Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. "Dobrze, Victorze"

    Maureen wróciła do swojej sypialni. Cały czas czuła ogromne wyrzuty sumienia, że zamiast martwić się o przyjaciółkę, która zniknęła bez wyjaśnienia, nie potrafiła się pozbyć z głowy myśli o Victorze. Nie mogła zrozumieć, czemu ktoś taki, jak on, mógłby się nią interesować.

    Spojrzała na siebie w lustrze, którego nie dała rady przecież całe życie unikać, choć bardzo by tego chciała. Za niska, za szerokie biodra, za małe piersi, okrągła buzia, której nie znosiła tak bardzo, że upewniała się, aby cały czas przykrywała ją grzywka. Mogłaby wyliczać swoje wady bez końca, a Victor... Victor wydawał jej się idealny. Gdy przyglądała się jego twarzy, miała wrażenie, że spoglądała na wyrzeźbione w kamieniu dzieło sztuki, które jakimś cudem ożyło i również zerkało na nią w odpowiedzi.

    Wampir wcale jednak idealny nie był. Pomimo swojego godnego antycznego herosa ciała, jego charakter pozostawiał wiele do życzenia. Nawet te cechy, które większość ludzi uznałaby za pozytywne, on wykorzystywał tylko i wyłącznie do swoich samolubnych i nierzadko okrutnych celów.

    Tak właśnie było teraz. Determinacja w dążeniu do celu to atrybut, który chciałby posiadać każdy człowiek. Celem Victora było jednak zdobycie na własność pewnego małego człowieczka. Postanowił nie spocząć, dopóki będzie miał jej podpis na egzemplarzu specjalnie przygotowanej umowy, która już teraz czekała na swoją kolej w szufladzie jego biurka. Dziewczyna przyjdzie do niego, nawet jeśli wampir będzie musiał zrujnować jej życie, aby oddanie się mu było jedyną opcją, jaka jej została.

    To właśnie w swojej samolubności postanowił zrobić.

    Z początku ocenił ją źle. Myślał, że okaże się łatwa. Sądził, że gdy popchnie ją odrobinę w kierunku zaufania mu, będzie jadła mu z ręki. Okazało się jednak, że zaufanie mu sprawiło, że dziewczyna zrobiła się bardziej dziecinna i zadziorna niż posłuszna. Z niepokojem zauważył również jej ogólny brak zainteresowania pieniędzmi, które mógł jej zaoferować. Niestety nie należała chyba do tego typu osób, które poślubiłyby obrzydliwego starca, by dorobić się fortuny. Takie od zawsze należały do najprostszych do zdobycia.

    Victor wrócił do swojego apartamentu zupełnie wycieńczony. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem cokolwiek wydało mu się na tyle ważne, żeby opuścić schronienie pod dachem w ciągu dnia. Natychmiast wrócił na swoje łóżko i rozłożył się na nim. Leżał tak bez ruchu kilka chwil, zbierając siły. Cały czas czuł cudowny zapach dziewczyny. Jego portfel zdążył nim odrobinę przesiąknąć. Zapach ten, miał wrażenie, mógłby zaprowadzić go do grobu.

    Wiedział, że było już za późno, żeby się zatrzymać. Moment, w którym mógł sobie odpuścić, skończył się, gdy przekroczył próg tej kawiarni. Od tamtej chwili jego myśli zapełniał tylko jeden cel — otrzymanie odrobiny tego małego człowieczka tylko dla siebie. Narastała w nim obsesja, którą rozpoznał jako wyrywającą się spod kontroli, ale nie zamierzał zrobić nic, aby ją zatrzymać.

    Nie czekał ani chwili dłużej. Ktoś musiał mu ułatwić polowanie. Nie zamierzał sam brudzić sobie rąk, zastawiając pułapki na dziewczynę. Znał wiele Niższych, które nigdy jeszcze nie wzgardziły możliwością zarobku. Przeszukiwał w wyobraźni listę, myśląc o odpowiedniej osobie. W końcu dotarł do Sary. Choć na papierze wierna była swojej pani — Adelheid, nie przywiązywała się do tego zbyt mocno. Miała pewną wyjątkową cechę, która sprawiała, że nadawała się na to stanowisko — była niemalże tak niziutka jak Maureen, czyniąc ją perfekcyjną osobą do podszycia się pod nią.

    Gdy już zaczęło się ściemniać, podniósł się z miejsca, w którym spoczywał i zaczął iść do swojego gabinetu. W drodze do niego zauważył swoje odbicie w lustrze. Jego szczęka była zaciśnięta, a oczy błyszczały wyjątkowo wyraźnie, mimo ograniczonej ilości światła księżyca, które mogły odbijać. Uśmiechnął się pobłażliwie, rozluźniając tym mięśnie twarzy. Podszedł do jednej z ogromnych zasłon, które uniemożliwiały mu wyjrzenie na zewnątrz i szarpnął za nią gwałtownie, odsłaniając sobie widok. Posłał swojemu astralnemu towarzyszowi triumfalny uśmiech. Dzisiaj miał dobry humor, a determinacja, z jaką podchodził do zdobycia Maureen, zaskoczyła nawet jego samego. Nie zamierzał przejmować się tego dnia cichymi naukami księżyca.

    Kazał Elliottowi niezwłocznie wezwać do siebie Sarę. Sługa odpowiedział mu w kilka minut, informując, że wampirzyca znajdowała się w zupełnie innej części świata i dotarcie tutaj zajmie jej jakiś czas. Nawet chwilowe niezadowolenie, które poczuł po usłyszeniu tej informacji, nie popsuło mu humoru. Postanowił, że zrobi wszystko, aby wykorzystać ten czas w jak najlepszy sposób.

    Spojrzał na leżący na biurku telefon. I choć wiedział, że jego myśli się powtarzały, nawet konieczność korzystania z niego nie zamierzała mu dzisiaj popsuć humoru. Niepokoił go fakt, że od rana nie otrzymał ani jednej wiadomości od Maureen. Miała się zdecydować, gdzie chciała się z nim spotkać. Obawiał się, że chwila moment okaże się, że odpowiedzią jest „nigdzie". Myślał, czy popełnił błąd i zadziałał zbyt zapobiegawczo, pozbywając się Keiry już w tym momencie.

    Zadzwonił do Elliotta po raz kolejny i kazał mu znaleźć sposób na skontaktowanie się z Niższą. W tym momencie miała siedzieć w pociągu, który wywoził ją na północny wschód Europy, gdzie oddalona od wszystkiego, przejdzie niezbędne szkolenie. Sługa spisał się doskonale i zaledwie chwilę później, Victor w spokoju przysłuchiwał się sygnałowi, licząc, że wampirzyca będzie miała możliwość odebrać.

    — Tak? — Usłyszał niepewny głos.

    — Keira? — zapytał i usłyszał ciche złapanie tchu. Musiała rozpoznać jego głos. — Maureen jest zbytnio zmartwiona twoim zniknięciem. — Nie czekał na odpowiedź Nizszej. — Zadzwoń do niej i przekonaj ją, że nie powinna rezygnować z życia, tylko dlatego, że cię przy niej nie ma.

    — Oczywiście, panie — szepnęła w odpowiedzi.

    Uśmiechnął się, odkładając telefon, opierając głowę o oparcie fotela i wpatrując się w księżyc. Oczekiwał na swoją wiadomość.

***

    Maureen musiała powstrzymywać się, aby nie pisnąć przeraźliwie głośno, gdy na ekranie wyświetliło jej się zdjęcie przyjaciółki. Niemal upuściła urządzenie, gdy trzęsącymi się dłońmi, naciskała zieloną słuchawkę.

    — Mar? — Głos, z jakim Keira wypowiedziała jej ksywkę, dosłownie złamał jej serce. Brzmiała na taką wycieńczoną i kompletnie zmarnowaną. Dziewczyna usiadła prosto na swoim łóżku i przywitała się z nią cichutko. — Błagam, nie mów, że się o mnie zamartwiasz — kontynuowała blondynka. — Pamiętaj, że to ja jestem mamą w tej przyjaźni. — Maureen słyszała, że jej głos zmienił się na nieco bardziej radosny. Sama uśmiechnęła się blado, marząc, aby móc się teraz przytulić do Keiry. Zamartwiała się, ale tym razem miała do tego cholernie dobry powód.

    — Co się stało? — zapytała, nie zamierzając odpuszczać swojej współlokatorce. — Rano byłam zbyt osłupiała, aby o cokolwiek zapytać.

    — Nie wystarczy ci, jeśli powiem, że to bardzo zagmatwane? — odpowiedziała pytaniem Keira, na co od razu usłyszała ciche zaprzeczenie. — W wielkim skrócie, dostałam list z odpowiedzią na wiele tych, które wysłałam do kobiet, które mogły potencjalnie być moją matką. Jedna z nich odpowiedziała i to, co było napisane w jej liście, sprawiło, że musiałam pojechać się z nią spotkać.

    — Nie wiedziałam, że wysyłałaś listy.

    — Nie chciałam cię zranić. Wiem, że ty nie masz możliwości nigdy spotkać się ze swoją rodziną, więc nie chciałam stawiać cienia nadziei na to, że ktoś mi odpisze nad twoje zdrowie. Tylko niepotrzebnie wygrzebywałabym wspomnienia. Przysięgam, że wyjaśnię wszystko, gdy tylko wrócę. Proszę, nie martw się o mnie. Ja też rano nie byłam w stanie czegokolwiek z siebie wydusić. Przepraszam, że zmartwiłaś się tak strasznie moim stanem.

    — Obiecujesz, że jesteś bezpieczna i nic ci nie jest? — Do oczu dziewczyny napłynęły łzy.

    — Obiecuję, Mar. Nie martw się. — Choć jej przyjaciółka brzmiała przekonująco, Maureen przygryzła wargę, nie mogąc tak po prostu pozbyć się zmartwienia. — A ten przystojny mężczyzna z kawiarni — Keira zmieniła temat — był po swój portfel?

    — Był. — Dziewczyna nie była w stanie powstrzymać delikatnego uśmiechu na wspomnienie mężczyzny.

    — I...?

    — Chce, żebym dała mu się gdzieś wyciągnąć.

    — Widzę, że nie marnujecie czasu. — Blondynka zachichotała złośliwie, a Maureen poczuła okropną chęć rzucenia w nią poduszką, jak zawsze, gdy nie traktowała jej poważnie.

    — Oj, przestań. — Musiała się zadowolić wywróceniem oczami. — Nawet nie wiadomo, czy coś z tego będzie. Nie masz pojęcia, jak bardzo on jest poza moją ligą.

    — Więcej wiary w siebie, Mar. Nie zapraszałby cię przecież, gdyby nie był zainteresowany. Poza tym to dobry sposób, żebyś choć na chwilę przestała się mną zamartwiać. To, że mnie nie ma, nie znaczy, że masz przestać żyć.

    — Myślisz, że powinnam się zgodzić?

    — Myślę, że to karygodne, że jeszcze tego nie zrobiłaś.

    Maureen zachichotała cicho, słysząc, jak przyjaciółka mówi do niej po matczynemu.

    — W porządku, już do niego piszę.

    — Muszę kończyć, kochanie, wysiadam.

    — Proszę, dzwoń do mnie, jak tylko będziesz miała okazję i uważaj na siebie! — krzyknęła błagalnie do telefonu. Obawiała się, że przyjaciółka znów ją zostawi, ale tym razem na paskudnie długi czas. Tego mogłaby nie znieść.

    — Nie martw się o mnie, kocham cię.

    — Ja ciebie też.

    Maureen spoglądała dłuższą chwilę na wyświetlacz, nie robiąc absolutnie nic innego. Mimo tego, o co prosiła Keira, nie było możliwości po prostu przestać się martwić. Coś cały czas zaciskało jej żołądek i zmuszało zęby do zagryzania warg.

    Być może blondynka miała rację, myślała. W końcu przy mężczyźnie udało jej się zapomnieć, pomyślała. Być może randka z nim była dokładnie tym, czego potrzebowała. Sama miała jednak wybrać miejsce ich spotkania. Choć wiedziała, że to niezdrowe, miała ochotę zajeść swoje smutki. Przez cały październik niedaleko miasta rozłożony był mały jarmark jesienny, na którym zawsze można było dostać coś, co idealnie nadawało się na rozciskanie zaciśniętego od stresu żołądka.

    Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów, nim odważyła się nacisnąć na ikonkę wiadomości, na którą gapiła się niezdrowo długi czas i wyszukać właściwej osoby.

    „Myślałam nad Pana propozycją
Wydaje mi się, że wiem, gdzie chciałabym zostać zabrana"

    Victor spojrzał z zadowoleniem na powiadomienie, nim uśmiechnął się i uniósł swój telefon. Keira była bardzo posłuszną Niższą.

    „Nie ma powodu, żebyś była tak oficjalna. Znasz przecież moje imię, a teraz zapewne również i nazwisko."

    „Znam"

    „Więc zacznij go używać."

    „Dobrze, Victorze"

    „Zabrzmiałaś jeszcze oficjalniej."

    „Sam mi kazałeś"

    Wampir uniósł delikatnie kąciki ust i wpatrywał się chwilę w ekran. Nie dowierzał, że Maureen potrafiła być jednak grzeczną dziewczynką i wykonywać jego polecenia. Być może jednak pomylił się co do przekonania, że jego początkowa ocena jej była pomyłką. Ile razy popełnił już błąd, jeśli chodziło o tego konkretnego człowieka? Księżyc wyszedł zza chmur, jakby chcąc potwierdzić, że to było zupełnie nie w stylu Wyższego.

    Victor ogarnął się, uświadamiając sobie, że gdyby ktoś go teraz zauważył, mógłby mieć wrażenie, że się co najmniej zauroczył. On miał po prostu dobry humor, myśląc o wszystkim tym, co miało nadejść. Tego typu słodkie gadki były jedynie drogą do celu. Tym samym było zabranie jej, w jakiekolwiek miejsce sobie wymarzy.

    „Dobrze, dobrze." — napisał z zamiarem zmiany tematu. — „Jeśli mamy być oficjalni, czy uczynisz mi ten zaszczyt i przestaniesz trzymać w niepewności co do naszego kolejnego spotkania?"

    „Hahaha, jasne
Idziemy na jarmark jesienny"

    Wampir zmarszczył brwi. Zupełnie nie takie miejsce miał na myśli na ich pierwsze oficjalne spotkanie. W takim tłumie trudno mu się było skupiać na emocjach jednej osoby. Jutro była sobota, Halloween zbliżało się wielkimi krokami, więc z pewnością nie będą na jarmarku sami.

    „Skąd taki wybór?"

    „Pokażę Ci na miejscu"

    „Zaciekawiłaś mnie, ale będę cierpliwy. 
O której Cię zabrać i skąd?"

    „O 17 kończę pracę
Może być wtedy z kawiarni, chyba że wolisz poczekać i zabrać mnie z mieszkania"

    „Będę w kawiarni."

    „Do zobaczenia, Victorze"

(1855 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro