27. Planeta Saiper cz. 2
Planeta Saiper, bliżej nieokreślona przeszłość
Młody Dziad poczuł, że coś ciągnie go w otchłań. Niespodziewanie znalazł się parę poziomów niżej wirtualnego świata. Wpadł wprost do jednego z tych pomieszczeń, w których znajdowały się dziesiątki kapsuł z uśpionymi ciałami liściastych istot. Podniósł się z podłogi, w którą boleśnie gruchnął. Zaskoczył go fakt, że poczuł upadek całym ciałem, że poczuł go w ogóle. Kapsuła, przy której wylądował, była pusta. Dziad nie wiedział czy to jego zasługa, czy zawsze taka była. Nagle coś mocno szarpnęło jego ramię, Dziad okręcił się wokół własnej osi, ale niczego nie zauważył. Dotknął piekącego miejsca na ramieniu i z zaskoczeniem odkrył, że krwawi. Kolejne szarpnięcie rozdarło skórę na prawym udzie. Młody Łowca warknął wściekle i wyciągnął przed siebie trzymany w dłoni cierń. Chciał się bronić, ale nie wiedział przed czym. Cień pojawił znienacka, liściasta dłoń zakończona długimi kolcami zmaterializowała się tuż przed jego twarzą i smagnęła policzek. Dziad nie zdążył się zasłonić ani uniknąć ataku. Miał ochotę krzyknąć, zawołać tchórza kryjącego się poza tym poziomem wirtualnego świata. Cień pojawił się ponownie, tym razem Dziad zaatakował pierwszy, zamachnął się swoją prowizoryczną bronią, jednak ta przeszyła tylko powietrze. Rozwścieczony cofnął się i wpadł na kapsułę. Dłonią wsparł się na jej powierzchni, wówczas w jej wnętrzu zmaterializowało się ciało Saiperianina, którego obrał sobie za cel. Dziad pojął, że istota była tu cały czas. „Nie jest materialny", pomyślał Dziad. Mimo to złapał za sztywne ramiona istoty i wyciągnął go siłą z kapsuły. Sapierianin zawył zaskoczony faktem, że jego podstęp został odkryty. Wyprostował się.
- Więc udało ci się mnie znaleźć, potworze - powiedziała liściasta istota, a jej głos brzmiał jak szum wiatru w koronach drzew. Mimo to Dziad zrozumiał. Nie odpowiedział, Łowca nigdy nie splamiłby się rozmową ze swoją ofiarą. Zacisnął mocniej dłoń na cierniu i rzucił się do ataku. Saiperianin okazał się szybki jak błyskawica, zbyt szybki jak na fakt, że całe swoje życie spędził w kapsule. Sprytnie uniknął napierającego Dziada i gdy ten rozpędzony wyminął go, rzucił się w jego kierunku, pochwycił go w stalowy uścisk i oplótł swym ciałem. Runęli obaj na podłogę, ale Saiperianin nie poluzował uścisku. Z każdym wydechem Dziad czuł, że obręcz na jego piersi zaciska się coraz mocniej. Desperacko szarpnął się, napiął mięśnie i próbował uderzyć przeciwnika tyłem głowy. Saiperianin nawet nie zareagował, tylko zwiększył uścisk. Dziad nie mógł ruszyć ani rękami ani nogami, tylko twarz miał wolną, jednak ciało Saiperianina było poza zasięgiem kłów. Łowca poczuł, że traci przytomność, dusił się, a po chwili odpłynął w niebyt.
Ocknął się gwałtownie, jakby wynurzył się spod wody. Raptownie łapał oddech i rozglądał się po otoczeniu, nie rozumiejąc, co się stało.
- Spokojnie - usłyszał nad sobą łagodny głos nadzorcy łowów. - Jesteś już bezpieczny, nic się nie dzieje. Dziad rozejrzał się, był z powrotem na statku.
- Co... co się stało? - zapytał.
- Przegrałeś - padła rzeczowa odpowiedź. Dziad opadł na oparcie fotela, w którym siedział. Wciąż czuł, że brakuje mu tchu.
- Przegrałem? - powtórzył, jakby to miało mu ułatwić zrozumienie tego, co się stało.
- Wyciągnąłem cię w ostatniej chwili, tak się przyssałeś do sztucznej rzeczywistości, że twoje ciało myślało, że naprawdę się dusisz.
Dziad odetchnął z ulgą, od honorowej śmierci wolał jednak życie. Odetchnął głęboko, nadzorca już się nim nie zajmował, odszedł do innego fotela, w którym również siedział kadet. Dziad z ulgą przeniósł wzrok z szerokich pleców mężczyzny na stojącą opodal dziewczynę. Ulżyło mu, że była cała i zdrowa, jednak w jej dużych, ciekawych świata oczach, Dziad dostrzegł smutek. Zmarszczył brwi i spojrzał na nią wymownie. Spuściła wzrok.
- Co się stało? - szepnął. Nie wiedział czemu to zrobił, ale czuł, że nie może zapytać o to wprost. Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy i, przesunąwszy się w bok, wskazała fotel, na którym nieruchomo siedział przyjaciel Dziada. Nie miał maski, a jego twarz wykrzywiona była w dziwnym grymasie.
- Twój przyjaciel nie miał tyle szczęścia co ty - wyjaśnił nadzorca, odkładając na miejsce urządzenie służące do przywracania akcji serca. Dziad przyglądał mu się przez chwilę, nie rozumiejąc togo, co powiedział mężczyzna.
- Próbowaliśmy go ratować, ale... nic nie mogliśmy zrobić. Potem ty dostałeś zapaści i musieliśmy pomóc tobie - wyjaśniła dziewczyna. Dziad wstał z miejsca i podszedł to fotela, na którym spoczywało ciało przyjaciela. Nie miało widocznych ran, nie było niczego, co wskazywałoby na przyczynę śmierci. Siedział tu, jak mógł zginąć w wirtualnej rzeczywistości?
- Przykro mi - powiedziała cicho dziewczyna i, odwróciwszy się, podeszła do nadzorcy. Położyła dłoń na jego ramieniu, jakby chciała go pocieszyć. Nie spodobało się to Dziadowi. Dlaczego okazywała temu mężczyźnie współczucie, podczas gdy to jego przyjaciel zginął? Nadzorca przymknął powoli oczy, jakby chciał w ten sposób dać znać, że wszystko z nim w porządku. Mimo to dziewczyna nie zabrała dłoni, niestosownie przeciągając tę chwilę bliskości. Jak mogła w tak ordynarny i ostentacyjny sposób dawać mu do zrozumienia, że więzi, które łączą ją z nadzorcą są silniejsze od tych, które łączą ich? To jemu powinna współczuć. Nie! Sama powinna być w rozpaczy, bo przecież ten młody mężczyzna, którego ciało leżało tu teraz w zupełnej ciszy oddał jej serce, a gdyby mógł, oddałby i duszę. Dziad z obrzydzeniem spojrzał na nadzorcę, mężczyzna był w sile wieku, a ona? Znacznie od niego młodsza. Na bogów, była dzieckiem, gdy tu trafiła. Co robił ten osobnik, gdy wszyscy na statku spali? Jakich hańbiących czynów się dopuścił, że zerwał więź łączącą ją z Dziadem? Ile gestów i spojrzeń wymielili między sobą nim zdradzili się tym jednym? Teraz na statu zostali już tylko oni, pozostali kadeci, w tym najlepszy przyjaciel Dziada, zginęli. Młody mężczyzna sięgnął po maskę przyjaciela.
- Podłącz mnie - powiedział stanowczo. Nadzorca oderwał się od wykonywanych czynności, zmierzył wzrokiem Dziada, trzymaną przez niego maskę i ciało młodego, martwego mężczyzny.
- Siadaj - powiedział, wskazując fotel, z którego niedawno podniósł się Dziad. Młodzieniec nie spodziewał się takiej reakcji, liczył raczej na twardy rozkaz, którym nadzorca zmusiłby go do opuszczenia pomieszczenia.
- Nie - zaoponowała dziewczyna. - Nie możesz go tam ponownie wysłać. Zimne i stanowcze spojrzenie wyblakłych oczu nadzorcy wystarczyło by zrozumiała, gdzie jest jej miejsce. Dziad uśmiechnął się na wspomnienie krnąbrnego charakterku siostry sprzed lat. Co zrobił nadzorca, że obłaskawił tę bestię? To musiało być coś paskudnego.
- Jeśli ci się uda - powiedział nadzorca - razem polecicie po swoje trofea.
-Jeśli mu się uda - dziewczyna podjęła rozmowę z tym samym sarkazmem, który Dziad tak dobrze znał. Więc jednak nie zmieniła się tak bardzo.
Nadzorca zerknął tylko na nią, po czym zasiadł przed komputerem
- Po podłączeniu znajdziesz się od razu w miejscu ostatniego logowania. Radzę ci żebyś uważał.
Młody mężczyzna usiadł wygodniej, ostatni raz spojrzał na towarzyszącemu osoby, zacisnął szczękę i założył na twarz maskę przyjaciela. Po chwili znalazł się w dziwnym, ciemnym pomieszczeniu. Z sufitu na środek sali kaskadą spływały błękitne przewody, po środku w kołysce wyściełanej miękkim żelem spoczywało szare ciało Saiperianina. Wydawało się, że jest suche, wręcz kruche. Jakby spadło z drzewa już dawno i tylko wyjątkowo sucha aura zakonserwowana je w tym stanie i nie pozwala mu zgnić. Dziad zacisnął pięści, skupił się i ku własnemu zaskoczeniu odkrył, że w dłoni zmaterializował mu się długi, zakrzywiony nóż. Podszedł bliżej, nie zamierzał walczyć honorowo, chciał po prostu wykończyć tę istotę. Chciał zemsty. Uniósł nóż do góry, by zadać cios i zamarł. Na przeciwko, pod ścianą, dostrzegł siedzącego w dziwnym fotelu przyjaciela. Młody Yautjańczyk wyglądał, jakby spał na siedząco. Po prawej dziad dostrzegł kolejnego młodego Yautjańczyka, a dalej jeszcze jednego. Im lepiej się przyglądał, tym więcej istot dostrzegał - pochodziły z różnych światów, ale wszystkie utknęły w tej rzeczywistości lub zostały uwięzione. To były zdobycze Saiperianina, jego trofea. Wszyscy ci, którzy jakimś sposobem dostali się do tego świata. Dziad pomyślał, że to był błąd. Nie powinni byli wchodzić na obce sobie terytorium, zanurzać się w tej nierealnej rzeczywistości. Pomyślał, że jeśli przegra, skończy tak, jak jego przyjaciel. A co jeśli jego umysł był wciąż żywy? Jeśli tylko tu utknął? Dziad odwrócił się, by ponownie zerknąć na ciało pogrążone iluzji. Powziął decyzję. Ponownie złapał za wiązkę i przeciął wszystkie kable.
- Myślisz, że gdyby było to takie proste - usłyszał głos sączący się zewsząd - to twój poprzednik nie wyszedłby stąd zwycięsko?Jesteś za głupi, żeby ze mną wygrać i zbytnio wierzysz w siłę swojej broni.
„To podstęp", pomyślał dziad, „nic nie jest tym, czym się wydaje".
Odwrócił się i ruszył gwałtownie w kierunku wizerunku swojego przyjaciela. Z rozpędu wbił ostrze noża w brzuch siedzącego.
Salę wypełniło zawodzenie. Dziad wyciągnął nóż i wbił go ponownie na wysokości serca. Oczy zaszły mu mgłą. Budynek począł drżeć w posadach i ryk wypełnił przestrzeń wokół. Świat stworzony przez Saiperianina walił się. Dziad wyciągnął ostrze, ponownie spojrzał w twarz przyjaciela. Grymas bólu i zdziwienia malował się na jego obliczu, powieki zamknięte do tej pory, rozwarły się powoli, lecz zamiast błyszczących źrenic spoglądały na Dziada mętne krople wizyjne.
- Zdychaj - szepnął Dziad, wbijając nóż pod żuchwę i przekręcając ostrze. Yautjańska powłoka, którą przybrał Saiperianin, zniknęła. Dziad odsunął się z obrzydzeniem. Istota była na skraju rozkładu, wyglądała inaczej niż jej wyobrażenie w kołysce, jej ciało gniło, rozpadało się.
Budynek zadrżał ponownie, posadzka pękła pod stopami Dziada, sufit kruszył mu się na głowę. Wszystko, co stworzyła liściasta istota, obracało się w perzynę. Dziad wycofał się na środek pomieszczenia. Saiperianin charczał i darł gnijącymi palcami rozdarte gardło. Światła zamrugały, a młody Łowca zniknął tak nagle, jak się pojawił.
- Gratuluję - usłyszał jej miękki głos tuż przy swoim uchu. Wciągnął powietrze, pachniało olejkiem, który dziewczyna wcierała w ciało. Dla kogo tak o siebie dbała? Dla nadzorcy? Dziad rozchylił powieki. Pochylała się nad nim, była blisko, stanowczo zbyt blisko. W jej oczach zalśniła iskierka rozbawienia, bawiła się nim tak, jak wcześniej pozostałymi mężczyznami. Niespodziewanie jej szczupłe palce znalazły się na jego brzuchu tuż nad klamrą paska i przesunęły się dół. Dziad poderwał się z miejsca i stanął na równych nogach.
- Co ty? - zapytał, czując jak szybko bije mu serce. Uśmiechnęła się figlarne i wzruszyła ramionami, robiąc przy tym minę, jakby nie miała pojęcia o czym on mówi?
- Zdaje się, że lecimy razem na planetę - odparła. - Więc lepiej się przygotuj.
- Widziałem go i nie chcę takiego trofeum
- Tym lepiej. - Uśmiechnęła się. - Byłoby kiepsko, gdybyś zginął. Matka by tego nie przeżyła. Polecę sama.
- Polecimy wszyscy - poprawił ją nadzorca.
- Słyszałeś co powiedział? On nie chce tego trofeum, a ja chętnie sprawię ścierwo tej paskudy, którą ubiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro