Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. "To może utrudnić sprawę"

    Godziny spędzone w pracy w sobotę nie wydawały się nawet aż tak uciążliwe, gdy tylko pomyślała, jaka nagroda miała na nią później czekać. Spotka się po raz pierwszy w oficjalny, nieprzypadkowy sposób ze swoim nowym znajomym.

    Zazwyczaj nie chciało jej się malować. Nie była w tym też zbyt dobra. Na szczęście los obdarzył ją też kilkoma pozytywnymi cechami. Jednymi z nich były gęste rzęsy i czysta skóra. Makijaż na co dzień nie był więc konieczny. Dziś jednak była wyjątkowa okazja. Taka, która zasługiwała nawet na nałożenie makijażu i ułożenie niesfornych włosów.

    — Wyglądasz... — Mike przerwał w połowie zdania, a Maureen posłała mu zaciekawione spojrzenie. — Promiennie. Wyglądasz promiennie — skomplementował ją, na co dziewczyna przytaknęła powolnie. Od nieszczęsnego wyznania uczuć, Mike nie prawił jej już komplementów.

    — Dziękuję, Mike — odparła, aby sytuacja nie stała się niezręczna. — Wyspałam się dzisiaj. — Uśmiechnęła się rozmarzona. Całą noc śniła o nim. Sny te wydawały się niesamowicie realistyczne. Gdy budziła się rano, miała wrażenie, że jeszcze przed chwilą był przy niej, a pościel zdawała się pachnieć męskimi perfumami.

    Victor przyszedł po nią przed końcem zmiany i wszedł do środka. Zauważyła to niezadowolona, wiedząc, że nie będzie miała jak się wymigać od wytłumaczenia tego przyjacielowi. Nawet jeśli nie będzie wymagał wyjaśnienia, tajemniczy mężczyzna blisko niej na pewno podniesie jego podejrzenia. Nie była głupia. Choć miesiąc temu, gdy Mike w końcu zebrał się na odwagę, aby jej powiedzieć, co do niej czuł, zapewniał ją, że nie ma nic przeciwko pozostaniu przyjaciółmi, cały czas widziała sposób, w jaki na nią spoglądał i wiedziała, że ta rozmowa okropnie go zraniła. Powiedziała mu też, że aktualnie nie była gotowa się z nikim spotykać, a kilka tygodni później szła na randkę z nowopoznanym mężczyzną.

    Nie mogła być jednak zła na Victora. Powinna mu powiedzieć, aby nie wchodził do środka, jeśli tak bardzo jej na tym zależało. Być może jednak to było czymś, co miało pozwolić chłopakowi naprawdę ją sobie odpuścić. Miała nadzieję, że coś dobrego wyjdzie z niespodziewanej wizyty mężczyzny w kawiarni.

    — Pracuję jeszcze, panie Victorze. — Uniosła brew, chcąc wyglądać na zdziwioną i oburzoną jednocześnie.

    — Myślałem, że jesteśmy już po etapie „pan". — Uśmiechnął się, naśladując jej uniesioną brew. W jego wykonaniu wyglądało to jednak znacznie lepiej.

    — Teraz jesteś klientem. Jakaś etykieta mnie chyba obejmuje. — Victor odpowiedział jej cichym prychnięciem. — Chciałbyś coś? Czarną jak noc i gorzką jak życie? A może coś jesiennego, żeby wprawić cię w nastrój? — Uśmiechnęła się nieśmiało, myśląc o tym, co zacznie się za kilka minut.

    — Dziękuję — odmówił, obserwując ją uważnie. Podobało mu się, jak śmiała się zrobiła, gdy tylko zaczęła czuć się przy nim dobrze. Musiał wprawić ją teraz w dobry nastrój, bo w tłumie, w który mieli za chwilę wejść, zadanie to będzie znacznie trudniejsze.

    — Więc wszedłeś do środka, aby obserwować, jak będę rozliczać kasę?

    — Nie. — Uśmiechnął się zadziornie. — Chciałem po prostu zobaczyć cię w tym uroczym fartuszku.

    Maureen spuściła głowę, rumieniąc się. Nie chciała, aby Victor zobaczył, że udało mu się ją zawstydzić. Z jakiegoś powodu bardzo nie chciała być nieudolną, nieśmiałą dziewczynką przy nim. Być może to różnica wieku między nimi? Miała wrażenie, że ktoś taki jak on nie zainteresuję kimś, kto będzie się rumienił co drugi komplement.

    — Nie mogłeś mi pozwolić choć raz wyglądać dobrze, gdy mnie zobaczysz? — Zebrała w końcu siły, aby wydusić z siebie niby nonszalancką odpowiedź.

    — Co masz na myśli? Wyglądałaś niesamowicie za każdym razem. — Victor zmarszczył brwi, a dziewczyna nie mogła się powstrzymać przed obdarzeniem go szczerym uśmiechem.

    — Kłóciłabym się. — Nie odpuszczała. — Za pierwszym razem byłam po podwójnej zmianie i przykrym spotkaniu z ulewą rano, a za drugim w trakcie załamania nerwowego. — Zaśmiała się.

    — Cholera! — Oboje usłyszeli głośne przekleństwo, poprzedzone syknięciem, które dotarło z zaplecza. Spojrzeli natychmiast w tamtym kierunku.

    — Mike? — zapytała zaniepokojona Maureen, idąc w stronę chłopaka. Stanęła w drzwiach i bardzo szybko zauważyła, co było powodem jego krzyku. Otwierał pudło z cukrem, który im się skończył i przeciął dłoń ostrym nożem, którego do tego zawsze używali.

    Dziewczyna z przerażeniem stwierdziła, że to musiała być głęboka rana. Chłopak miał zaciśniętą dłoń, więc nie widziała dokładnie, jak bardzo się zranił, ale sącząca się spomiędzy palców krew, natychmiast przyprawiła ją o zawroty głowy.

    — O matko — jęknęła, a skóra zjeżyła jej się na całym ciele. Podparła się ręką o framugę drzwi i spuściła głowę.

    Victor, choć przeważnie zupełnie niezainteresowany męską krwią, był wygłodniały do tego stopnia, że nawet ten zapach wywołał nieprzyjemne pieczenie w jego gardle. Zacisnął dłonie w pięści i szukał czegoś, na czym mógłby skupić swoją uwagę. Wlepił spojrzenie w stojącą w drzwiach na zaplecze dziewczynę, która zakrywała usta dłonią, bardzo nieudolnie starając się nie zwymiotować lub nie zemdleć.

    — Maureen, wszystko w porządku? — zapytał delikatnym głosem, zapominając zupełnie o krwawiącym chłopaku. Wyczuwał jej obrzydzenie połączone ze strachem i był absolutnie zafascynowany, że było aż tak silne.

    — Tak, ja tylko... — Nie dokończyła.

    W kawiarni nie było żadnych innych klientów, a biorąc pod uwagę stan obu pracowników, Victor dał samemu sobie pozwolenie na wejście za ladę. Gdy tylko znalazł się blisko dziewczyny, chwycił ją w pasie i pozwolił jej na objęcie jego ramienia. Wyglądało to dość komicznie i było bardzo nieefektywne, biorąc pod uwagę ich różnicę wzrostu. Bardzo szybko zrezygnował więc z takiej metody transportu i uniósł ją jak pannę młodą, ignorując zaskoczone piśnięcie.

    Na zapleczu, blisko szafek z ubraniami, znajdowała się stara kanapa przeznaczona dla pracowników. Victor położył Maureen na niej, upewniając się, że jej nogi będą wyżej niż normalnie. Rzucił na nią ostatnie spojrzenie, chcąc być absolutnie pewnym, że nie upadnie i wrócił do krwawiącego chłopaka.

    — Zawieźć cię na pogotowie? — odezwał się do niego spokojnie, obserwując krwawiącą dłoń. Chłopak spojrzał na niego i pokręcił głową. — Gdzie macie apteczkę?

    Po otrzymaniu wskazówek wrócił z pudełkiem i przypilnował, aby Mike dotarł do łazienki i mógł się sam opatrzyć.

    Maureen dochodziła już do siebie. Usiadła, pomimo protestu Victora i spojrzała na niego. Usiadł obok, nieprzyjemnie zatapiając się w starej kanapie i pogładził ją po plecach.

    — Jestem bezużyteczna. — Zaśmiała się słabo, gdy Victor objął ją i pozwolił, aby oparła czoło na jego klatce piersiowej.

    — Hemofobia? — Przyjrzał jej się zaciekawiony, odgarniając kosmyki włosów z odrobinę spoconego czoła.

    Dziewczyna przytaknęła bezgłośnie, a wampir musiał powstrzymać niezadowolone mruknięcie. Myślał o wszystkich sposobach, na jaki to może utrudnić sprawę. Z całą pewnością Maureen będzie wymagała odrobinę więcej jego troski, aby zgodzić się na zostanie żywicielką.

    Mike wyszedł z łazienki z opatrzoną już dłonią. Rana nie była tak głęboka, jak się wydawała z początku, ale okazała się być w bardzo irytującym miejscu, które krwawiło niesamowicie obficie. Zawiesił swoje spojrzenie na kanapie. Ludzie mówią czasem, że poczuli ukłucie zazdrości. Dla niego zobaczenie Maureen w ramionach innego mężczyzny było, jakby zazdrość wbiła mu nóż i zaczęła nim obracać.

    Obiecał sobie, że odpuści. Próbował samego siebie przekonać, że natrafi się wkrótce kolejna dziewczyna, która wywoła w nim podobne uczucia. Ta sytuacja odkopała jednak wszystko to, co chciał ukryć i sprawiła, że miał ochotę jednocześnie wydłubać oczy mężczyźnie i zacząć płakać jak dziecko. Zmierzył swojego konkurenta spojrzeniem. To szybkie rozeznanie utwierdziło go jedynie w przekonaniu, że nie znajdowali się nawet w tej samej lidze. Uczucie zazdrości spotęgowało się, więc Mike wyszedł na sklep, próbując nie torturować się więcej tym widokiem.

    Victor uśmiechnął się pobłażliwie. Cieszył się, że niektórym ludziom tak łatwo przychodziło zdawanie sobie sprawy ze swojego miejsca w hierarchii. Pozbycie się chłopaka z jej życia mogło okazać się łatwiejsze, niż początkowo przypuszczał. Wystarczyło, że się pojawił, a Mike sam stworzył okazję, w której jego męska duma mogła zostać zraniona.

    Maureen wyprostowała się i wstała ostrożnie, cały czas podpierana przez wampira, który przyglądał się jej uważnie. Upewnił się, że uśmieszek sprzed chwili został zastąpiony przez autentycznie wyglądającą, zmartwioną minę.

    — Przebiorę się — powiedziała, a mężczyzna widział, że bardzo próbowała brzmieć pewnie. — Przepraszam, że musiałeś mnie zobaczyć w takim stanie.

    — Jakby ci się znów zrobiło słabo, usiądź i mnie zawołaj. Nie chcę, żebyś się o coś walnęła, mdlejąc.

    — Nie martw się o mnie — mruknęła. — Wrócę za chwilę.

    Victor zostawił ją samą, dając jej wcześniej polecenie, aby napiła się wody. Chciał kupić coś słodkiego, aby podnieść odrobinę jej cukier. Już, gdy tu przyszedł, wyglądała dość blado. Domyślał się, że nie jadła dziś zbyt wiele. To w połączeniu z niesamowicie irytującą fobią musiało w końcu wybuchnąć. Rozglądał się po wystawie, szukając czegoś odpowiedniego. Zauważył kątem oka, że Mike mu się przyglądał. Nie umknęło jego uwadze nienawistne spojrzenie, które posyłał w jego stronę.

    — Poproszę tę babeczkę. — Victor wskazał na pierwszy lepszy smakołyk i uśmiechnął się sztucznie do chłopaka. Widział, jak ten walczył ze samym sobą, pakując jego zamówienie. Planował zapewne wyjść na wyższego w tej sytuacji i zachować się profesjonalnie. Wymuszony uśmiech bardzo szybko zmienił się na prawdziwy, rozbawiony nieudolną próbą schowania swoich emocji przed wampirem.

    — Kim jesteś? — Ciekawość wzięła nad nim górę, gdy wypluł z siebie niemalże pełne pretensji pytanie.

    — Czy to ma znaczenie? Sprzedajecie babeczki jedynie określonym osobom? — Wampir uniósł brew, a jego nonszalancki ton zagotował coś wewnątrz chłopaka.

    — Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Za kogo się uważasz, myśląc, że możesz się tak do niej przystawiać? — warknął Mike, a Victor nawet nie powstrzymywał lekceważącego prychnięcia, które wydostało się z jego ust. Pozbycie się tego człowieka zdecydowanie będzie dziecinnie proste. — Co cię bawi? — dopytał chłopak, gniotąc gniewnie papierową torebkę z deserem w środku.

    Wampir zastanawiał się przez chwilę, czy powinien dać się wplątać w tę dziecinną wymianę słów. Myślał, że przecież jego godność i dojrzałość powinna być powyżej tego. Złowrogi uśmiech formujący się na jego ustach podpowiadał jednak inaczej. Chciał zobaczyć, czy jeśli popchnie go wystarczająco, chłopak dosłownie wybuchnie.

    — Z tego, co wiem, jesteś tylko jej przyjacielem. W pewnym momencie musisz zaakceptować swoją porażkę i przestać się zachowywać jak zazdrosny były. Przyczepienie się do niej tak bardzo jest niesamowicie niemęskie.

    — Nie musisz mnie edukować na temat tego, jak być mężczyzną — syknął chłopak, a ból pojawił się na jego twarzy, bo zacisnął w pięść dopiero co zranioną dłoń.

    — Sprzedasz mi tę babeczkę czy nie? — zapytał rozbawiony Victor.

    — Maureen nie znosi malin. — Mike dosłownie rzucił w niego torebką. Wampir złapał ją sprawnie i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zapłacił szybko, przykładając swoją kartę do czytnika.

    Maureen wyszła już w swoich ciuchach z zaplecza. Mężczyzna szybko stwierdził, że jej styl nie wpasowywał się w żaden sposób w jego gust. Miała na sobie biały sweter, którego część wepchnęła w przetarte jeansy, a na górę zarzuciła kurtkę ze sztucznej skóry. Victor widział ją zdecydowanie w sukienkach z rozkloszowanym spodem i kokardkami pod szyją. Wiedział, że zakupy były na liście obowiązkowych rzeczy, gdy już zostanie jego żywicielką.

    Wampir podał jej dłoń, a ona chwyciła ją bez zawahania. Mężczyzna posłał ostatni zwycięski uśmiech w stronę stojącego za ladą chłopaka. Skierowali się w stronę wyjścia. Dziewczyna zapytała jeszcze szybko, czy Mike na pewno nie potrzebuje pomocy, a ten zapewnił ją, że zadzwonił już do ojca, który pomoże mu zamknąć kawiarnię. Pożegnali się, a Victor i Maureen wyszli na zewnątrz.

    Mężczyzna uwielbiał tę porę roku. Pomimo tego, że było zaledwie po osiemnastej, ściemniło się już prawie całkowicie. Spoglądał chwilę na księżyc, od którego chciał otrzymać odpowiedź, co sądził o całej tej sytuacji. Ten skwitował ją milczeniem. Być może był jeszcze zbyt słaby, aby poprawnie wyrazić swoją opinię.

    — Victor? — Usłyszał ciche pytanie. Dopiero teraz zorientował się, że zdecydowanie zbyt długo wgapiał się w niebo bez żadnego ruchu.

    — Wybacz, zamyśliłem się — mruknął przepraszająco i zaczął prowadzić ją na parking, na którym zostawił samochód.  

(1940 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro