42. "Nie bój się"
Zgodnie z jej życzeniem, obudził ją dopiero w nocy, już dawno po zmroku. Miał dziwne wrażenie, że lada moment coś się wydarzy. Dziewczyna postanowiła posłuchać jego intuicji, wiedziała w końcu, że miał znacznie więcej doświadczenia w radzeniu sobie z Radą. Ubrała się posłusznie i zeszła razem z nim do salonu, gdzie raz jeszcze pozwolił jej napoić się własną krwią.
Usiedli na kanapie i czekali w milczeniu, a Victor gładził delikatnie jej brązowe włosy, choć sami nie wiedzieli, kogo z nich miało to bardziej uspokoić — jego czy ją. Maureen w pewnym momencie wyczuła bardzo dziwny zapach. Wstała i skupiła się na nim. Wyższy nie wydawał się nim zaskoczony, więc spróbowała samemu dojść do odpowiedzi. Choć zdawała sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie musiało to brzmieć, cokolwiek to było, pachniało potężnie.
— Co to? — zapytała w końcu, nie znajdując odpowiedzi w swojej głowie.
— Raphael — wyjaśnił Victor. — Najprawdopodobniej mają decyzję w twojej sprawie.
To zdanie sprawiło, że dziewczyna opadła znów na mebel. Posłała wampirowi przerażone spojrzenie i podkuliła kolana pod brodę, przyciągając swoje nogi do klatki piersiowej.
— Wiesz, chyba wolałbym, żebyś w takich sytuacjach przytulała mnie, a nie samą siebie.
Dziewczyna prychnęła, ale postanowiła to właśnie zrobić. Zanurzyła się w ramionach Victora. Choć on również pachniał niezwykle, nie czuła tak tej potęgi jak przy Raphaelu. Zapewne przyzwyczaiła się już do niezwykłej mocy Augusta.
— Nie bój się. — Wampir przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej. — Jestem szybszy od mojego brata. Jeśli będzie taka potrzeba, zabiorę cię i stąd uciekniemy — szepnął jej do ucha ledwo słyszalnie.
***
Raphael nie zamierzał się włamywać do środka. Stanął kulturalnie przed drzwiami z zamiarem zapukania w nie. Nie wiedział zupełnie, czego powinien się spodziewać, ale w jego głowie nie formowały się zbyt optymistyczne wizje. Wszyscy Radni podejrzewali szaleństwo Victora i przygotowali jego najmłodszego brata na tylko jedną rzecz — Maureen będzie z pewnością w nieświadomym stanie, zapewne zamknięta gdzieś w piwnicy za kratami, a Victor utrzymywać będzie, że wszystko z nią w porządku. Bardzo chciał w to nie wierzyć, ale on również nie widział innego wyjścia.
Zdążył zapukać w drewniane drzwi zaledwie dwa razy, nim Victor otworzył je przed nim. Od dawna nie czuli takiego napięcia między sobą. Wiedzieli, że nie ważne, do jakich wniosków dojdą na końcu, rozmowa prowadząca do nich nie będzie przyjemna.
— Witaj, Victorze. — Uśmiechnął się blado, lecz kulturalnie. — Czy mógłbym wejść?
— Oczywiście, bracie — odpowiedział równie grzecznie starszy z nich, przepuszczając młodszego w drzwiach.
— Wybacz, że przechodzę od razu do rzeczy, ale moim dzisiejszym zadaniem jest wstępna ocena stanu Maureen. Będę z tobą szczery, reszta Radnych nie wierzy, że będzie potrzeba angażowania ich w tę sprawę. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie brzmią twoje zapewnienia?
— Zdaję. Rozumiem też, po co przyszedłeś. Maureen czeka na ciebie w salonie.
Jednym z podstawowych przejawów tego, że wampir półkrwi posuwa się do szaleństwa, była utrata pamięci i niemożliwość przeprowadzenia z nim normalnej rozmowy. Wszystko zawsze wracało na temat krwi, a gdy znajdowała się ona w pobliżu, słowa zamieniały się w bestialskie syki i warknięcia. Jeśli chodziło o pamięć, najpierw znikały najnowsze, mało ważne szczegóły, aż w końcu traciło się tak istotne jak nazwa ulicy, na której się dorastało, a w ekstremalnych przypadkach i własne imię. O tym wszystkim myślał Raphael, gdy spokojnie podążał za Victorem na spotkanie ośmiodniowego wampira półkrwi.
Dziewczyna wstała nerwowo, gdy tylko zauważyła obu mężczyzn wchodzących do salonu. Uśmiechnęła się do nich odrobinę sztywno i z szacunkiem pokłoniła się bratu Victora. Zasiedli razem na kanapach.
— Dobry wieczór, Maureen — przywitał się łagodnie. — Z tobą również nie będę niepotrzebnie przedłużać. Czy możesz mi coś powiedzieć na mój temat?
— Oczywiście, panie. Jest pan młodszym bratem Victora. To w pańskim zamku zaatakował mnie żywiciel pana Juliusa, który był zatruty jadem Adelheid.
Raphael przytaknął powoli. Wszystko to, co mówiła, było prawdą, ale tyle mógł jej powiedzieć Victor, żeby ją przygotować na to spotkanie. Musiał dowiedzieć się czegoś, czego jego brat by nie wiedział. Na całe szczęście miał w zanadrzu perfekcyjne pytanie.
— Pamiętasz, jaką książkę czytałaś u mnie w bibliotece? — zapytał konkretnie.
— Nie pamiętam tytułów tych dwóch, które zabrałam ze sobą, w końcu ich nie przeczytałam. — Zmarszczyła brwi, próbując wytężyć pamięć. Jeszcze jako człowiek nie pamiętałaby takich rzeczy, więc przemiana nie miała z tym nic wspólnego. To nie zmieniło faktu, że przygryzła nerwowo wargę.
— Chodzi mi o tę trzecią — sprostował, widząc jej zakłopotanie — którą odłożyłaś starannie na półeczkę, by nikt się nie dowiedział. — Uśmiechnął się zadziornie, widząc jej reakcję na to, że wiedział o jej małym sekrecie.
Dziewczyna odwróciła głowę, by nie musieć znosić uważnego spojrzenia Victora. Starszy z braci nie miał pojęcia, o czym mówił młodszy, ale podejrzewał po reakcji dziewczyny, że bardzo chętnie pozna odpowiedź.
— „Dzieje Wampirów. Tom IV" — podała bezbłędnie tytuł, na co Raphael zmarszczył brwi.
— Przecież zakazałem ci... — wtrącił się Victor, przed tym jak jego młodszy brat miał szansę cokolwiek powiedzieć.
— Zakazałeś mi bardzo podobnych książek, ale tego konkretnego autora nie było na liście, więc uznałam, że mi wolno — przerwała mu w pół zdania dziewczyna.
— Nie, nie uznałaś, że ci wolno, wiedziałaś, że wszyscy będą niezadowoleni, dlatego starałaś się to schować — kontynuował kłótnię Wyższy.
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo, orientując się, że nie ma szansy się dostatecznie z tego wytłumaczyć. Przytuliła przepraszająco Victora, który wciąż spoglądał na nią ze zdenerwowaniem w oczach.
Raphael obserwował uważnie każdy ich ruch. Nie dowierzał swoim własnym oczom. Charakter dziewczyny wydawał się nie zmienić, pozostawała sobą. Do tego nie pachniała też jak normalny wampir półkrwi. Przeważnie pachniały one bardzo dziwnie, niczym konkretnym i inaczej każdego dnia. Jej zapach zbliżony był do tego Victora, jednak miał w sobie wciąż coś z jej starego, ludzkiego zapachu.
— Uznałem cię za szaleńca, Victorze — przyznał, przerywając im, cokolwiek robili. — Reszta tak samo. Byli w pełni przygotowani na usłyszenie, że Maureen zmieniła się w potwora, a ty w swoim szaleństwie nie chcesz tego zaakceptować.
— Nie jesteś mi więc w stanie powiedzieć, czy są przychylni.
— Nasza rozmowa dotyczyła bardziej tego, czy ukarać cię za przestępstwo, niż co zrobić z nią. Wszyscy rozumieją, że sytuacja jest wyjątkowa i doceniają, że sam rozumiesz, że konieczne są dla ciebie konsekwencje i postanowiłeś z własnej woli zrezygnować ze stanowiska. Raczej udałoby ci się uniknąć dalszych kar. Ale to — wskazał na Maureen wciąż wtulającą się w bok jego starszego brata — to zmienia wszystko.
— Dziękuję ci, bracie, że dałeś nam szansę.
Raphael przytaknął jedynie, zastanawiając się nad czymś przez chwilę.
— Będziemy jutro o północy — poinformował ich w końcu. — Jestem dobrej myśli.
***
— Rezygnujesz ze stanowiska? — zapytała z niedowierzaniem Maureen, gdy zostali już sami. — Dlaczego?
Słowo Victor stało się już w jej głowie synonimem słów potęga i władza. Nie mogła sobie wyobrazić, żeby te rzeczy mogły się kiedykolwiek rozdzielić.
— Nie jesteś szczęśliwa, że będziesz miała moją niepodzieloną uwagę? — Uśmiechnął się czarująco.
— Nie próbuj odwrócić tego pytania w żart, Victorze. — Skrzyżowała ręce na piersi. — To nie czas na maskę. Chcę poważnie poznać odpowiedź.
— Nie mogę po prostu kontynuować po tym jak popełniłem jedno z największych przestępstw w naszej społeczności. — Wzruszył ramionami wampir, jakby to było tak oczywiste i proste. — Zdawałem sobie sprawę z tego, że tak się stanie, przemieniając cię. Nie martw się, nie jesteś niczemu winna.
— Wiesz, że nie zawsze musisz udawać, że wszystko jest w porządku, prawda?
— Wiesz, że nie zawsze musisz mi wmawiać, że coś nie jest w porządku, prawda? — odpowiedział pytaniem, co zirytowało ją jeszcze bardziej.
— Martwię się o ciebie — przyznała, porzucając całe zirytowanie na rzecz współczucia. — Przez pięćset lat wszystko jest w porządku, potem pojawiam się ja i już nagle nie jest.
— Wcale tak nie uważam. — Uśmiechnął się, przyciągając dziewczynę do siebie. — Moim zdaniem jest bardzo w porządku.
Próbował pocałować ją w usta, ale zasłoniła mu wargi dłonią. Zmarszczył brwi, zmrużył oczy i mruknął z niezadowoleniem.
— Nie wybaczyłam ci jeszcze wszystkiego tego, co mi zrobiłeś — przypomniała.
— Jestem bardzo cierpliwy, króliczku.
(1345 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro