23. "To głupie, ale..."
Victor nie kłamał, mówiąc, że pośle dziewczynę do lekarza, nawet wbrew jej woli. Wizyta umówiona była na środę, dokładnie tydzień po tym, jak zawarli umowę. Ten tydzień dał mu niesłychanie wiele okazji na obserwację swojej nowej żywicielki. Zawsze miał w zwyczaju to robić, nie ważne, z kim przebywał, więc z zadowoleniem zauważył, że Maureen okazała się fascynująca.
Bardzo szybko przyzwyczaił się do obecności nowej żywicielki. Jej dziecinny charakter bywał momentami irytujący, zwłaszcza gdy używała go do wydostawania się z trudnych sytuacji. Miał jednak znacznie więcej zalet i stanowił niesamowicie interesujące przeciwieństwo jego własnego charakteru.
Najciekawsze było chodzenie z nią na spacery. To stało się już niemalże ich tradycją, że za każdym razem, gdy wampir kończył swoje całodzienne odpoczywanie, Maureen wyciągała go na przechadzkę, nim mógł się całkowicie rzucić w wir pracy. Rzeczy, które dla Victora były niczym, wydawały się oczywiste i nudne, sprawiały, że rozpromieniała się. Fascynowało go to i gdyby księżyc znajdował się aktualnie na niebie, mógłby nawet zasugerować, iż wampir był o to odrobinę zazdrosny.
To, że Victor kupił jej gorącą czekoladę, to, że zobaczyła przechodzące obok nich dziecko w wózku i mogła je zaczepić, to, że mogła chwilę podążać w parku za pospolitym dachowcem, czy to, że przechodząc obok księgarni, zauważyła jubileuszowe wydanie jakiegoś klasycznego romansu... Wszystkie te rzeczy powodowały uśmiech na jej twarzy tak szczery i promienny, że wampir czuł się wobec niego niemal onieśmielony.
Ciekawe okazało się również obserwowanie, jak spożywała posiłki. Nieważne, czy akurat jadła zwykłą kanapkę, czy zamówił dla niej coś specjalnego z najlepszej restauracji w okolicy, za każdym razem wydawała się tak samo wdzięczna, że mogła zjeść coś smacznego. Ekscytacja jedzeniem, którą pierwszy raz zobaczył na jarmarku, nie była tylko zarezerwowana dla tego specjalnego wydarzenia. Wtedy nie zauważył jednak czegoś, co teraz wydało mu się niesamowicie zabawne — dziewczyna mruczała podczas jedzenia. Gdy zwracał jej na to uwagę, przestawała na chwilę, wyraźnie zawstydzona, lecz bardzo szybko się zapominała.
Victor usłyszał ciche kroki, które zmierzały wyraźnie w stronę jego drzwi. Po chwili klamka została naciśnięta, a drzwi nieśmiało uchylone. Uniósł delikatnie kącik ust, gdy wyczuł, jak bardzo szybko biło jej serce.
— Elliott nie powiedział ci, że wchodzenie do mojej sypialni, gdy odpoczywam, jest śmiertelnie niebezpieczne? — Głos wampira był paskudnie zachrypnięty od całego tego czasu, gdy go nie używał.
— Powiedział, ale uznałam, że to zignoruję. — Jej głosik pozostawał słodki i wysoki. Zrobiła się w stosunku do wampira jeszcze bardziej śmiała.
— Jak twoja noc? — zapytał Victor, wstając pomału z łóżka i wygrzebując się spod kołdry, którą wyjątkowo postanowił się przykryć.
— Źle, jak zawsze — odparła takim tonem, jakby była to oczywistość. — Ale i tak sypiam dużo lepiej, odkąd tu mieszkam. Mam chociaż jakiś dłuższy czas pod rząd, w którym się nie budzę. — Wampir wiedział, że ten czas, o którym mówiła, to minuty, jakie mógł sobie pozwolić na spędzenie w jej sypialni, gdy nie goniły go obowiązki.
— A jak wizyta u lekarza? — zadał kolejne pytanie.
— Możemy o tym porozmawiać na spacerze? — poprosiła błagalnym tonem. — Bardzo chcę się przewietrzyć.
Victor zauważył, że włożyła już kurtkę i kozaczki, więc prychnął jedynie pod nosem, wiedząc, że nie miał innego wyjścia.
— Nienawidzę chodzić do lekarzy — poskarżyła się Maureen, gdy szli swoją standardową już ścieżką. Napadało odrobinę śniegu, zaczął się już w końcu grudzień, więc dziewczyna kopała nerwowo w małe breje, które utworzyły się na chodniku. — Gdy siedziałam tam w poczekalni, myślałam, że albo zwymiotuję, albo ucieknę. — Wampir zaśmiał się cicho, słysząc jej marudzenie. — Nie śmiej się! W poczekalni jest zawsze taka paskudna atmosfera...
— Wierzę ci, króliczku — przytaknął lekceważąco. Po którymś razie Maureen przekonała się, że nie warto było protestować co do tego określenia. Musiała zaakceptować, że gdzieś tam po drodze stała się króliczkiem. — A co z diagnozą?
— Nic konkretnego. Dostałam po prostu jakieś tabletki na sen i mam zobaczyć, czy będzie po problemie — mruknęła bez przekonania.
Szli chwilę w ciszy. Victor kontynuował swoje przemyślenia, które przerwała mu wcześniej. Ponieważ minął tydzień, odkąd podpisali umowę, zawsze po tym czasie miał w zwyczaju nagradzać swoje żywicielki, dając im, czegokolwiek pragną. Przeważnie wiedział doskonale, co to miało być. Siedmiodniowa obserwacja wystarczała zazwyczaj, aby odkryć pragnienia kobiet. W tym przypadku był jednak niepewny. Wiedział, że Maureen ucieszyłaby się ze wszystkiego — widział to z tanimi hamburgerami i książkami — ale zastanawiał się, czego chciałaby tak naprawdę. Księżyc spoglądał na niego krytycznie, gdy decydował, że musi to zrobić — musi zapytać się jej o zdanie. Pytanie się kogokolwiek o jego zdanie zazwyczaj nie było typową dla Victora procedurą.
— Jesteś moja już tydzień — zauważył, ściągając tym samym dziewczynę na ziemię. Ona również odpłynęła na chwilę gdzieś do krainy swoich przemyśleń. Zmarszczyła brwi i przytaknęła, zastanawiając się, do czego zmierzał. — Chcę ci jeszcze bardziej umilić czas, który ze mną spędzisz. Postanowiłem, że pozostawię ci wybór, co do istoty nagrody.
— Och, wow, cóż za zaszczyt mnie spotkał, panie Auguście. — Ukłoniła się kpiąco, a gdy już się wyprostowała, zachichotała cichutko.
— Bo się rozmyślę — zagroził, choć nie potrafił czuć choć odrobiny urazy.
— Wybacz, za każdym razem, gdy wchodzisz w ten tryb „jestem bardzo poważnym, potężnym i zapewne równie starym wampirem, ale nie powiem mojej żywicielce, ile mam lat, bo jestem wredny", nie mogę się powstrzymać. — Kontynuowała swój chichot i wymagało to wyjątkowo groźnego spojrzenia ze strony wampira, aby przestała.
— Trzymaj tak dalej, a na pewno się dowiesz — odparł sarkastycznie.
— No weź... Powiedz mi chociaż epokę! — nalegała, ale wampir pozostał niewzruszony. Poprawiła czapkę, która przez całe to chichotanie zsunęła jej się z uszu i teraz smagało je nieprzyjemnie zimne powietrze. — Mam jakieś opcje do wyboru, czy po prostu powinnam coś wymyślić? — skierowała temat z powrotem na nagrodę, którą obiecał jej Victor.
— Po prostu. To może być wszystko, na co masz ochotę. — Spojrzał na jej reakcję, gdy to wypowiedział. Oczy dziewczyny zaświeciły się podekscytowanym blaskiem, a usta rozciągnęły się w chytrym uśmiechu. — Z wyjątkiem informacji o moim wieku — zaznaczył. Zadowolona mina Maureen zniknęła tak szybko, jak się tylko pojawiła.
Szła przez chwilę, nie odzywając się do niego, skupiając się jedynie na kupkach śniegu, które wciąż konsekwentnie rozkopywała swoimi kozaczkami. Nagle jej wyraz twarzy zmienił się znów gwałtownie. Oczy i usta rozchyliły się i przystanęła. Miała pomysł. Victor zauważył tę minę, choć gościła na jej twarzy jedynie przez kilka sekund. Zastąpiło ją coś, co określiłby jako zawstydzenie czy nawet chęć skarcenia samej siebie. Dziewczyna zagryzła mocno wargę zębami i starała się wrócić do swojej posępnej siebie.
— Powiedz mi — zażądał. Maureen podniosła na niego wzrok. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, o czym mówił. — Powiedz mi, na jaki pomysł wpadłaś.
Jej oczy jeszcze prędzej utkwiły w chodniku. Nie zamierzała łatwo się poddać, więc Victor postanowił skorzystać ze swoich sztuczek. Położył jej jedną dłoń na ramieniu, przytrzymując ją, by się zatrzymała, a palcami drugiej chwycił jej podbródek, znów krzyżując ze sobą ich spojrzenia. Bardzo szybko zauważył, że odpuszcza swoje zacięcie, gdy jej wzrok uciekł gdzieś w bok i westchnęła zrezygnowana.
— Czy to mogą być jedynie materialne rzeczy? — dopytała, gdy zaczęli kontynuować swój chód.
— Możesz prosić o wszystko — zapewnił. Nawet jeśli z początku chodziło mu o coś materialnego, nie był w stanie ukryć swojego zaciekawienia, jaka prośba przyprawiła dziewczynę o takie zawstydzenie.
— To głupie, ale... — przerwała, odrzucając głowę w tył i wypuszczając długo powietrze ustami. Poczekała, aż chmura, którą zrobił jej oddech, zniknie. Przedłużała to sztucznie, ale nie frustrowało to wampira. On zawsze miał mnóstwo czasu. — Wiesz, że mam problemy ze spaniem. W ciągu ostatnich paru lat udało mi się wyspać zaledwie kilka razy. Dwa z tych razów były, gdy znajdowałeś się w pobliżu. Nie wiem, czy to jakieś wampirze sztuczki, a może wystarcza sama twoja obecność, ale pomagasz mi zasnąć. — Czuła, że cała ta przedmowa była zupełnie niepotrzebna, ale mimo wszystko nie mogła się powstrzymać przed jej wymówieniem. — Chciałabym, żebyś pozwolił mi ze sobą spać — wydusiła z siebie w końcu.
Wampir nie wiedział, czego się spodziewać, ale wciąż mógł z pewnością stwierdzić, iż tego się nie spodziewał. Spojrzał na księżyc. Co powinien o tym sądzić? Jego astralny towarzysz nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, więc porzucił wpatrywanie się w niego.
— Ja nigdy nie śpię — odpowiedział w końcu, widząc jej zaniepokojone spojrzenie.
— Ale odpoczywasz cały dzień — zauważyła. Jej czekoladowe oczy wydawały się wiercić w nim dziurę swoim błagalnym wyrazem.
— Spanie w dzień nie jest naturalne dla człowieka — rzucił kolejnym argumentem.
— Spanie w dzień jest lepsze niż brak spania — odparła. Teraz gdy odważyła się już go o to poprosić, nie zamierzała odpuścić.
— A co z tabletkami? — Wampir również nie dawał za wygraną.
— Czy nie lepiej nie musieć ich przyjmować? Jeśli jest naturalna metoda na problem, który musiałabym rozwiązać lekami, dlaczego z niej nie skorzystać?
— Trudno się nie zgodzić. — Westchnął wampir. — No dobrze, jeśli to ma być twoją nagrodą, zgodzę się, aby mieć cię przy sobie, gdy odpoczywam w dzień.
Prośba dziewczyny była jednocześnie urocza i niepokojąca. Victor wiedział doskonale, że Maureen zaczynała czuć do niego coś więcej i to mu się nie podobało. Większość żywicielek, jakie miał, używały nowo zdobytego bogactwa do bawienia się, brylowania w towarzystwie. Wampir, czyli ten, który im je dostarczył, był gdzieś w tym wszystkim zagubiony, nie przejmowały się nim. Ta żywicielka spędzała z nim wyjątkowo dużo czasu i obawiał się, że dość prędko będzie musiał złamać jej serce, a wybitnie nie miał na to ochoty.
— Jesteś niesamowita, wiesz, króliczku? — mruknął tak beznamiętnym głosem, że trudno było z niego wyczytać jakąkolwiek intencję.
— To dobrze czy źle? — dopytała zaciekawiona.
— Jeszcze nie wiem — odparł, nakazując jej gestem dłoni, aby znów zaczęła iść.
(1622 słowa)
Informacja dla tych, którzy czekają na kontynuację mojej serii o wampirach:
Już jutro zapraszam Was na "Pąki Nadziei", gdzie pojawi się nowy rozdział, zapowiadający nadejście trzeciej części serii!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro