Pierwsze spotkanie
Steve Rogers -
Jak co dzień wstałaś o 6 i wzięłaś szybki prysznic, po tym ubrałaś białą luźną koszulkę, w pasie czerwoną koszule w kraty, jeansy i zwykłe trampki, włosy zaplotłaś w luźny warkocz. Zarzuciłaś plecak na plecy i wyszłaś zamykając mieszkanie. Zeszłaś po schodach i wyszłaś z bloku. Udałaś sie na tramwaj, wsiadłaś i pojechałaś do swojej podopiecznej z którą sie bardzo związałaś.
Weszłaś do mieszkania i od razu przywitał cie miły głos Peggy. - Witaj kochana! - Krzyknęła szczęśliwa jak zawsze - Cześć Peggy - Przytuliłaś staruszkę siedzącą na fotelu.
Było już po osiemnastej, Peggy opowiadała ci historie za czasów wojny światowej, jak radzili sobie z HYDRĄ i jak powstawała T.A.R.C.Z.A.. Nagle ktoś zapókał mocno w drzwi, uniosłaś głowę w tamtą stronę, a Peggy uśmiechnęła sie, doskonale wiedziała kto przyszedł ją odwiedzić. -Otworze.. - Wstałaś i podeszłaś do drzwi, ostrożnie je uchyliłaś, ukazał ci sie przystojny blondyn z niebieskimi tęczówkami. - Dobry wieczór, pan to kto? -Zapytałaś szerzej otwierając drzwi i podziwiając jego postać. - Dobry wieczór, przyszedłem do Peggy. - Uśmiechnął sie i twoje kolana ugięły sie niczym wata. - P-prosze.. - Wszedł do środka, zamknęłaś drzwi i podążyłaś za nim, przytulił kobiete i usiadł na kanapie. - No tak, [t.i] poznaj prosze Steve, to mój przyjaciel z frontu - Puściła do ciebie oczko a ci szczęka opadła, opowiadała o nim, ale myślałaś że już nie żyje lub ledwo trzyma sie na nogach! - Miło mi - Powiedział ukazując szereg białych niczym śnieg zębów - M-mi też.. - Podałaś mu rękę a on ją ucałował przez co na twoją twarz wkradł sie kolor czerwony.
Tony Stark -
-Znowu spóźniona!! - Krzyczałaś do siebie w myślach, znowu zaspałaś na konferencje, gdzie towarzyszyłaś Nickowi jako zaufana agentka. Wpadałaś na ludzi ale nie zatrzymywałaś sie, ostatnia prosta i będziesz w siedzibie. biegłaś do budynku jak strzała, kurwa kto wymyślił konferencje na najwyższym piętrze?! Podbiegłaś do windy - Kurwa, serio?! Nieczynna!? - Przeklnęłaś i pobiegłaś na schody, zdyszana dotarłaś na ostatnie piętro, wbiegłaś do sali konferencyjnej, nawet nie zauważyłaś że w kogoś wbiegłaś, a był to nie kto inny jak Iron Man we własnej osobie - O... Witaj największego bogacza - Przewróciłaś oczami a on szarmancko sie uśmiechnął, wyrwałaś sie z jego uścisku, strzepałaś kurz z ubrań i zasiadłaś po prawicy Nicka. - Co tak długo? - Spytał ostro - Sorry, zaspałam. - Odpowiedziałaś nadal zdyszana. - Ostatni raz, [t.i]. - Po spotkaniu zagadał cie "Pan jestem bogaty" - Cześć piękna - Powiedział uśmiechając sie zalotnie - Czego? - Powiedziałaś oschle, nie lubisz natrętnych typów. - Może dałabyś sie zaprosić na jakąś kolacje? - Spojrzałaś na niego- Zgoda... - Westchnęłaś, a Tony wziął sie pod ramie i odprowadził pod drzwi auta którym przyjechałaś wraz z Nickiem,
Bucky Barnes -
Facet który prowadził ćwiczenia sprawdzające zadał wam najpierw 20 kółek wokół bosika mierzącego tyle co jeden basen olimpiski, pokonałaś tę odległość bez problemu i piłaś już sobie wode, na tor przyszła jakaś kobieta, z Nickiem i kimś jeszcze, miał kaptur na głowie, więc nie widziałaś twarzy. - [t.n] (twoje nazwisko) nie obijaj sie! -Krzyknął trener a ty wywróciłaś oczami, w końcu możesz jeszcze troche pobiegać. Nie słyszałaś ich rozmowy ale wywnioskowałaś że to chyba nowy żołnierz. Kiedy zdjął bluze, ujrzałaś coś co zbiło cie z nóg, dosłownie po leżałaś na ziemi i gapiłaś sie w metalowe ramie nowego. On tez przeniósł wzrok na ciebie, uśmiechnał sie lekko, chyba go to rozbawiło. - Widziałam poszkodowanych podczas wojny, ale czegoś takiego to nie... - Powiedziałaś pod nosem. Po czym wstałas i biegałaś dalej ciągle nie mogłas wyrzucić go z głowy. Chłopak dołączył do biegania po krótkiej rozmowie z czarnym i trenerem. Kiedy biegł z tobą w jednej lini nie wytrzymałaś i spytałaś - Co ci sie stało?! - Popatrzył na ciebie jak na psychopatkę i zakrył twarz długimi włosami, dopiero teraz skapłaś sie że są takie urocze i fajne. - Wojna - Podsómował jednym słowem, tym samym udzielając ci odpowiedzi. Przyśpieszył wyprzedzając sie, ale nie chciałaś dać za wygraną i dogoniłaś go. - Co ty jeszcze chcesz? - Zapytał z irytacją - Poznać sie? - Opowiedziałaś, a raczej spytałaś. -Eghh... - Przewrócił oczami. - Bucky. - Przedstawił sie - [t.i] - Uśmiechnęłaś sie - Przez reszte biegu rozmawialiście o paru rzeczach.
Clint Barton -
-Strzał za dziesięc punktów! - Usłyszałaś komentatora - Tak jest Brendo! [T.i] ma szansę na puchar! Tym samym zdobędzie tytuł jedynej dziewczyny która wygrała owe zawody strzelców! - Uśmiechnęłaś sie pod nosem i kolejny raz oddałaś strzał podczas cwału na swoim rumaku. Kiedy trafiłaś ogier radośnie zarżał a tłumy wydały krzyki podziwu i zadowolenia. Oddałaś jeszcze kilka strzałów i popatrzyłaś na wynik, same dyszki, czas doskonały i zero potknięć. Zjechałaś z padoku i zeskoczyłaś z ogiera po czym poklepałaś go. Odwróciłaś sie i zobaczyłaś chłopaka o brąz czuprynie. - Niezłe wdzianko - Powiedziałaś lustrując go wzrokiem - A dzieuje - Ukłonił sie teatralnie i razem sie zaśmialiście - [t.i] - Wyciągnęłaś ręke - Clint - Chwycił ją i ceremonjalnie potrząsnął. - Masz neizłe oko - Powiedział - Też strzelasz? - Spytałaś - Tak. Dałabyś sie zaprosić na kawe? - Uśmiechnął sie a ty sie zgodziłaś - Nigdy nie pudłuje - Powiedział o chwili a ty zrozumiałaś że dałaś sie nabrać na jego podryw.
Thor -
Po swoim treningu w parku wyszłaś z niego i coś nagle błysło, zakryłaś twarz deską by ci oczu nie wypaliło. Spojrzałaś na źródło błysku, ujrzałaś tam dobrze zbudowanego faceta z blond długimi włosami, miał przejrzyste niebieskie oczy. - Fajna pelerynka, wiesz? - Podałaś mu dłoń i pomogłaś wstać - Dzięki młoda - Jak sie uśiechnął nogi cie sie ugięły. On chyba nie z tej ziemi. - Nie jesteś stąd, prawda? - Zapytałaś lustrując wzrokiem jego umięśnione ciało. - Można tak powiedzieć. Thor, syn Odyna. - Przedstawił sie- [t.i] t.n] córka [i.t.t] (twoje imie, twoje nazwisko, imie twojego taty xD). - Wiesz gdzie jest siedziba T.A.R.C.Z.Y.? - Spytał - Nieee.... Ale moge cie wziąść na kawe - Uśmiechnęłaś sie - ...Może być - To chodźmy - Złapałaś go za masywną rękę i poszliście do twojej ulubionej kawiarni.
Loki -
Czytałaś akurat grupce seniorów, lubiłaś swój zawód. Zero magi, zero krzyków, sama cisza... Książki zapisane przez wielu ludzi, kochałaś to miejsce. Zasiadłaś na krześle, wzięłaś książkę "Szatan z siódmej klasy", znasz to na pamięć, ale taką sobie starsze osoby zażyczyły lekturę.
Panienka zmarszczyła czoło, jak gdyby miała wygłosić uczoną rozprawę i pragnęła to uczynić z wielką rozwagą.
"Jak ona ślicznie marszczy czoło" - pomyślał Adam.
Gdyby panience przyszedł do głowy dość nieprawdopodobny pomysł, aby ni z tego, ni z owego kopnąć stół, Adaś pomyślałby z zachwytem: "Jak ona ślicznie kopie stół".
Przeczytałaś i urwałaś bo ktoś wybił okno wpadając do krainy ksiąg. Seniorzy szybko, jak na swój wiek, sie ulotnili. -C-che pan co-oś wy-wypożyczyć? - Spytałaś drżąc. - Wypożyczyć? Nie. Powiedz mi piękna istoto, co to za wymiar? - Spytał szarmanckim głosem - Wymiar? N-nie wiem... Ale j-jesteś na Z-ziemi... - Wydukałaś, a on podszedł do ciebie. Założył kosmyk twoich [kolor włosów] włosów za ucho, a ty lekko sie uśmiechnęłaś co odwzajemnił. - Jestem Loki, król Azgardu, syn..Odyna.. - Ostatnie słowo wymówił z niechęcią. - [t-t.i] - Ucałował twoją dłoń.
Bruce Banner -
Dopiero co skończyłaś studia o dwa lata wcześniej niż reszta twoich rówieśników, przyjęli cie do T.A.R.C.Z.Y na stanowisko praktykującego naukowca. Nick Fury wraz z kilkoma innymi ludźmi oprowadzali cie po bazie, nadszedł czas na labolatorium, ujrzałaś tam znanego naukowca Brucea Bannera, eksperymentował nad promieniowaniem Gamma, o których napisałaś swoją prace. Weszłaś do pomieszczenia, podeszłaś do niego - Wow... - Nie mogłaś wydusić z siebie nic innego, był twoim idolem. - Emm.. Moge w czymś pomóc? - Spytał nie patrząc na ciebie. - Jestem [t.i] [t.n], praktykantka. - Popatrzył na ciebie, a ci na zawsze zapadły w pamięć te zielone oczy. - O miło mi, jestem - Nie dałaś mu dokończyć. - Bruce Banner, znam cie. Jesteś moim idolem. Napisałam prace na studiach na temat promieni fal Gamma. - Zdziwił sie - Bardzo mi miło to słyszeć. - - Uśmiechnął sie, co odwzajemniłaś. Pomogłaś mu w tym co właśnie robił po czym razem poszliście do stołówki i wypiliście kawe.
Sam Wilson -
Właśnie wróciłaś ze skrzynką z narzędziami. Położyłaś sie na specjalnej desce i wsunęłaś sie pod maszyne, zaczęłaś majstrować coś przy komorze silnika turboodrzutowego. Ktoś ciągle obok ciebie przechodził, to coś gadali, nie zwracałaś na to uwagi. Nagle usłyszałaś że ktoś podchodzi i opiera sie o kadłub twojej maszyny. Wysunęłaś sie spod myśliwca i ujrzałaś czarnego faceta, patrzył sie na ciebie z...zdziwieniem i lekkim rumieńcem? Chyba rumieńcem, bo na czarnej skórze nie widać dobrze.Wstałaś i teraz zorientowałaś sie że ten facio ma złożone mechaniczne skrzydła na lecach. - Niezłe skrzydła. - Powiedziałaś - Gdzie takie dostane? - Zaśmiałaś sie - Moge ci takie załatwić, jeśli dasz sie zarosić na kolacje - Chyba wole swój myśliwiec - Zwiesił głowe, którą podniosłaś ręką - Ale na kolacje może sie skusze - Uśmiechnęłaś sie zadziornie, na co on też poczęstował cie uśmiechem.
Pete Parker -
Twoja nowa wychowawczyni oprowadzała cie po twojej nowej wspaniałej szkole, czujecie ten sarkazm? No mam nadzieje. Niechętnie patrzyłaś na kolejne klasy w których spędzisz kolejne lata swojego, i tak już nudnego życia. W poprzedniej szkole nie miałaś za dużo przyjaciół, tu pewnie bedzie podobnie, a o chłopaku to nawet nie myślałaś, kto by chciał taką dziewczyne? Kobieta odeszła od ciebie, każąc ci zaczekać na nią, do dwójki bijących sie napakowanych półgłupków. Nagle koło ciebie przeszedł chłopak z brązowymi włosami i pięknymi oczami, coś wystawało mu z plecaka, to chyba jakiś strój. Czy to nie jest strój tego robaka? Pomyślałaś - Ej! Coś ci wystaje! - krzyknęłaś na co chłopak sie odwrócił- O.. Dzięki... - [t.i] -Dokończyłaś za niego - Peter - Uśmiechnął sie do ciebie. Zadzwonił dzwonek - Musze lecieć - Powiedział i zapinając plecak pobiegł do swojej klasy, do której ty też poszłaś ze swoją wychowawczynią, okazało sie że chodzisz z nim do klasy. Zaprosił cie do ławki, z chęcią z nim usiadłaś.
Natasha Romanoff -
Po misji w Chong-Kongu, polegającej na ujęciu chorego psychicznie superzłoczyńcy, mianowicie umiał czytać w myślach i ruszał rzeczami siłą umysłu, no wracając, ująłeś go i wraz z nim w klatce zrobionej z antymagicznych surowców, dzięki którym jego moce nie działają, wracałeś do bazy, ale najpierw wizyta w wariatkowie. Odwiozłeś chorego psychicznie do specjalnego więzienia i dopiero teraz z odpowiednimi papierkami pojechałeś do bazy.
Kiedy już byłeś w siedzibie T.A.R.C.Z.Y. udałeś sie do Nicka Furego, ale wolałeś mówić do niego pirat. W sumie wygląda jak pirat, ma jedno oko... Eee... I to chyba tyle xD. Zamyślony wpadłeś na kogoś. - Co ty taki spięty młody, wywalili cie? - Zażartowała ruda - Nie, tylko kolejne wezwanie do pirata. - Wstałeś z jej pomocą - A ok, też bym sie bała. - Popatrzyłeś jej w oczy i uśmiechnąłeś sie - To idź już bo sie pirat zdenerwuje i zażąda abordaż - Zaśmiała sie, zamknęła jedno oko i ręką udawała hak.- Dzięki - Ruszyłeś do gabinetu Nicka, zwanym jaskinią piratów.
Nick Fury -
-Na poręczach znana nam już [t.i] [t.n] zeszło roczna zwyciężczyni, czy obroni tytuł? - Powiedział jeden z komentatorów. Złapałaś poręcz, wykonałaś kilkanaście akrobacji, kątem oka dostrzegłaś czarną postać na trybnach, która w następnej sekundzie zniknęła. Pomyślałaś, ok pewnie mi sie przewidziało.
o występie zeszłaś z maty w stronę szatni, kiedy tam weszłaś ujrzałaś swojego szefa we własnej osobie. - A zabawimy sie - Pomyślałaś, znałaś nicka tylko z wyglądu, nigdy wcześniej go nie spotkałaś - O kurwa, to piraci jeszcze żyją?! - Krzyknęłaś a on patrzył na ciebie jak na debilke, a ty wybuchnęłaś śmiechem. - P-przepraszam sze-fie - Powiedziałaś nadal sie śmiejąc, a on popatrzył na ciebie z politowaniem. - Ok, już.. Już.. - Opanowałaś śmiech - To co sie stało? - Spytałaś - Nie wiedziałem że mam w drużynie tak utalentowaną sportowo agentkę. - Powiedział, zmieniając temat. - Już sobie popatrzyłeś, to może dasz mi sie teraz przebrać?- odniosłaś jedną brew - A.. J-już.. - Wyszedł, a ty w spokoju sie rzebrałaś w zwykłe ciuchy po czym wyszłaś z szatni ze swoją torbą, na korytarzu spotkałas pirata. Po odebraniu nagrody za wygrane zawody zaproponował że cie podwiezie do domu, tak też zrobił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro