28. "Chyba się przesłyszałam"
Czarny samochód zatrzymał się z piskiem opon przed drzwiami posiadłości. Wampir wysiadł z niego w zatrważającym tempie i rzucił na budynek spojrzenie tak zacięte, że stojący przy drzwiach strażnicy skulili się w duchu, myśląc o konsekwencjach jego gniewu.
Przeszedł przez drzwi, nie reagując na przywitania. Obawiał się, że gdyby poświęcił komukolwiek ze swoich pracowników więcej uwagi, mógłby dojść do wniosku, że jednak należy ich wszystkich zabić. Ich jedynym zadaniem było zajęcie się Maureen przez pięć dni i nie potrafili zrobić nawet tego. Już od dawna wiedział, że wszystko powinien robić sam, ale nie podejrzewał, że aż do takiego stopnia. Tylko księżyc starał się go uspokoić, posyłając w jego stronę łagodne światło.
Cały ten gniew wyparował jednak w jednej chwili, gdy wszedł do swojej sypialni i dojrzał małą istotkę leżącą na łożu się w niej znajdującym. Zakryła się szczelniej jednym z jego płaszczy, jakby ten był chroniącą przed potworami tarczą. Wyrzuty sumienia, które wprost uwielbiały się przy niej odzywać, teraz dały mu znać o swojej obecności jeszcze dotkliwiej, zmuszając do wstydliwego spuszczenia wzroku, które tak dalekie było normalnemu zachowaniu wampira.
— Nie bój się — powiedział łagodnie, zaskakując samego siebie, że potrafił używać takiego tonu. — To ja. — Podszedł do łóżka, stawiając kroki głośniej niż zazwyczaj, by nawet jej ludzkie uszy go usłyszały.
— Victor? — Podniosła na niego spojrzenie, wychylając się ostrożnie zza płaszcza. Poczuła ulgę, ale później odrobinę zawstydzenia, że złapał ją w takiej sytuacji.
Obserwowała uważnie, jak mężczyzna ściągał z siebie rękawiczki i szal, a następnie odkładał je na bok. Ona odważyła się wyjść na chwilę spod kołdry i płaszcza, odkładając go na jedną z puf znajdujących się w pomieszczeniu.
— Co się z tobą stało? — zapytał, podchodząc bliżej, by pogłaskać ją po głowie. Spoglądał na nią z autentycznym zmartwieniem w oczach. Wyglądała na wycieńczoną, a do tego jej skóra przybrała odcień niemal tak blady jak jego.
— Nie mam pojęcia — wyznała i wtuliła się w niego mocno, ignorując zupełnie wolę wampira w tej sytuacji.
— Natychmiast idziesz spać — zarządził. On również nie zamierzał się przejmować, czego tak naprawdę chciała w tym momencie.
Dziewczyna kiwnęła głową kilka razy energicznie. Nie miała wcale ochoty się sprzeciwiać temu rozkazowi. Wsunęła się pod kołdrę w jego łóżku i czekała z cierpliwością, aż wampir odświeży się po podróży. Victorowi nie widziało się prędkie wracanie do niej. Odczuwał coś dziwnego, jego brzuch zaciskał się, a niemal martwe serce biło w wyjątkowo ludzkim tempie. Puścił głośno wodę, by zagłuszyć podszepty księżyca, że tak właśnie odczuwa się strach.
Ulga na jej twarzy, gdy układał się wygodnie obok niej w swoim łożu, była nie do opisania. Nie do opisania okazało się również przepełniające wampira poczucie winy, że pozwolił na coś takiego. Ponieważ szczelnie zasłonięte kotary blokowały jakiekolwiek światło księżyca, mężczyzna nie mógł już użyć go jako wymówki.
Na całe szczęście rozmowa, którą będzie musiał z nią odbyć, odsunęła się w czasie o kilka godzin, bo gdy tylko jej policzek wylądował na jego piersi, dziewczyna zasnęła bez chwili zastanowienia. Pozostawiła tym samym Victora skazanego na własne myśli. Nigdy tak nie robił, ale teraz układał sobie w głowie wszystko, co musiał koniecznie jej powiedzieć. Po raz pierwszy czuł niewyjaśnioną potrzebę, by być z kimś szczery. Nie podobało mu się to.
— Wyspana? — zapytał, gdy tylko regularny oddech śpiącej dziewczyny przerwało ciche ziewnięcie.
— Tak. — Podniosła na niego swoje spojrzenie. Przespała resztę nocy oraz cały dzień i choć wampir miał zamiar zrobić wiele rzeczy po swojej podróży, nie wyobrażał sobie zostawić jej ani na chwilę. — Nareszcie — dodała szeptem, chowając się w jego ramionach.
— Co się z tobą stało, gdy mnie nie było? — Choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie, chciał poznać jej wersję, nim zacznie cokolwiek mówić. — Ponoć chciałaś uciec.
— Nie uciec — obruszyła się, a jej twarz przybrała po raz pierwszy od tygodnia ten dobrze wampirowi znany dziecinny wyraz. — Po prostu zależało mi na chwili samotności, a oni nie chcieli się na to zgodzić. Musisz zrozumieć, że sięgnęłam po nieco drastyczniejsze metody. — Wzruszyła ramionami.
— Dlaczego chciałaś być sama?
Dziecinność bardzo szybko zniknęła z jej oczu, gdy usłyszała to pytanie. Wydawały się zamglić, a ona, jakby zauważając to, mrugnęła kilka razy szybko i spojrzała gdzieś w bok.
— Nie mam pojęcia — odpowiedziała w pełni szczerze. Sama wciąż zastanawiała się nad przyczyną swojego radykalnego zachowania. — Zaczęłam się tu czuć jak w klatce — opisała to najlepiej, jak była w stanie.
— Doceniam to, że jesteś ze mną szczera — powiedział po chwili wahania wampir. Wiedział, że ten niekomfortowy moment nadszedł. — Pozwól, że ja również ci się do czegoś przyznam.
Maureen zmarszczyła brwi, patrząc na niego z zaciekawieniem. Wyczuł po jej oczach, że zupełnie nie spodziewała się usłyszeć niczego z rzeczy, które zamierzał powiedzieć. Jak mogła? W końcu bardzo się postarał, aby się ich nie domyślała.
— Rzecz, której nie przeczytasz w żadnej książce, to fakt, że czasem niektóre z nas, Wyższych, mają specjalne zdolności — zaczął, wzdychając przed tym ciężko. — Czytałaś zapewne o zmiennokształtności, to dotyczy nas wszystkich, ale prócz tego są też inne talenty. — Czuł się dziwnie, tłumacząc tak skrywane rzeczy jakiemuś człowiekowi. — Te zdolności, które mam na myśli, nie są przekazywane w rodach, nie ma żadnej zasady, co do której można się ich spodziewać. Dla większości Wyższych rodzaj posiadanej mocy oraz fakt, że w ogóle ją mamy, to najbardziej skrywana tajemnica.
— Dlaczego mi więc o tym mówisz?
— Ja jestem jednym Wyższych, które posiadają te rzadkie umiejętności — przyznał, a jego serce zabiło kilka razy z rzędu, wiedząc, co musi powiedzieć jako kolejne. — Moją umiejętnością jest manipulowanie czyimiś emocjami.
Obserwował uważnie reakcję dziewczyny. Nie odzywała się, lecz spoglądała na niego. W jej głowie wyraźnie zaczynały się formować wnioski wynikające z tego, co właśnie powiedział. Widział, że póki co była jednak tylko zdezorientowana, więc musiał kontynuować.
— Wszystkie te razy, gdy wydawało ci się, że powinnaś mi zaufać — zaczął wymieniać: — że to dobry pomysł dać obcemu mężczyźnie swój adres, że czujesz się przy mnie najbezpieczniej... — urwał, widząc po jej zmieniających pozycję brwiach z uniesionych na gniewnie zmarszczone, że wymienił już wystarczająco. — To nie ty, to wszystko ja.
— Czy teraz na mnie wpływasz? — zapytała, nim zebrała myśli, by powiedzieć cokolwiek innego.
— Nie. Każda umiejętność ma swoją słabość. Moją jest, że jeśli ktoś będzie świadomy, że zamierzam na niego wpływać, nie uda mi się to — wyjaśnił spokojnie. — Właśnie pozbawiłem się możliwości kiedykolwiek manipulować już twoimi emocjami.
— Cóż za szlachetność. — Prychnęła, odsuwając się od niego na zupełnie przeciwny koniec łóżka.
Wampir spoglądał na nią uważnie. Nigdy nie podejrzewał, że potrafiła posługiwać się sarkazmem. Musiał stłumić pobłażliwy uśmiech, który zechciał wydostać się na jego usta. To zdecydowanie nie był moment na niego.
— Powiedz mi, jak to jest z tym podpisywaniem umowy w pełni świadomie — zażądała. Czy w trakcie badań wpływałeś na mnie?
— Nie, Michael by to wykrył — odparł zgodnie z prawdą.
— Ale sekundę wcześniej i sekundę później już tak, prawda? — domyśliła się, mówiąc coraz bardziej przepełnionym gniewem głosem.
— Prawda.
— Bardzo się cieszę ze wspaniałości wampirów, którym tak bardzo zależy na dobrze żywicieli. — Gestykulowała teatralnie dłońmi, uśmiechając się jednocześnie w najbardziej sztuczny i przesłodzony sposób.
— Te kilka minut, gdy trwały badania, wystarczyło, abyś kompletnie się ocknęła i odmówiła, jeśli tego byś pragnęła — próbował sprostować wampir.
— No tak. — Prychnęła po raz kolejny. — Bo to wcale nie działa w ten sposób, że jeśli masz cholerną kamerę skierowaną na swoją twarz i wampira dwa metry od siebie, jesteś tak przerażona, że nawet nie potrafiłabyś pomyśleć o odmowie.
— Maureen.
— Postawiłeś mnie w sytuacji bez wyjścia — zarzuciła mu. — Zmanipulowałeś i przekonałeś do czegoś, czego normalnie nigdy bym nie zrobiła. Powiedz mi, o czym jeszcze nie wiem? Bo mam wrażenie, że jest tego trochę.
— Maureen, błagam cię.
Wampir wiedział, że stchórzył, lecz nie zdołał powiedzieć nic więcej. Nie był w stanie przyznać jej się do niczego, zapragnął jedynie błagać ją, by mu wybaczyła, choć nie wiedziała jeszcze, za co tak naprawdę miała wybaczać.
— Powiedz mi, jak zadzwonię na ten numer w kopercie, co mi powiedzą? — zadała kolejne przepełnione gniewem pytanie, wiedząc, że nie otrzyma odpowiedzi na poprzednie. — Wiemy, że byłaś praktycznie nieświadoma tego, co robisz, odkąd poznałaś Victora, ale on nie złamał żadnych zasad, więc żyj tam sobie w tej posiadłości i spróbuj nie uciec znów z krzykiem od tych wszystkich potworów. — Przybrała zupełnie inną barwę głosu, przedrzeźniając mężczyznę, który rzekomo miał odebrać telefon.
— Maureen, to nie tak, że byłaś nieświadoma — próbował wyjaśniać. — Nie mogę zmusić cię do czegoś, czego sama nigdy byś nie zrobiła. Potrafię jedynie uwydatniać i uciszać emocje, które już od dawna się w tobie chowają.
— Świetnie. — Rozłożyła bezradnie ręce. — Uspokoiłeś mnie w stu procentach. Czujesz?
— Maureen, proszę cię...
— Nie, nie proś mnie — przerwała mu. — Nie próbuj się usprawiedliwiać. — Wstała gwałtownie z łóżka i skierowała się w stronę drzwi. — Zrobiłeś to wszystko, bo jesteś okropnie samolubny i chciałeś po prostu, abym zachowywała się tak, jak ci odpowiada. Gdy byłam spokojna i grzeczna, zachowywałam się jak perfekcyjny króliczek, co?
— Chciałabyś stąd odejść? — zapytał, wiedząc, że nie potrafił skomentować tego, co właśnie powiedziała.
— Czy chciałabym? — Zacisnęła ze złości dłoń na klamce. — Oczywiście, że bym chciała. Ale mi nie pozwolisz, prawda?
— Wolałbym, abyś się najpierw uspokoiła.
— Uspokoiła, no tak — syknęła. — Nie przepadasz, gdy twoje jedzenie jest zbytnio wzburzone.
— Przepraszam — szepnął.
— Co to? Chyba się przesłyszałam.
— Przepraszam, że cię zostawiłem — stchórzył po raz kolejny. — Powinienem wiedzieć, że nie zdołasz w zdrowy sposób przepracować wszystkich negatywnych emocji, które do tej pory starałem się uciszać. To był błąd.
— Ogromny błąd. Kosztował cię żywicielkę.
— Proszę, uwierz mi, że nie o twoją krew tu teraz chodzi.
— Więc o co? — zapytała, krzyżując dłonie na piersi. Wampir spuścił głowę, więc wiedziała, że nie otrzyma prędko odpowiedzi. — Problem w tym, że nie potrafię ci wierzyć. Nie wierzę ci nawet, że nie potrafisz już na mnie wpływać. Skoro kłamałeś przez tak długo, jaki jest problem, abyś skłamał i teraz?
— Nie kłamię.
— Nie wierzę ci.
— Proszę, daj sobie odrobinę czasu — błagał ją po raz kolejny, wiedząc, że nigdzie nie zajdzie, kłócąc się z nią o to, czy mówił prawdę.
— Z każdą minutą boję się was wszystkich coraz bardziej — wyznała szeptem, czując ciarki na plecach. — Zwariuję, jeśli tu zostanę.
— Błagam cię, pozwól mi to naprawić — szepnął.
— Dlaczego ci tak zależy? — zadała pytanie, na które nawet on nie znał odpowiedzi.
— Nie wiem.
— Więc daj znać, jak się dowiesz.
— Nie chodzi o krew, to nie ją chcę tu zatrzymać, chodzi o ciebie — powiedział, gdy jej dłoń nacisnęła na klamkę. — Chcę, żebyś mi zaufała, żebyś się mnie nie bała, proszę.
Dziewczyna nie odzywała się przez chwilę. Puściła jednak klamkę i odwróciła się tyłem do drzwi. Spoglądała na niego, a każda sekunda, podczas której to robiła, dłużyła się wampirowi niemiłosiernie. Nie wiedział, co myślała, czuł się niemal nagi, gdy jej brązowe oczy przeszywały go na wylot swoim gniewnym spojrzeniem.
— W jaki sposób zabić wampira? — zapytała w końcu, całkiem zbijając go tym z tropu.
Spojrzał na nią, marszcząc brwi, nie rozumiejąc, ale po jej zdeterminowanym spojrzeniu zrozumiał, że nie odpuści mu.
— Musisz rozłożyć nasze ciało na wystarczająco małe kawałki. Najczęściej robi się to, paląc nas doszczętnie lub wysadzając w powietrze wystarczająco silną eksplozją — wyszeptał, mówiąc w taki sposób, jakby sam obawiał się do tego przyznać. — W przypadku Niższych zadziała również odcięcie głowy lub wyrwanie serca.
— U Wyższych nie? — Nie ukrywała swojego zdziwienia.
— Nie.
— W jaki sposób ciało może funkcjonować bez głowy? — dopytywała.
— Wyrośnie nowa głowa na miejsce starej, a stara obróci się w proch, gdy to się stanie — mówił, postanawiając być z nią w pełni szczery. — Oczywiście na czas oddzielenia głowy od ciała, ciało pozostaje nieruchome, lecz stara głowa zachowuje świadomość, aż nowa ją przejmie.
Maureen pokręciła głową z niedowierzaniem, orientując się, że ma do czynienia z jeszcze większym potworem, za jakiego go początkowo brała. Zrozumiała również, że sama nie byłaby w stanie pozbyć się żadnego z nich. Strach powoli zajął miejsce gniewu, dając o sobie znów znać.
— Jak wygląda twoja druga forma? — kontynuowała z pytaniami, przełykając wpierw ślinę z ogromnym trudem.
— To wilk — potwierdził jej wcześniejsze przypuszczenia.
— Czy możesz przemienić się, kiedy tylko chcesz?
— Tak.
— Pokaż mi ją — zażądała, przyglądając mu się uważnie.
— To nie jest dobry pomysł — poinformował spokojnie. — Ta druga forma jest znacznie bardziej zwierzęca pod każdym względem. Obawiam się, że nie będę w stanie kontrolować swojego pragnienia i zaatakuję cię nieświadomie.
Dziewczyna przytaknęła niepewnie, nie będąc pewna, czy aby na pewno jej nie okłamuje. Podejrzewała, że nie pozbędzie się tego wrażenia przez bardzo długi czas.
— Jeśli nie pozwolisz mi stąd odejść, pragnę po prostu przez chwilę zostać sama — oznajmiła w końcu, chcąc uciec od niego jak najprędzej. Odwróciła się znów do drzwi. — Powiedz swoim pracownikom, że chcę ich widzieć w miarę możliwości jak najrzadziej. Niech mnie unikają, gdy nadchodzę, niech pozwolą mi robić wszystko, co potrzebuję, sama. Zapytam, gdy naprawdę nie dam sobie z czymś rady.
— Oczywiście — zgodził się od razu. — Proszę, zastanów się nad swoją rezygnacją. Jeśli uznasz, że naprawdę nie potrafisz ze mną zostać, pozwolę ci odejść.
— Czyli mam rację z tym, że Rada nic nie zrobi?
— Nie jestem pewien — powiedział, lecz Maureen pokręciła tylko głową i wyszła, nie mając ochoty go już dłużej słuchać.
Zostawiła go samego. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu Victor uznał samotność za coś złego. Gdy nikt do niego nie mówił, mógł słuchać jedynie samego siebie, a każda część ciała wampira dawała mu znać, że już nigdy nie będzie w stanie tego naprawić.
(2328 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro