękawem twarz z łez. Samo spojrzenie na kusznika powodowało, że kolejna fala łez zbierała się w kącikach jej oczu. Nie widziała go jeszcze w takim stanie, zawsze pozostawał silny, ale nie tym razem. Jej ukochany cierpiał, a ona nie mogła nic na to poradzić. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak on się teraz czuł, jak czuła się Maggie, Sasha czy pozostali. Znała tylko swoje myśli, ale wiedziała że każdy ciężko to przeżywa.
Trzeba było ruszyć dalej. Wrócić do Alexandrii. Daryl sam podniósł ciało Glenna. Nawet gdy Rick podszedł i chciał mu pomóc, Dixon odrzucił jego pomoc. Grimes spojrzał na (T.i.) by coś powiedziała, ale w tej chwili brakowało jej słów, nie potrafiła spoić żadnych sensownych myśli. Czas na rozmowy przyjdzie później gdy emocje opadną. Wtedy porozmawia z swoim chłopakiem.
Powrót był skąpany w napiętej i ponurej ciszy. Daryl siedział sam, oddzielony od reszty. Nawet gdy (T.i.) chciała się do niego przysiąść odpędził ją suchym stwierdzeniem, że chce zostać sam. Uszanowała jego słowa. Na siłę niczego nie mogła zrobić, to pogorszyło by sytuację. Nie chciała by się przez to pokłócili. Daryl'a czasami ponosiły nerwy, naciskanie go na rozmowę czy wyrażanie swoich uczuć było igraniem z ogniem.
Alexandria była pogrążona w smutku oraz strachu gdy wieść o spotkaniu z Negan'em się rozniosła i skutki tego spotkania wyszły na jaw.
(T.i.) stała parę metrów od wkopanych w ziemię dwóch krzyży. Przy jednym klęczał kusznik. Dziewczyna podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu.
-Daryl...
-Zostaw mnie.
Zrzucił jej dłoń z swojego ramienia. (T.i.) cofnęła się o krok. Oczy zaszkliły się od łez. Rozumiała że jest mu ciężko, chciała go wesprzeć, ale to jak się zachował zabolało ją. Czemu taki był? Nawet nie chciał na nią spojrzeć. (T.i.) odpuściła. Odeszła i wróciła do ich wspólnego domu.
Samotnie spędziła noc w ich wspólnym łóżku. Nawet nie wrócił do domu na noc.
Kolejne dwa dni był jak zabawa w kotna i myszkę. Unikał jej jak tylko mógł. (T.i.) próbowała się do niego zbliżyć, ale wciąż ją odpychał. Jak mógł tak robić? Oboje stracili przyjaciela, a on zachowywał się jakby chciał ją za coś ukarać.
(T.i.) zajrzała w dno szklanki gdzie pozostała odrobina bursztynowej cieczy. Siedziała w salonie na kanapie. Jedynie stojąca pod ścianą lampka paliła się w pomieszczeniu. Reszta domu była skąpana w ciemnościach. Samotnie popijała alkohol. Był gorzki w smaku, ale przynajmniej dzięki temu zapominała o problemach.
Ciche skrzypienie otwieranych drzwi zwróciło jej uwagę. Kroki ucichły gdy osoba stanęła w wejściu do salonu.
-W końcu wróciłeś do domu.- stwierdziła obojętnym tonem nawet nie obdarzając mężczyzny spojrzeniem. Sięgnęła po butelkę stojącą na stoliku przed kanapą i nalała sobie trunku do szklanki. Lekko się skrzywiła gdy poczuła w ustach gorzkawy smak alkoholu, ta whisky była kiepska ale spełniała swoje zadanie.- Dołączysz?
(T.i.) prychnęła gdy usłyszała oddalające się kroki. Skrzywiła się i zamrugała szybko gdy łzy zawitały w jej oczach. To był kolejny cios, ale miała dość. Nie chciała już tego znosić.
-No tak, idź dalej mnie unikać! Rób to co wychodzi ci najlepiej bo tylko to umiesz, spieprzysz wszystko.
Daryl zawrócił i pojawił się w salonie. (T.i.) opróżniła szklankę jednym łykiem. Odrobinę ją podbiło gdy kolejna dawka alkoholu trafiła do żołądka. Ale to nie sprawiło że przestała. Ponownie sięgnęła po butelkę by nalać sobie więcej alkoholu.
-Tak o mnie myślisz?
-Czy to nadal cię obchodzi? Wracaj do swojej nory gdzie zaszyłeś się by unikać problemów. Albo raczej unikać mnie bo do Rick'usia od razu popierdoliłeś. Pocieszył cię?- zapytała z wyrzutem. Jego wyraz twarzy był chłodny, ale w oczach można było dostrzec zbierające się łzy. Ale przez słabe światło i przez procenty (T.i.) nie zauważyła tego, ani nie zauważyła jak jej słowa go raniły. Była zbyt wściekła i czuła się skrzywdzona by opamiętać się. Chciała z siebie wyrzucić, to co w sobie dusiła. Kolejny raz tego wieczoru podniosła szklankę i opróżniła ją do dna. Gdy spojrzała na butelkę skrzywiła się bo okazała się pusta, a i tak gdy ją znalazła nie była całkowicie pełna. Miała ochotę upić się w trupa, ale brakowało do tego alkoholu.
Próbowała wstać, ale z powrotem opadła na kanapę. Ponownie spróbowała, ale tym razem oparła się ręką o oparcie kanapy. Wyprostowała się i sięgnęła po pustą butelkę. Zachwiała się gdy mijała stolik i stanęła na przeciw Daryl'a, metr przed nim.
-Milczysz. Kolejna rzecz która świetnie ci wychodzi. Co z tobą? Wypłakałeś się w kącie i już ci lepiej?- szturchnęła go palcem w klatkę piersiową.
-Przestań.
-Nie!
(T.i.) rzuciła butelką, która rozbiła się o ścianę za Daryl'em.
-Gdzie ten porywczy Daryl Dixon, co? Stoisz jak kołek, a tamtej nocy nie byłeś taki spokojny.- pchnęła go. Mężczyzna odrobinę poruszył się do tyłu. Jej siła była słaba, a i tak ledwo trzymała się na nogach. Ponownie go pchnęła. Próbowała go sprowokować.- Czemu nie krzyczysz? Pokaż gniew Dixon. Jak mogłeś mnie tak odepchnąć?!- starała się go mocniej popchnąć, ale to prawie skończyło się jej upadkiem. Daryl złapał ją za przedramiona i przyciągnął bliżej siebie by się nie przewróciła.- Nie dotykaj mnie... Puść...
Wyrwała mu się przez co straciła równowagę. Upadła na ziemię gdzie niedaleko leżały kawałki szkła, prawie na nie wpadła. Daryl szybko ukucnął przy niej i chciał pomóc jej wstać, ale ona odtrącała go. Złapał ją za ramiona i mimo że próbowała mu się wyrwać nie puścił jej.
- Dlaczego mnie odtrąciłeś? Myślisz że tylko tobie było ciężko? On również był moim przyjacielem. Potrzebowałam cię.- rozpłakała się przestając się z nim ciągać.- Chciałam być przy tobie... to bolało Daryl.
-Przepraszam.- powiedział łamliwym głosem i objął ją. (T.i.) przytuliła się do niego mocno. Tak bardzo chciała go z powrotem. Potrzebowała go tak bardzo.- Spieprzyłem, nie umiem sobie z tym radzić. Przepraszam... To była moja wina. Przeze mnie to się stało. Z mojego powodu dziecko straciło ojca, a Maggie męża. Nie potrafiłem spojrzeć sobie w oczy, nie mówiąc o Maggie czy o tobie...
(T.i.) spojrzała na kusznika, który spuścił głowę w dół.
-Bałem się że mnie odtrącisz, że przestaniesz mnie kochać. Wciąż nie potrafię zrozumieć jak mogłaś pokochać kogoś takiego jak ja. Jestem niczym, ostatnim śmieciem. I dowiodłem tego, przeze mnie zginął Glenn, a ty cierpisz... - zaszlochał.
(T.i.) wzięła jego twarz w dłonie i uniosła jego głowę by na nią spojrzał. Kilka łez słynęło po jego policzkach. Cała jej złość zniknęła gdy zobaczyła ból w jego oczach, był zraniony, i to był kolejny raz gdy los potraktował go okrutnie.
-Gadasz bzdury. Nie mogłeś przewidzieć tego co się stanie. Jesteś wspaniały, zawsze nas chronisz, starasz się byśmy byli bezpieczni. To nie była twoja wina. Jestem pewna że Maggie to rozumie, ja to rozumiem. I nigdy nie przestałabym cię kochać. Zależy mi na tobie, mogłaby dla ciebie umrzeć. Kocham cię Daryl'u Dixon. Jesteś najwspanialszym co mnie w życiu spotkało.
Kusznik zaczął cicho płakać. (T.i.) objęła go i delikatnie zaczęła go gładzić dłonią po plecach. Mężczyzna po paru minutach uspokoił się. Bliskość (T.i.) mu w tym pomogła oraz fakt, że wciąż go kocha. Gdyby go odtrąciła, serce by mu pękło, a życie stało byłoby się jeszcze gorszym koszmarem niż kiedykolwiek było.
-Kocham cię. Nie mógłbym bez ciebie żyć.
(T.i.) pocałowała go czule. Wciąż siedzieli na podłodze i obejmowali się. Przeszli trudne chwile, ale razem było łatwiej, z wsparciem ukochanej osoby ten ból był mniejszy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro