Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39. "Pić mi się chce"

    Pierwszą noc po jej zapadnięciu w sen, wampir spędził, siedząc obok niej na łóżku i uważnie obserwując. Ułożył ostrożnie ręce dziewczyny wzdłuż ciała, bo gdy krztusiła się jego krwią, jedna z nich zacisnęła się na poduszce, a druga odgięła w nienaturalny sposób gdzieś na bok. Potem przeczesał delikatnie palcami jej włosy, żeby kosmyki nie wpadły do oczu, gdyby nagle zapragnęła je otworzyć.

    — Przygotowujesz ją, panie, jakby leżała w trumnie — zauważył Michael, wchodząc do pomieszczenia po kilku godzinach od zaśnięcia Maureen. — Musisz odpuścić, bo wykończysz się, nim będzie miała szansę się obudzić.

    — Nie wiem, jak mam się zachowywać w tej sytuacji — przyznał. — Nienawidzę takiego oczekiwania.

    Druga noc po jej zapadnięciu w sen wypełniona była nerwowym chodzeniem po otaczającym posiadłość lesie. Gwiazdy świeciły tej nocy wyjątkowo, oświetlając wszystko bardziej, niż Wyższy by chciał. Nie potrafił się w takich warunkach dostatecznie schować przed światem, ale i, co zdecydowanie nawet bardziej go denerwowało, przed samym sobą.

    Gdy tylko rozpoczęła się trzecia noc, Victor rzucił się w wir pracy. Było mnóstwo rzeczy, które musiał przygotować, aby to wszystko wyszło. Miał już w głowie plan — będą musieli uciec w jak najdalszy zakątek świata, w którym znaleźć można jak najmniej innych wampirów. Wiedział, że nie ukryje samego faktu, że Maureen istnieje, przed Radą, ale chociaż samo ich położenie powinno być dla nich tajemnicą.

    W czwartą noc Raphael odezwał się do wampira, oferując swoje kondolencje. Brat zdawał sobie sprawę z tego, że jad powinien rozprzestrzenić się już do tego stopnia, że dziewczyna musiała zostać zabita. Victor nie chciał go okłamywać, więc podał mu informacje na tyle niedokładne, na ile mógł bez wzbudzania niczyich podejrzeń.

    W piątą noc Wyższy wszedł znów do pokoju dziewczyny. Wyglądała nieco inaczej. Warga, która rozcięta była od uderzenia Adelheid, zaleczyła się bez żadnych pozostawionych śladów. Poprosił Michaela, żeby rozciął i ściągnął gips, którym usztywnił wcześniej jej złamaną rękę. Oboje zauważyli z zadowoleniem, że i ona zrosła się perfekcyjnie.

    Tuż nad ranem szóstego dnia, wszedł właśnie do swojego gabinetu, by zauważyć w nim Michaela. Jego przyjaciel był tak samo zaangażowany w doprowadzenie dziewczyny do porządku jak sam Victor. Jako naukowiec, nie mógł sobie pozwolić, aby okazało się, że jego zapewnienia były niesłuszne.

    — Ile to potrwa? — mruknął niezadowolony wampir. Obaj wiedzieli jednak, że jego gniew był tylko sposobem na przykrycie zmartwienia. — Ona na pewno nie chciałaby umrzeć w ten sposób.

    — Przecież wiesz, panie, że jej ciało nie umarło. Nie zaczęła się rozkładać, wręcz przeciwnie, wyzdrowiała. Ona żyje — zastanowił się — pozostaje w stanie pomiędzy życiem a śmiercią. Obudzi się — próbował go uspokoić Michael.

    — Nie słyszałem nigdy, aby wampir półkrwi budził się tak długo.

    — Nie słyszałeś zapewne również nigdy, żeby człowiek pozostawał tak długo pod wpływem trucizny, nim zażyje krew Wyższego — zauważył naukowiec. — Nie możemy wykluczyć, że gdy ten czas jest wydłużony, czas przed przebudzeniem również się wydłuża.

    Wrażliwe uszy Wyższych zarejestrowały nagle jakiś dźwięk. Bez wątpienia pochodził on z sypialni Maureen. Pobiegli w tamtym kierunku, zatrzymując się przed drzwiami. Ktoś w środku się poruszył. Wampiry spojrzały po sobie i prędko znalazły się wewnątrz.

    Dziewczyny nie było w łóżku, kołdra rzucona była gdzieś daleko w kąt, a jedna z kolumn, na których wisiał baldachim, została złamana. Victor przeskanował pomieszczenie w poszukiwaniu czegoś jeszcze. Kwiatek, który normalnie znajdował się w stojącej na parapecie doniczce, leżał właśnie na ziemi z rozsypaną dookoła ziemią, w której był wcześniej posadzony. Drzwi do połączonej z sypialnią łazienki stały otwarte na oścież. Ze środka dochodził dźwięk płynącej wody.

    Wampir podszedł tam powoli, czując tak bardzo nietypowy dla niego stres. Maureen stała przy umywalce. W obu rękach trzymała kurczowo doniczkę, którą napełniała wodą, a następnie polewała sobie nią twarz, starając się wypić przy tym jak najwięcej. Jej oczy rozchylone były szeroko, a niegdyś przyjemnie czekoladowe tęczówki nabrały krwistoczerwonej barwy.

    — Maureen — zaczął Victor, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. — Maureen! — powiedział już znacznie głośniej.

    — Pić mi się chce — szepnęła szaleńczo, znów napełniając doniczkę. — Pali mnie gardło, tak cholernie chce mi się pić. — Wylała wodę na siebie.

    Wampir stał przez chwilę, zupełnie wryty w ziemię tym widokiem. Otrząsnął się prędko, przypominając sobie, że musi się nią zająć. W mgnieniu oka wyciągnął zza paska ten sam sztylet co przy przemienianiu jej i znów rozciął wzdłuż swój nadgarstek. Dopiero gdy pierwsza kropla krwi spadła na podłogę, uwaga Maureen zwróciła się ku niemu.

    Zmrużyła uważnie oczy i spojrzała na niego. Jej mięśnie napięły się, a oddech wyciszył. Victor doskonale znał ten stan, dziewczyna przygotowywała się do ataku. Uśmiechnął się, uznając to za rozkosznie urocze. Pomysł, że byłaby w stanie na niego zapolować, wydawał się Wyższemu wyjątkowo zabawny. Gdy zobaczył ją żywą, całe zmartwienia, które wcześniej w sobie nosił, zaczęły się ulatniać. Teraz mógł tylko czerpać przyjemność ze wszystkiego tego, co miało się wkrótce stać.

    Maureen podbiegła do niego i chwyciła żelaznym uściskiem jego zranioną rękę. Pazury, które wydłużyły się jej podczas przemiany, wbiły się w skórę wampira, raniąc go jeszcze bardziej. Najpierw ostrożnie zlizała całą krew, która zdążyła wypłynąć poza tę naznaczoną sztyletem linię. Później użyła dopiero co nabytych kłów, aby wgryźć się w jego żyły.

    — Powinnaś wiedzieć, że wodą nie zaspokoisz tego pragnienia, króliczku — powiedział prześmiewczo, jednak uważna osoba mogłaby wyczuć w tym tonie odrobinę czułości.

    Dopiero zetknięcie z krwią Victora przywróciło dziewczynie świadomość. Poczuła, jak przyjemnie chłodna ciecz koiła jej rozpalone gardło. Rozchodziła się następnie po całym ciele, dodając każdemu zakamarkowi sił, których wcześniej nigdy nie zaznała. Nawet nie próbowała powstrzymać cichego mruczenia z rozkoszy, które temu towarzyszyło.

    W jej głowie formowało się wiele pochwał na temat krwi Victora. Lepsza niż jakakolwiek potrawa, którą kiedykolwiek przy nim kosztowała, większy zastrzyk emocji niż na kolejce w parku rozrywki, przyjemniejsze niż jakiekolwiek fizyczne pieszczoty. Nie była w stanie dokładniej opisać tego, co właśnie odczuwała. Krew nie była w jej głowie już paskudna, powodująca zawroty głowy i wymioty. Teraz przynosiła ukojenie.

    Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu oderwała się od niego, dysząc.

    — Lepiej? — zapytał, wyciągając w jej kierunku drugą dłoń.

    Maureen przytaknęła energicznie, starła krew z kącików ust i skorzystała grzecznie z pomocy.

    — Weź prysznic — powiedział, widząc kompletne zagubienie w jej oczach. — I schowaj to — dodał, dotykając żartobliwie warg dziewczyny.

    — Ja mam kły — szepnęła zaskoczona. Przejechała uważnie kilka razy językiem po swoich zębach.

    — Masz — potwierdził. Nawet nie próbował ukrywać swojego rozbawienia całą tą sytuacją.

    — I moja ręka nie jest już złamana. — Poruszyła palcami lewej ręki na potwierdzenie tych słów.

    — Moja krew, lecząc zatrucie, wyleczyła również wszystko inne, cokolwiek kiedykolwiek było z tobą źle.

    — Dlaczego jest tu mokro? — Przejechała bosą stopą po kałuży na kafelkach. — Czemu tam jest ziemia na podłodze? Dlaczego moje łóżko jest złamane? O cholera, mam czerwone oczy! — Podskoczyła na widok swojego odbicia w lustrze.

    — Prysznic — powiedział tylko, przejeżdżając uspokajająco rękami wzdłuż jej ramion. — Musisz mi zaufać, jestem wampirem dwa tysiące lat dłużej niż ty. W tym momencie potrzebujesz przede wszystkim prysznica.

    Przytaknęła, a przejęcie, z jakim to zrobiła, sugerowało, że Victor właśnie udzielił jej najważniejszej życiowej porady. Wyższy nie wytrzymał, parskając śmiechem. Spojrzała na niego z dezorientacją. Wyjaśnił tylko, że ma przyjść do jego sypialni, gdy skończy, a następnie zostawił ją samą.

    Gdy usiadł na swoim łóżku, zatopił się w poduszkach i zaczął śmiać na głos. Cały stres z ostatnich pięciu dni ulatniał się intensywnie, powodując taką właśnie reakcję. Powtarzał sobie w głowie, że teraz wszystko pójdzie już znacznie łatwiej. W końcu dziewczyna obudziła się, była świadoma, a jego krew zadziałała, by ugasić pragnienie i powrócić ją do zdrowych zmysłów.

    Nie kazała czekać na siebie długo. Zaledwie kilka minut później siedziała już ostrożnie na skraju łóżka wampira, obserwując go w ciszy. Choć niby nic jej nie było, czuła się dziwnie. Nowo nabyta zdolność widzenia w ciemności pozwoliła natomiast na dokładne analizowanie twarzy Victora. Nawet nie miała pojęcia, jak bardzo jej tego brakowało przez ostatnie tygodnie.

    — Wszystko się udało? — zapytała w końcu. Postanowiła dłużej nie marnować czasu. Zobaczyła delikatny uśmiech na ustach wampira, więc wiedziała, że nie powinna się martwić odpowiedzią.

    — Tak, króliczku — mruknął czule. — Jesteś zdrowa i bezpieczna.

    — Co się ze mną dokładnie stało?

    — Wyrosłaś, więc już nie będę miał pretekstu, żeby cię nosić jak dziecko w ciemnościach. — Jego żartobliwy ton spotkał się z morderczym spojrzeniem dziewczyny, więc spoważniał odrobinę. — Twoje ciało przystosowało się na nowe warunki. Twoje oczy upodobniły się do moich, wyrosły ci kły, stałaś się silniejsza fizycznie i odporna na ludzkie choroby. Przez jakiś czas będziesz także odczuwać wszystkie emocje znacznie silniej.

    Przytaknęła. Domyślała się, że przystosowanie się do tego nowego ciała zajmie trochę czasu. Wampir obserwował, jak poruszała palcami u dłoni, jakby pierwszy raz w życiu potrafiła to robić. W rzeczywistości przyglądała się uważnie swojej skórze, która, widziana w ciemności przez wampirze oczy, wyglądała bardzo dziwnie.

    — Co teraz będzie?

   — Mam nadzieję, że szczęśliwe zakończenie. — Spojrzał za okno. — Zrobię wszystko, żeby szczęśliwe zakończenie.

    — Mówiłeś już komuś o mnie?

    — Jeszcze nie — przyznał — ale postanowiłem, że chociaż spróbuję, żeby cię zaakceptowali. Poprosiłem o spotkanie Rady w tej sprawie. Naprawdę nie wiem, jaka będzie ich decyzja. Musisz się przygotować, że będą chcieli sami sprawdzić, czy rzeczywiście nie stanowisz zagrożenia.

    — A nie stanowię? — zapytała z niemałym niepokojem. Niczego nie mogła chyba być pewna, w końcu zyskała zupełnie nowe ciało.

    — Nie wiem. — Spoglądał chwilę w jej zmartwione, czerwone oczy. — Mamy tydzień, żeby to sprawdzić. Jeśli się nie uda, powiem im, że jednak musiałem cię zabić i będę cię chował. Przygotowałem się również na taką ewentualność.

    — Boję się — szepnęła, krzyżując ręce na piersi, przytulając jakby sama siebie.

    — Wiem. — Zaczął się do niej pomału zbliżać, sprawdzając uważnie jej reakcję.

    — Ty się nie boisz? — zapytała go.

    — Na pewno nie muszę się już bać, że cię skrzywdzę — ominął pytanie, chowając jakiekolwiek poważne zmartwienie za łobuzerskim uśmiechem.

    — Będziesz mnie teraz torturował? — Uniosła brew.

    — Myślałem bardziej o seksie, mówiąc to, ale nie będę oceniał, co cię podnieca, króliczku. — Wzruszył ramionami.

    — Bardzo śmieszne. — Wywróciła oczami, bo nie chciała przyznać, że wygrał tę potyczkę słowną, i wstała z zamiarem wyjścia. Victor chwycił jednak jej dłoń, nie pozwalając na to. Spojrzała na niego pytająco.

    — Wolałbym, żebyś ze mną została — wyznał. Maureen patrzyła na niego przez chwilę, próbując odgadnąć, co tak naprawdę myślał. Niestety nie było to tak łatwe zadanie.

    — A ja wolałabym nie — odparła przekornie, uśmiechając się.

    — Zostań ze mną — wypowiedział, zmieniając odrobinę swoją wcześniejszą wypowiedź.

    — Mieliśmy być na równi — przypomniała mu, ciesząc się, że może mu dokuczyć, używając jego własnych słów. — Partnerzy, pamiętasz?

    — Proszę — szepnął, a to słowo ledwo opuściło jego gardło.

    Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie. Zdecydowała jednak, że nic nie straci, zgadzając się, więc przytaknęła. Wampir rozłożył swoje ręce, chcąc zaprosić ją bliżej. Ona pokiwała mu jednak palcem niczym zakazująca czegoś dziecku matka i położyła się jak najdalej niego.

    — Jesteś okropna — burknął, okrywając się kołdrą po nos.

    — Spisałeś się właśnie na długie lata tego okropieństwa, panie Victorze Auguście.

(1850 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro