♡ || imagine || cameron dallas
Jest w pięknym, dużym domu. Wszędzie widnieją zdjęcia. Jedno przedstawia dwójkę dzieci bawiących się w piaskownicy. Drugie ukazuje młodą dziewczynę, której uśmiech zaraża.
Kogoś jej przypominała, ale nie mogła sobie przypomnieć kto to był.
Wszystkie zdjęcia są tak samo radosne.
Wychodzi z domu. Na podwórku rośnie kilka drzew wiśni. Słońce świeci. Niebo jest bez żadnej chmury.
Wszystko wydaję się takie radosne, tylko czemu ona nie odczuwa radości?
Dlaczego nie odczuwa smutku?
Dlaczego wszystko widzi jak przez mgłę?
Dlaczego nikogo nie ma. Ani w domu, ani na dworze. Patrzy w niebo. Słońce jakby wyparowało. Są tylko czarne jak smoła chmury. Słyszy grzmot, który zapowiada o nadchodzącej burzy.
Chce jak najszybciej dostać się do domu. Lecz nie może. Stopy jakby przestały współgrać z resztą jej ciała.
Wiedziała, że to co nadchodzi nigdy od niej nie odejdzie. Tak bardzo się bała. Chciała poczuć bliskość osoby, której tak bardzo pragnęła przez całe swoje życie. Potrzebowała tylko ramion, które opatuliłyby ją szczelnie i nie dały szans na zrobienie jej krzywdy.
Coraz bardziej chciało jej się płakać, ale nie mogła pokazać po sobie co wyrządziła jej bardzo znana osoba.
Co miało nadejść, nadeszło wraz z pierwszymi błyskami i grzmotami.
Usłyszała cichy chichot przy swoim uchu, którego tak bardzo nienawidziła. Chichot stawał się coraz bardziej głośny i zmieniał się śmiech.
Dziewczyna coraz bardziej się bała. Płakała już od kilku minut. Przestała słyszeć śmiech. Myślała, że już sobie poszedł. Lecz się pomyliła. Jego oddech tuż przy jej uchu powodował gęsią skórkę. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, chociaż nawet tam by ją znalazł. Zaczął do niej mówić. Albo jej się zdawało. Tak dawno nie słyszała słów. Pamiętała jedynie jedno zdanie wypowiedziane przez osobę, którą tak bardzo kochała.
Bardzo dobrze znała ten głos. Bardzo dobrze wiedziała co za chwilę usłyszy.
-Po co udajesz? Twoje życie się skończyło. Nie masz dla kogo żyć. Nikt cię nie kocha. Nawet twoja matka. Nigdy nikogo nie obchodziłaś. Lepiej byłoby jakbyś się nie urodziła. Nikt cię nie potrzebował. Nie miałaś nikogo kto by cię chociaż zaakceptował. Co dopiero mówić o miłości do ciebie. Jesteś śmieszna. Sądzisz, że ktoś na ciebie czeka? Wątpię, że jakbyś umarła ktoś by się przejął.
-Przestań! Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie tak nienawidzisz? - dziewczyna nie wytrzymała, upadła na kolana i płakała. Nie obchodziło ją to, że ją taką widzi. Nic ją nie obchodziło w tamtej chwili.
Po chwili usłyszała śmiech, którym gardziła. - Błagam! Zostaw mnie.
Nie wystarcza ci to w jakim jestem teraz stanie?
-Będziesz cierpieć jak ja, wynagrodzisz mi swoim bólem to, że mnie zabiłaś. Będę patrzeć jak giniesz, powoli i żałośnie. Staniesz się pusta w środku. Już nikogo nie zobaczysz, usłyszysz ani nikt ciebie. Powoli będziesz tu umierać a ja będę karmić się twoim smutkiem i rozpaczą. Będę się przyglądał i śmiał.
-To nie ja będę umierać samotnie tylko ty! Jesteś pusty. To nie ja ciebie zabiłam, tylko ty. Nikogo nigdy nie kochałeś, gardziłeś każdym i wszystkim. Umarłeś i nikogo nie miałeś. Nikt o tobie nie pamiętał. Ja wiem, że gdy się obudzę, będzie na mnie czekała osoba, która mnie kocha. - dziewczyna wygarnęła wszystko chłopakowi. Wierzyła w swoje słowa. Wiedziała, że jak się obudzi pierwszą osobą, którą zobaczy będzie właśnie on.
-Nie wiesz co mówisz. Twoje słowa są puste i nic nie znaczą. To ty mnie zabiłaś. Już nigdy o mnie nie zapomnisz. Będę twoim koszmarem a zarazem jedynym mężczyzną w twoim życiu. Nikt mi już ciebie nie odbierze. Już na zawsze będziesz ze mną. Pokochasz mnie tak jak ja ciebie.
-Zapomnę tak jak zapomniałam o tobie cztery lata temu. Nie liczyłeś się dla mnie. Nigdy nie będę twoja. Nigdy cię nie kochałam i nie będę kochać. Twoja śmierć była żałosna. Zasłużyłeś na to, po tym co zrobiłeś tylu ludziom.
Dziewczyna zamknęła oczy w nadziei, że już nigdy go nie zobaczy. Tak się stało.
Gdy otworzyła powieki wszędzie widziała jasność. Była w białym pomieszczeniu, jedynie znajdowały się w nim drzwi. Zaczęła biec. Najszybciej jak umiała. Czyli lekcje wychowania fizycznego się opłacały. Chwyciła za klamkę i najmocniej jak umiała pociągnęła za nią.
Do jej uszu dochodziły bardzo głośne dźwięki, z których zrozumiała tylko głos jakiejś kobiety mówiący.
-Odzyskaliśmy ją, obudziła się. Proszę zawołać lekarza, szybko.
Mrugała szybko oczami, żeby zobaczyć gdzie się znajduje. Znów była w jakimś białym pomieszczeniu. Przed jej oczami pojawił się jakiś facet.
-Dzień dobry panienko, nareszcie się pani obudziła. Myśleliśmy, że już nigdy się nie obudzisz.
-Co się stało? - dziewczyna ledwo wypowiedziała te słowa
-Była panienka w śpiączce przez sześć miesięcy. Miała pani wypadek samochodowy. Z dużą siłą wjechała w pani samochód ciężarówka. - lekarz nie zdążył dokończyć bo do sali wbiegł chłopak, o którym cały czas myślała. Patrzyli się na siebie i zdaje się, że mogli by tak zostać do końca życia, lecz lekarz im to przeszkodził. - Proszę wypoczywać, będziemy musieli jeszcze zrobić pani badania. - dokończył i wyszedł z sali, lecz dziewczyna w ogóle go nie słuchała.
-J-ja cię znam. T-to ty mi dawałeś wiarę. T-to o tobie myślałam przez ca-ły czas. Jesteś... - dziewczyna nie dokończyła, ponieważ rozpłakała się na samą myśl kim był chłopak.
-Cześć kochanie, to ja Cameron. Twój chłopak. Przez cały czas wierzyłem, że ci się uda i jednak się obudzisz. Tak bardzo tęskniłem. - w kącikach oczu pojawiły się łzy zarówno u dziewczyny jak i chłopaka.
Chłopak podszedł do łóżka dziewczyny i złożył całusy na początku na czole, potem zszedł do policzków i na końcu na usta. Był to ich pierwszy pocałunek od pół roku. Tak bardzo się za sobą stęsknili, że żadne słowa nie ujęły by jak się właśnie czuli. Nic się nie liczyło poza nimi.
Dla nich czas stanął.
Cieszyli się każdą sekundą spędzoną w swoim towarzystwie.
Od tamtej pory stali się nie rozłączni. Wszystko robili razem, nie ważne co to było.
Co jest najpiękniejsze? To, że ich miłość zwyciężyła i pokonała wszystkie przeszkody rzucane im w drodze do szczęścia. Założyli piękną i dużą rodzinę. Żyli tak dopóki śmierć po nich nie przyszła.
;
1045 słów
Ja nie wiem co tu się stało. Nie wyszło mi to. Ale naszło mnie na napisanie jakiegoś angsta, tak więc coś takiego stworzyłam. Łącznie jest tysiąc słów. Nie wiem jak to zrobiłam.
Mam dla was zagadkę, wymyślcie kim mógł być ten chłopak, który się tak z niej śmiał i mówił, że umarła. Mam nadzieję, że wiecie o kogo mi chodzi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro