Scott
Dla Tamarajaa wybacz że tak zwlekałam.Imię: Elizabeth.
Jak co wieczór siedziałam z moim chłopakiem Scottem na kanapie i oglądaliśmy jakiś film, którego nazwy nie pamiętałam.Nagle rozległo się dzwonienie telefonu komórkowego.Wstałam i odebrałam.
''Halo?'' Powiedziałam zaniepokojona.
''Dobry wieczór,czy rozmawiam z Panną Elizabeth Baker?''
Spojrzałam przestraszona na Scotta.Ten tylko kiwną głową żebym kontynuowała rozmowę.
''Yyymmm........Tak,ale o co chodzi?''
''Twoja rodzina miała wypadek Panno Baker,proszę przyjechać do Beacon Hills Hospital jak najprędzej to nie jest rozmowa na telefon.Czekamy na Panią.'' Rozłączył się.
Zdrętwiałam,nie wiedziałam co się dzieje.Spojrzałam na Scotta który stał już przy drzwiach i czekał na mnie.Chwilę potem byliśmy już w szpitalu.Mama Scotta jak nas zobaczyła to przytuliła Mnie.Nie wiedziałam co się dzieje.Melissa miała łzy w oczach.Kazała mi usiąść bo to może być dla Mnie szok.Scott Mnie przytulił i usiadł ze Mną w poczekalni.
''Elizabeth,to co teraz usłyszysz może być dla ciebie bardzo ciężkie.Więc teraz mnie posłuchaj.Twoja rodzina miała wypadek samochodowy....''
''Gdzie Oni są?!?!'' Nie dałam Jej dokończyć bo podniosłam głos.
Melissa spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach''Oni nie żyją Eli''
Jak to usłyszałam cały świat Mi się zawalił.Czułam że się zaraz zmienie.Scott widząc to wziął Mnie za rękę i zaprowadził na tyły szpitala.
''Będzie dobrze Eli jestem tu.'' Przytulił Mnie.Tego mi trzeba.
Byłam cała zapłakana.Wtuliłam się mocniej w tors Scotta.
Trzy dni po tym wszystkim odbył się Ich pogrzeb.Wszyscy Moi przyjaciele i znajomi przyszli.Całe Beacon Hills przyszło.Wszyscy znali moich rodziców.Scott cały czas był przy Mnie.Nie opuścił mnie już nigdy kiedy Go potrzebowałam.
Koniec
Przepraszam że tak długo zwlekałam,byłam chora ledwo na oczy widziałam.Wybaczycie?
Sorry że takie krótkie :( Brak weny :(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro