21. "Wyśpij się dobrze"
„Wyśpij się dobrze" — te słowa wampira zabrzmiały w jej głowie, gdy po raz kolejny przewracała się z boku na bok. Spowodowały kolejną falę nieprzyjemnego dzwonienia w uszach i wyrzutów sumienia, że już nie wywiązywała się ze swoich obowiązków, a nie minęła jeszcze nawet doba, odkąd podpisała umowę.
Spojrzała na stojący na stoliku nocnym zegarek. Świecące się na czerwono cyfry, zdawały się złowieszczo oznajmiać, że dochodziła trzecia w nocy. Maureen schowała twarz w poduszkę i jęknęła sfrustrowana.
Nie czuła w tamtym momencie zmęczenia, ale wiedziała doskonale, że to wszystko da o sobie znać, gdy nadejdzie poranek i będzie już zbyt późno na spanie. Chwyciła do ręki swój telefon, bez skutku zadzwoniła do Keiry, a następnie zaczęła przeglądać po raz setny te same wiadomości ze świata. Od zawsze uważała, że nie było nic nudniejszego niż polityka, więc miała nadzieję, że być może pomogą jej usnąć.
Postanowiła, że pójdzie się czegoś napić. Po co? Nie miała pojęcia. Wcale nie chciało jej się pić. Nie wierzyła też, że to w czymkolwiek pomoże, ale nie potrafiła już znieść dłuższego bezczynnego leżenia. Okryła się cienkim, lecz bardzo miękkim, kocem, który znalazła poskładany w szafie i po cichu udała się do kuchni. Drzwi do jej sypialni znajdowały się naprzeciwko drzwi pokoju wampira. Pomiędzy nimi była antresola z ustawionym na niej miejscem do wypoczynku, wisząca nad salonem.
Nie chciała mu przeszkadzać, był środek nocy, więc zapewne musiał właśnie coś robić. Najciszej, jak potrafiła, zaczęła schodzić po schodach. Na szczęście całą jedną ścianę pierwszego piętra zajmowały okna, które dawały cudowny widok na miasto nocą. Świecące się za nim światła, wystarczyły dziewczynie i nie musiała żadnego zapalać w mieszkaniu. Obserwowała chwilę księżyc. Był tej nocy wyjątkowo piękny i jasny, on również przyczyniał się do tego, że dobrze widziała.
Opamiętała się, nalała sobie szklankę wody i wypiła ją duszkiem. Niemalże na palcach zaczęła wracać do góry. Zatrzymała się, zauważając zmianę. Drzwi sypialni Victora były teraz uchylone. Zacisnęła dłoń, w której trzymała koc, by nie zsunął się z jej ramion. Nie słyszała, jak mężczyzna chodził po swojej sypialni, ale on zapewne musiał ją usłyszeć. To wyglądało jak zaproszenie, a ona z jakiegoś powodu nie potrafiła mu się oprzeć.
Nabrała głęboko powietrza w płuca i popchnęła drzwi, aby otworzyły się jeszcze szerzej. Rozejrzała się, choć w tym pomieszczeniu nie było to już łatwe zadanie. Większość światła blokowały ogromne, grube kurtyny, których Victorowi zapewne nie chciało odsuwać się na noc, bo w końcu potrzebował ich za dnia.
Sypialnia wydawała się pusta. Wiedziała, że połączone z nią były jeszcze dwa pomieszczenia, ale poczuła nagle dziwny niepokój. Jej ciało podpowiadało jej, że nie powinna go szukać, nie powinna plątać się sama w nocy po jego mieszkaniu. Zupełnie kłóciło się to z ciekawością, którą odczuwała jeszcze kilka chwil temu. Chwyciła za klamkę i zaczęła przymykać wejście do pokoju, modląc się w duchu, aby nie zaskrzypiały.
— Wejdź, króliczku. — Usłyszała jego głos. Jej serce zaczęło bić nieprzyzwoicie szybko, reagując na informację, że drapieżnik był w pobliżu. — Jestem w gabinecie — poinformował spokojnie. Choć drzwi do niego były zamknięte, a spod spodu nie świeciło się żadne światło, dziewczyna nie miała powodu, aby mu nie wierzyć. Wiedziała, że w tamtym momencie nie było również już odwrotu.
Jakimś cudem udało jej się dostać pod wejście do gabinetu. Cieszyła się, że Victor nie był bałaganiarzem. Była prawie pewna, że nie dostrzegłaby leżącej na ziemi przeszkody. Delikatnie nacisnęła na klamkę, weszła do środka i rzuciła okiem na pomieszczenie. Teraz miała na czym zatrzymać swój wzrok, bo w rogu znajdowała się para ciekawie jej się przyglądających, błyszczących oczu. Poczuła, że skóra na jej rękach zjeżyła się. Jeszcze nie była przyzwyczajona do nieludzkości wampira.
— Wybrałaś się na nocne ratowanie świata przed potworami? — zapytał, wymownie spoglądając na jej pelerynę z koca. — Czy będę twoją pierwszą ofiarą? — Dziewczyna słyszała po jego głosie, że się uśmiechał.
— Nie umiałam zasnąć — mruknęła, spuszczając wzrok.
— Często ci się zdarza, co? — Jego pytanie nie brzmiało wcale, jakby chciał uzyskać odpowiedź. Wypowiedział je wszechwiedzącym głosem i kiwnął powolnie głową, jakby sam sobie odpowiadał.
— Niestety — przyznała mu rację. Spojrzenie wciąż utkwione miała w podłodze.
— I co mam ci na to poradzić? — Starał się brzmieć na autentycznie bezradnego. Doskonale wiedział, co mógłby zrobić, ale był ciekawy, jaki pomysł na jego pomoc miała dziewczyna. Cieszył się, że księżyc siedział grzecznie schowany za zasłonami, bo inaczej na pewno miałby coś do powiedzenia na ten temat.
— Chciałam po prostu porozmawiać — szepnęła, zbierając w sobie odwagę, by to zrobić. — Wyjątkowo dobrze spałam wczoraj, gdy zasnęłam na filmie. Filmy oglądałam setki razy, to ty byłeś tamtego wieczora nowy, więc to zapewne o ciebie chodziło. — Wypowiadając kolejne słowa, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie musiała ich mówić. Coś jednak kazało jej zaufać wampirowi, tak jak działo się to już wiele razy przedtem.
— Jeśli sądzisz, że ci to pomoże — spojrzał jej w oczy, bo w końcu podniosła na niego swój wzrok — nie mam nic przeciwko temu.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością i chciała już przejść kilka kroków, by spróbować znaleźć się na krześle za biurkiem, ale czyjeś dłonie obejmujące ją w pasie, przeszkodziły jej w tym. Zaskoczona pisnęła i zorientowała się, że siedzący jeszcze przed chwilą na fotelu w rogu wampir, zmaterializował się za nią.
— Czy ty się teleportujesz? — powiedziała głośniej, niż zamierzała, prawie wrzucając pomiędzy te słowa przekleństwo. Instynktownie wykonała kilka kroków w tył.
— Po prostu twoje oczy są na mnie zbyt wolne — mruknął zadowolony, że udało mu się ją przestraszyć. Wciąż sądził, że należała jej się nauczka za to, jak wcześniej lekceważąco go potraktowała.
Wziął ją na ręce niczym pannę młodą, ignorując protesty. Jej początkowy plan znalezienia się na krześle przy biurku szybko okazał się niemożliwy do wypełnienia, gdy wampir wrócił wraz z nią na fotel, który wcześniej zajmował. Usadził sobie Maureen na kolanach, a następnie ją objął.
Wzięła kilka głębokich oddechów, gdy zauważyła, że strach i niepewność zniknęły w ułamku sekundy. Poczuła niesamowitą chęć, aby wtulić się w niego jeszcze bardziej. Rozluźniła się i niepewnie oparła głowę o jego pierś. Miała nadzieję, że Victor nie zauważy, jak ogromną przyjemność jej to sprawiało.
— Gdy tylko rano otworzą się gabinety, Elliott umówi cię gdzieś na wizytę — poinformował głosem nieprzyjmującym sprzeciwu, choć dziewczyna to właśnie zamierzała zrobić.
— Nie chcę iść do lekarza — zaprotestowała, a jej głos brzmiał wyjątkowo dziecinnie. Victor uznał, że to musiała być kwestia tego, iż czuła się przy nim bezpiecznie. Taki wydawał się być jej normalny charakter.
— Wybacz, ale na czas trwania umowy przejmuję kontrolę nad kwestiami związanymi z twoim zdrowiem — przypomniał jej surowo.
Dziewczyna marszczyła brwi jedynie przez kilka chwil, bo wampir bardzo szybko zaczął delikatnie gładzić jej włosy. Ten gest wydawał się Maureen aż nieprzyzwoicie przyjemny. Nie interesowała się już niczym, tylko bezceremonialnie objęła go w pasie i ułożyła się wygodnie na jego piersi. Z jakiegoś powodu czuła się w tamtym momencie tak, jak całe życie pragnęła się czuć — bezpieczna.
Victor wiedział, że miał przed sobą maleństwo, które w życiu przecierpiało wiele i teraz domagało się pieszczot. Uśmiechnął się delikatnie, ciesząc się niewinnością jej reakcji. Czułby się jeszcze lepiej, gdyby nie świadomość, że to on przysporzył jej w ostatnim czasie zmartwień. Był jej to winien, aby teraz pomóc jej przynajmniej zasnąć w spokoju. Dziewczyna ziewnęła dyskretnie, jakby na zawołanie.
— Zmęczona? — zapytał, nawijając sobie kosmyk jej włosów na palce. W dalszym ciągu niesamowicie podobał mu się ciepły i naturalny czekoladowy odcień brązu.
— To był bardzo intensywny dzień — zauważyła, prychając. — Chyba w całym życiu nie wydałam tylu pieniędzy. Nie wiem jeszcze, czy jestem zadowolona, czy zła. Gdy dojdę do wniosku, że jestem zadowolona, nie mam pojęcia, jak ci się odwdzięczę. — Mówiła, choć doskonale wiedziała, że jej przemyślenia zapewne nie interesowały wampira. Nie potrafiła powstrzymać przy nim słowotoku.
— Ja już dobrze wiem, jak mi się odwdzięczysz — szepnął jej do ucha, na co dziewczyna zachichotała cichutko.
— No tak. — Przejechała palcami po śladach na szyi. — Jeszcze mam ślad.
— Normalnie na drugi dzień już go nie ma — zapewnił, również oglądając jej ranę. — Byłem po prostu zbyt spragniony i podekscytowany. Niczym szczeniak. — Prychnął, kręcąc głową. Złożył na ranie pocałunek, a jego intencja wydała się dziewczynie przepraszająca.
— Kiedy ostatnim razem miałeś żywicielkę? — kontynuowała ze swoimi pytaniami. Zastanawiała się, kiedy wampir uzna, że powiedział jej już wystarczająco. Na razie korzystała jednak z jego wylewności.
— Sześć lat — odpowiedział po chwili, podczas której na pewno zastanawiał się nad właściwą liczbą.
— Czy kobiety, które trafiają w twoje gusta, są trudne do znalezienia? — dopytała, słysząc tak dużą cyfrę.
— Problem tkwi raczej w moich gustach, a nie kobietach. — Zaśmiał się. — Są bardzo specyficzne, ostrożnie formowane przez lata doświadczenia.
— Ile masz lat? — Spojrzała zaciekawiona w jego świecące oczy. Podobało jej się, w jak dobrym wydawał się humorze.
— A dlaczego chcesz wiedzieć? — nie podał jej od razu odpowiedzi, rozbawiony nieco iskierkami, które wydawały się zaświecić w jej brązowych oczach. Nie potrafił nawet wyrazić, ile rozrywki zapewniała mu ta drobna osóbka.
— Elliott nie był w stanie mi na to odpowiedzieć, a mówił, że pracuje już dla ciebie bardzo długo. Po prostu jestem ciekawa, bo domyślam się, że ta liczba jest dość spora. — Starała się mówić nonszalancko, ale bardzo kiepsko wychodziło jej ukrywanie podniecenia w głosie.
— Wiesz, co mówią ludzie, prawda? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła — wyrecytował podniosłym głosem. — Jesteś o setki lat za młoda, aby być ciekawska — mówiąc to, ścisnął delikatnie jej pulchny policzek.
Dziewczyna odsunęła się od niego, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Zamierzała coś odpowiedzieć, lecz ledwo otworzyła usta, by nabrać w nie powietrza, oboje usłyszeli dzwonek telefonu wampira.
Victor podniósł urządzenie z wyraźnym niezadowoleniem, mrużąc oczy ze względu na światło, które właśnie do nich napłynęło w nienaturalnej ilości. Gdy udało mu się rozszyfrować nazwę osoby, która do niego dzwoniła, zmarszczył brwi.
— Wybacz, to ważne — powiedział, na co Maureen przytaknęła ze zrozumieniem.
Postanowiła chwilowo zrezygnować z oburzenia, które wciąż powinna czuć po jego niezadowalającej odpowiedzi. Znów oparła głowę o jego pierś i otuliła się szczelnie kocem. Victor mówił w języku, którego nie znała. Jego głos był jednak przyjemnie spokojny i niski. Głównie wypowiadała się osoba po drugiej stronie, a od odpowiadał krótkimi zdaniami.
Sama obecność Victora, a do tego wsłuchiwanie się w jego rozmowę w połączeniu z kojącym bawieniem się jej włosami, czego nie przestawał robić, okazało się mieszanką niezwykle usypiającą dla dziewczyny. Nim się obejrzała, oczy zamknęły jej się same z siebie, a umysł uciekł gdzieś do dalekiej krainy snów. Na całe szczęście tym razem nieprzepełniona była traumatycznymi wizjami przeszłości.
Wampir zauważył, że spała, dopiero gdy zakończył swoją rozmowę. Bez trudu uniósł ją i postanowił przenieść na łóżko w swojej sypialni. Upewnił się, że leżała wygodnie i nie będzie jej zimno. Odwrócił się, chcąc powrócić do swoich obowiązków. Miał jeszcze kilka rzeczy do zrobienia tej nocy. Zatrzymał się jednak w drzwiach do gabinetu. Spojrzał na nią.
Wystarczyło dosłownie kilka chwil, podczas których nie był blisko niej, aby zaczęła oddychać szybciej, a jej serce od razu wzmogło swoją działalność. Westchnął. Zadzwonił jeszcze tylko w jedno miejsce, bo wiedział, że to absolutnie musiał zrobić przed świtem. Następnie przebrał się w nieco wygodniejsze ubrania i wrócił do niej.
Dokładniej przykrył ją kołdrą, wsuwając się ostrożnie do łóżka i obejmując ją. Cały czas pytał samego siebie, dlaczego dokładnie to robił. Ta logiczna część jego mówiła, że wszystko to wpływało po prostu na jakość krwi dziewczyny. Wiedział, że gdyby jednak księżyc mógł teraz na niego spojrzeć, podpowiedziałby mu, że to jedynie część powodu.
(1928 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro