Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. "Pomóż mu"

    Maureen nie odpowiadała. Nie zamierzała dać Adelheid tej satysfakcji. Wiedziała doskonale, co wampirzyca próbowała osiągnąć i choć całe jej ciało trzęsło się ze strachu, żołądek wywracał z obrzydzenia, a złamana przed chwilą ręka bolała niemiłosiernie, nie zamierzała się jej poddać. Nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej taka ilość waleczności.

    — Odpowiedz mi! — wrzasnęła Adelheid, uderzając dziewczynę w twarz. Maureen poczuła metaliczny posmak w ustach. Wampirzyca musiała zranić jej wargę. — Czy to w jego ramionach pragniesz się schronić, gdy nie czujesz się bezpiecznie?

    Wampirzycy wcale nie interesowała odpowiedź. Maureen zdawała sobie z tego sprawę. Spoglądała na nią przez dłuższą chwilę, a następnie odwróciła głowę w bok, by splunąć obficie na siedzenie obok. Ślina wymieszała się z krwią, wyglądając przez to jeszcze paskudniej.

    — Tak — syknęła, a było to najbardziej przepełnione jadem wyznanie miłości, jakie ktokolwiek z nich kiedykolwiek słyszał. Nikt nie mógł jednak odmówić dziewczynie szczerości.

    — Zostaw ją w spokoju! — warknął Victor. Głos wampira był niemal niezrozumiały. Forma bestii zniekształciła go, sprawiła, że stał się głębszy, zachrypnięty i nawet wypowiadając słowa, brzmiał jak ryk wielkiego potwora.

    — Wiesz, wydaje mi się, że nie powinnaś mówić takich rzeczy, nie wiedząc, ile przed tobą chował — zaczęła znów Adelheid, całkiem zmieniając manierę swojego głosu. Teraz brzmiała jak zmartwiona przyjaciółka. Usiadła obok dziewczyny i czule położyła jej rękę na ramieniu.

    — Nie uwierzę ci, cokolwiek mi powiesz — oznajmiła pewnie.

    — Nie spodziewam się, że mi uwierzysz, ale może ona cię zainteresuje. Sara!

    Niższa pojawiła się obok swojej pani bardzo prędko. Nie biegała tak szybko jak Victor, że oczy Maureen dosłownie nie potrafiły jej zarejestrować, ale wciąż wystarczyło tylko kilka sekund, aby stanęła przed dziewczyną, choć wcześniej chowała się gdzieś pod trybunami.

    Maureen zmarszczyła brwi, widząc ją. Nie potrafiła pojąć, że Sara była Niższą. Osoba, która jeszcze niedawno zniszczyła jej życie, stała właśnie przed nią i wszystko wskazywało na to, że była posłuszna Adelheid. Wiedziała, że Wyższa nie miałaby jednak powodu, aby atakować dziewczynę, nim ta stała się ważna dla Victora.

    — Nie rozumiem — szepnęła, spuszczając wzrok. Obecność Sary przyprawiła ją o dreszcze.

    — Maureen nie ma z tym nic wspólnego! — odezwał się po raz kolejny Victor.

    — Ach tak? — zapytała, niby niewinnie, Adelheid. — Cóż, przynajmniej dostarczy mi nieco rozrywki, nim cię zabiję.

    Oczy wampirzycy miały dziwny blask. Emanowała poczuciem wyższości i gniewem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dziewczyna nie potrafiła się pozbyć wrażenia, że Wyższa naprawdę wierzy, że to, co robi, jest słuszne. Maureen przeklinała samą siebie w myślach, że kiedykolwiek zgodziła się wejść w ten świat pełen potworów, który wcześniej pozostawał dla niej całkiem zamknięty.

    — Powiedz jej, Saro, kto cię na nią nasłał — zachęciła swoją podwładną Adelheid.

    — Nikt inny jak nie cudowny pan August — wyznała Sara przesłodzonym głosem, naśladując w pełni maniery swojej pani. Kobiety wyglądały zdaniem Maureen jak upodabniające się do siebie nawzajem wredne dziewczyny w szkołach.

    — Nie wierzę ci — syknęła krótko.

    — A ta twoja przyjaciółka, Keira... — Wampirzyca uśmiechnęła się, widząc, jak oczy Maureen zabłysnęły na wspomnienie tego imienia. — Czyż to nie dziwne, że tak nagle zniknęła? — Teatralnie stuknęła się kilka razy palcem w czoło, dając znać, że się nad tym bardzo zastanawiała. — Zupełnie tak, jakby jakiś potężny pan kazał jej się usunąć, aby mieć łatwiejszy dostęp do jej małej, słodkiej przyjaciółeczki.

    — Kłamiesz! — wrzasnęła, kierując ten krzyk bardziej do samej siebie niż wampirzycy.

    Oczy dziewczyny zawiesiły się na Victorze. Zastanawiała się, czy to możliwe, aby Wyższa mówiła prawdę. Przecież to logiczne. Ale w ten sposób Keira musiałaby być wampirzycą. Uważała, że to niemożliwe. Mieszkały razem przez lata, pomagały sobie, widziała nieraz, jak dziewczyna jadła ludzkie jedzenie, raniła się, chodziła do lekarzy.

    — Victor... — jęknęła, szlochając. Fizyczny ból, który odczuwała, nie był już tak uciążliwy. Teraz myślała przede wszystkim o uwolnieniu się od tych natarczywych myśli. — Błagam cię, pomóż mi... Kocham cię...

    Umysł Victora zaćmiony był przez zwierzęce instynkty, które przejęły nad nim kontrolę. Mimo to błaganie dziewczyny powoli przebijało się przez nie, wywiercając dziurę prosto ku całemu człowieczeństwu, jakie w nim zostało. Mogło się wydawać, że osiągnęło to paradoksalnie odwrotny efekt, jednak tego właśnie potrzebował. Świat przed oczami Wyższego stał się cały czerwony. Jego mózg, w prymitywnym obecnie stanie, był wciąż w stanie zidentyfikować, że przeszkodą do uwolnienia tej dziewczyny są wszystkie wampiry półkrwi, które wciąż chciały rozerwać go na kawałki. Wprowadził wampira w postaci wilka w stan, w którym liczyło się tylko zabijanie.

    Adelheid przyglądała się temu z zaniepokojeniem. Zrozumiała prędko, że jej działania przyniosły odwrotny efekt do zamierzonego. Wampir miał być rozproszony i zdenerwowany obecnością Maureen, miał próbować ją uwolnić za wszelką cenę, uruchamiając przy tym pułapkę zawartą w barierze. Wszystko to powinno obniżyć jego morale, a nie podnieść wolę do walki.

    — Kurwa mać — przeklęła pod nosem, widząc, że wydarzenia na boisku przestały iść po jej myśli. — Jeśli zaatakuje mnie w tym stanie, nie będę potrafiła z nim wygrać, nawet po tym, jak osłabią go moje stworzenia. — Spojrzała gniewnie w stronę Sary. Niższa stanęła na baczność, oczekując dalszych poleceń. — Musimy się stąd jak najszybciej wydostać. — Teraz skupiła swoją całą uwagę na Maureen. — Ale tobie, panienko, nie pozwolę ujść z tego cało.

    Dziewczyna próbowała się szamotać, gdy kły wampirzycy zbliżały się pomału do jej skóry. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet bez złamanej ręki, starania nie zdałyby się na wiele. Mimo to wciąż walczyła, wiedząc, że gdy już zostanie ugryziona, nie będzie odwrotu.

    — Pani! Mamy towarzystwo! — krzyknęła Sara do Adelheid.

    Wampirzyca uniosła głowę. To wtedy zrozumiała, że tak bardzo zajęła się torturowaniem dziewczyny, że nie wyczuła dwóch Wyższych, którzy znajdowali się niebezpiecznie blisko. Wydała z siebie gardłowy ryk, również przywołujący na myśl bestię, a następnie dosłownie doskoczyła do szyi Maureen, zatapiając się w niej. Musiała mieć choć to jedno zwycięstwo.

    Zamiast ujrzenia wampirów, do oczu dziewczyny dotarły dwa zwierzęta. Jedno to drapieżny ptak, który podobnie jak wilk Victora, przerastał swoim rozmiarem cokolwiek żyjącego na ziemi. Wielkimi szponami chwycił ramiona wampirzycy, odsuwając ją od Maureen. Adelheid nie zamierzała się przemieniać. Chwyciła swój miecz i sprawnie zaczęła bronić się przed nadlatującymi od ptaka atakami. Rozpoczęła się kolejna walka dwóch Wyższych, za którą znów oczy dziewczyny nie potrafiły nadążyć.

    Usłyszała przestraszony pisk ze swojej drugiej strony, więc teraz tam skupiła swoją uwagę. To Sara leżała na ziemi przygnieciona wielką łapą drugiego ze zwierząt, wspaniałego lwa. Jego grzywa, choć postrzępiona, by pasować do wyglądu martwego od kilku dni, który najwidoczniej miały wszystkie przemieniające się Wyższe, wciąż była niesamowicie majestatyczna. Bez żadnego wysiłku unieruchomił Niższą.

    — Podejrzewam, że Rada będzie miała do ciebie wiele pytań — odezwał się lew. Nawet jeśli Maureen znała ten głos i tego wampira, gdy był w swojej normalnej formie, teraz nie potrafiła go rozpoznać przez głęboki ton, który nadawała mu lwia postać. — Nie rozumiem, dokąd się wybierasz.

    — Zmusiła mnie do wszystkiego — próbowała się tłumaczyć Sara.

    — Nie mi się będziesz tłumaczyć — uciszył ją.

    Lew zaczął na oczach Maureen maleć, a jego futro wydawało się wracać do skóry, z której wcześniej wychodziło. Z każdą sekundą zwierzę przyjmowało coraz bardziej ludzką formę. Dziewczyna obserwowała uważnie, jak jego rysy twarzy zmieniały się w coś bardzo znajomego. Pojęła to dopiero, gdy kiwnął jej porozumiewawczo głową, już w pełni w ludzki sposób. To bez wątpienia Hektor. Prędko odwróciła wzrok, gdy dotarł do niej pewien fakt — mężczyzna miał na sobie jedynie zawieszoną na szyję torebkę, która musiała tam być nawet w lwiej formie. Właśnie z niej wyciągnął małą strzykawkę i wbił ją w nadgarstek Sary. Chwilę próbowała się wyrywać, jednak jej starania nie przynosiły skutków. Straciła przytomność bardzo prędko.

     Maureen poczuła się bezpieczniej. Może to właśnie przez to i jej świadomość zaczęła się gdzieś ulatniać. Już nie musiała walczyć i się stawiać, oni dwaj zrobią to za nią. Ból i wycieńczenie zaczęły dawać o sobie coraz dotkliwiej znać. Zacisnęła powieki, potrafiąc myśleć tylko o nich.

    — Jesteś już bezpieczna — zapewnił ją Hektor, który starannie ułożył ją na leżąco na siedzeniach.

    — Pomóż mu — szepnęła błagalnie. Oboje wiedzieli, że chodziło o Victora.

    — Nic mu nie grozi — uspokajał ją. — Podam ci teraz środek usypiający. Gdy się obudzisz, on będzie już przy tobie.

    Przytaknęła słabo. Nie miała siły zastanawiać się, czy wcale chciała jego towarzystwa. Poczuła igłę zatapiającą się w jej nadgarstku. Sen przyszedł bardzo szybko, dając ukojenie od bólu. Ostatni raz spojrzała na Victora, który wciąż przebijał się przez armię wampirów półkrwi. Miała nadzieję, że Hektor miał rację i nic mu się nie stanie, bo wiedziała, że mają sobie wiele do wyjaśnienia.

(1423 słowa)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro