Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy pocałunek

[i.t.k] - Imie twojego konia

Steve Rogers -

Wyszłaś z mieszkania Peggy, zeszłaś schodami w dół i wyszłaś z bloku. Założyłaś słuchawki i ruszyłaś przed siebie nucąc słowa piosenki. Nie zauważyłaś nawet jak znalazłaś sie na ostatniej prostej do twojego bloku, dzieliła cie tylko ulica, która zawsze jest ruchliwa, ale o dziwo teraz nawet rower po niej nie jechał. Wkroczyłaś więc na asfalt, przez muzykę w uszach nie słyszałaś warkotu silnika auta, które właśnie skręciło i pojawiło sie na tej ulicy. Kierowca upuścił komórkę, którą teraz usiłował podnieść, nie patrząc na jezdnię. Przekierowałaś tam wzrok kiedy do twoich oczu dotarło światło, auto było kilka metrów od ciebie, nie miałaś szansy na ucieczkę. Zasłoniłaś sie rękoma, mocno zacisnęłaś żeby oraz zamknęłaś oczy czekając na uderzenie i szybko śmierć...Która nie nadeszła... Nie poczułaś nic. Otworzyłaś oczy i ujrzałaś Steve z tarczą Kapitana Ameryki, trzymał auto żeby nic ci sie nie stało, kierowca wokół siebie miał już pełno poduszek powietrznych po spotkaniu z twoim wybawicielem. - [T.i] Nic ci nie jest?! - Podszedł do ciebie i dokładnie obejrzał, prowadząc cie na chodnik. - Nie.. Wszytko ok... Skąd tu sie wziąłeś? - Spytałaś - Przechodziłem obok - Odpowiedział szybko, za szybko. Wiedziałaś że kłamie - Kapitanowi Ameryce nie przystoi kłamać - Założyłaś ręce na biodra - Ehh.. Za dużo mówisz - Przyciągnął cie do siebie i namiętnie pocałował, nie spodziewałaś sie tego z jego strony, więc przez chwile stałaś tam jak głupia, po chwili jednak odwzajemniłaś czuły gest Steve. 

Tony Stark -
Nie wyspałaś sie, w dodatku twoje auto sie zepsuło a ty spóźniłaś sie do pracy. Mało by zabrakło a zasnęłabyś na stole, na ważnym spotkaniu w Avengers Tower. Ślepo wpatrywałaś sie na przedstawiciela ważnej agencji z którą T.A.R.C.Z.A. chce nawiązać kontakt. Po spotkaniu wyszłaś chwiejnym krokiem z biura. Siadłaś na ławce w holu i nawet nie wiesz kiedy zasnęłaś. Obudziłaś sie na czymś miększym niż ławka, podniosłaś sie do siadu, mimo wszystko czułaś sie już troche lepiej. - O obudziłaś sie - Usłyszałaś i odwróciłaś w tamtą strone głowe, to Tony. - Dzień dobry - Powiedziałaś pośpiesznie wstając - Chyba dobry wieczór - Zaśmiał sie Tony, a ty wyjrzałaś przez okno, ciemna noc, a ty mieszkasz po drugiej stronie miasta. Z powrotem przeniosłaś wzrok na mężczyznę. - Wyspałaś sie? - Spytał - T-tak... - Odpowiedziałaś patrząc mu w oczy - Jeśli chcesz możesz zostać na noc, ale jeśli ci to nie odpowiada osobiście sie odwiozę. - Powiedział - Spoko...Zostanę. - Nastała cisza, nie była ona niezręczna. Podeszłaś do niego bliżej. - Co- Nie zdążył dokończyć bo go pocałowałaś, oddał ci ten pocałunek, a nawet go przedłużył. Kiedy sie od siebie oderwaliście, spytał z uśmiechem - A to za co? - W ramach podziękowania - Uśmiechnęłaś sie. 

Clint Barton - 
Byłaś w stadninie, jeździłaś na swoim skarogniadym ogierze, kiedy ktoś nagle wpadł na hale, twój rumak stanął dęba, a ty tak samo jak on nie spodziewałaś sie tego więc spadłaś z niego. - Boże! [T.i] nic ci nie jest?! - Podbiegł do ciebie, znałaś ten głos. - Nie, chyba nie.. - Wstałaś, ale poczułaś bul w kostce i ponownie wylądowałaś na ziemi, Clint nie zdążył cie złapać. Poczułaś ciepły oddech na swojej szyi, wiedziałaś że to [i.t.k]. Przytuliłaś jego głowę jedną ręką, Clint zadzwonił już po karetkę. - Będzie dobrze, karetka już jedzie - Powiedział siedząc przy tobie. Kiedy byłaś już w szpitalu, leżałaś na łóżku szpitalnym, noga cie już aż tak nie bolała, na krześle obok siedział Clint i po raz ęty przepraszał że spłoszył ci konia. - Przepraszam [t.i], następnym razem będę ostrzegał - Powtarzał tę formułkę od kiedy położyłaś sie na tym łóżku. Do sali wszedł lekarz - I co z nogą, panie doktorze? - Spytałaś - Będę mogła dalej jeździć? - Spokojnie panno [t.n], jest tylko skręcona, tydzień-dwa i będzie mogła pani ponownie dosiąść rumaka - Uśmiechnął sie i wyszedł - Przepraszam cie [t.i], następnym razem będę uważać.. - Przewróciłaś oczami. - Clint - Popatrzył na ciebie - Wybacze ci, jak.. - Powiedziałaś - Co? - Pokazałaś mu ręką żeby sie zbliżył, co zrobił. Był na tyle blisko że bez problemu przyciągnęłaś go do siebie i pocałowałaś, oczywiście odwzajemnił pocałunek. Kiedy odkleił sie od ciebie - Jak przestaniesz mnie przepraszać. - Wyszeptałaś mu do ucha. - Da sie załatwić - Musnął twoje wargi, a ty sie uśmiechnęłaś. 

Bucky Barnes -
Nick przeniósł cie do oddziału Kapitana Ameryki. A dziś macie pierwszą misje, mianowicie Fury wysyła wasz oddział do Niemiec, do małej opuszczonej wioski na obrzeżach Berlinu, jest tam magazyn broni HYDRY. Byłaś w swoim pokoju w bazie wojskowej, miałaś tam czekać aż ktoś po ciebie przyjdzie. Ubrałaś spodnie moro z munduru, czarną bokserkę, na to kurtkę także z munduru, nie zapięłaś jej, do tego glany. Na plecy zarzuciłaś swój karabin, snajperkę, dwa kałachy, dwa zwykłe pistolety miałaś przy pasie, tak samo jak granaty i noże. Byłaś gotowa. Czekałaś teraz tylko na kogoś kto miał cie wziąć. Po chwili do pokoju przyszedł Bucky, wstałaś - Siemka - Cześć - Uśmiechnął sie, razem z nim wyszłaś. Po chwili siedzieliście już w śmigłowcu i lecieliście do Niemiec. Po paru godzinach skakaliście już ze spadochronów, wylądowaliście na dachu jednego z opuszczonych budynków. Weszliście do środka. - To opuszczona wiś, ale ogień by sie nie palił aż do teraz, nie? - Spytałaś retorycznie - Oczy dookoła głowy - Powiedział Kapitan, przytaknęliście. Wyszliście z budynku. Ujrzałaś wiązkę czerwonego światła padająca na Bucky'ego, a dokładniej na złączenie metalowej ręki z ciałem. Wyrwałaś kapitanowi tarczę i w ostatnim momencie stanęłaś przed długowłosym, pocisk odbił sie od tarczy i wrócił tam, skąd go wystrzelono. Coś wybuchło. Odpięłaś dziesięć granatów od pasa, odbezpieczyłaś je, pobiegłaś w tamtym kierunku i rzuciłaś je pojedynczo, zasłoniłaś sie tarczą, ale i tak odrzuciło cie do tyłu, zrobiłaś salto w tył i wylądowałaś kawałek od Bucky'ego, chłopak złapał cie za ręke, przyciągnął do siebie i pocałował cie. Odwzajemniłaś gest dopiero po chwili, objął cie dodatkowo w pasie, a ty splotłaś ręcę na jego szyi. 

Thor - 
Zasnęłaś  oglądając swój ulubiony film, obudziło cię mocne walenie w drzwi.  - Idę!  - krzyknęłaś w pół śpiąca.  Podeszłaś do drzwi, przekręciłaś zamek i nawet nie zdążyłaś otworzyć drzwi a już nimi oberwałaś.  Jakiś czarnoskóry facet z chustą na twarzy wziął cię pachę.  Wyrywali sie ale był zbyt silny.  - Puszczaj mnie! - Krzyczałaś,  ale on jakby głuchy szedł przed schodami w dół.  Kiedy wyszedł z bloku udał się na parking,  otworzył drzwi czarnego vanu i wrzucił cię tam, uderzyłaś się w głowę i straciłaś przytomność.  Obudziłaś się związana.  Byłaś ewidentnie gdzieś wysoko, bo widziałaś dachy i inne wysokie budynki.  Rozejrzałaś się,  oprócz ciebie byli też inni ludzie,  również związani.  Po chwili ujrzałaś również swojego porywacza oraz kilkunastu jego kolegów.  - To pewnie jakiś gang... - pomyślałaś. Kilku pilnowali was. A tamci zadzwonili gdzieś,  przysłuchałaś się.  - Słuchaj mnie uważnie, jak do godziny nie dostaniemy tego samolotu do Bukaresztu to zaczniemy ich wywalać z dachu!  Zrozumiano?!  - Czyli to zamach... Super... Nie wiesz ile minęło,  ale ponownie odebrali telefon.  - Nie obchodzi mnie to!  Czas minął! Za każde 10 minut opóźnienia pośle wam na dol człowieka!  Zrozumiałeś Fury?! - Przestraszyłam się nie na żarty... Nagle jeden z porywaczy czymś oberwał i upadł na twoje nogi,  które szybko wtulasz spod niego.  Spojrzałaś w tamta strone,  stał tam Kapitan Ameryka że swoją tarcza,  po jego lewej Iron Man,  po prawej ujrzałaś Thora,  który też cię zauważył. - T. A. R. C. Z. A nie negocjuje.  - Powiedział czarnoskóry pirat wychodzący zza Kapitana.  - T. A. R. C. Z. A działa.  - I w tym momencie dwójka z nich została postrzelona,  kiedy upadli ujrzałaś dwie strzały.  Przyjrzała się dobrze,  na siąśednim dachy był nie kto inny jak król strzelców,  Hawkeye.  Jeden z gangu przyłożył ci splówe do głowy.  - To był twój błąd.  - Powiedział Thor i dwudziestu napastników padło na ziemię od porażenia piorunem.  Rzuciłaś sue na Thora,  mocno go obięłaś.  - Dobrze ze nic ci nie jest - Powiedział głaszczący cię po głowie i przytulając drugą ręką. - Dziękuję - Wyszeptał i złączyłaś wasze usta pocałunkiem,  blondyn odwzajemnił go, wplotłaś ręce w jego długie włosy. 

Loki - 
Siedziałaś w bibliotece, przy swoim dużym biurku. Nagle do budynku wpadł Loki - Loki? Co ty tu robisz? - Wstałaś i podeszłaś do niego. - [T.i] musisz mnie ukryć, inaczej Thor zamknie mnie na Asgardzie - Powiedział, a ty pobladłaś, bardzo polubiłaś bruneta i nie chciałaś żeby jego brat zabrał go na Asgard. - Ok... Chodź - Złapałaś go za ręke i pociągnęłaś za sobą, stanęliście przed regałem, odszukałaś wzrokiem jedną książkę, chwyciłaś ją i pociągnęłaś, regał wysunął sie do przodu i odsunął sie w bok, wepchnęłaś tam Lokiego i postukałaś dwa razy w pułkę, regał spowrotem wrócił a swoje miesjce. - [T.i]! - Usłyszałaś krzyk z głównej części biblioteki, ruszyłaś biegiem w tamtą stronę, ujrzałaś Thora i jego ekipe Avengers. - Co sie stało? - Popatrzyłaś na nich - Gdzie jest Loki? - Spytał, a reszta superbohterów poszła sie rozejrzeć po bibliotece. - Nie, nie było go tutaj - Skłamałaś. Siadłaś za biurkiem i zaczęłaś czytać książkę, po pietnastu minutach znowu zebrali sie przed twoim biurkiem - Czysto - Powiedziła kobieta z rudymi włosami - To gdzie on polazł? - Powiedział facet w zbroi - Idziemy - Wyszli, a ty nadal czytałaś książkę. Po pół godziny byłaś pewna że nie wrócą, ruszyłaś wolnym krokiem do regału. Otworzyłaś tajne pomieszczenie i przywitał cie uśmiechnięty brunet - Wielkie dzięki [T.i] - Nie ma za co. - Ruszyliście z powrotem do części głównej biblioteki. - I jak ja ci sie odwdzięczę? - Oparł sie o biurko z zamyślona miną - Wiesz, jest coś co mógłbyś zrobić... - Powiedziałaś siadając na biurku obok niego, spojrzał na ciebie pytająco, a ty wskazałaś na swoje usta, popatrzył na ciebie zdziwiony, lecz po chwili odepchnął sie rękoma od biurka i podszedł do ciebie, był bardzo blisko. Zaczął cie całować, co odwzajemniłaś, oplotłaś nogi na jego biodrach, a on oplótł ręce na twoich plecach, wplotłaś ręce w jego długie włosy. Po dość długiej chwili oderwaliście sie od siebie i głęboko oddychaliście. 

Bruce Banner - 
Badałaś właśnie jak zachowa sie Vibralium jeżeli styknie sie z falami magnetycznymi wysokiej częstotliwości. - Zaskakujące... - Powiedziałaś do siebie - Tak samo jak twój tyłek - Usłyszałaś za sobą i oderwałaś sie od mikroskopu - Czego? - Spytałaś oschle skanując wysokiego blondyna wzrokiem. - Może szybki numerek? - Popatrzyłaś na niego z obrzydzeniem - Chyba cie powaliło. Spieprzaj gnoju. - Mi sie nie odmawia - Złapał cie za rękę i mocno ścisnął - Puszczaj! - Ugryzłaś go w rękę - Ty szmato! - Podniósł na ciebie rękę, zamknęłaś oczy i czekałaś na cios, ale on nie nadszedł. - Tylko spróbujesz sie jeszcze raz do niej zbliżyć - Usłyszałaś głos Bruce. Odciągnął go od ciebie i odrzucił tak , że tamten wpadł na ścianę, upadł na ziemie, szybko sie z niej podniósł i po chwili znowu byliście sami w pomieszczeniu. - Nic ci nie zrobił, [T.i]? - Nie, jest ok. Dziękuje - Pocałowałaś go w policzek, po czym chciałaś wrócić do tego co robiłaś, ale złapał cie za rękę, odwrócił spowrotem do siebie i pocałował cie z wielkim uczuciem, oddałaś sie mu całkowicie. - P-przepraszam.. n-nie wi-em co we mnie wstą-piło.. - Powiedział kiedy sie od siebie odkleiliście - Nic sie nie stało - Musnęłaś jego wargi i powróciłaś do tego co robiłaś. 

Sam Wilson - 
Nick poprosił cie żebyś w wolnym czasie przetestowała wstępny projekt model nowego myśliwca, i żebyś zdała mu raport co zmienić lub co dodać. Jako że kochasz wyzwania i śmigłowce zgodziłaś sie. Pokazał ci nową maszyne, po czym odszedł. Obeszłaś ją dookoła po czym wsiadłaś do środka, zamiast panelu sterowania była holograficzny ekran do sterowania. Wzbiłaś sie więc w powietrze, leciało sie bardzo dobrze, nagle usłyszałaś jakieś niepokojące dźwięki z lewej strony kadłuba. - Kurwa, już coś zepsułam. - Powiedziałaś do siebie, nagle lot ie obniżył. - Cholera, cholera! - Próbowałaś sie katapultować, ale nie mogłaś znaleść takiej opcji na ekranie. - Nosz kurwa! - Wtedy maszyna eksplodowała, nic poważnego cie sie nie stało, kilka zadrapań i małe poparzenie, ale najgorsze było to że spadałaś z dużą prędkością. Zamknęłaś oczy czekając na spotkanie z ziemią, co nie nadeszło, poczułaś silny uścisk na tali, otworzyłaś oczy i ujrzałaś twarz Sama. - Sam!? - Nie krzycz mi do ucha - Powiedział, rozejrzałaś sie, miał te swoje skrzydła. Uratował cie. - Skąd ty tu? - Spytałaś nadal w szoku - Latałem jak co dzień, usłyszałem wybuch i jestem - Powiedział i spojrzał ci w oczy, również popatrzyłaś mu w oczy. - Dzięki za ratunek - Powiedziałaś - Nie ma za co, jakoś mi to wynagrodzisz - Powiedział - Na przykład? - Spytałaś - Na przykład tak - Pocałował cie, a ty oddałaś mu sie bez reszty, odkleiliście sie dopiero kiedy wasze stopy dotknęły ziemi. 

Peter Parker - 
Wraz z Peterem udaliście sie po szkole na spacer do parku. Chodziliście po ścieżkach w parku trzymając sie za ręce i rozmawiając o najróżniejszych rzeczach. - Ej, słyszałeś to? - Zatrzymałaś sie i ruszyłaś w bok, w krzaki. - [T.i] nie wiem czy to dobry pomysł... - Poszedł za tobą, ujrzałaś grupkę bachorów z kijami, usłyszałaś ciche szczekanie psa, po chwili ujrzałaś białego wilczura. - Ej! - Nastoletni chuliganie odwrócili sie do ciebie. - Czego młoda? - Powiedział z chytrym uśmieszkiem jeden z chłopaków. - Nie macie prawa bić tego biednego psa! - Podeszłaś do nich bliżej, Peter stanął za tobą. - Bo co? Co nam zrobisz?! Zero mięśni, a i mózgu pewnie nie masz! - Zaśmiał sie drugi, złapałaś go za szyję i podniosłaś do góry - Co mówiłeś? Zero mięśni? - Zacisnęłaś rękę na jego szyi i odrzuciłaś na drzewo. - Któryś jeszcze?Czy zostawicie już tego biednego psa w spokoju. - Zabrali swojego kolege i uciekli. Usiadłaś obok psa i wzięłaś jego głowe na swoje kolana - Zadzwoń po weterynarza. - Wyjął telefon i zadzwonił, kiedy skączył rozmowe usiadł obok ciebie, głaskał wilczura po głowie, zatamowałaś krwawienie z rany z brzucha swoją bluzą. - [T.i] jesteś bardzo odważna... - Powiedział gładząc cie po policzku, popatrzyłaś na niego, w jego piękne czekoladowe oczy. - Bardzo mi na tobie zależy - Powiedział - Mi na tobie też... - Powiedziałaś cicho. - Kocham cię... - Wymruczał i pocałował cię w policzek. - Ja ciebie też... - Przytuliłaś go. 

Natasha Romanoff - 
To była ciążka misja w Korei Północnej. Ty oraz Natasha mieliście za zadanie osłaniać prezydenta USA który pojechał tam na spotkanie z Kim Dzong Um, ale ktoś postanowił przeprowadzić zamach na budynek w którym aktualnie sie znajdujecie, udało wam się bezpiecznie wyprowadzić stamtąd obu prezydentów, Nick Furry rozkazał zlikwidować zamachowców. Do "oczyszczenia" zostały wam dwa piętra, ruda rozkazała że sie rozdzielicie, ty bierzesz to piętro, a ona drugie. 
Kiedy już pokonałeś napastników ze swojego pietra skontaktowałeś sie z Natashą, ale ta nie odpowiadała, było słychać tylko jakieś huki i strzały, w obawie że coś sie jej mogło, stać zerwałeś się biegiem na dół. Ze schodów ujrzałeś nieprzytomną kobietę leżącą za jakimś stołem, krew sączyła się z jej nogi. Podbiegłeś do niej strzelając do napastników, jak zawsze twoje oko cie nei zawiodło i zlikwidowałeś zamachowców. Wziąłeś kobietę na ręce i wyniosłeś z budynku. 
Kiedy już Natasha była opatrzona siedziałeś przy niej w karetce, kiedy sie obudziła szybko ją przytuliłeś, bałeś się o nią. - [t.i]? - Spytała, puściłeś ją - Tak, wszystko ok. - Pokazała ręką żebyś się zbliżył, po czym złapała cię za szyje i przyciągnęła do siebie łącząc wasze usta w pocałunku. Pogrążyłeś się w tej chwili. 


Nick Fury -
Byłaś wraz z Nickiem na misji, robiłaś mu za obstawę. Szliście leśną drogą, gałązki łamały sie pod waszym ciężarem, liście szeleściły a ptaki świergotały. Było całkiem miło, nie znałaś celu tej misji, ale nie przeszkadzało ci to. Kątem oka zauważyłaś lekki ruch w pobliskich krzakach. Zatrzymałaś sie i wsłuchałaś sie w otoczenie. Usłyszałaś dźwięk jakby ktoś uderzył butem w korę drzewa. - [T.i] co sie dzieje? - Spytał patrząc na ciebie. Nagle padł strzał, rzuciłaś sie na Nicka odpychając go, szybko wstałaś i oddałaś kilka strzałów w stronę ukrytego snajpera, spadł z drzewa. Ktoś wskoczył ci na plecy i chciał cie udusić, ale zrobiłaś salto i wylądowałaś na plecach, przygniatając napastnika i łamiąc mu żebra. Wstałaś robiąc przewrotkę, odpięłaś granat z pasa, odbezpieczyłaś go i rzuciłaś za siebie idąc w stronę Nicka. Usłyszałaś krzyki i wybuch, podałaś dłoń Nickowi, miał rane na ramieniu. Wzięłaś go pod ramie i posadziłaś na pniu drzewa. Ściągnęłaś mu płaszcz i bluzę, zdjęłaś również koszulkę z długim rękawem. Z torby wyjęłaś apteczkę. Wyjęłaś kulę z rany, tak jak tego uczyli na szkoleniu. - Teraz może zapiec - Oznajmiłaś i polałaś ranę wodą utlenioną, syknął na to. Następnie przyłożyłaś opatrunek jałowy i zabandażowałaś. Obserwował każdy twój ruch. Kiedy skończyłaś wyciągnęłaś telefon z tylnej kieszeni spodni, zadzwoniłaś do swojej koleżanki, także pracuje w T.A.R.C.Z.Y poprosiłaś żeby was namierzyła i wysłała pomoc. - Ok, pomoc już w drodze. - Powiedziałaś i popatrzyłaś na niego. - Dziękuje - Powiedział po chwili ciszy - Nie ma za co szefie. - A to w ramach podziękowania - Złapał twoją rękę, przyciągnął do siebie i pocałował, co odwzajemniłaś, wplótł ręce w twoje włosy a to splotłaś ręce na jego szyi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro