Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. "Uważaj na siebie i śpij dobrze"

    Przygotowana przez nią kawa smakowała mu bardziej niż jakakolwiek inna, jak długo sięgał pamięcią. Delektował się nią, siedząc na dachu niewielkiego budynku niedaleko pracy dziewczyny, skąd miał doskonały widok na wszystko, co działo się w środku. Jego plany o szybkim powrocie do apartamentu dawno odeszły w zapomnienie, zamiast tego czekała na niego noc pełna wrażeń. Uśmiechał się sam do siebie, dopijając ostatnie łyki kawy. Zapomniał o tym, co tak naprawdę znaczyło bycie drapieżnikiem. To, co czuł w tym momencie, kompletnie przytłaczało wszystko inne, co w ciągu ostatniego czasu było dla niego ważne. Jedyne, co się liczyło, to grzecznie uśmiechająca się do klientów dziewczyna.

    Maureen zaczęła zamykać kawiarnię kilka minut przed ósmą wieczorem. Wampir widział jej pośpiech i podenerwowanie. Mruknął jednak niezadowolony, gdy podeszła do okien i spuściła rolety, zasłaniając mu widok na wnętrze. Położył się na plecach i zaczął obserwować księżyc, który walczył z chmurami, co chwilę przegrywając i znikając za nimi. Ten błyszczący się punkt na niebie znał go lepiej niż ktokolwiek inny i w ciągu wielu lat życia Wyższego, nie zmieniał się ani odrobinę. Zawsze po cichu obserwując wszystko, co Victor kiedykolwiek zrobił, kwitując każdy z jego wybryków milczeniem.

    Dziewczyna rzuciła się w wir sprzątania. Chciała opuścić swoją pracę najszybciej, jak to tylko było możliwe. Miała wrażenie, że im później w noc, tym więcej niebezpieczeństw będzie czekać na nią na zewnątrz. Pracowała tu długo, więc w mistrzowskim tempie i z równie wielką dokładnością myła wszystko, co musiało zostać umyte, sprawdzała wszystko, co musiało zostać sprawdzone i wklepywała do komputera wszystko, co musiało tam być wklepane. Tej ostatniej czynności nie lubiła najbardziej. Znajdujący się w kawiarni komputer lata świetności miał już dawno za sobą, więc robienie na nim czegokolwiek było dla takiej technologicznej analfabetki jak Maureen jeszcze większą męką niż obcowanie z normalnymi komputerami.

    Poirytowana i kompletnie wycieńczona po swojej podwójnej zmianie i wyjątkowej ilości irytujących klientów, zabrała się za podłogę — ostatnią rzecz, która została na liście jej obowiązków. Chwyciła miotłę i szybkimi ruchami zmiatała przód sklepu. Gdy wymiatała brud spod lady, oprócz dwóch paragonów, które klienci musieli upuścić, natrafiła na coś ciężkiego. Sięgnęła miotłą głębiej, by pochwycić nią ów ciężką rzecz, którą okazał się być duży, czarny, męski portfel. Westchnęła, a jej irytacja sięgnęła zenitu, gdy schylała się po zgubę. Oparła się plecami o ladę. Ostatnim, czego chciała, było wydzwanianie do ludzi z powodu ich zapominalstwa. Zajrzała do środka w poszukiwaniu jakiegokolwiek dokumentu i pochwyciła jeden z bocznej przegródki.

    Zamrugała kilka razy, spoglądając na zdjęcie. Portfel należał do Victora. Całe jej zirytowanie zniknęło w sekundzie, a zastąpiła je niezdrowa ciekawość. Przygryzła wargę, karcąc samą siebie w myślach, gdy wykorzystywała taką okazję w celu dowiedzenia się czegoś więcej o przystojnym kliencie. Na nazwisko miał August i urodził się dwudziestego września. Dokument oznajmiał, że miał w tym roku trzydzieści jeden lat. Przeglądała przegródki dalej, szukając jakichkolwiek danych kontaktowych mężczyzny.

    Nie mogła powstrzymać zaciskającej się z zazdrości szczęki, gdy jej oczy mimowolnie wędrowały do banknotów o wysokich nominałach, które dosłownie rozrywały portfel swoją ilością. Sam w sobie portfel był dumnie ozdobiony logo znanej luksusowej marki, więc zdaniem Maureen musiał być wart tyle, co jego zawartość. Wywróciła oczami, wypuszczając powietrze przez usta. Jeśli zabrałaby wszystko, co było w środku i sprzedała sam portfel, mogłaby jednej nocy zarobić więcej niż w ciągu miesiąca pracy.

    Udało jej się powstrzymać nagłą chęć skorzystania z tej okazji jeszcze bardziej i w końcu znalazła wizytówkę. Miała na sobie napisane jedynie imię, nazwisko oraz numer mężczyzny, beż żadnej informacji o jego pozycji czy wykonywanym zawodzie, co wydawało się dziewczynie dziwne. Czy całym powodem, dla którego ludzie drukują wizytówki, nie było przypadkiem, aby osoba posiadająca ją wiedziała od razu, do kogo dzwoniła?

    Postanowiła się jednak nad tym zbyt długo nie zastanawiać, więc sięgnęła po swój telefon, bo firmowy, który znajdował się w kawiarni, nie był wiele lepszy od komputera, zatem wolała się od niego trzymać z daleka, i wpisała na nim podany numer. Zatrzymała się na chwilę, przygryzając wargę. Ułożyła sobie w głowie wszystko to, co chciała powiedzieć, gdy mężczyzna odbierze już telefon. Zwykłe rozmowy telefoniczne od zawsze powodowały w niej nienaturalną ilość stresu. Nie trzeba chyba było wspominać, że to Keira była tą osobą w tej przyjaźni, która zamawiała pizzę, gdy jej przyjaciółka miała mini ataki paniki na samą myśl.

    Trwało to chwilę, ale wampir w końcu poczuł wibracje w swojej kieszeni. Jego normalna awersja co do nowoczesnych technologii siedziała cicho, bo doskonale wiedział, kto do niego dzwonił. Uniósł urządzenie nad swoją twarz i uśmiechnął się, naciskając na ekranie zieloną słuchawkę. Przyłożył telefon do ucha, znów zawieszając wzrok na księżycu.

    — Dobry wieczór. — Usłyszał niepewny i cichy głosik dziewczyny. Kąciki jego ust uniosły się jeszcze bardziej, a oczy przymknęły z zadowolenia. — Czy dodzwoniłam się do pana Victora? — zapytała.

    — Owszem — odpowiedział krótko, chcąc dać jej pełne pole do popisu w tej rozmowie. Zauważył, że wyjątkowo go to wszystko bawiło.

    — Tu Maureen z kawiarni „Ibis" — wyjaśniła grzecznie, chcąc brzmieć profesjonalnie, choć jej serce waliło jak szalone z kilku różnych powodów.

    — Witaj, moja droga. Nie sądziłem, że tak szybko się znów usłyszymy. — Postanowił nie męczyć jej dłużej. Choć zrobiła to najciszej, jak się dało, usłyszał jej delikatne, pełne ulgi odetchnięcie.

    — Przepraszam, że przeszkadzam — powiedziała już nieco spokojniej. Wampir przymknął oczy, przypominając sobie sytuację ze słupem i uśmiechnął się. Dziewczyna naprawdę lubiła przepraszać, pomyślał, to dobrze.

    — Nie przeszkadzasz — zapewnił, a jego miły ton sprawił, że Maureen pozbyła się resztek strachu. Teraz jej serce miało o jeden powód mniej do szybkiego bicia, ale wciąż nie zwalniało. — Powiedz, skąd masz mój numer? — Zadał to pytanie, starając się brzmieć na autentycznie zaskoczonego. Kłamanie miał jednak wyćwiczone do perfekcji, co księżyc znów skwitował niemą dezaprobatą.

    — Zgubił pan portfel w kawiarni — wyjaśniła szybko, przypominając sobie, dlaczego w ogóle do niego zadzwoniła.

    Victor, chcąc, aby to wyglądało wiarygodnie, wstał i zaczął się głośno dotykać po kieszeniach, milcząc przez dłuższą chwilę.

    — Rzeczywiście. — Westchnął w końcu i znów usiadł. — Pracujesz jutro? Podejdę po niego zaraz rano.

    — Mam wolne — odpowiedziała, a zaskoczył ją fakt, że chyba po raz pierwszy w życiu mówiła o swoim dniu wolnym, używając tonu, który sugerował, że wcale się z tego faktu nie cieszyła. — Zostawię go z tyłu, mój przyjaciel go panu odda.

    — Wybacz, ale będę się o to strasznie zamartwiał. Nie ufam ludziom z tego typu rzeczami. — Wysilił się na pełen skruchy ton. — Czy mogłabyś go przechować do swojej kolejnej zmiany? Wiem, że proszę o wiele. Zrozumiem, jeśli odmówisz.

    — Nie, nie. — Próbowała go uspokoić. — Jestem jutro cały dzień w domu. Mógłby pan... — Ugryzła się w język, orientując się, co właśnie zamierzała zaproponować. Wypuściła powietrze ustami, nie poznając samej siebie. Coś jednak, jakiś dziwny wewnętrzny głos, kazał mu zaufać. — Mógłby pan po niego przyjechać. — Dokończyła zdanie, wypluwając je niemalże wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi.

    Wampir uśmiechnął się triumfalnie i złowrogo jednocześnie. Spojrzał karcąco na księżyc, który wydawał się dzisiaj wyjątkowo negatywnie do niego nastawiony. Victor doskonale wiedział, skąd wzięło się to zawahanie i skąd ta ufność u dziewczyny.

    — Nawet nie masz pojęcia, jak jestem ci wdzięczny.

    — Wyślę panu adres.

    — Dziękuję, Maureen, uważaj na siebie i śpij dobrze. — Zadbał o to, aby to zdanie wypowiedzieć tonem, który będzie się jej wydawał możliwie jak najbardziej atrakcyjny.

    — D-dobranoc — wydukała i wciąż zdumiona wszystkim tym, co się właśnie wydarzyło, rozłączyła się.

    Wampir nie zamierzał czekać oczywiście do jutra, aby zobaczyć jej mieszkanie. Planował nie spuszczać z niej dzisiaj spojrzenia. Wydawała mu się zbyt cenna, żeby pozwolić na jakiś wypadek, a przynajmniej tak starał się samemu sobie wytłumaczyć to, co robił. Nie, żeby bardzo potrzebował uspokajać własne sumienie. Po tylu latach zdążył się już przekonać, że takowego nie posiadał. Oczekiwał cierpliwie, zmieniając miejsce, w którym był, na takie, z którego miał dobry widok na tylne drzwi kawiarni.

    W końcu otwarły się, a dziewczyna wyszła przez nie, najpierw rozglądając się dokładnie dookoła, gdy przekręcała kluczem w zamku. Wcisnęła słuchawki w uszy i założyła kaptur, poprawiając jeszcze okulary. Victor uśmiechnął się pobłażliwie. Skojarzyła mu się z rycerzem, który właśnie przygotowywał się do pojedynku, tylko że jej przeciwnikami była ciemność i własny cień. Ona naprawdę była idealna, pomyślał, podążając za nią.

    Wampir sztukę śledzenia miał opanowaną do perfekcji. Wiedział, jaki dystans zachować, doskonale dobierał kolejne kryjówki, poruszając się przy tym zupełnie bezszelestnie. Wszystko ułatwiał również cudowny zapach dziewczyny, który ciągnął się za nią, przebijając się przez każdą inną woń nocy. Ten spacer trwał kilkanaście minut, po których dotarli na osiedle. Stało na nim kilka kilkunastopiętrowych bloków, które wampir ocenił swoim wprawnym okiem na takie zbudowane w jednym celu — jak najtaniej pomieścić jak najwięcej osób. Ich stan pozostawiał aktualnie wiele do życzenia.

    Victor spojrzał na otrzymaną od niej wiadomość i udał się w stronę tego, w którym mieszkała dziewczyna. Bez żadnego trudu wspiął się na właściwy balkon. Ze względu na wybitnie nieszczelne okna, czuł doskonale zapach dochodzący ze środka. Po raz kolejny pragnął zaciągnąć się cudowną wonią dziewczyny, więc przymknął powieki i wziął głęboki wdech. Tym razem coś mu w tym jednak przeszkodziło.

    Zacisnął szczękę oraz pięści, a jego oczy otworzyły się szeroko, gniewnie spoglądając do środka. Poczuł zwierzęcą krew i zgniliznę. Doskonale wiedział, co to oznaczało. W tym mieszkaniu znajdował się Niższy. Jak na zawołanie młodo wyglądająca blondynka weszła do salonu. Nie zauważyła ani nie wyczuła go. Nie miała najwidoczniej tak dobrze wyczulonych zmysłów, jak niektóre Niższe. Victor doszedł do wniosku, że musiała być młoda i niewyszkolona.

    Nie ukrywał jednak, że był pod wrażeniem jej samokontroli. Mieszkać pod jednym dachem z tak apetycznie pachnącym człowiekiem i nie zaatakować go przy pierwszej lepszej okazji? Jemu sprawiło problem powstrzymanie się, gdy tylko poczuł zapach dziewczyny. Nie miał pojęcia, jakie piekło musiała przeżywać tak młodziutka Niższa za każdym razem, gdy jej ludzka towarzyszka się zraniła.

    Maureen weszła w końcu do mieszkania. Victor kucnął, aby nie zostać zauważonym. Nie warto było kusić losu. Słyszał dokładnie wszystko, co działo się wewnątrz. Oparł się wygodnie o ścianę i zaczął wsłuchiwać w rozmowę.

    — Nie uwierzysz, co się stało. — Głos ludzkiej dziewczyny brzmiał na bardzo podniecony. Wampir zauważył, że był on zupełnie inny niż nieśmiały głosik, którym obdarzała jego lub do bólu grzeczny ton zarezerwowany dla klientów. Domyślał się, że ta wampirzyca zdołała stać się kimś ważnym w życiu dziewczyny.

    — Nie uwierzę — przyznała blondynka, a jej głos brzmiał pobłażliwie. Zapewne tak ogromne podekscytowanie tamtej drugiej było czymś normalnym i nie należało go brać na poważnie.

    — Keira, o matko, nawet nie wiem, jak ci o tym opowiedzieć — kontynuowała Maureen, zupełnie niewzruszona brakiem entuzjazmu swojej współlokatorki. Było w jej głosie pełno czegoś, co wampir mógł określić jedynie jako dziecięcą niewinność. Była urocza w tym, jak bardzo sam fakt, że mogła jej o czymś powiedzieć, ją ekscytował.

    Victor spojrzał na księżyc, który zdawał się mówić mu, że będzie prawdziwym potworem, jeśli zrobi cokolwiek tak niewinnej duszyczce. Ten jednak uśmiechnął się złowrogo, wiedząc, że z takimi było zawsze najwięcej zabawy.

    — Najlepiej po kolei. — Wampirka zachichotała.

    — Spotkałam najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziałam. — Dziewczyna głośno i dramatycznie westchnęła i opadła na kanapę w salonie.

    — Czy przez "spotkałam", masz na myśli, przeszłam koło niego i prawie go dotknęłam?

    — Nie — odparła, a jej głos brzmiał, jakby gotowa była się bronić. — Rozmawiałam z nim.

    — Mhm.

    — Keira! — To mruknięcie przyjaciółki zdawało się jeszcze bardziej wyprowadzić ją z równowagi. — Nie bierzesz mnie na poważnie — powiedziała oskarżycielsko.

    — Wybacz. Czy masz już wybrane imiona dla waszych dzieci? — Wampirzyca wcale nie zamierzała wziąć jej na serio.

    — Keira! — Wampir usłyszał jakiś cichy trzask i mógł się jedynie domyślać, że Maureen rzuciła czymś miękkim w swoją współlokatorkę. — Jesteś okropna!

    — No dobrze, już jestem poważna. Powiedz mi o wszystkim. — Blondynka ledwo była w stanie powstrzymywać śmiech.

    Maureen zaczęła na jednym wydechu relacjonować wampirzycy całe dzisiejsze zajście z wyjątkową dbałością o szczegóły. Wampir uśmiechnął się, dostając potwierdzenie, że zadziałał na dziewczynę w dokładnie taki sposób, jaki chciał.

    — I mogłam zrobić coś bardzo głupiego. — Skończyła, biorąc głośny, głęboki wdech, jakby właśnie przebiegła maraton.

    — Co takiego?

    — Dałam mu nasz adres, aby mógł odebrać ten portfel, który zostawił. — Brzmiała jak dziecko, które przyznawało się matce do złamania zasad w domu i oczekiwało, że ta zaraz na nie nakrzyczy. Wampir był bardzo pozytywnie zaskoczony jej dziecinnością. Wydawała mu się niesamowicie urocza i zupełnie kontrastowała z jego własnym charakterem.

    — Nie martw się, Mar, jestem jutro rano w domu. Porozmawiam z nim, jeśli będzie próbował czegokolwiek dziwnego. — Victor zmarszczył brwi, niezadowolony z tego, co właśnie usłyszał. Nikt poza interesującą go dziewczyną nie będzie z nim o niczym rozmawiał.

    — Przepraszam, że znowu musisz się mną opiekować — szepnęła.

    Do uszu mężczyzny dotarło kilka szelestów, których nie był w stanie zidentyfikować. Nachylił się, ostrożnie zaglądając przez balkonowe drzwi do środka. Maureen leżała wtulona, szczelnie zamknięta w uścisku wampirzycy. Jego niezadowolenie wzrosło. Wiedział, że jeśli chciał uzyskać cokolwiek od dziewczyny, Keira musiała zniknąć z jej życia. Księżyc schował się akurat za chmurami, jakby sam nie potrafił patrzeć na to, co wampir zamierzał.  

(2177 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro