Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. "Mam wrażenie, jakbyśmy znali się od zawsze"

    — Czy jeśli coś zepsuję, pozwiesz mnie? — Usłyszał ciche pytanie dziewczyny, gdy jego samochód błysnął światłami, otwierając się.

    — Myślisz, że jestem taki okropny? — odpowiedział pytaniem, otwierając dla niej drzwi ze strony pasażera.

    — Nigdy nie byłam w takim samochodzie. Nie wiem, jak zachowują się ludzie posiadający takie samochody.

    — Czy coś w moim zachowaniu wydaje ci się podejrzane? — kontynuował swoje pytania.

    Wzruszyła jedynie ramionami, siadając na skórzanym fotelu.

    — Czy to odpowiedni moment, żeby zapytać, skąd bierzesz pieniądze? — Rozglądała się uważnie po wnętrzu pojazdu, starając się analizować każdy szczegół.

    — Nie ma się czym chwalić — odparł, gdy już obszedł samochód dookoła i zajął miejsce kierowcy. — Rodzinna fortuna.

    Maureen przytaknęła ze zrozumieniem. Zapięła pasy i oczekiwała, aż mężczyzna uruchomi silnik. Przyglądała mu się, gdy położył na jej kolanach torebkę z ich kawiarni. Zmarszczyła pytająco brwi.

    — Cały czas wyglądasz słabo. Przyda ci się trochę cukru — wyjaśnił szybko mężczyzna.

    Dziewczyna przygryzła wargę. Właśnie tak nie chciała, żeby musiał się wobec niej zachowywać. Nie chciała, aby traktował ją jak małe dziecko, które wymaga opieki.

    — Nic mi nie jest — spróbowała zaprzeczyć.

    — Nalegam. To co najmniej pół godziny, nim będziesz mogła zjeść coś na jarmarku.

    Maureen niechętnie zajrzała do środka wygniecionej torebki. Wyciągnęła znajdującą się w niej babeczkę i odpakowała kawałek.

    — Trafiłem? — Uśmiechnął się do niej, wyjeżdżając z parkingu.

    — Tak. Maliny są najlepsze — powiedziała podekscytowana, biorąc dość spory gryz słodyczy.

    Zerknęła na mężczyznę i z zaskoczeniem stwierdziła, że założył on okulary przeciwsłoneczne.

    — Wiem — mruknął, nim zdążyła zapytać. — To takie moje dziwactwo. — Wzruszył ramionami. — Nie umiem prowadzić bez okularów przeciwsłonecznych. Śmiało, można się ze mnie śmiać. — Dziewczyna zachichotała cichutko, jak na zawołanie.

    — Czy masz jakieś inne dziwactwa, o których powinnam wiedzieć? — zapytała rozbawiona.

    — Jaka w tym zabawa, jeśli podam ci wszystkie za jednym razem? — Błysnął swoimi zębami. Maureen musiała niechętnie przytaknąć.

    Zbliżali się właśnie do leśnej drogi, która prowadziła do pobliskiej wioski. To właśnie na jednym z pól obok niej rozkładano co roku jarmark jesienny. Odkąd mieszkała w tym miejscu, nigdy żadnego nie opuściła. Choć zawsze spędzała go z Keirą, Victor musiał posłużyć tego roku jako jej zastępca. Ten wieczór miał pokazać, czy był godny tego tytułu.

    Maureen nieświadomie posmutniała na samą myśl o swojej przyjaciółce. Nawet nie zauważyła, jak dotychczasowy uśmiech zniknął z jej ust, a głowa opuściła się odrobinę.

    — Co się dzieje? — Victor dostrzegł te drobne zmiany bez problemu i nie marnował czasu, pytając o nie. — Tylko nie mów, że nic, bo tego nie znoszę — ostrzegł, gdy dziewczyna otworzyła usta, planując to właśnie powiedzieć.

    Przygryzła wargę i spojrzała na niego. Wjechali na dobre w las, więc drogę oświetlały jedynie rozstawione bardzo sporadycznie lampy oraz światła innych samochodów. W tak ograniczonym świetle mężczyzna wyglądał niesamowicie. Żałowała, że nie mogła przyjrzeć się jego oczom, bo były skutecznie ukryte przez okulary, które nosił.

    Choć znała go tak krótko, jej podświadomość podpowiadała, że powinna mu zaufać i powiedzieć o wszystkim. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Gdy przebywała z tym mężczyzną w tak zamkniętej przestrzeni, sam na sam, jakaś siła, jakaś energia zdawała się ją do niego przyciągać. Wiedziała, że to niezdrowe i najpewniej powinna dać sobie czas, ale była pewna, że zauroczył ją bez opamiętania i zaczynała być w nim zakochana.

    — Martwię się o moją przyjaciółkę — odpowiedziała szczerze. — Zniknęła nagle i od jakiegoś czasu nie daje znaku życia. — Zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami.

    — Wiesz, dokąd mogła się udać? — dopytał.

    — Powiedziała, że skontaktowała się z nią jakaś rodzina. — Wlepiła wzrok w drzewa za oknem. — Ale jak mam być szczera, nie do końca jej uwierzyłam. Wydaje mi się, że stało się coś zupełnie innego, a ona szukała wymówki — dodała już znacznie ciszej, ledwo słyszalnym szeptem.

    — Dlaczego tak ci się wydaje? — kontynuował, wyraźnie zainteresowany tematem.

    — Czy ja wiem... Przeczucie. — Wzruszyła ramionami. — Wydawało mi się, że znam ją tak dobrze, że o wszystkim sobie zawsze mówiłyśmy, że nie ukrywałaby takich rzeczy przede mną... — Posmutniała jeszcze bardziej. Tym razem musiała powstrzymywać cisnące się do oczu łzy. — Być może właśnie tylko mi się wydawało...

    Victor nie odpowiedział. Rozpoznał zapewne, że w tym momencie dziewczyna rozmawiała bardziej ze samą sobą niż nim.

    — Przepraszam — powiedziała nagle, przykładając palce do zewnętrznych kącików swoich oczu, blokując łzy, nim zepsują makijaż, który tak starała się, aby znośnie wyglądał. — Nie powinnam rozmawiać o takich rzeczach na pierwszej randce. — Zaśmiała się nerwowo.

    — Powiem ci, że wcale nie czuję, jakby to było nasze pierwsze dłuższe spotkanie. — Uśmiechnął się pokrzepiająco. — Mam wrażenie, jakbyśmy znali się od zawsze.

    Dziewczyna spojrzała na niego i odwzajemniła jego uśmiech. Ona czuła się przecież dokładnie tak samo. Cieszyła się niesamowicie, że to nie jednostronne uczucie. Myślała, że być może los się do niej uśmiechnął i doświadczyła właśnie tej jedynej w swoim rodzaju więzi dwóch bratnich dusz i miłości od pierwszego wejrzenia. Wiedziała, że była naiwna, ale to wcale nie przeszkadzało jej w delektowaniu się tym momentem i obecnością mężczyzny w swoim życiu.

    Reszta drogi minęła im głównie w milczeniu. Dziewczynie nie przeszkadzało to jednak ani trochę. Dla niej to nie był ten niezręczny rodzaj milczenia, a ta chwila, w której po prostu dwie osoby cieszą się swoją obecnością nawzajem, zajmując jednocześnie własnymi przemyśleniami.

    Victor zaparkował sprawnie wśród wielu innych samochodów, które tego sobotniego wieczoru postanowiły przybyć w to samo miejsce, co oni. Maureen spodziewała się wielu osób, ale jednocześnie nie przeszkadzało jej to. Dla niej biegające wszędzie dzieci, chodzące za rękę pary i bawiące się grupki znajomych były czymś, co jedynie dodawało całemu wydarzeniu uroku.

    — Więc, dlaczego tu przybyliśmy? — zapytał Victor, rozglądając się uważnie dookoła, gdy tylko przekroczyli bramę jarmarku. Okulary zostawił w samochodzie, więc dziewczyna widziała teraz dokładnie jego ciemne oczy, co bardzo ją cieszyło.

    Maureen nie odpowiedziała, a jedynie wskazała palcem w stronę jednej z przyczep z jedzeniem. Mężczyzna podążył za jej wskazówkami i dostrzegł staro wyglądający szyld z namalowanym hamburgerem.

    — Przyszliśmy tu na hamburgery? — Uniósł brew.

    — Nie brzmij na takiego zawiedzionego. To nie byle jakie hamburgery, to najlepsze hamburgery, jakie w życiu będziesz miał okazję zjeść. — Wyszczerzyła zęby.

    Pomimo jej bardzo podekscytowanego zapewnienia, mężczyzna wciąż nie wyglądał na przekonanego. Dziewczyna chwyciła go jednak za ramię i zaczęła prowadzić w kierunku miejsca, w którym sprzedawali jej ulubione jedzenie. Stanęli w kolejce. Sama była zaskoczona swoją śmiałością, ale jeśli w grę wchodziły hamburgery z jarmarku, żadna nieśmiałość nie była w stanie stanąć jej na drodze.

    — Witaj, Maureen — odezwał się sprzedający jedzenie mężczyzna, gdy już doczekali się na swoją kolej. — Och, witaj, przystojny, wysoki mężczyzno stojący obok Maureen — dodał z uznaniem na widok Victora.

    Dziewczyna poczuła, jak jej policzki zrobiły się wyjątkowo ciepłe.

    — Panie Greenwood — jęknęła wymownie.

    — No dobrze, dobrze. — Zaczął zabawnie poruszać brwiami. Maureen absolutnie uwielbiała tego staruszka i to nie tylko dlatego, że wciskał do jej hamburgera tyle ogórków, ile tylko ta biedna bułka była w stanie pomieścić. — Dla ciebie to, co zawsze, a dla niego? — Spojrzał na mężczyznę, który zdążył pozbyć się już niezadowolonej miny i teraz wyglądał po prostu na zaciekawionego.

    — Wezmę to, co ona — odpowiedział bez chwili namysłu. — Przekonam się, co to twoje ulubione jedzenie jest warte. — Uśmiechnął się zadziornie.

***

    Wampir odchrząknął po raz ostatni i gniewnie łypnął na księżyc przedzierający się między gałęziami lasu. Musiał pozbyć się tego paskudnego jedzenia, do którego zmusiła go pewna dziewczynka. Wiedział, że odmawiając, sprawi jej niesłychaną przykrość, a wśród tak wielu ludzi, jak tam, będzie miał problem manipulować jej emocjami.

    Było to jednocześnie urocze i irytujące, jego zdaniem, że zachowywała się w niektórych sytuacjach tak dziecinnie. Założył jednak, że będzie musiał po prostu zaakceptować to jako część jej charakteru i pogodzić się z tym, że trafił mu się tym razem ktoś inny od większości żywicielek, które przeważnie wybierał.

    Powtarzał sobie jednak, że wszystko to się kiedyś opłaci. Musiał jedynie wciąż pozostawać cierpliwy i sprawić, aby tego wieczora się w nim jeszcze bardziej zadurzyła.

    — Już chciałam sobie szukać podwózki do domu — powiedziała dziewczyna na jego widok. Wampir przybrał skruszony wyraz twarzy i zaczął przepraszać. — Wszystko w porządku?

    — Tak — zapewnił ją z delikatnym uśmiechem. — Dzwonił prawnik, który zajmuje się moimi sprawami. Jest świetny w tym, co robi, ale jak się rozgada, nie potrafi skończyć. — Wywrócił wymownie oczami.

    — Nic się nie dzieje. — Uśmiechnęła się niewinnie.

    — Więc, co robimy teraz? — zapytał, a gdy tylko to zrobił, twarz dziewczyny rozpromieniła się całkowicie.

    — Teraz idziemy na kawę — poinformowała, znów wskazując palcem na konkretną przyczepę. — To bardziej w twoim guście niż hamburgery, prawda? — Spojrzała na niego przepraszająco. Wciąż musiała czuć się nieco winna, że kazała mu zjeść coś, co wyraźnie nie było w jego guście.

    — Owszem. — Wampir podał jej dłoń, którą ujęła z delikatnym zawahaniem. Gdy tylko to zrobiła i ich skóra złączyła się ze sobą, Victor zadbał, aby jakiekolwiek negatywne uczucia zniknęły całkiem z jej głowy. Tego dnia miała się przy nim czuć jedynie dobrze.

    Jego uwagę przykuła jednak mała dziewczynka przebrana w tandetnie wyglądający kostium, która biegła w ich kierunku. Skupiała się jedynie na ogromnym misiu, który był niemal tak wielki jak ona.

    — Oj, uważaj, wasza wysokość — powiedziała łagodnie Maureen, gdy stało się to, co przeczuwał wampir i dziecko wpadło na nią.

    Victor zauważył to już wcześniej, ale dziewczyna wydawała się mieć jakąś moc, w związku z którą wystarczyło, że jakikolwiek człowiek tylko na nią spojrzał, o rozmowie nie wspominając, rozpogadzał się natychmiast. Podobnie było z tą dziewczynką. Uśmiechnęła się szeroko, choć jednocześnie przepraszająco i zaprezentowała Maureen swojego pluszaka.

    — Wygrałam misia! — oznajmiła z podobnym podekscytowaniem, jak dziewczyna wcześniej robiła pierwszy gryz swojego hamburgera. Wampir uznał to za fascynujące, jak podobne wydawały się te dwie osoby, choć różniło je tak wiele lat.

    Przebrana dziewczynka nie czekała nawet na odpowiedź, jedynie ominęła ich dwóch sprawnie i pobiegła dalej w tłum.

    — Powinienem wygrać jednego takiego dla Ciebie? — zapytał wampir, myśląc, że Maureen była dokładnie taką osobą, której spodobałoby się coś takiego.

    — Czemu jesteś taki pewny, że będziesz w stanie? — Uniosła brew, zadzierając mocno głowę w górę, aby móc mu spojrzeć w oczy. Victora bawiła różnica wzrostu między nimi. Była kolejną z rzeczy, która dodawała jej uroku i niewinności. Drażniło go, że w jej okularach odbijały się kolorowe światła z otaczającego ich jarmarku, bo nie mógł się dokładnie przyjrzeć temu, co było pod spodem.

    — Jestem w końcu Victorem, czyż nie? — Uśmiechnął się pewnie, dotykając jej nosa w zadziorny sposób. Zachichotała i potulnie wtuliła się w jego ramię, gdy zaczęli zmierzać w kierunku namiotu, w którym oferowali właśnie takie misie za trafienie do celu.  

(1790 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro