20. "Noce są najgorsze"
Victor odwiózł Maureen pod samo mieszkanie. Dziewczyna zdążyła poinformować go po drodze, że nie miała nawet torby, do której mogłaby się spakować. Wampir posłał jej na to pełne politowania spojrzenie, ale obiecał załatwić problem. Był przyzwyczajony, że jego żywicielki pragnęły pieniędzy, ale rzadko kiedy wybierał takie, które miały zupełnie pustą kieszeń.
— Czy ta Rada jest wyżej w hierarchii wampirów od ciebie? — zapytała, gdy wracali przez lasy do miasta. Trzymała w dłoniach kopertę, którą dostała od Michaela. Nie otworzyła jej jeszcze.
— Są w stanie mnie skontrolować i wyciągnąć konsekwencje, owszem — odparł, ale nie było w jego głosie szacunku właściwego dla osoby, która mówi o kimś ważniejszym od siebie.
— Czemu na herbie są takie zwierzęta? — kontynuowała.
— Myślałem, że skończyliśmy już z pytaniami. — Uniósł brew, zauważając z delikatnym rozbawieniem jej stale wzrastającą śmiałość i ciekawość.
— Nie mogę ich zadawać, gdy wpadną mi na bieżąco do głowy? — W jej głosie słychać było odrobinę dziecinnego naburmuszenia.
Victor spojrzał na nią, a następnie na księżyc. W przeciwieństwie do dziewczyny, tamten drugi nigdy nie miał pytań. Wampirowi trudno było jednak stwierdzić, czy to dobrze, czy źle.
— My, Wyższe, jesteśmy w pewien sposób związane z konkretnymi zwierzętami — udzielił bardzo szczątkowego wyjaśnienia. — Na herbie są zwierzęta, które związane są z założycielami Rady.
Maureen chciała zapytać o coś jeszcze, lecz zatrzymali się właśnie na parkingu przed jej blokiem. Posłała Victorowi smutny uśmiech i pożegnała się niechętnie. Bardzo nie chciała zostawać sama. Coraz mniej bała się wampira, a resztki strachu wypychane były przez wrodzoną ciekawość.
— Czy coś się dzieje? — odezwał się Victor, zauważając jej zawahanie.
— Nie chcę zostawać sama — jęknęła, nie starając się nawet kłamać. — Byłam sama już zdecydowanie za długo.
— Od jutra będziesz mieszkać ze mną — zapewnił pokrzepiająco. — Dzisiaj powinnaś się wyspać i pożegnać.
— Wiem — mruknęła, wysiadając. Zignorowała fakt, że nie miała absolutnie nikogo, z kim powinna się żegnać, a wyspanie się graniczyło z cudem.
— Czy to była prośba? — zapytał, a jego zadziorny uśmiech zdradzał, że z jakiegoś powodu cała ta sytuacja go bawiła.
— Nienawidzę cię — burknęła, teraz ani trochę nie powstrzymując już tych słów.
Victor zaśmiał się cicho, gdy dziewczyna zatrzaskiwała za sobą drzwi samochodu. Przeszła już kilka kroków w bardzo przyspieszonym ze zdenerwowania tempie, ale zatrzymała się, słysząc trzaskanie drugich drzwi.
— Wiesz, że będę musiał cię opuścić przed wschodem słońca, prawda? — upewnił się, gdy weszli razem do windy.
— Nie szkodzi, to noce są najgorsze. — Uniosła delikatnie kącik warg, spoglądając na niego z wdzięcznością.
— Dlaczego tak sądzisz? — Dla wampira było wprost przeciwnie. To dzień kojarzył mu się ze wszystkim tym, czego nienawidził.
— Noce są ciemne i zimne, a do tego niepokojąco ciche, gdy mieszka się w tak małym mieście. W nocy nie powinno się nic robić, więc zostaje nieprzyjemnie wiele czasu na przemyślenia i wspomnienia, które dają sobie spokój w dzień.
— Twoja przeszłość jest zagmatwana, prawda? — zapytał, gdy zauważył, jak nieobecny stał się nagle jej wzrok.
— Jest po prostu traumatyczna, nie ma w niej nic skomplikowanego. — Prychnęła, wiedząc, że jej poczucie humoru związane z tymi wspomnieniami było niesamowicie wymuszone.
— Czy kiedykolwiek próbowałaś coś z tym zrobić? Mam na myśli lekarza lub terapeutę.
— Myślałam, że skończyliśmy już z pytaniami. — Starała się jak najbardziej naśladować jego głęboki głos, co wyszło dość żałośnie.
— To bardzo dziecinne przedrzeźniać kogoś, wiesz, króliczku? — Pokręcił głową.
— Nie tak dawno mówiłeś, że moja dziecinność jest urocza — zauważyła, wychodząc jako pierwsza z windy i kierując się do swoich drzwi.
— W niektórych przypadkach, owszem. Nie, gdy zadaję poważne pytania. — Dziewczyna zwróciła uwagę, że jego głos był rzeczywiście bardzo sztywny, chyba bardziej niż kiedykolwiek do tej pory.
Wpuściła ich do mieszkania, unikając wciąż kontynuowania tematu swoich problemów. Nie znosiła, gdy musiała o nich z kimkolwiek rozmawiać. Victor nie był wcale wyjątkiem, choć jakiś cichy głosik gdzieś w głębi jej duszy podpowiadał jej, że powinien nim być. Nie podobało jej się, że te ciche głosiki zdawały się ostatnio zupełnie zagubić, będąc w stosunku do wampira zdecydowanie zbyt ufne.
— Czy to mechanizm obronny? — dopytywał, gdy Maureen wciąż się nie odzywała. — A może sposób na ucieczkę od rzeczywistości?
— Masz uprawnienia, żeby to stwierdzić?
— Mam doświadczenie.
— Czy możemy o tym nie rozmawiać? Jesteś tu po to, abym czuła się lepiej nie gorzej — warknęła być może bardziej surowo, niż chciała. Wampir wydawał się delikatnie zaskoczony jej stanowczością, ale błyskawicznie powrócił do swojego normalnego wyrazu twarzy.
— Dobrze, ale wrócimy do tego w bardziej sprzyjających warunkach. — To zdanie zabrzmiało dla dziewczyny jak groźba, ale nie zamierzała się w tamtym momencie z nim o to kłócić. — W takim razie, na co masz ochotę? Co robimy?
— Film? — Wampir wzruszył ramionami, pokazując, że wszystko mu jedno. — Co powiesz na „Zmierzch"?
— Bardzo śmieszne.
***
Obudził ją dźwięk dzwonka do drzwi. Gwałtownie otworzyła powieki, orientując się, że na zewnątrz było już całkiem jasno. Spojrzała na swój telefon. Dziesiąta. Poderwała się z kanapy, na której leżała. Victora nigdzie oczywiście nie było, ale nim wyszedł, musiał jej chyba podać jakiś środek nasenny. Choć to mało prawdopodobne, Maureen była przekonana, że tak właśnie było, bo normalnie nigdy by nie spała do tej godziny.
W końcu dobiegła do drzwi, otwierając je. Po drugiej stronie zobaczyła kuriera z wyjątkowo dużą paczką, więc zmarszczyła brwi na jego widok. Niczego przecież nie zamawiała. Podziękowała mu, gdy potwierdził, że przesyłka zaadresowana została do niej. Wzięła z kuchni dość spory nóż i zaczęła dobierać się do środka.
Wewnątrz znajdowała się dużych rozmiarów walizka, która miała na sobie logo marki, którą nawet Maureen znała. Westchnęła i pokręciła głową, gdy zdała sobie sprawę z tego, że będzie ona pewnie warta więcej niż jej zawartość. Na folii owiniętej dookoła torby znajdowała się kartka, którą ktoś tam przykleił.
„Mam nadzieję, że się wyspałaś. Nie ukrywam swojej radości na samą myśl o Twojej przeprowadzce. Wyślę kogoś, aby zabrał Cię już niebawem. — V"
Dziewczyna nie marnowała czasu. Ponieważ wcześniej wszystko przygotowała, układała jedynie starannie swoje rzeczy w walizce. Była naprawdę pojemna, więc zostało w niej wyjątkowo dużo miejsca. Odetchnęła zadowolona, gdy skończyła ze wszystkim.
Z każdą upływającą minutą pojawiało się więcej stresu. Wyglądała przez okno na parking i wypatrywała samochodów, które mogły należeć do ludzi Victora. Wiedziała, że takie auto będzie wybitnie nie pasować do całego otoczenia jej osiedla.
Nie musiała czekać długo, aż zobaczyła czarny, nowiutki i błyszczący samochód. Zdecydowanie odstawał od wysłużonych pojazdów, które zaparkowane były już pod blokami. Wysiedli z niego dwaj mężczyźni, obaj ubrani w garnitury i długie płaszcze. Jeden z nich był starszy i dość otyły, a drugi wydawał się jego zupełnym przeciwieństwem — zbudowany jak kulturysta, co widać było nawet pod zimowymi ubraniami, miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat.
Serce podskoczyło jej do gardła. Wiedziała, że został tylko moment, nim oficjalnie zostanie żywicielką Victora. Po kilku chwilach po jej mieszkaniu po raz kolejny rozległ się dźwięk dzwonka. Podeszła nieśpiesznie do drzwi, otwierając je z bolesnym niemal przełknięciem śliny.
— Dzień dobry, pani Velschevska — powiedział ten starszy z nich, kłaniając się staromodnie.
Dziewczyna przywitała się grzecznie, lecz nie kryła swojego zakłopotania ze względu na to, że sama mężczyzny nie znała.
— Proszę mi wybaczyć, gdzie moje maniery — opamiętał się, widząc jej niezręczny uśmiech. — Nazywam się James Elliott, jestem tu z polecenia pana Victora Augusta.
Przytaknęła. Nie spodobał jej się wzrok, którym na nią spoglądał i wyraz jego twarzy, gdy wypowiadał imię wampira. Czuła od niego niesamowitą ilość niechęci. Zastanawiała się, czy to świadczyło bardziej o nim, czy może o panu, któremu służył.
— Proszę nam pokazać, gdzie znajdują się pani rzeczy, które należy zabrać. — Uśmiechnął się sztywno, rozglądając się po mieszkaniu.
Dziewczyna nie próbowała nawet protestować czy zapewniać ich, że sama sobie da radę. Podejrzewała, że ten człowiek, o ile był człowiekiem, chciał mieć z nią jak najmniej do czynienia. Skierowała wielkiego mężczyznę do salonu, gdzie stała jej walizka.
— Tylko jedna torba? — zapytał Elliott, widząc, z czym wracał jego towarzysz. Maureen znów przytaknęła, nie odzywając się. — Teraz już rozumiem, dlaczego pan Victor uznał zakupy za konieczne.
— Co takiego? — Zmarszczyła brwi.
— Nie wracamy jeszcze do apartamentu — oznajmił, a wydawał się z tego faktu równie niezadowolony, co dziewczyna. — Otrzymałem listę, na której zapisane są rzeczy, jakie należy kupić. Pan Victor zakazał wracać, nim nam się uda.
— Och — wydusiła z siebie, spuszczając wzrok. — To brzmi wyjątkowo poważnie jak na zwykłe zakupy.
— Proszę się przyzwyczajać, taki jest już pan Victor. — Elliott zaśmiał się nerwowo, drapiąc jednocześnie po kilkudniowym zaroście, który miał na twarzy.
***
Nim zdążyli dojechać do najbliższej galerii handlowej, która wymagała godzinnej drogi do zupełnie innego, większego miasta, Maureen przyznała się mężczyźnie gdzieś w normalnej rozmowie, że dzisiaj jeszcze nic nie jadła. Elliott zareagował bardzo gwałtownie na tak zwykłą informację i natychmiast kazał kierowcy zlokalizować najbliższą restaurację, by się tam zatrzymać. Wydawało jej się, że był bardzo zdenerwowany tym faktem.
Dziewczyna nie miała ochoty jeść, czując, jak ściśnięty był jej żołądek od całego stresu, który nie chciał jej opuścić, odkąd wstała. Sługa Victora absolutnie nie zamierzał przyjmować do wiadomości, że Maureen nic nie chciała. W końcu zamówił za nią, nawet nie mówiąc jej, co. Westchnęła, ale uznała, że być może będzie to dla niej dobry moment na zdobycie jeszcze większej ilości informacji.
— Czy powie mi pan, proszę — zaczęła rozmowę, gdy czekała na swoje jedzenie — jak długo dla niego pracuje?
— Hm — mruknął, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. — Będzie już z piętnaście lat.
— Och. — Nie kryła zaskoczenia, słysząc tak dużą liczbę. — W takim razie można chyba powiedzieć, że zna pan go dość dobrze.
— Pan Victor to ktoś, kto większość rzeczy zachowuje dla siebie — odparł. — Wiem o nim jedynie tyle, ile dał mi się dowiedzieć.
Kelnerka podeszła do nich, stawiając przed Maureen talerz. Dziewczyna zajrzała do niego, by ujrzeć bardzo kolorową sałatkę z pełnoziarnistymi grzankami i kurczakiem. Nie była wcale zawiedziona, a nawet uśmiechnęła się z wdzięcznością do Elliotta. Poprosiła jeszcze o szklankę wody.
— Jeśli chce pani o coś zapytać, bo zapewne o to się rozchodzi, proszę pytać, ale odpowiadać będę tylko, jeśli będzie pani jadła — ostrzegł, spoglądając wymownie na potrawę przed nią.
Dziewczyna postanowiła być posłuszna, więc odpakowała zawinięty w serwetkę widelec i nabiła na niego pierwszą porcję potrawy.
— Jaki on jest w stosunku do swoich żywicieli? — zapytała, upewniając się, że dookoła nikt ich nie usłyszy i przełykając jednocześnie pierwszy kęs.
— Bardzo miły — odpowiedział, a słowo „miły" wydawało się ledwo przejść mu przez gardło. Dziewczyna uniosła jedną brew, słysząc to zawahanie. — Zawsze przestrzega umowy i dba o ich samopoczucie. — Uśmiechnął się sztywno.
Maureen wlepiła wzrok w swoją sałatkę. Elliott zdecydowanie nie pałał sympatią do swojego pracodawcy.
— Czy to zawsze kobiety? — kontynuowała, tym razem z pytaniem, które nie będzie dotyczyć charakteru wampira.
— Tak — potwierdził, pozbywając się kwaśnej miny. — Nie wiem tego, ale mam wrażenie, że działa to u wampirów podobnie do orientacji seksualnej.
— Ile on ma lat? — wypowiedziała kolejne pytanie, nie marnując czasu.
— Nie mam pojęcia. — Wyglądał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. — Wiem na pewno, że nasza rodzina służyła mu od mojego prapradziadka. — Znów zrobił odrobinę przerwy, obserwując, jak Maureen pakowała do ust kolejny kawałek kurczaka. — Nie powinienem pani tego wszystkiego mówić. — Pokręcił głową i wyglądał, jakby próbował się opamiętać. — Proszę, kontynuujmy z naszym dzisiejszym planem.
***
Gdy przyjechali do apartamentu, na zewnątrz zdążyło się już zrobić prawie całkiem ciemno. Dziewczyna była zbyt zmęczona, aby dokładniej przyglądać się wnętrzu tymczasowego mieszkania Victora. Zauważyła jedynie, że było bardzo nowoczesne, ale jednocześnie zupełnie pozbawione charakteru. Stwierdziła, że miało to sens, biorąc pod uwagę, że jego właściciele wynajmowali je i nikt nie mieszkał tu na stałe.
Miała wrażenie, że jej nogi dosłownie odpadną. Podeszwy w tanich trampkach nie zapewniały stopom zbyt wiele pomocy przy tak długim chodzeniu. Elliott nie żartował, mówiąc, że nie pozwoli jej wrócić, nim kupią wszystko, a Victor dosłownie oszalał z ilością rzeczy, które umieścił na liście. Wampir miał nawet wymagania do materiałów, z których miały zostać wykonane. Dziewczyna czuła się coraz bardziej niezręcznie za każdym razem, gdy mężczyzna płacił w sklepach coraz to większe sumy. W pewnym momencie musiała przestać je dodawać, obawiając się, że jeśli jej żołądek zacisnąłby się choć odrobinę bardziej, zwymiotowałaby.
Victor usłyszał zamieszanie panujące na dole. Leniwie mrugnął kilka razy powiekami i nabrał parę głębokich wdechów. Powoli zwlókł się z łóżka i zupełnie bezgłośnie wydostał się ze swojej sypialni, stając w cieniu na szczycie schodów. Nasłuchiwał ich rozmowy. Elliott dyszał i jąkał się przy mówieniu nawet bardziej niż zawsze. Musiał być wycieńczony i zirytowany. Wkrótce znaleźli się również w zasięgu jego wzroku.
— Proszę sobie usiąść. — Elliot wskazał swoją pulchną dłonią na stołek znajdujący się przy wysepce kuchennej. Kuchnia była bardzo nowoczesna, otwarta, a z salonem dzielił ją jedynie ten rząd wysepek. Dziewczyna nie protestowała. Teraz była zwrócona do wampira plecami, więc nie było szans, aby go ujrzała. Zauważył, że jej zmęczenie dorównywało temu sługi. — Ma pani ochotę na herbatę?
— Poproszę jedynie szklankę wody — odparła, rozglądając się delikatnie na boki. Przyjęła z podziękowaniem postawiony przed nią napój i niezwłocznie upiła kilka sporych łyków. — Gdzie on jest? — zapytała, wciąż oglądając się ukradkiem po mieszkaniu.
— Pan Victor? Zapewne jeszcze odpoczywa — oznajmił spokojnie i sobie nalewając wody.
Dziewczynę przestało zadowalać to, co widziała przed sobą, więc całkiem odwróciła się na stołku, zaglądając za siebie. Jej wzrok zatrzymał się od razu na schodach, które znajdowały się z prawej strony salonu i prowadziły na zawieszoną nad nim antresolę. To właśnie tam, w cieniu, odrobinę dalej od barierki, zauważyła parę świecących się oczu.
Gdy Victor zorientował się, że został zauważony, zaczął pomału schodzić na dół. Uśmiechnął się chytrze do dziewczyny. Wiedział, że od tego dnia oficjalnie będzie należała do niego.
— Już nie możesz się doczekać, aż mnie zobaczysz, co? — zapytał z triumfalnym uśmieszkiem. Spowodował nim rumieniec u dziewczyny, która zorientowała się, że usłyszał jej ciekawskie pytanie. — Jak zakupy? Znalazłaś wszystko, co potrzebowałaś?
— Znalazłam — potwierdziła, kiwając głową — choć nie mogę powiedzieć, że potrzebowałam tego wszystkiego. — Wywróciła oczami, myśląc o zapakowanym po brzegi bagażniku. — Swoją drogą, co masz przeciwko spodniom? — Uniosła brew, rozbawiona odrobinę kategorycznym zakazem, który znalazł się na liście Victora.
— Uważam, że to najgorsza rzecz, która kiedykolwiek przytrafiła się kobietom — odparł zupełnie poważnie, pozbywając się dotychczasowego uśmiechu.
— Jestem w stanie pomyśleć o kilku gorszych rzeczach, które przytrafiły się kobietom — odpowiedziała zadziornie.
— Jeśli chodzi o ubiór — sprostował.
— Dobrze, panie feministo. — Uśmiechnęła się szeroko, pijąc łyk wody, aby powstrzymać dziecinne chichotanie.
— Czy ty się ze mnie wyśmiewasz? — zapytał, choć raczej bardziej stwierdził, z mieszanką rozbawienia i podirytowania w głosie. Dziewczyna wciąż miała zanurzone wargi w wodzie, próbując wyglądać jak najbardziej niewinnie. — Powinienem cię znów wystraszyć?
— Czy to odrobinę nie mija się z celem? — odpowiedziała pytaniem, kuląc się delikatnie na siedzeniu. Wiedziała, że igrała w tamtym momencie z ogniem. — Czy straszenie mnie nie wpłynie negatywnie na smak mojej krwi?
Wampir prychnął, po czym pokręcił głową z niedowierzaniem. Spojrzał za okno. Księżyc nie był w stanie mu powiedzieć, skąd ta mała dziewczynka brała takie pokłady odwagi.
— Chodź ze mną — wyciągnął w jej stronę dłoń — nim się rozmyślę co do naszej umowy.
Maureen uśmiechnęła się słodko, wiedząc, że wygrała. Grzecznie położyła swoje palce na jego dłoni i pozwoliła mu zamknąć je w szczelnym uścisku. Zaczął ją prowadzić w kierunku schodów, a następnie dalej, do drzwi, które znajdowały się na końcu korytarza połączonego z antresolą.
— Michael stwierdził, że jesteś warta jeszcze więcej, niż początkowo zakładałem — mruknął, gdy weszli razem do jego gabinetu. Pomieszczenie to połączone było z sypialnią, więc i ją miała okazję zobaczyć. Zupełnie nic nie rzuciło jej się w tym miejscu w oczy. Nowoczesne, bez duszy, jego opis pozostawał dla niej ten sam. — Na umowie napisał pięćdziesiąt tysięcy.
— Tysięcy funtów? Na miesiąc? — dopytała, nie ukrywając nawet, że jej szczęka uderzyła właśnie o podłogę. Cieszyła się niesłychanie, że Victor polecił jej zająć miejsce na obrotowym krześle, które stało przy biurku, gdy on sam chodził po pokoju. Gdyby to ona stała, mogłaby się przewrócić.
— Dokładnie tak. — Victor również nie zamierzał chować swoich uczuć. W jego przypadku było to jednak niesłychane zadowolenie z faktu, że uznała tę propozycję za tak atrakcyjną.
— W jaki sposób będę dostawać te pieniądze? Co z podatkami? — Ta realistyczna część osobowości dziewczyny, która przejawiała się bardzo rzadko, a którą próbowała w niej wyszkolić Keira, obudziła się wyjątkowo.
— Podpisujemy dwie umowy. Naszą, wampirzą, oraz taką, która będzie mieć znaczenie dla ludzi. Według tej drugiej z nich będziesz osobistą asystentką Elliotta. — Dziewczyna kiwnęła szybko głową, przyjmując do wiadomości obie informacje. — Podpisujemy je na rok. Jeśli będziesz chciała przedłużyć naszą współpracę, a specjalista nie znajdzie ku temu przeciwwskazań, nie ma najmniejszego problemu.
— Co, jeśli będę chciała wcześniej od niej odstąpić? — dopytała, zauważając, że Victor ominął ten aspekt.
— Musisz mieć konkretny powód i skontaktować się z osobą, której dane masz na liście w kopercie. Ona rozstrzygnie, czy możesz to zrobić — odpowiedział bez problemu. — Nigdy jednak nie zdarzyło mi się, żeby jakakolwiek żywicielka chciała rozwiązać umowę ze mną.
— Co z moim długiem? — zadała kolejne pytanie. Choć pytała wampira o tak wiele, wciąż czuła, że nie wiedziała o tym wszystkim absolutnie nic.
— Elliott zajmuje się takimi rzeczami. Nie martw się, jest raczej niezawodny — uspokoił ją. — Gdy jesteś pod moją opieką, nie musisz się niczym martwić. — Podszedł do niej, nachylił się i wyjął z szuflady dwie teczki. Podsunął je jej pod nos i położył na nich długopis, który, jak się domyśliła, musiał wyjąć z kieszeni marynarki.
Słysząc głos swojej przyjaciółki w głowie, zachowała ostrożność i przeczytała każde słowo, które zapisane było na kartkach papieru. Dopytywała wampira w kilku miejscach, a on, jednocześnie cierpliwy i nieco rozbawiony, odpowiadał na jej pytania. W końcu postawiła swój podpis we wszystkich miejscach, które tego wymagały.
— Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię pragnąłem — wymruczał, a dziewczyna dostała ciarek na całym ciele, słysząc, jak niski stał się jego głos. Znajdował się za nią, pochylając się, niemal opierając brodę o jej ramię, gdy siedziała na krześle. — Serce niesamowicie szybko ci bije, króliczku — zauważył, uśmiechając się i ukazując swoje białe zęby. Na szczęście dla dziewczyny, jego kły pozostały schowane. — Nie masz się czego bać.
— Więc przestań próbować mnie wystraszyć — burknęła, odwracając się i odpychając go. Wampir wyprostował się i zaśmiał się w odpowiedzi, choć jego mina zdradzała, że właśnie został przyłapany.
— Pokażę ci resztę mieszkania — zaproponował, znów wyciągając ku niej dłoń. Wstała, korzystając z jego pomocy i pozwoliła mu się gdzieś poprowadzić.
Na pierwszym poziomie, gdzie otwarta kuchnia połączona z salonem, znajdowała się jeszcze jedynie toaleta. Na drugim były dwie sypialnie, każda z przyłączoną łazienką i gabinetem. Pokoje należące do dziewczyny okazały się po prostu mniejszą wersją tych wampira. Poza tym faktem różniły je jedynie wiszące nad łóżkami ozdoby i kolor pościeli — u Maureen obraz przedstawiał łąkę z kwiatami, a poszewki były w pasującym do niej jasnoróżowym kolorze, a u wampira ocean i ciemny niebieski.
— Podoba ci się pokój? — zapytał ją, gdy uważnie obserwowała wszystko dookoła.
— Tak, jest niesamowity, dziękuję. — Uśmiechnęła się. Poczuła nagle okropne zmęczenie, z pewnością spowodowane nadmiarem wrażeń, które dostarczył jej ten dzień. Ziewnęła mimowolnie.
— Już cię nie zanudzam — zapewnił odrobinę rozbawiony. — Wyśpij się dobrze — nakazał, chwytając jej dłoń i całując ją w bardzo staromodny sposób.
(3273 słowa)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro