5. "Nie miał zbyt wielkiej ochoty jej opuszczać"
Drapieżnik był cierpliwy. Przez wszystkie te lata nauczył się, że klucz do zwycięstwa to dobre wyczucie czasu. Choć ludzie twierdzili, że cierpliwość była cnotą, ta jego nie miała z nią nic wspólnego. Używał jej tylko, gdy mógł coś z tego zyskać. Księżyc wyszedł zza chmur, chcąc towarzyszyć Wyższemu w jego samotnym polowaniu.
Victor czekał, aż Maureen zaśnie. Siedział na dachu bloku, który sąsiadował z jej oknem i obserwował wnętrze małej sypialni. Było to długie oczekiwanie, bo ta rzucała się z boku na bok, a gdy miał wrażenie, że już się uspokoiła, otwierała oczy i się budziła. Trzy razy wzdychała ciężko i zapalała swoją lampkę nocną, brała książkę i czytała chwilę, zapewne, aby zmęczyć się do granic możliwości. Była po podwójnej zmianie, a mimo wszystko nie potrafiła swobodnie zasnąć. Zmartwiło to nieco wampira. Towarzyszący mu księżyc wiedział jednak, że to zmartwienie nie brało się z troski o jej dobro. Mężczyzna spojrzał na niego groźnie i postanowił, że gdy zdobędzie już dziewczynę, będą musieli nad tym popracować.
W końcu sytuacja uspokoiła się wystarczająco. Było przed trzecią w nocy. Victor wstał powolnie, rozprostował plecy, które ruszając się po raz pierwszy od dłuższego czasu, wydały z siebie głośne chrupnięcie. Wspiął się na parapet pokoju, w którym spała wampirzyca i usiadł na nim. Nie wiedział jeszcze, jak zamierzał się jej pozbyć. Najpierw jednak oczekiwał odpowiedzi na kilka pytań.
Keira otworzyła gwałtownie oczy. Obudziła się, czując przerażenie tak ogromne, że z trudem była w stanie podnieść się do pozycji siedzącej. Zaczęła oddychać głęboko, próbując się uspokoić. Jej głowa pulsowała od nadmiaru emocji, gdy powoli odwracała ją, aby spojrzeć w miejsce, które wydawało się być źródłem jej strachu. Zauważyła parę wpatrujących się w nią zza szyby, błyszczących przerażająco oczu.
Pomimo strachu, zmobilizowała całą siłę, jaką w sobie miała, wstała i spróbowała uciekać w stronę drzwi. Poczuła niesamowity, przeszywający ją lęk. Całe jej ciało skamieniało, upadła na kolana, skuliła niczym embrion i trzęsła, nie będąc w stanie się poruszyć.
Emocje ustały tak gwałtownie, jak się pojawiły. Keira wzięła łapczywy oddech, jakby ktoś właśnie wyciągnął ją tonącą spod wody. Przejechała kilka razy palcami po włosach i zaczęła gryźć własne wargi do krwi. Wiedziała, że musi się odwrócić i spojrzeć jeszcze raz za okno. Łzy napłynęły jej do oczu, a dusza zwiesiła się na ramieniu, gdy powoli odwracała w tamtą stronę głowę.
— Wpuść mnie. — Usłyszała bezwzględnie wypowiedziany rozkaz.
Z trudem podniosła się z kolan. Jeszcze raz rozejrzała się żałośnie na boki, jak gdyby broń do walki z mężczyzną miała zmaterializować się magicznie obok. Na trzęsących się wciąż nogach, zrobiła kilka kroków do przodu. Zbliżając się coraz bardziej do swojego oprawcy, zaczęła czuć mrowienie na całym ciele. Drżącymi rękami chwyciła za klamkę i przekręciła ją. Natychmiast, gdy to zrobiła, odskoczyła kilka kroków w tył. Tym razem pozwolił jej na to.
— K-kim jesteś? — zapytała ledwo słyszalnym, łamiącym się od strachu głosem.
— Nigdy nie spotkałaś wampira Wyższego, czyż nie? — odpowiedział pytaniem, gdy stawał na ziemi i zamykał za sobą okno. — Nawet nie próbuj uciekać. — Zmierzył ją groźnym spojrzeniem, zauważając, jak jej wzrok wodził po całym pokoju.
Podszedł do niej. Chwycił ją za podbródek i zmusił, by spojrzała mu w oczy. Jego dotyk spowodował, że to dziwne mrowienie, które wcześniej czuła, zmieniło się teraz w niemalże pieczenie w miejscach, gdzie jego lodowate palce stykały się z jej policzkiem. Czuła wyraźnie zapach mężczyzny, który wypełnił całe pomieszczenie. Choć wiedziała, jak niedorzecznie to brzmiało, wydawało jej się, że pachniał potężnie. To z całą pewnością zapach, który zapamiętać miała na całe życie. Wgapiała się bezradnie w błyszczące się oczy, a jej własne całe zaszklone były od płaczu, który usilnie próbowała powstrzymać. Miała wrażenie, że mężczyzna zaglądał w głąb jej duszy i ją oceniał. Nie wiedziała, czego tam szukał, ale najwidoczniej znalazł, co chciał, bo odpuścił w końcu i uśmiechnął się złowrogo.
— Widzę, że jesteś bardzo młoda. — Ton jego głosu złagodniał odrobinę, co jednak wcale nie sprawiło, że wydawał się dla Keiry mniej przerażający. — Powinnaś wiedzieć, że przy spotkaniu kogoś takiego jak ja w cztery oczy, należy się pokłonić.
— P-przepraszam — szepnęła szybko i nim się obejrzała, ponownie była na kolanach, chyląc swoją głowę i skupiając wzrok na butach mężczyzny.
— Pytałaś, kim jestem. To również powinnaś wiedzieć. — Obserwowała uważnie stopy wampira, gdy ten przeszedł kawałek, siadając w fotelu znajdującym się w rogu pokoju. — Nazywam się Victor August. — Choć mówił spokojnie, dźwięk tego imienia wywołał u niej nową falę przerażenia.
— B-błagam, w-wybacz mi moją niewiedzę, panie. — Ledwo była w stanie wydusić z siebie te słowa. Chociaż była tak młoda i nierozeznana w świecie wampirów, to imię i informacje o jego właścicielu dotarły nawet do niej.
— Spokojnie — powiedział, a lodowaty ton, z jakim to zrobił, wcale nie uspokoił Keiry. — Ile masz lat?
— Trzydzieści osiem — odpowiedziała bez chwili zawahania.
— Bardzo młoda — mruknął bardziej do samego siebie niż wampirzycy, potwierdzając swoje wcześniejsze założenie. — Jeśli nie znasz Niższych, które mogłyby cię wychować, są miejsca, które oferują szkolenia. Jestem zainteresowany żyjącym z tobą człowiekiem. Oczekuję, że opuścisz to miejsce i nie będziesz mi przeszkadzać.
— O-oczywiście. — Wcale nie uśmiechało się jej zostawiać Maureen samej z tym potworem, jednak pojawiła się w niej samolubna chęć, aby nie poczuć już nigdy więcej tego okropnego strachu, jak przy przebudzeniu.
— Usiądź. — Keira uniosła wzrok, a on wskazał dłonią na należące do niej łóżko.
Nie miała nic przeciwko spełnieniu tego rozkazu. Tamto miejsce znajdowało się dalej od Wyższego niż to, w którym obecnie siedziała na piętach. Mężczyzna nie odzywał się przez chwilę, a ona wciąż była zbyt przerażona, żeby chociażby pomyśleć o wypowiadaniu czegokolwiek. Nie odważyła się skrzyżować z nim spojrzenia. Uniosła je jednak na wysokość jego talii i zauważyła, że wyciąga coś z kieszeni płaszcza. Był to niewielki notes z długopisem. Wyrwał jedną kartkę i starannie coś na niej zapisał. Był leworęczny. Położył zapisany kawałek papieru na stoliku obok fotelu.
— Jak już mówiłem, jestem zainteresowany. Masz mi udzielić wszelkich informacji, o które cię zapytam. — Przeszedł w końcu do tego, co Keirze wydawało się całym powodem, dla którego ją obudził.
— Oczywiście. — Nawet nie była w stanie ukryć swojego smutku. Dobrze wiedziała, że Maureen będzie łatwą zdobyczą dla mężczyzny. Obawiała się o nią, bo jej przyjaciółka od zawsze była niewinna i urocza, choć miała ogromne problemy z zaufaniem, gdy już ufała, powierzała swoje zaufanie kompletnie niewłaściwym osobom i nie do końca miała jak się obronić. On wydawał się zupełnie inny od Mar. Okrutny i bezwzględny, gotowy na wszystko. W kilku sekund był w stanie zapewnić, że wampirzyca porzuci swoją najlepszą przyjaciółkę, o której dobro dbała od lat.
— Nie zrobię nic bez jej zgody. — Wampir próbował ją zapewnić. Spodziewała się, że wyczuł, z jaką ogromną niepewnością Keira podchodziła do tego wszystkiego. To nie uspokoiło jej jednak ani odrobinę. Teoretycznie wampirzyca również sama zgodziła się na otwarcie okna, ale wiedziała, że ten strach nie był ani trochę zgodny z jej naturą. — Podaj mi podstawowe informacje o dziewczynie.
— Nazywa się Maureen Velschevska. — Zaczęła mówić, a wyrzuty sumienia, że to robiła, dosłownie wyjadały ją od środka. Zagryzła wargę i potrzebowała sekundy przerwy, nim dodała cokolwiek więcej. — Ma dwadzieścia trzy lata. Urodziła się piątego maja.
— Sytuacja rodzinna? Znajomi? — Wampir kontynuował swoje przesłuchanie.
— Maureen dorastała w sierocińcach. Nie wydaje mi się, żeby miała jakąkolwiek żyjącą rodzinę. — Keira sięgnęła pamięcią do czasów, gdy szesnastoletnia wówczas dziewczyna przyszła do piekarni, w której wampirzyca wtedy pracowała, błagając o pracę ze łzami w oczach. Wiedziała, że czas w systemie się dla niej kończył i chciała zaoszczędzić cokolwiek do tamtego czasu. — Przyjaźni się jedynie z jedną osobą poza mną. Chłopak nazywa się Mike Bryan, pracujemy z nim.
— Człowiek? — dopytał.
— Tak.
— Jakieś romantyczne uczucia między nimi? — Wampir zainteresował się tym tematem.
Keira wiedziała, że odpowiedź na to pytanie była bardziej skomplikowana niż proste „tak" i „nie". Mike od zawsze był szaleńczo zakochany w Maureen. Dziewczyna nie miała w jego oczach żadnych wad. Gdy się poznali, była jednak zbyt niedojrzała i zamknięta, aby myśleć o miłości, a teraz minęło tyle czasu, że nie potrafiła go widzieć jako kogokolwiek innego, jak starszego brata.
— Tylko z jego strony. — Spłyciła całą tę historię, aby nie zanudzić nią Wyższego.
— Gdzie często bywa?
— Jedynie tutaj i w pracy. Czasem ewentualnie odwiedza bibliotekę miejską lub księgarnię dwie ulice dalej.
— Dobrze. — Wampir wstał, a to krótkie słowo, które wypowiedział, przeszyło serce Keiry na wylot. Wyciągnął od niej wszystko, co chciał, a ona nawet się nie próbowała obronić przed tymi pytaniami. Czuła, że już nigdy nie będzie w stanie spojrzeć swojej przyjaciółce w twarz. — Zostawiłem numer dla ciebie. Zadzwoń, powiedz, że wysyłam cię na szkolenie, a oni poinstruują cię, co dalej. — Rzucił na nią ostatnie spojrzenie. Zauważyła, że chwyta klamkę drzwi.
— Uważaj, panie. — Próbowała go ostrzec, gdy zorientowała się, co zamierzał zrobić. — Maureen ma okropne problemy ze snem. Jest duża szansa, że nie będzie spała.
— Pakuj się. — Usłyszała jedynie surowy rozkaz, więc wstała i ukłoniła się ponownie.
Mężczyzna opuścił pokój. Rozmowa ze współlokatorką jego przyszłej żywicielki poszła tak dobrze, jak tylko mogła. Wampirzyca była posłuszna, odpowiednio przestraszona, gdy miała się bać i wyśpiewała wszystko grzecznie, nawet nie próbując kłamać. Niesamowicie spodobało mu się to, co usłyszał. Maureen nie łączyło z tym miejscem absolutnie nic, gdy już wyeliminuje się Keirę i Mike'a.
Przystanął pod drzwiami sypialni dziewczyny i zaczął nasłuchiwać. Spała, ale bardzo niestabilnie. Najdelikatniej i najostrożniej jak umiał, nacisnął na klamkę, wchodząc do środka. To pomieszczenie było dosłownie nasiąknięte jej cudownym zapachem. Stał przez chwilę z przymkniętymi oczami i znów musiał się uspokoić, aby nie wbić w nią kłów odrobinę za wcześnie. Jej nazwisko wiele wyjaśniało. Można było śmiało stwierdzić, że Victor miał coś, co dało się przyrównać do fetyszu, jeśli chodziło o dziewczyny z odrobiną wmieszanej w siebie słowiańskiej krwi.
Przyjrzał się śpiącej postaci. Miała zmarszczone brwi, jakby czuła ból, a jej blada skóra pokryta była potem. Victor delikatnie przesunął palcami po kościstej ręce, która jako jedyna nie była przykryta kołdrą. Od razu wyczuł, że emocje dziewczyny były kompletnie zszargane. Uniósł brew. Nie rozumiał, co mogło być tego powodem. Trudna przeszłość? Czy coś takiego ciągnęłoby się za dziewczyną aż do tego stopnia? Wydawało mu się, że nigdy nie spotkał jeszcze kogoś tak zagubionego w swoich własnych lękach.
Księżyc wyjrzał zza chmur, przypominając wampirowi o swojej obecności. Wydawał się bardzo zadowolony z siebie, przyłapując Wyższego na czymś, czego sam nie rozumiał. Wampir starał się to zignorować, usiadł na pościeli obok dziewczyny i położył dłoń na jej niezdrowo rozgrzanym czole. Uspokajał ją delikatnie i powoli, dbając, aby jeszcze bardziej nie uszkodzić jej wystarczająco już przeciążonego mózgu. Zajęło mu to kilka minut, ale oddech dziewczyny w końcu uregulował się, a ten napięty wyraz twarzy zamienił się na taki właściwy dla śpiącego człowieka — spokojny i bez emocji.
Został z nią przez końcówkę nocy. Kilka razy musiał jeszcze interweniować, odganiając złe sny, gdy tylko próbowały znów przejąć kontrolę nad jej spokojnym snem. Wiedział, że jego zdolności mogły być tylko chwilowym rozwiązaniem, ale z drugiej strony nie sądził, aby człowiek mógł poradzić sobie sam z czymś takim. Choć emocje były nieodłączną częścią ludzi, mało który miał nad nimi kontrolę, a gdy pojawiały się tak silne, jak w snach dziewczyny, żaden z nich nie miał szans się nawet zmierzyć ze źródłem problemu. Nie spodziewał się, że jego potencjalna żywicielka mogła zainteresować go na więcej niż jeden sposób.
Zostawił ją dopiero nad ranem, gdy słońce zaczęło dawać o sobie znać, wysyłając pierwsze promienie, aby drażniło jego oczy. I choć nie był w stanie tego racjonalnie wytłumaczyć, nie miał zbyt wielkiej ochoty jej opuszczać.
(1938 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro