Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. "Zamierzam go zabić"

    Dopiero gdy drzwi zostały otwarte, do wszystkich Wyższych dotarł zapach z zewnątrz. Posiadłość dosłownie cuchniała śmiercią. Była to mieszanka wielu różnych rodzajów krwi. Większość z nich należała do Niższych. Jeden wyróżniał się jednak spośród pozostałych. Był to zapach, który Victor bardzo dobrze znał. Aż zbyt dobrze.

    Znalazł się przy dziewczynie w dosłownie sekundę. Zdołał chwycić ją, nim jej w znacznym stopniu bezwładne już ciało uderzyło o podłogę. Nawet on nie potrafił powstrzymać swoich rąk przed trzęsieniem się, gdy odgarniał poszarpane kosmyki z jej twarzy. Była przeraźliwie blada, cała spocona i kompletnie przerażona.

    — Co się stało? — zadał pytanie, a słowa ledwo opuściły jego ściśnięte gardło. Wiedział, że każdy znajdujący się w tym pomieszczeniu wampir oceniał właśnie sposób, w jaki się przy niej zachowywał, snując domysły na temat ich relacji. Nie potrafił się tym jednak przejmować, gdy dziewczyna dosłownie umierała w jego ramionach.

    — Coś... — zacięła się. Musiała wziąć kilka płytkich oddechów, jej płuca bardzo widocznie męczyły się, by wciąż pracować. — Coś mnie zaatakowało.

    Poruszenie na sali stało się jeszcze bardziej wyczuwalne. Goście rozmawiali między sobą, nasłuchując jednak wyraźnych kroków potwora, który się zbliżał. Gospodarz wstał od stołu i w równie prędkim tempie, co wcześniej Victor, znalazł się przy dziewczynie.

    Wspólnie ostrożnie, lecz bardzo pospiesznie, wciągnęli dziewczynę w głąb pomieszczenia. Raphael wraz z najstarszym z braci, Juliusem, wybiegli przez drzwi i zatrzasnęli je za sobą, zamierzając zmierzyć się z czymkolwiek, co zaatakowało żywicielkę ich brata.

    Obok Maureen znalazł się jeszcze jeden mężczyzna. Rozpoznała go bez problemu, nie dało się zapomnieć tych białych włosów. To on przeprowadził na niej badania, nim podpisała umowę.

    — Panie, nie jest z nią dobrze — szepnął do Victora. — Proszę dać mi się nią zająć. Jeśli czegoś natychmiast nie zrobimy, może nie przeżyć.

    Wampir wiedział, żeby brać rady swojego przyjaciela na poważnie. Nie było na całym świecie lepszego wampirzego specjalisty od ludzi niż on. Niechętnie zwolnił uścisk, bo wciąż kurczowo obejmował do połowy nieprzytomną Maureen, i pozwolił mu działać, przyglądając się z widocznym zniecierpliwieniem.

    — Kurwa mać! — wrzasnął wracający już do sali balowej Raphael.

    Jego donośny głos rozległ się po całym pomieszczeniu i wstrząsnął gośćmi. Najmłodszy z braci znany był ze swojego optymistycznego nastawienia. Wampiry wiedziały, że ich najgorsze przypuszczenia się właśnie potwierdziły. Każdy siedział bez ruchu, odważając się jedynie na wypowiadanie do swoich najbliższych towarzyszy niemal niesłyszalnych szeptów.

    — Kto jest nieobecny? — zadał pytanie Julius.

    Jak zawsze zachowywał zimną krew, gdy wszyscy inni panikowali. Uważnym spojrzeniem przeskanował całą salę balową. Victor nie musiał tego jednak zrobić, aby znać odpowiedź na jego pytanie. Wystarczy, że zajrzał na konkretne miejsce i nie napotkał tam rudej czupryny. Zacisnął dłonie w pięści i spoglądał, jak Michael usilnie tamuje krwawienie z nogi Maureen.

    — Adelheid — syknął szeptem.

***

    Maureen budziła się powoli. Czuła, że ułożono ją na czymś miękkim i wygodnym. Gdy jej powieki podniosły się wreszcie, chyba po raz pierwszy ucieszyła się z panującego w pomieszczeniu półmroku. Jej oczy były wyjątkowo wrażliwe po tej chwili nieprzytomności. Zlokalizowała mętnym spojrzeniem Victora. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby w tak przejrzysty sposób biła od niego empatia. Teraz spoglądał na nią tak troskliwie, że uśmiechnęła się do niego blado, nie chcąc go martwić.

    — Wszystko dobrze? — zapytał, chociaż oboje wiedzieli, jaka była odpowiedź na to pytanie. Zacisnął dłonie na własnych kolanach i wbił się głębiej w krzesło, na którym siedział, gdy dziewczyna nie odpowiadała mu przez dłuższą chwilę. Nie chciał przy niej okazywać, jak niesamowicie był rozwścieczony. — Jak się czujesz?

    — Źle — mruknęła. Jęknęła z bólu i przez wspomnienia, które właśnie pojawiły jej się przed oczami. — To coś — wzdrygnęła się, przypominając sobie potwora — prawie mnie zjadło. Żaden z was mi nie pomógł, chociaż krzyczałam — dodała z wyrzutem w głosie. Nie rozumiała, dlaczego została pozostawiona sama sobie.

    — Wiem, króliczku... — Pogłaskał ją po głowie. W duchu cieszył się, że była gadatliwa, bo to znaczyło, że nie czuła się aż tak źle. Żałował, że dziewczyna zdawała już sobie sprawę z jego zdolności. Chciał pomóc jej przestać trząść się ze strachu, ale nie potrafił. Przeklinał w myślach własną bezradność.

    — Co to było? — zadała pytanie, którego bardzo nie chciał usłyszeć.

    Spodziewał się, że go nie uniknie. Była pierwszą żywicielką od bardzo dawna, której musiał powiedzieć o tych najpaskudniejszych częściach bycia wampirem. Wiedział, że cokolwiek próbował wcześniej zrobić, aby go nie zostawiła, właśnie poszło na marne.

    Niesamowitym wydawał mu się również fakt, że skarcił się w myślach za myślenie o samym sobie w takiej sytuacji. Nie rozumiał, dlaczego znów uruchamiały się przy niej jego wyrzuty sumienia.

    — Wiesz, czym są wampiry półkrwi, prawda? — upewnił się.

    — Wiem, że robi się je z ludzi — zastanowiła się przez chwilę — a w zasadzie robiłoby, ale nie wolno, bo nie potrafią się kontrolować.

    — Adelheid, ta Wyższa, która była u mnie, zatruła bardzo dużą ilością swojego jadu żywiciela Juliusa. — Odchrząknął, orientując się, że jego głos robił się niebezpiecznie głęboki, gdy o niej wspominał. — Zrobiła kilka ugryzień na całym jego ciele. Zależało jej, aby jad szybko się rozprzestrzenił.

    — Więc to był zainfekowany jadem Wyższego człowiek? — nie dowierzała dziewczyna. Owszem, potwór wyglądał, jakby kiedyś był człowiekiem, ale po skomplikowanych mutacjach czy długiej chorobie, a nie zwykłych ugryzieniach. Victor przytaknął powoli. — Ale co to ma do wampirów półkrwi?

    — To właśnie dzieje się z ciałem człowieka, gdy nie poczęstujesz go krwią Wyższego — kontynuował swoje wyjaśnienia Victor. — Przemienienie kogoś wymaga podania mu jednocześnie trucizny i odtrutki, jadu i krwi, obie te rzeczy mamy w swoim ciele.

    Maureen przygryzła wargę. Wcale nie chciała słuchać już niczego więcej na temat biologii wampirów półkrwi. Teraz jeszcze doskonalej rozumiała, dlaczego nie pozwalano na ich tworzenie. Jeśli istniała szansa, że skutkiem ubocznym okaże się taki stwór, nie warto było ryzykować.

    — Dlaczego mi nie pomogliście? — przeszła do kolejnego pytania.

    — Mamy tylko teorie. — Victor spuścił wzrok. Dla osoby, która go nie znała, mogło to wyglądać jak nieśmiałość. On czuł jednak tylko gniew i nie chciał, aby Maureen to wyczuła. Gniew na samego siebie, swoich braci, wszystkie inne wampiry, Adelheid. Tylko ta mała dziewczynka dodawała mu odrobinę spokoju. — Najprawdopodobniej Adelheid ma specjalne zdolności. Jej muszą być związane ze stawianiem swego rodzaju barier. Musiała sprawić, że nasza część zamku była zupełnie odcięta od tego, co działo się na zewnątrz. Przełamałaś ją zapewne, otwierając główne drzwi.

    — A dlaczego nie było nigdzie żadnych Niższych? — kontynuowała, nie zamierzając się nawet zastanawiać nad tamtą odpowiedzią. O mocach wampirów chciała słuchać jeszcze mniej niż o biologii.

    Victor westchnął. To kolejne z tych pytań, na które nie chciał odpowiadać. Zdeterminowane spojrzenie dziewczyny dało mu jednak jasno do zrozumienia, że się nie wymiga od odpowiedzi. Wiedział, że zasługiwała na szczerość. Była w końcu jedną z ofiar całej tej sytuacji.

    — Zabiła ich wszystkich — rzekł chłodno.

    — Wszystkich? Przecież twój brat zatrudniał tak wielu...

    — Wszystkich — przerwał jej.

    Maureen spoglądała na niego przez dłuższą chwilę. Trudno było jej stwierdzić, co on tak właściwie czuł. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że Victor normalnie był znacznie bardziej rozmowny, sarkastyczny, pewny siebie. Takie krótkie odpowiedzi sugerowały jej, że i jego ruszyło to, co się stało.

    — Jak dokładnie potężniejsze od Niższych są Wyższe? — odważyła się znów coś powiedzieć.

    — Nieporównywalnie — nie musiał się zastanawiać nad odpowiedzią Victor. — Dodatkowo Adelheid nie była sama. Część pracujących dla Raphaela Niższych przyłączyło się do niej.

    Przez chwilę panowała między nimi cisza. Maureen okryła się szczelniej kołdrą. Znów zrobiło jej się paskudnie zimno, jak za każdym razem, gdy dowiadywała się o potworności świata wampirów. To wszystko, o czym powiedział jej mężczyzna, było zdecydowanie zbyt przygnębiające.

    — Dlaczego? — uciekło z jej ust jedyne sensowne w tamtym momencie pytanie.

    — Nie mamy pojęcia. Na pewno celowała w ludzi, którzy znajdowali się w tamtym czasie w zamku, czyli żywicieli najważniejszych Wyższych w całym naszym społeczeństwie, w tym moich braci. Żywiciel Juliusa zatruty, żywicielka Raphaela zamordowana, a tobie ledwo udało się uciec.

    Victor nie mówił jej całej prawdy. Mieli teorię co do powodu ataku. Zdawali sobie doskonale sprawę z tego, że ojciec Adelheid należał do przedstawicieli starego pokolenia w ostatniej wojnie, która wybuchła wewnątrz świata wampirów. Zupełnym przypadkiem, a może wcale nie przypadkiem, część Wyższych, która w przeszłości wyrażała swoje niezadowolenie z obecnego składu i rządów Rady Wampirów, nie przywiozła tego roku żywicieli ze sobą. Podejrzewali, że to ma być dla Rady znak, że tamci nie zamierzają dłużej czekać ze swoimi działaniami.

    — Przepraszam, że cię tu ze sobą zabrałem — szepnął Victor. Boleśnie docierało do niego, że nie powinien tego robić.

    — Proszę, wróćmy już do domu. — Spojrzała na niego błagalnie. Była zbyt przerażona, aby zorientować się, jak wyjątkową sytuacją było usłyszenie od Augusta szczerych przeprosin.

    — Oczywiście, króliczku — zapewnił ją, odgarniając grzywkę z jej oczu, by móc w nie spojrzeć. — Po prostu nie chciałem odbywać tej rozmowy, gdy jesteśmy w podróży. Zaraz przeniosą cię do helikoptera, a prywatny samolot już na nas czeka.

    Przytaknęła z widoczną ulgą na twarzy.

    — Dziękuję, że z nim walczyłaś — powiedział jeszcze.

    Maureen spojrzała na niego zaciekawiona. Dopiero teraz dotarło do niej, jak szczery był podczas tej rozmowy. Nie chował się za żadną maską, nie próbował jej odsunąć, nie wywyższał się. Nie rozumiała, co spowodowało tę nagłą zmianę. Wampir wyglądał, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, więc chwyciła delikatnie jego dłoń, która dalej znajdowała się przy jej włosach, i uśmiechnęła się do niego.

    — Gdy wpadłaś tak do tej sali... Zakrwawiona, ledwo żywa... Uświadomiłem sobie po raz kolejny, jak kruche jest ludzkie życie — wyszeptał. — Wiem to nie od dziś, ale nowością były dla mnie myśli, że nie byłoby mi obojętne, gdyby twoje się skończyło.

    Uniosła się delikatnie na łokciach, by na niego spojrzeć. Zastanawiała się, czy właśnie była świadkiem wyznania uczuć z jego strony. Był wciąż na swój sposób zimny, ale jednocześnie dużo bardziej otwarty, nie taki niedostępny.

    — Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo jestem teraz zdenerwowany — dodał jeszcze. — Zapewniam cię, że nie spocznę, nim ostatni centymetr ciała tej wiedźmy zamieni się w proch.

***

    Po skończeniu wszystkiego, co miała do zrobienia w posiadłości Raphaela, Adelheid uciekła z niej tak prędko, jak to tylko było możliwe. Nie mogła sobie pozwolić, aby któryś z Wyższych złapał ją i pokrzyżował jej starannie dopracowane plany w tak wczesnej fazie.

    Wiedziała doskonale, gdzie Victor i jego, zapewne już martwa, słodka dziewczynka mieszkali. Zawsze uważała, aby jej adres znacznie trudniej było zlokalizować. Wsiadła do pierwszego samolotu, który zabierał ją najbliżej upragnionej posiadłości i nie potrafiła powstrzymać zadowolonego uśmiechu przez cały powrotny lot.

    Tuż po wylądowaniu jeden z jej pobratymców przesłał wiadomość, że Maureen jednak przeżyła. Z początku wampirzycę ogarnęła wściekłość, ale bardzo prędko dopasowała swoje plany, by uwzględnić w nich tę nieznaczną niedogodność. Doszła do wniosku, że tak może być nawet łatwiej wywabić Victora z ukrycia, gdzie zdecydowanie pragnął się właśnie udać.

    Sługa Wyższego, Elliott, nie był trudny do wytropienia. Pozwoliła sobie na wejście do jego apartamentu. Z niezadowoleniem usiadła na kanapie, orientując się, że nie było go wewnątrz. Chwilę później słyszała już jednak ciężkie kroki mężczyzny.

    Elliott zorientował się, że drzwi do jego domu nie były zamknięte na klucz. Popchnął je ostrożnie, postawił dwa kroki wewnątrz mieszkania i zamarł, widząc parę świecących oczu, spoglądających na niego z ciemnego salonu. Odwrócił się błyskawicznie i zamierzał uciekać, ale wampirzyca uprzedziła go, blokując mu wejście.

    — Nie tak prędko. — Uśmiechnęła się złowrogo. — Mam do ciebie sprawę, Elliott.

    — Nie wiem, kim jesteś, pani — wydukał, czując kropelki potu formujące się na jego czole. — Proszę się udawać z wszystkimi interesami do mojego pana.

    — Ale to właśnie o niego chodzi.

    Zaciekawiła go. Spoglądał na nią przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami. Wciąż najchętniej uciekłby. To też właśnie zamierzał zrobić, gdy zorientował się, że wampirzyca najpewniej była po prostu szalona, jak oni wszyscy. Starał się dyskretnie zaplanować najlepszą drogę ucieczki, zaglądając uważnie przez jej ramię.

    — Powiedz, nie chciałbyś się może od niego uwolnić? — zapytała nonszalancko Adelheid. — Przydałaby mi się twoja pomoc.

    — Nie rozumiem, pani — wciąż nie zamierzał wdawać się z nią w dyskusję.

    — To nic takiego. — Uśmiech na jej twarzy powiększył się jeszcze bardziej. — Ja po prostu zamierzam go zabić.

(2019 słów)

! Maraton Alert !
Ponieważ wiemy już, jakie są plany tej dwójki wobec siebie, zapraszam Was w walentynki od rana na maraton. Będę dodawać wszystkie rozdziały do końca!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro